środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział pierwszy.

Jade's P,O,V


Dwójka moich przyjaciół i moja siostra stoją właśnie nad moim łóżkiem.
Staram się nie dać po sobie poznać, że już nie śpię. Moje długie włosy, które opadają bezwładnie na twarz chyba maskują lekki uśmiech. Ciekawe co wymyślili w tym roku.
Skoczą na mnie? Czymś mnie obleją? Może coś bardziej oryginalnego?
Sterczą nade mną  i szeptem naradzają się, co robić. Błagam, tylko nie zimna woda, błagam, tylko nie zimna woda...
- Oblejmy ją czymś! - proponuję ku mojej zgrozie Lena. Świetnie. A ona tu czego? Zawsze musi się przyplątać.
- Mieliśmy taki pomysł, ale skoro ty to proponujesz, to odpada - dogryza jej Susan. No tak, ona za nią...można powiedzieć nie przepada. Co prawda nie widzę ich, ale wyobrażam sobie, jak Aron uśmiecha się teraz i odwraca głowę tak, żeby moja siostra tego nie zauważyła, za to Sus zapewne patrzy jej prosto w oczy i lekko marszczy brwi.
Staram się w miarę naturalnie, jak na udawany sen obrócić na drugi bok, bo nie mogę się powstrzymać od uśmiechu. Delikatnie wzdycham i przewracam tak, żeby leżeć plecami do nich. Szepty ucichły i wszyscy wstrzymali oddechy.
- Widzisz, przez ciebie prawie się obudziła. Lena, bądź cicho, bo wszystko zepsujesz - warczy Sus po chwili.
Przygryzam dolną wargę, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Kocham swoją siostrę, ale nie ma śmieszniejszej rzeczy, niż wściekła na nią Fox.
- Sama bądź cicho. Jeżeli ktoś tutaj jest głośno, to właśnie ty - odpyskowuje Lena.
- Obie się zamknijcie. Mam dziwne przeczucie, że ona i tak nie śpi. Mam racje, Jade...? - Kurde, Aron się domyślił. Nie odpowiadam, może jeszcze nie wszystko stracone. - Tak, zdecydowanie nie śpi. Jest za spokojna, normalnie, wierciłaby się po całym materacu, jak zawsze. Sam się przekonałem, jaka jest w łóżku...... Nie w tym sensie! Zboczeńce! - oburza się, zapewne widząc zdziwione miny obu swoich towarzyszek. - Spaliśmy kiedyś razem w namiocie, kiedy pokłóciła się z rodzicami, a ty byłaś na wakacjach - zwraca się do Sus. - I powiem wam, że dawno nie miałem tak posiniaczonych nóg,  jak wtedy. Ona ma potworny wykop! - Nie mogę już wytrzymać i wybucham głośnym śmiechem. Wspomnienie, w którym budzę się obok złego Arona nie pozwoliło mi zachować powagi.
Przewracam się na plecy i odrzucam głowę do tyłu.
- Mówiłem wam. Ona jest nienormalna - stwierdza chłopak i siada koło mnie na łóżku. - Ciebie to śmieszy, a ja cierpiałem! - Zaplata ręce na piersi, i zaciska usta wpatrzony we mnie. Nie jestem w stanie mu się odgryźć, bo jego oburzenie wywołuję u mnie kolejną fale głupawki. Aron przewraca oczami, ale sam nie może powstrzymać się od uśmieszku.
- Bardzo ładnie panie Black, zaraz zadzwonię do Kivy i jej wszystko powiem, jak to się spało za jej plecami z Jade! - Susan ze śmiechem wyciąga swoją komórkę i udaje, że wybiera numer do nienormalnej dziewczyny przyjaciela.
- Zwariowałaś!? Wiesz, że ona nie rozumie takich... żartów. - Blednie nagle Aron i wyrywa jej telefon, zostawiając mnie samą na łóżku, trzymającą się za bolący ze śmiechu brzuch.
- Ona wielu rzeczy nie rozumie. - odpowiada Su i skaczę, żeby wyrwać chłopakowi swoją komórkę, którą ten aktualnie trzyma nad głową. Lenie chyba nudzi się obserwowanie nas, bo kręcąc głową wychodzi z pokoju. Bardzo dobrze, niech idzie uczyć się prowadzić, czy coś, co tam ona ma w zwyczaju. Nieważne.
- Rozmawialiśmy już o tym, miałaś tak o niej nie mówić! - Stara się przyjąć zdenerwowany wyraz twarzy Aron, ale niezbyt mu to wychodzi. Widać, że nawet jego bawi głupota jego dziewczyny. Brunetka pokazuje mu język i wbija mu palce w brzuch, a kiedy ten kuli się, żeby uciec przed kolejnym atakiem, wyrywa mu swoją własność. Z triumfalnym uśmiechem wrzuca telefon do torebki i ją zasuwa. Rzuca się na łóżko i patrzy na mnie z politowaniem.
- No i z czego się głupku cieszysz? Mam nadzieję, że wiesz, co dzisiaj jest. Wiesz w ogóle, która godzina? - pyta, a kiedy ja kręcę przecząco głową, z błogim uśmiechem na twarzy, uderza się otwartą dłonią w czoło. - Nie dość, że jest 30 czerwca, ale udam, że nie słyszałam, że o tym nie wiesz, to dzisiaj jest zakończenie roku! Poza tym jest 6:30.
- I wy mnie budzicie? - Nagle cały mój humor gdzieś się ulatnia i wykrzywiam tylko twarz w grymasie, mającym wyrażać moje niezadowolenie.
- Tak. Musisz się przygotować, nie możesz iść po świadectwo w swojej piżamie....- Podnosi kołdrę i patrzy na mnie - ....w kotki. Serio, Jade? Skończyłaś niedawno 19 lat, dalej śpisz w tym czymś?
- Tak, jest urocza - podnoszę się powoli, a kiedy stawiam stopy na ziemi, przechodzi mnie nieprzyjemny dreszcz. Wstaje powoli i skulona podchodzę, do uchylonego okna. Chwytam za czarną zasłonę i przesuwam ją na bok. Wyglądam przez szybę i widzę, że pan Dan jest już na nogach i kosi trawę. Zauważa mnie i macha przyjaźnie, na co odpowiadam tym samym. Przeczesuję palcami swoje długie włosy i odrzucam je do tyłu. Zaczynam dłonią przecierać swoje jeszcze zaspane oczy. Odwracam się z powrotem w stronę przyjaciół, którzy leżą podparci plecami o poduszki na moim łóżku i zawzięcie o czymś dyskutują. Stoję i kiwam niemrawo głową, kiedy mnie o coś pytają.
To chyba wiadomość, że jest dopiero 6:30 tak zwaliła mnie z nóg.
Opieram się o parapet, znajdujący się za mną i zwieszam bezwładnie głowę. Przymykam oczy i rozkoszuję się ciepłem, którym otulały moje plecy pierwsze promienie słońca wpadające przez okno. Jedną dłonią zasłaniam twarz, żeby pozostali nie widzieli, że prawie śpię na stojąco. Jezu, jak jest zimno. Zsuwam się po podłodze, i kiedy siadam już na ziemi podciągam nogi pod brodę, próbując jakoś ogrzać się swoimi ramionami, otulając się nimi. Docierają do mnie strzępy rozmowy pozostałej dwójki:
- ...no i kiedy będziemy już gotowi, pojedziemy twoim samochodem. Ty prowadzisz. Co ty na to? Ze mną przecież boisz się jeździć! - W głosie przyjaciółki było słychać nutkę pretensji. To prawda, Aron nie pozwalał jej prowadzić, kiedy tylko miała gdzieś z nim jechać od czasu, kiedy rozbiła swój samochód. Zagapiła się i przywaliła w jakiś słup. - To nie jest śmieszne! - warczy na niego, kiedy zapewne widzi rozbawienie, malujące się na jego twarzy. - Wracając do tematu, zakończenie jest chyba o dziewiątej, więc mamy dwie i pół godziny, żeby doprowadzić Jade do porządku...Jade? Jade?! - słyszę, jak się podnosi i dopada do mnie na ziemi. Chcę jej powiedzieć, że po prostu jestem zmęczona, ale nie mogę wydusić z siebie słowa. Czuję tylko, że jest mi coraz zimniej. - Aron, rzuć mi strzykawkę z jej szafki, bo sama chyba już nic nie weźmie...Nie z tej, kretynie, z tej drugiej! - traci cierpliwość. W końcu słyszę, jak chłopak odsuwa moją szufladę. Wiem, że tym razem wybrał dobrą, bo w tak, w której trzymam glukozę, za każdym razem skrzypi, kiedy się ją wysuwa. Po chwili czuję, że koło mnie, z drugiej strony, siada również Aron. Chwyta moją rękę i wyciąga ją w stronę Sus, w tym czasie kładąc moją głowę na swoim ramieniu, gdyż ta bezwładnie zwisała w dół. Czuję delikatne, ale jakże dobrze znane mi ukłucie, w okolicy opuszka palca wskazującego.
- Jezu, nie lubię, kiedy jest taka blada. - mówi Aron i delikatnie gładzi mnie po twarzy.
- Myślisz, że ja lubię? Dobra, tutaj pisze, że cukier znowu spadł i trzeba go podać. Gdzie jest ta strzykawka, którą miałeś mi przynieść? - pyta i wyczekująco patrzy na chłopaka. Otwieram delikatnie oczy i jak przez mgłę widzę ich zatroskane twarze. Aron wyciąga się w stronę dziewczyny, podając jej pożądany przedmiot, po czym znowu wraca do mnie. Odwraca mi głowę w drugą stronę i przyciska ją do swojego torsu. Wie, że nie lubię patrzeć, kiedy ktoś to robi. Zaciągam się zapachem jego perfum i zaciskam zęby. Sus pewnie trzyma mnie za nadgarstek, prostując moje ramie, i już po chwili wbija w nie strzykawkę. Po chwili wyciąga i gdzieś odkłada. Siada po mojej drugiej stronie, i delikatnie gładzi moje włosy.
- Teraz czekamy na poprawę, po 15 minutach będzie wiadomo, tak? - pyta cicho Aron, a  dziewczyna tylko kiwa głową.
- Przykryje ją czymś, trzęsie się z zimna - mówi nagle Su, po czym wstaje, żeby po chwili wrócić z moim dużym, fioletowym kocem. Otula mnie nim i siada na ziemi. Oparta o łóżko przytula się do mnie i Arona.
- Jade, mów następnym razem od razu, że coś jest nie tak, nie czekaj do ostatniej chwili - karci mnie chłopak, a ja tylko niemrawo kiwam głową. Prawie codziennie przez to przechodzimy, codziennie ten sam schemat, więc moi przyjaciele są już przeszkoleni, jeżeli chodzi o ratowanie kogoś chorego na hipoglikemie.
Minuta mijała za minutą, a my dalej siedzimy w ciszy. Powoli krew znowu napływa do mojej twarzy, przywracając tym samym rumieńce, prawie zawsze na niej obecne. Aron odgarnia kosmyki włosów, spadające na moją twarz i uśmiecha się do mnie.
- Lepiej? - pyta, a ja kiwam głową.
- Dobra, w takim razie możemy sprawdzić, czy wszystko okej. Chyba minęło już 15 minut, prawda? - głośno myśli Sus, po czym rozgląda się po pokoju w poszukiwaniu zegara, a kiedy go dostrzega, kiwa głową sama odpowiadając na swoje pytanie. - Tak, minęło. Dawaj palec, trzeba sprawdzić, czy już dobrze. Nie rób tej swojej miny! - oburza się, kiedy widzi, jak układam swoje wargi w tak zwaną ,,podkówkę" i rozszerzam oczy, patrząc na nią błagalnie. Kiedy słyszę oburzenie w jej głosie, wiem, że nie mam na co liczyć. Przewracam oczami i niechętnie wyciągam dłoń w jej stronę. Znowu czuję ukłucie, na co syczę z bólu cicho. Kropelka krwi spada na urządzenie, które po chwili pokazuję, że poziom cukru we krwi jest jak najbardziej w normie.
- Widzisz? I po co ci to było? - mówię, rozcierając obolałe miejsce.
- Dla pewności - pokazuje mi język i wstaje, żeby wrzucić wszystko do szafki.
- Jest 6:45, czyli możesz zjeść dopiero o 7, bo to wyjdzie pół godziny po podaniu glukozy, czyli teraz masz czas, żeby iść do łazienki i się trochę ogarnąć. - recytuje, jakby miała to zaplanowane od dawna. Wzdycham z dezaprobatą i niechętnie uwalniam się z objęć Arona. Poprawiam koszulkę od mojej piżamy z kotkami, która podwinęła się, gdy siedziałam na podłodze i z nosem w górze ruszam do łazienki. Po drodze chwytam moje spodnie i zwykłą, białą koszulkę. Po co mam się stroić skoro i tak jesteśmy zmuszeni, żeby ubrać togi? Widząc to, Su kręci głową z niedowierzaniem.
-Nie możesz się postarać, żeby wyglądać ładnie, a nie jak żul? 
-Wyglądam pięknie, jak królewna, czyli jak zawsze. - Zarzucam moimi włosami na plecy i mając w uszach jej śmiech wychodzę i kieruję się w stronę łazienki.
Wyrzucam ręce w górę i przeciągam się leniwie, kiedy naglę tracę równowagę, przez niezauważoną przeszkodę wcześniej na mojej drodze. Potykam się, a kiedy się obracam, widzę przed sobą mojego psa - idiotę.
- Bronek, ty kretynie - fukam na niego zła. Czekoladowy labrador chyba nie przejął się zbytnio moją obelgą. Tak, to piąty mieszkaniec mojego domu. Panie i panowie, przedstawiam wam Bronisława Labradora, czyli wymarzony prezent na gwiazdkę dla mojej siostry. Dalej nie wiem, w jaki sposób przekonała rodziców, że stanie się dzięki niemu odpowiedzialna. Może to przez demonstracyjne przemarsze po naszym osiedlu z pustą smyczą, kiedy miała 12 lat. Tak, to zdecydowanie było to. Spróbuję tak z samochodem, będę chodzić na przykład z oderwaną kierownicą. W każdym bądź razie, nasz pies jest z nami już 4 lata. Mówili, że zmądrzeje, kiedy będzie miał rok. Albo Kłamali, albo po prostu ten pies to ewenement, który odbiega zachowaniem od innych labradorów. Jest wszystkożerny, potrafił nawet zjeść swoją plastikową miskę, po tym jak skończył pić z niej wodę.
Patrze teraz na niego, jak cieszy się i skaczę tylko dlatego, że raczyłam się do niego odezwać. Co z tego, że właśnie go obraziłam. Z niedowierzaniem kręcę głową i wracam do swojego poprzedniego zajęcia, jakim jest droga do łazienki. Rzucam na pralkę swoje przygotowane wcześniej ubrania, ściągam z siebie piżamę i wchodzę pod prysznic. Odkręcam wodę i prawie równocześnie z tym, kiedy pierwsza kropla dotyka mojego ciała, przywieram do ściany kabiny. Już wole czuć zimne kafelki na plecach, niż tą wrzącą wodę na całym ciele. Przesuwam się, dalej przylegając do ścian, w stronę kranu i przekręciłam go odrobinę w lewo, tak, żeby woda była chociaż trochę chłodniejsza.
Teraz jest lodowata.
Przekręcam w prawo.
Za gorąca.
Przekręcam w lewo.
Za zimna.
Jęczę zdesperowana. Zawsze to samo. Ustawianie temperatury wody zajmuje mi 10 minut, ale kiedy w końcu mi się udaje, jest idealnie. Rozglądam się w poszukiwaniu mojego szamponu do włosów. Dostrzegam fioletową butelkę. Podnoszę ją na wysokość oczu, a moje zdenerwowanie rośnie. Oczywiście, że Lena musiała wykorzystać cały. No i co ja teraz zrobię? Przejechałam wzrokiem po pozostałych produktach. Nie ma niczego, oprócz męskiego szamponu taty. Wzdycham i wyciskam trochę na rękę. Kiedy tylko zaczynam myć włosy, do moich nozdrzy wdziera się zapach mięty. Nie jest taki zły.
Chwilę później, owinięta w ręcznik, stoję na dywaniku na środku łazienki. Jedną ręką myje zęby, a drugą staram się rozczesać wilgotne jeszcze włosy. Ubieram się w przygotowane wcześniej ubranie i ruszam w stronę pokoju, nucąc coś pod nosem.  Już na korytarzu słyszę odgłosy kłótni z mojego pokoju. Przewracam oczami i otwieram drzwi.
- Czemu się tak drzecie? Coś się stało? - pytam. Stoją naprzeciwko siebie. Mają ciężkie oddechy i patrzą sobie prosto w oczy. - Halo?
- Nic się nie stało, po prostu okazało się, że pani Kiva jedzie z nami! - warczy Susan. Otwieram szerzej oczy i z niedowierzaniem patrze na chłopaka.
- Jak to ,,z nami"? Przecież to nasz dzień, tylko nasz. - mówię cicho, kręcąc głowa.
- Wiem, ale ona tak strasznie nalegała, wiecie jaka jest. Poza tym, ona jest zazdrosna. Proszę was, to nic wielkiego. - Aron miesza się, i łapie dłonią za tył swojego karku.
- Nic wielkiego? Dla ciebie nasza rocznica to ,,nic wielkiego"? - mówi płaczliwym głosem Su, patrząc mu w oczy. O nie, znowu ten jej wysoki głosik. Zaraz będzie płacz. Zaciskam kciuki w pięściach, biorę głęboki oddech i staje między nimi.
- Doskonale wiesz, że nie to miałem na myśli!  - broni się chłopak, wyrzucając ręce w powietrze. - Susan, proszę cię, nie rób problemu z niczego. Posiedzi dzisiaj po prostu z nami, to wszystko.
- Nie, nie posiedzi z NAMI. Posiedzi z WAMI, ja wracam po rozdaniu świadectw do domu. - splata ramiona na piersi i spuszcza wzrok.
- Susan! - oburzam się. - Nawet tak nie mów! Jedziesz z nami bez dyskusji. Umawialiśmy się, że po rozdaniu jedziemy na miasto, więc właśnie to zrobimy. A ty z nami, czy tego chcesz, czy nie.
Dziewczyna spogląda na mnie, macha  niedbale ręką i wychodzi z pokoju. Odprowadzam ją wzrokiem, który dopiero po chwili przenoszę na Arona. Stoi z założonymi rękami i zaciśniętymi ustami. Zawsze zaciska usta, kiedy jest zły.
- Co? - pyta, zdenerwowany faktem, że go obserwuje.
- Na co czekasz? Przeproś ją!  - Wskazuje palcem na drzwi.
- Za co? Nie mam jej za co przepraszać. - fuka i siada na łóżku. Wzdycham i zajmuję miejsce koło niego. Trwamy chwilę w ciszy, kiedy w końcu postanawiam ją przerwać. Zaczęłam mówić wolno, ostrożnie dobierając słowa:
- Wiesz, że to dla niej ważne. Po prostu to zrób, powiedz, że ten dzień jest dla ciebie tak samo ważny, jak dla niej. Proszę cię, dzisiaj jest zakończenie szkoły! Jest już....- Spoglądam na zegarek. - 7:30. Proszę cię. - patrze na niego z miną z serii ,,zdechł mi kot, więc zrobisz wszystko, żeby mnie uszczęśliwić". Kiedy widzę cień uśmiechu, który przebiega przez jego twarz, wiem już, że wygrałam. Wstajemy, a ja przytulam go i zachęcająco popycham w stronę drzwi. Odwraca się do mnie z dezaprobatą, na co ja, ponaglam go gestem ręki i macham.
-Ehh...baby. - komentuje, po czym wychodzi z pokoju

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz