czwartek, 2 lipca 2015

Rozdział pięćdziesiąty

Jade's P.O.V






- Spieprzaj - Rzucam w Harry'ego poduszką, kiedy ten znowu ściąga ze mnie kołdrę.
- Samolot! - narzeka, a ja podnoszę jedną powiekę i patrzę na niego zła. - Jade, cholera, to nie moja wina, że wczoraj zebrało ci się na oglądanie filmów po nocy!
- Musiałam jakoś się ogłupić po tym pogrzebie - Wciskam twarz w poduszkę i odwracam się na brzuch, nie zwracając już kompletnie uwagi na chłopaka.
- Dan chce nas odwieźć - Styles przewraca mnie na plecy, po czym zaczyna ciągnąć mnie za rękę w stronę krawędzi łóżka.
- Już nie jest zły na Susan, że chce lecieć? - mruczę, w końcu pozwalając się podnieść. 
- Jest - Harry stawia mnie na nogi i uśmiecha się do mnie szeroko. - Widzisz, wcale nie jest tak źle wstać czasem o piątej rano!
- Jest gorzej - jęczę i przecieram oczy dłońmi. Podnoszę telefon i patrzę na skrzynkę odbiorczą. Wczoraj pisałam z Aronem do późna, oglądając jednocześnie filmy, podczas gdy Pan Ciemności ślinił mi koszulkę, bo bezczelnie na niej spał. Budziłam go wyjątkowo często, ale z racji tego, że zasypiał właściwie od razu, nie było to takie uciążliwe. A teraz, ten wyspany idiota wymaga ode mnie, żebym była wesoła i rześka od bladego świtu. 
Co do samego Arona i Susan, to w dalszym ciągu trudno mi określić ich relacje. Jednak to oczywiste, że wszystko idzie w dużo lepszym kierunku niż wcześniej. Nie odzywali się do siebie po pogrzebie, ale zdarzyło się im wymienić uśmiechy w naszej pieszej wędrówce do domu. Jednak coś się między nimi złamało. Może z winy Susan, może Arona, sama nie wiem. Będą starali się to teraz odbudować. Trzymam za nich kciuki, bo wizja przyszłości bez naszej przyjaźni jakoś mi się nie uśmiecha. 
Harry siada na łóżku, buszując w swoim telefonie. Patrzę na niego przez chwilę i widzę, że coś go gryzie. Myśli nad czymś strasznie intensywnie, cały czas przeglądając facebook'a, jakby to miało jakoś odciągnąć jego myśli od zmartwienia.
- Wiesz, jeżeli chcesz pogadać, zawsze mogę ograniczyć czas na ubieranie się i zrobić to w samolocie - zagaduję, a on podnosi na mnie swoje spojrzenie. 
- Myślę o Susan i Lou - tłumaczy, a mnie dziwi, że robi to tak od razu, nawet nie buntując się i nie krzycząc, że to nie moja sprawa. Zaplatam dłonie nad głową i przeciągam się.
- Dlaczego? Rozmawiałeś z Louis'em? 
- Tak... Myślisz, że Susan kocha Arona? - pyta, zaciskając mocno wargi. Otwieram usta zdziwiona. Kręcę niepewnie głową, bo przecież to co było między nimi, to przeszłość. Przynajmniej ze strony samej dziewczyny.
- Myślę, że jest jej przyjacielem. Wiesz, gdyby oni byli sobie pisani, to powinno być dużo prostsze - zauważam i chwytam swoją torbę, rozpinając ją. Zaczynam dopychać do niej ubrania, żeby mieć się co założyć również dzisiaj. Harry siedzi cicho, wystukując butem jakiś rytm. W końcu odwracam się do niego i pytam: - Idziemy?
- Tak, czekają na nas. Zjemy coś w samolocie, wszystkie torby już są - zaczyna wyliczać na palcach rzeczy, o których nie może zapomnieć. - Masz leki? - Kiwam głową. - Inhalator? Dobra, to chyba wszystko. Możemy iść, przynajmniej tak mi się wydaję - Pociera swoje policzki, odbiera ode mnie torbę i wychodzi, mijając mnie w drzwiach. - Twoi rodzice jeszcze śpią, napisałem im kartkę, że nie chcieliśmy im przeszkadzać. Susan i Louis'a obudziłem wcześniej.... Tak, chyba wszystko załatwione - stwierdza pewnie, po czym uśmiecha się. - Jestem dzisiaj taki zorganizowany!
- Gratuluję - mruczę, zwlekając się po schodach.
Obrzuca mnie zawistnym spojrzeniem, co ma być karą za brak entuzjazmu. Uśmiecham się do niego sztucznie i mówię:
- Nie denerwuj mnie rano. Siniak ledwo ci zszedł, zawsze mogę ci nabić drugiego - grożę, a Harry parska śmiechem.
Epizod naszej nocy na kanapie poszedł w zapomnienie. Tata naprawił drzwi, które rozwaliłam, mi zrosła się ręka, a po siniaku Styles'a nie ma żadnego śladu.
W końcu udaje nam się opuścić dom i skierować do samochodu. Louis wciska właśnie ostatnie torby do bagażnika, a Susan siedzi obrażona na przednim siedzeniu. Podchodzę ostrożnie do tylnych drzwi, po czym je otwieram, co zwraca na mnie uwagę pana Dana.
- Dzień dobry - witam się, rzucając Su przepraszające spojrzenie, bo ta chce mnie zapewne zabić, że w ogóle odezwałam się do jej ojca, czyli najgorszego wroga.
Dan kiwa głową i dalej wpatruje się w ulice. Chwilę po tym Louis i Harry zajmują miejsca po moich obu stronach, zmuszając mnie do siedzenia na środku. Tłumaczą to tym, że jestem najmniejsza i mam zdecydowanie najkrótsze nogi. Niezadowolona godzę się na jazdę między nimi, ale nie powstrzymuję kilku komentarzy na temat ich chamstwa, bo zmuszają dziewczynę do takiej niewygody. Z Louis'em na czele, próbujemy zagadać Su, ale ona zbywa nas głośnym mruknięciem. Jest zła na tatę, który ostatecznie jest przeciwny jej wyjazdowi. Co nie zmienia faktu, że nas podwozi. Kochany człowiek.
Opieram głowę na ramieniu Louis'a i przymykam oczy. Chcę mi się spać tak strasznie, że nie obchodzi mnie to, że jedziemy po pieprzonych dziurach, a moja głowa obija się o bark chłopaka.
Całą podróż mija mi bardzo szybko, może dlatego, że zasypiam. Budzi mnie niski głos, którego właściciela widzę, kiedy tylko podnoszę powieki. Harry uśmiecha się nade mną, a ja patrzę na niego zdziwiona. 
- Długo już mnie nosisz? - pytam, patrząc w dół.
- Czekamy na samolot już jakieś dziesięć minut, więc mniej więcej tyle. Dobrze się spało? - Patrzy na mnie rozbawiony.
- Wyciągnąłeś mnie z samochodu, a ja nawet nie poczułam? - Rozglądam się dookoła, a on tylko kiwa głową.
- Susan i Louis żegnają się z Dan'em, ja mam polecenie siedzenia tu z tobą i pilnowania cię - oznajmia, a ja szybko wyswobadzam się z jego objęć i staję na nogi.
Siadam na krzesłach, które są niedaleko. Mam ochotę się położyć, nawet tutaj, ale obawiam się spojrzeń innych, którzy zapewne doszliby do wniosku, że jestem pijana. Zaraz, jakich innych? 
- Jesteśmy na lotnisku? - pytam, rozglądając się w poszukiwaniu pasażerów.
- Tak, na lotnisku Enza. Jaśniepan zażyczył sobie prywatną część, tylko dla swoich samolotów - Harry przewraca teatralnie oczami.
- Ciekawe jakie to uczucie, tak sobie po prostu budować lotniska - Zaczynam swoje przemyślenia, ale chłopak mi nie odpowiada. Zawiesza swój wzrok na parze, która idzie w naszą stronę. Susan wygląda na trochę szczęśliwszą, może Louis'owi udało się coś ugrać. No, chyba że pogodziła się z tatą. Chociaż w to wątpię, w końcu po kimś musi mieć opór osła. Przyjaciółka jednak nie ma mnie zamiaru poinformować co wywołało uśmiech na jej twarzy. Siada obok mnie i trąca mnie palcem w bok.
- Uśmiechnij się! - oznajmia wesoło.
- Hipokrytka - parskam pod nosem, ale to kompletnie nie psuje jej nastroju.
Zaczyna ożywioną rozmowę z dwójką chłopaków na temat samochodów. Kiedy kolejny raz słyszę, że Toyota to gówno, po prostu się wyłączam. Nie mogę normalnie funkcjonować rano, to po prostu nierealne.


************


Mechanicznie podnoszę się z miejsca i ruszam za tłumem. Tłumem, czyli moją trzyosobową grupką, która idzie w stronę samolotu. Chyba nawet tego samego, którym z Harry'm wróciliśmy do kraju. Ale cholera wie, ile Enzo ich ma. Zostaję uciszona, kiedy zaczynam narzekać, że oprócz tego, że jestem głodna, jestem jeszcze niewyspana. Koniec końców, siadam obrażona na oddzielnej kanapie. Louis i Harry zajmują jedno naprzeciwko mnie, a Susan rozsiada się w fotelu, wyłączając w tym samym czasie telefon. 
Jestem dobra w zaczynaniu rozmowy, ostatnio opanowałam tą sztuczkę. Nawijam więc bez sensu o filmach, grach i muzyce. Susan pierwsza łapie temat, dzieląc się ze mną swoimi spostrzeżeniami na temat jakiegoś tam horroru. Chłopcy na początku zachęcani naszymi pytaniami, w końcu dołączają do rozmowy. I tak po prostu rozmawiamy, co przecież jest ważne w przyjaźni. O wszystkim i o niczym, ale to zabija czas, czasami nas bawi i zbliża do siebie. Moje zmęczenie odchodzi w niepamięć. Przejeżdżam wzrokiem po całej trójce. Susan wygląda tak, jakby ktoś odjął jej nóż od gardła. W końcu jest spokojna, można nawet powiedzieć, względnie szczęśliwa. Louis, który oczywiście wiernie dzieli z nią każde uczucie, również wygląda o niebo lepiej. Jednak miss piękna jest dziś wyspany Harry, który nie przejmuje się już niczym. No, może tylko tym, że jego zdanie na temat kina jest inne niż zdanie Louis'a, więc trzeba się o to pokłócić.
Nie obchodzi nas to, że lecimy do Irlandii poszukać czegoś, co mogłoby nas naprowadzić na to, co wyjaśniałoby przypadłość Harry'ego. Traktujemy to bardziej jak wakacje. Nikt z nas nie myśli teraz o tym, mimo, że jest to cel naszej wyprawy. Zamyślam się, bo nie wiem, czy to dobrze czy źle, że jesteśmy tacy spokojni.
- Możesz sobie w dupę wsadzić Titanica! - wybucha ktoś nagle, co przywołuje mnie do chwili obecnej.
- Zamknij się, Fox, nic nie wiesz o dobrych filmach - kontratakuje ktoś, a ja stwierdzam, że nie chcę brać udziału w tej rozmowie. - Całe szczęście, że już jesteśmy. Mam dość twojego bezguścia. 
- Harry! - oburzam się, bo dochodzi do mnie, kto i dlaczego się kłóci. 
- Podobał ci się Titanic? - Patrzy na mnie oburzony i wyrzuca ręce w powietrze. 
- Tak, pewnie, że...
- Widzisz, wieśniaczko? - Uśmiecha się szeroko do Susan. 
- Jakby głos Jade coś zmieniał - Piorunuję ją spojrzeniem. - Jade, nigdy nie widziałaś ,,Szybkich i Wściekłych", nie masz prawa wypowiadać się na temat filmów! - Ucina mnie, a ja chcę coś jej odpowiedzieć, ale ze smutkiem przyznaję jej racje.
- Nadrobię to! - obruszam się, a wszyscy kiwają z żalem głowami. - Serio!
- Zapnijcie pasy, zaraz lądujemy - przypomina nam Lou, bo nad naszymi głowami zapala się lampka, oznajmiająca, że zaraz podchodzimy do lądowania.

***********


- Nie odbiera, pewnie gra w scrabble z Filipem! - Harry wciska z impetem czerwoną słuchawkę i wrzuca telefon do mojej torebki, w której zdążył się już zadomowić. Niosę jego okulary, mp3, a teraz również telefon.
- Czekamy dopiero 10 minut - zauważam cicho, odgarniając włosy z twarzy.
Siedzimy na irlandzkich stołkach, na irlandzkim lotnisku. To miejsce, mimo, że byłam tu raz, kojarzy mi się bardzo dobrze. Czemu? Bo to tutaj Harry pierwszy raz okazał się być łaskawy dla mnie. Przyjechał po mnie, ba, można powiedzieć, że nawet się wystraszył, kiedy się dowiedział, że tu jestem! A teraz nasza relacja jest najdziwniejszą z możliwych. Nie wiem czym jesteśmy. Nie jesteśmy parą, nie jesteśmy przyjaciółmi. Jesteśmy ,,Jarry", a przynajmniej tak nazwał nas Aron, kiedy mieliśmy przyjemność się z nim upić. Z radością zauważam, że dostałam sms'a od przyjaciela. Pyta jak lot i jak się czuję. Szybko wystukuję odpowiedź, że dobrze, jesteśmy już na miejscu. Kiedy mam już pytać co u niego, czuję czyjąś głowę na moim barku. Patrzę zdziwiona, kiedy widzę, że Susan Fox dobrowolnie się do mnie przytuliła.
- Jesteś chora? - pytam, marszcząc brwi, na co w odpowiedzi wzdycha.
- Patrz na niego - Wskazuję palcem na Lou, który chodzi krok w krok za Harry'm, kiedy ten próbuje po raz kolejny dodzwonić się do Walker'a. - Po prostu... Boże.
- Rozumiem, że między wami dobrze? - Opieram głowę o jej.
- Nie rozumiem tego uczucia. Uwielbiam nawet ten jego kaczy tyłek. Nie chodzi o to, że jest idealny. Po prostu jest taki... czuły - kończy z miną wyrażającą uwielbienie, a ja parskam śmiechem. 
- Kaczy tyłek - powtarzam głupio, a ona uderza mnie w ramię.
- To nie jest najważniejsze teraz! - zauważa. 
- Moglibyście już być razem. Odwlekanie tego niczego nie zmieni - zauważam i od razu dodaję: - Nie waż się mówić, że nie wiesz, czy on tego chce. Louis Tomlinson jest w tobie zakochany. On i jego kaczy tyłek.
- Przestań już  tym - śmieje się, zaciskając oczy. - To samo mogę powiedzieć o tobie i Harry'm.
- To zupełnie inna sprawa - Podnoszę się z miejsca, kiedy widzę, że chłopcy wykonują taniec zwycięstwa na widok nadjeżdżającego samochodu. Kierowca zatrzymuję się przed nimi i odbiera od nich bagaże. Nie poznaję go, ale zauważam na drzwiach samochodu mały samolot, znak firmy Enza. Pozbywam się wszelkich wątpliwości i ruszam w jego stronę, ciągnąc za sobą rozklejoną Susan. 
- Moje panie - Kierowca kłania się nisko, na co dygam niezgrabnie.
 Nie mogę się przyzwyczaić do wyniosłości i manier służby Walkera. To zdecydowanie nie w moim guście. Harry uśmiecha się do mnie głupio, zapewne widząc moje zażenowanie. Zanim wsiadamy, Styles rzuca cicho do znajomych:
- Pamiętajcie, dla Enza i wszystkich tutaj, Jade i ja jesteśmy parą.
Stoję z otwartymi ustami. Kompletnie o tym zapomniałam. Po chwili zostaję wciągnięta do środka samochodu, który podobnie jak służba, jest zbyt wyrafinowany dla mnie, ale nie mam prawa narzekać. Harry rozgaduje się z kierowcą, najwyraźniej się znają. Bawię się swoimi paznokciami. Słyszę chrząknięcie, więc podnoszę wzrok. Prawie wybucham śmiechem, kiedy widzę, że Harry szczerzy się do bocznego lusterka, tak, że siedząc na miejscu za nim, bez problemu mogę dostrzec w nim jego uśmiechnięte odbicie. Pokazuję mu język, na co ten się obraża i wraca do kierowcy, który nazywa się chyba Pat. Nie mija dużo czasu, a wjeżdżamy na znajomy mi już dziedziniec, pod ogromną willą Enza. Zadzieram głowę i patrzę na czarny dach. Nie mogę powstrzymać tego odruchu, mimo, że byłam tu już raz. Samochód zatrzymuję się gwałtownie, na co Pat zbiera opierdziel od Harry'ego, za nieostrożne jeżdżenie. Biedny Pat.
Wszyscy wysiadamy i od razu wita nas zapach chłodnego, deszczowego powietrza. Przygryzam język między zębami, żeby nie zacząć trząść się z zimna. Pat, Louis i Harry biorą walizki i kierują się w stronę drzwi, w których dostrzegam Filipa. Szczerzę się jak nienormalna, wyprzedzam ich i biegnę się z nim przywitać. 
- Panienko! - krzyczy uradowany rozkładając ręce, na co ja wpadam w jego ramiona, trochę go tym szokując.
Potem przychodzi czas na oficjalną część. Filip wita się z Harry'm, który reaguje podobnie jak ja i również go przytula. Susan i Louis przestawiają się kulturalnie kamerdynerowi. Pat znowu zbiera ochrzan za to, że pozwolił gościom nieść bagaże. Trochę mi go szkoda, więc bronie go, mówiąc, że akurat trochę ruchu im nie zaszkodzi. Pat patrzy na mnie z wdzięcznością, a Harry i Lou naburmuszają się i obrażają.
Filip wprowadza nas do domu, mówiąc na wstępie, żebyśmy się nie przejmowali jego rozmiarem. 
- Pan Enzo nie może się doczekać, żeby was zobaczyć - trajkocze lokaj, tachając ze sobą bagaże. - Chcę również bardzo poznać panią Fox i pana Tomlinsona. Wasze sypialnie są obok siebie, tam gdzie zawsze. Panicz Harry potem wam pokaże - wyjaśnia, ale mam wrażenie, że robi to mechanicznie. Jakby się bał, że pomyli formułkę. Patrzę na Harry'ego porozumiewawczo, ale on już jest w swoim świecie. W swoim domu. Cieszy się jak dziecko, przemierzając korytarze za lokajem, nie mogąc doczekać się spotkania z Enzem. - Zaniosę bagaże do pokoi, pan Enzo jest w swoim gabinecie - Odwraca się nagle Filip, zatrzymując się przez rozwidleniem korytarzy. 
Zgodnie ruszamy za Harry'm, który momentalnie chwyta moją dłoń. Odwraca się i rusza brwiami. No tak, przecież jesteśmy ,,parą".  
- Wow - komentuje Susan. - Mogę dostać mapę? 
- Zaczniesz się łapać za parę dni - stwierdzam cicho, patrząc na zdobiony sufit. - Masz lepszą orientacje w terenie niż normalny człowiek, dasz radę.
Harry ciągnie mnie w bok, skręcając w jakiś korytarz. Poznaję go! To tu jest gabinet Enza. Przyklejam uśmiech na swoją twarz, a kiedy stajemy pod drzwiami, pukam kilka razy.
- Wejść! - słyszymy znajomy głos. Pan Ciemności wpada do środka pierwszy, po prostu pałając entuzjazmem.
Dostrzegam, że mężczyzna za biurkiem w ogóle się nie zmienił od ostatniego spotkania. Enzo zrywa się z miejsca i podbiega do nas.
- Harry! - krzyczy wesoło, ściskając nas mocno. - Jade! A wy musicie być Louis i Susan! Tyle się o was nasłuchałem! - Ściska nas wszystkich po kolei, jak najbardziej chcąc okazać swoje szczęście. - Tęskniłem!
- My za tobą również - odpowiadam odruchowo, a mężczyzna wraca na mnie spojrzeniem. 
- Moje kochane gołąbeczki! - zachwyca się nami, a my unosimy nasze splecione dłonie w górę, dając znać, że tak, dalej jesteśmy razem.
Walker cieszy się jak nigdy przez cały dzień. Zasypuje nas pytaniami, historiami, wszystkim na raz. Oprowadza nas po domu, cieszy się jak nigdy. Sam Harry jest zdziwiony  jego entuzjazmem, który sam Ezno tłumaczy swoją samotnością. Nie lubi siedzieć tu sam, a towarzystwo Filipa jak widać mu nie wystarcza.
Wysyłam rodzicom sms'a, że już jesteśmy, dolecieliśmy zdrowi i bezpieczni. Chowam telefon do kieszeni i wracam do wysłuchiwania kolejnej historii gospodarza, na kompletnie nieznany mi temat. Kiwam głową, jakbym coś rozumiała, kiedy do pokoju wchodzi Harry. Szukał czegoś w łazience, sama nie wiem, ale zostawił nas tutaj na kilka minut. Chłopak bez większego zastanowienia przysiada się obok mnie i zarzuca mi rękę na ramię. 
- Enzo, mam pytanie - zaczyna, jednocześnie bawiąc się moimi włosami. Wtulam się w jego bok. Żeby było naturalnie. Tak, właśnie dlatego. - Narodowa biblioteka. Bardzo potrzebuję się tam dostać - mówi bez ogródek, wpychając do ust winogron, leżący na szafce obok niego.
- Mogę ci dać samochód, to nie tak daleko. Po co chcesz tam jechać? - Walker marszczy brwi podejrzliwie.
- Szukam czegoś na uczelnie, a z tego co wiem, ta książka jest tylko tam  - zmyśla bez problemu, a ja jestem zdumiona tą umiejętnością. 
- Jaka książka? - Teraz zaczyna się robić gorzej. Cholera.
- Stary znicz. I kwiat. Na pustyni - mówi głuchym tonem, na co ja zaczynam się śmiać.
- Przepraszam, ale to straszny chłam - wymyślam, zaczynając grać w grę chłopaka. - Ale ten autor jest beznadziejny. Jak on się nazywał, kochanie? 
- Zabijęcię. John Zabijęcię - Zaciska zęby i patrzy na mnie wściekły. - Z Japonii.
- Też go nie lubię - stwierdza Louis, powstrzymując napad śmiechu. - Czytałem ,,Cebula, czyli jak zrozumieć kobietę".
- Zabiję cię - Pan Ciemności cały kipi ze złości, a my zanosimy się śmiechem, nie zwracając uwagi na zdezorientowanego Enza.
- Tak, właśnie jego - dodaje Lou z uśmiechem.


**********

- Nie, nie mam zamiaru się odzywać - obrusza się Harry, kiedy wbijam mu palec w brzuch.
Stoimy na parkingu pod biblioteką. Styles dalej jest na nas obrażony, bo jak stwierdził, mogliśmy zniszczyć jego misterny plan. Nikt jednak nie zwraca na niego szczególnej uwagi. Nasze myśli wędrują do książki, którą mamy znaleźć. Prawie wbiegamy po schodach, czując rosnące podniecenie. Po to tu jesteśmy, a dopiero teraz zaczynamy odczuwać ciekawość. Gramolimy się razem w drzwiach, nie chcąc nikomu dać wejść przed sobą. Harry szybko okazuje kobiecie kartę Enza, a ta tylko kiwa głową.
Wychodzimy z białego przedsionka, który nie był w żaden sposób niezwykły. Ale może było to celowe zamierzenie. Teraz regały, które sięgają pod sufit, zdają się być monstrualne. Zadzieram głowę i otwieram usta.
- Kurwa - Słyszę obok siebie głos, ale nie wiem czyj. 
Jest tu miliard, nawet więcej książek. Biblioteka ma chyba ze cztery piętra wysokości, a wszystkie ściany okalają schody, pozwalające na dostęp do różnych wysokości półek.
- Zabierajmy się do pracy - mówię drętwo i na chwiejnych nogach ruszam przed siebie.
Osobno, cała nasza czwórka buszuje między książkami, wchodząc i schodząc po schodach. Nic. Kompletnie nic, nawet nie ma tabliczki z napisem ,,Pierdolone Legendy". Żadnego śladu. 
Jestem beznadziejnie obolała, kiedy postanawiam jeszcze raz wejść po schodach na samą górę. Mijam się z Susan, która właśnie stamtąd wraca, i posyłam jej smutny uśmiech. Nie możemy się poddać, ona gdzieś tu jest. Na pewno.
Kiedy tracę nadzieję, bo siedzimy tu już jakąś godzinę, staję w końcu na samym szczycie. Jestem prawie pod sufitem, na najwyższym poziomie, gdzie książki są zakurzone i szczerze powiedziawszy, ohydne. Opieram się o barierkę i patrzę w dół. Zaraz zrzygam się od nadmiaru słów. 
Nagle ktoś łapie mnie w talii. na co odwracam się przestraszona. Mam wrażenie, że wpadnę w dół, jednak silne ręce skutecznie mnie przed tym chronią.
- Styles! Przestraszyłeś mnie! Nie dość, że wyglądasz jak brudas, to jeszcze skradasz się jak idiota! - oburzam się, jednocześnie wycierając palcami jego umorusany nos. 
- Przyszedłem podziękować ci, że tu przyleciałaś - mówi poważnie, marszcząc brwi.
- Podziękujesz mi, jak znajdziemy książkę - wzdycham i opuszczam ręce na jego biodra. - Póki co, niczego nie wskóraliśmy.
- Damy radę - Uśmiecha się uroczo, więc robię to samo. I wtedy to zauważam.
- Legendy! - krzyczę i odpycham go na bok, po czym prawie wtykam nos między książki. - Szukaj jej! - poganiam go, prawie rozrywając na strzępy wszystkie egzemplarze, które nie okazały się być tym jedynym. 
A potem trzęsącymi rękami go wyciągam. Pamiętam ten tytuł. To to. To nasza książka. Zakrywam usta dłonią i odwracam się do Harry'ego.
- Szybko! - wyrywa się ze mnie pisk, po czym lecę pędem na dół. Prawie zrzucamy ze schodów jakiegoś faceta, biegnąc w obłędzie przed siebie. Cztery piętra niżej brakuje nam już oddechu, ale na pewno nie chęci. Louis i Susan siedzą przy stoliku, studiując jakieś beznadziejne książki, które zdecydowanym ruchem zrzucam.
- Co wy... - Susan milknie, kiedy widzi książkę. - To ona?
Kiwam niewyraźnie głową. Otwieram ją i czując za sobą obecność Harry'ego, zaczynam wertować pożółkłe strony.
- Jest - piszczę, widząc znajome mi słowa. Nachylam się i wyraźnie odczytuję: - Zwać go będą Somniator Mortem, a przekleństwo jego.... przejdzie na każdą kolejną osobę, która o klątwie dowie się.
- Co? - niewyraźny głos Harry'ego dochodzi do moich uszu. Zauważam, że odruchowo chwyciłam jego rozdygotane ręce. - Jak to każda kolejna osoba? 
- Każdy kto się dowiedział... - tłumaczę cicho, bardziej sama sobie. - Kto o tym wie?
- Wasza trójka - Styles kręci głową z niedowierzaniem. - Jaka kurwa klątwa, jak to przejdzie?
- Pierwsza osoba, najbliższa wyklętemu, przejdzie przez największe katusze. Zginie nim upłynie lat pięć od poznania, rujnując wcześniej wszystko, co kiedykolwiek uznała za wartość nieprzeciętną - czytam drętwym głosem, który łamie się na końcu. Zapada grobowa cisza, nie przerywana niczym. Nie słyszę jak oddychają. Wszyscy wiedzą. Louis. - Druga ,przeklęta będzie, a nieszczęście zabierze jej wszystko, co kiedykolwiek stało się dla niej znaczące - Nie poznaję swojego głosu Susan. Mój oddech przyspiesza, kiedy przewracam kartkę, wiedząc, że czas przeczytać swój wyrok. Ja, ja jestem trzecia. Wbijam paznokcie w zimną jak lód rękę Harry'ego. - Nie ma. Nie ma kartki. Nie ma trzeciej osoby - mówię histerycznym głosem. - Ktoś ją wyrwał.


-----------------------------------------

Kochani! Z góry przepraszam za błędy, może nikt tego do rana nie przeczyta, bo teraz serio jest już późno :( Poprawię to jak wstanę.
A więc była w szpitalu, dlatego tak długo nie było rozdziału ;( A teraz do was wracam! Osobiście twierdzę, że rozdział jest napisany okropnie, ale muszę się rozgrzać i wrócić do jako takiej formy :D
DZiękuję wam za tyle wejść, za to, że zostaliście i się o mnie martwiliście! Kocham was :*
A! No i zostałam nominowana do bloga miesiąca! :D (Bardzo dziękuję osobie, która mnie zgłosiła ;*)
Jeśli chcecie pomóc mi wygrać, możecie oddać głos tutaj: http://spis1d.blogspot.com 
albo w sondzie, która powinna pojawić się na stronie głównej na blogu :)
To chyba tyle, kompletnie nie mam siły nic już pisać i sprawdzać, więc przepraszam za ten rozdział, poprawię się!
Jeszcze raz, miłego czytania i kocham was ;**

13 komentarzy:

  1. Super <3 <3 <3
    / Ktos Tam

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaczęłam czytać dwa tyg. temu i już jestem na bieżąco. Bardzo wciągające!
    Super rozdział!
    Ale nie katuj mnie niech Jade i Harry w końcu się pocałują (znowu...ale tym razem dla siebie nie dla Enza...choć dobra dla Enza też może być)
    Mrs.Styles Love you!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaczęłam czytać Twoje opowiadanie (fantasy, eh c;) niedawno, chyba trzy dni temu. Wciągnęłam się!
    Dobrze, że Su jest już szczęśliwsza. Mam nadzieję, iż w końcu będzie z Lou, bo do siebie pasują.
    Harry, kiedy jest wyspany, jest naprawdę uroczy. I szczerze liczę na więcej takiego.
    Czemu nam to robisz?! Czemu urywasz w TAKIM momencie?!
    Nie spodziewałam się, że klątwa może przejść na osoby, które o niej wiedzą. Liczyłam bardziej na to, iż książka powie, jak sobie radzić z taką 'przypadłością'.
    Ale co z Jade? Znajdą brakującą kartkę?

    Czekam na rozdział, choć wiem, że trzeba czasu, aby go napisać. x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps. Zgadzam się z osobą, która pisała komentarz przede mną! Oni muszą się pocałować... Liczę na pocałunek, który będzie tylko dla nich, a nie na pokaz. (:

      Usuń
  4. Jezu świetne, końcówka genialna!
    Mam nadzieję, że znajdą te 3 kartkę i ejdnskdjskdnwd nie chce żeby komuś coś się stało.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kobieto, czy ty jesteś normalna?! Myślałam, że kiedy znajdą tą książkę, to dowiedzą się, jak pozbyć się tych snów. Jem sobie spokojnie lody, dochodzą do końcówki rozdziału i ostatkiem woli nie wyplułam ich z wrażenia. Poważnie, tak mnie tym zaskoczyłaś, że to jest ... aż mi słów brakuje!
    Louis ma umrzeć? Nie pozwolisz mu, prawda? Harry widzi śmierć, więc może jego też przewidzi i go uratuje, musi! Nie pozwól mu! Oni mają przyszłość. On i Susan będą mieli ze sobą dzieci i będą żyli długo i szczęśliwie! Tak ma być! Nie pozwolę, aby było inaczej! O nie! Nie możesz, nie, nie, nie! Jesteś okropna, jak możesz nas tak straszyć. On nie może zginąć, jeszcze w katuszach! Proszę, nie. Za bardzo go lubię. Nie wyobrażam sobie tego opowiadania bez niego, proszę... :c
    A co jeśli przez tą legendę umrze pan Dan? Nie, ugh, za dużo. Przez Ciebie moje myśli nie są za kolorowe. Jak mogłaś mi to zrobić? Z resztą sądzę, że nie tylko mi. Większość osób, które przeczytały ten rozdział tak mają.
    No i Jade! Nie ma trzeciej kartki? Czy jej ,,kara'' jest aż taka straszna, że lepiej aby nie wiedziała? Jak to możliwe, nie. To dla mnie za dużo.
    Chyba, że na niej jest zakończenie (?) tej legendy. Może można zniszczyć tą dziwną śmierć, jeśli mogę ją tak nazwać. I ona sama zadbała o to, aby jej nie było. Czytałam ostatnio taką książkę ,,proroctwo sióstr'' (którą oczywiście gorąco polecam). Tam też było coś takiego, z tą różnicą, iż im się udało zamknąć przepowiednię. Błagam, niech im się też uda..
    Przy okazji zapraszam na swojego bloga. Dopiero zaczynam i przydałyby się jakieś słowa krytyki, jakaś pomoc.
    kiedy-gram-znika-caly-swiat.blogspot.com
    Tematyka mojego bloga jest inna, ale mam nadzieję, że Ci to nie przeszkadza.
    No nic, ja już lecę.
    Miłego dnia!:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie no, genialne. Powrót z wielkim impetem. Na początku myślałam,że najbliższa osoba Harremu to Jade, hmmm... No nie mogę sie doczekać co będzie dalej. Umieram po prostu, sposób w jaki przerywasz opowiadanie jest ❤️❤️❤️ Ach no brak mi słów, pisz dalej, zdrówka życzę.

    OdpowiedzUsuń
  7. b o ż e, to jest świetne..
    kocham to czytać.
    czekam na pocałunek i wyjaśnienie tej klątwy,
    mam nadzieje, że skończy się happy end'em:(
    szkoda, że rozdziały są dodawane tak rzadko.

    OdpowiedzUsuń
  8. Super ! Czekam na next! ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Omg, pierwsze ff którego nie.mogę się.doczekać dalszych rozdziałów

    OdpowiedzUsuń
  10. Kochana, ciesze się, że już wrocilas ze szpitala...Rozdział jak zwykle jest cudowny i zaskakujący. Nie mogłaś nas zostawić bez dramatycznego zakończenia....ale to najbardziej lubię w tym opowiadaniu...no może nie licząc jade i Harry'ego...jeśli już o nich mowa to.kiedy będzie prawdziwy pocałunek??? Taki nie na pokaz...chociaż takim też się zadowole...i mam nadzieje ze wszystko odkrecisz z tymi śmierciami...kocham i czekam nn ♥ kocham ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥

    OdpowiedzUsuń
  11. o kur.. ale sie poplątało !! mam nadzueje ze z Jade bedzie wszystko ok i ze sie wreszcie pocałują �� no i ze znajda sposób na ta przeklęta klątwe ��

    OdpowiedzUsuń
  12. kiedy następny?❤❤

    OdpowiedzUsuń