Jade's P.O.V.
To, że jestem niezadowolona z przymusu porannego wstawania, to mało powiedziane. Wczoraj kładąc się spać o 22:30 myślałam, że wstanie będzie bardzo proste. Nie przewidziałam jednak, że szanowny Harold postanowi znowu odstawić swoją operę. Tak dla odmiany, w końcu dwa dni z rzędu był spokój.
- Jade, wstawaj - Aron szturchał moje ramie. - Wyśpisz się w samolocie.
Kręcę nieprzytomnie głową i chowam się pod poduszkę. Kiedy po raz kolejny wyciąga rękę, żeby mnie szturchnąć, chwytam go za nią i przyciągam do siebie.
-Która godzina? - mamroczę w jego bluzę.
-5:30, kochanie.
-O nie... - jęczę coraz głośniej.
-Gdzie twoja walizka? - stara się wyswobodzić z moich objęć.
Niewyraźnie wskazuję palcem w kąt pokoju. Aron bardzo ,,subtelnie" przetacza mnie na drugą połowę łóżka. Mruczę coś niezadowolona. Cała dzisiejsza noc była wyjątkowym koszmarem. Moim i Harry'ego. Uspokoił się dopiero koło 3:00 w nocy, więc nie zdążyłam się wyspać.
- Zaniosę ją teraz do samochodu, a kiedy wrócę masz stać na nogach! - grozi mi, a ja macham na niego niedbale ręką. Kolejne pięć minut wydają się być sekundą. Kiedy Aron wraca jedyne, co udało mi się zrobić, to zamknąć otwarte okno i wrócić do łóżka.
- Jade... - wzdycha. - Proszę cię, musimy zaraz jechać, samolot jest o ósmej. Jeszcze odprawa i te sprawy...
- Susan wstała? - pytam.
- Nie, śpi z Jack'iem.
- Co on tu robi? - Nawet nie otwieram oczu, tylko mruczę coś w poduszkę.
- Przyjechał ze mną, żeby nas odwieźć na lotnisko, a potem wróci tutaj, żeby Su nie siedziała sama.
- Aha. No świetnie - fukam.
- Jade! - Zrywa ze mnie kołdrę. - Czy ty znowu masz na sobie moją koszulkę?
********
Zasypiam na siedząco, kiedy słaniam się po tylnej kanapie wozu Jack'a. Chłopcy rozprawiają z przodu zawzięcie. Walizki obijają się o moje ramiona. Zrezygnowaliśmy z ładowania ich do bagażnika, nie było na to czasu.
- Jade? Co o tym myślisz? - Słyszę nagle.
- Tak. Świetny pomysł. Tak - Kiwam głową, a moje oczy znowu samowolnie się zamykają.
Odpowiada mi śmiech Jack'a
- Z nią nie dogadamy się przed 12:00.
- Spadać - warczę i opieram policzek o szybę. Parkujemy koło lotniska. Kiedy zimne powietrze owiewa moje ciało kulę się jeszcze mocniej. Zostaję przyciągnięta do ciała Arona jego silnym ramieniem.
- Dzięki - Chłopak uśmiecha się, kiedy Jack pomaga nam wytargać nasze torby.
- Nie ma sprawy - Wzrusza ramionami. - Napiszcie jak wylądujecie.
- Napiszemy.
- Trzymaj się, Jade - Przytula mnie do siebie. Odwzajemniam uścisk, a Aron chwyta nasze bagaże.
Czekamy prawie do ósmej i w końcu zajmujemy dwa miejsca obok siebie w wygodnym samolocie. Zdążyłam się już trochę rozbudzić i nudę zabijałam grając z przyjacielem w ,,Co wolisz?".
- Nie mogę uwierzyć, że lecimy do Polski - wzdycha chłopak i wygląda przez okno.
- Uwierz, ja też. Jak tam jest?
- Specyficznie - Śmieje się.
- Powinnam wiedzieć coś konkretnego?
- Jest kilka rzeczy - Wzrusza ramionami.
********
Resztę lotu spędzamy na śmianiu się z polskich wersji imion i nazwisk przyjaciół (Aron Czarnecki i Zuzanna Lisowska). Rzucamy się piankami do czasu, kiedy stewardessa każe nam się uspokoić i zapiąć pasy. Kilkanaście minut później ciągniemy za sobą walizki i kierujemy się w stronę hotelu, podobno jednego z ładniejszych w Krakowie.
- Dlaczego tu jest tyle gołębi? - pytam, przyglądając się wszędobylskim ptakom.
- Zadaję sobie to samo pytanie od 19 lat - wzdycha teatralnie. Nie rozumiem kompletnie nic z obecnego tu języka. Na szczęści mam swojego prywatnego tłumacza i nie muszę się wdawać w żadną dyskusje. W końcu, koło godziny 14:40 dostajemy klucz do naszego pokoju. Zajmuję łóżko pod oknem i wpatruję się w sufit.
- Jestem już zmęczona - wzdycham.
- Nie przesadzaj, nic jeszcze nie robiliśmy - Kładzie się obok mnie. - Wzięłaś ze sobą tabletki? - pyta nagle całkiem poważnie.
- Tak, mamo - Przewracam oczami.
- Całe szczęście - Przytula się do mojego boku, a ja czuję jak bardzo jest spięty.
- Aż tak się stresujesz?
- Aż tak widać? - śmieje się cicho. - Strasznie. Boję się spotkać rodziców.
- Aż tak widać? - śmieje się cicho. - Strasznie. Boję się spotkać rodziców.
- W takim razie chodźmy na cmentarz w nocy - Wzruszam ramionami, a on patrzy nam nie jak na wariatkę.
- Co?
- No, chodźmy kilka minut po północy. Będziemy na cmentarzu 18 lipca, zostaniemy tam do rana, wrócimy tutaj i cały dzień będziemy się opieprzać, jak na nas przystało.
- Będziesz się bała - Bardziej stwierdza, niż pyta.
- Jak cholera - chichoczę. - Ale zrobimy to!
- Dobrze. W razie czego pamiętaj, to był twój pomysł - Celuje we mnie palcem.
********
- Masz jakieś dziewiątki?
- Nie.
- Pewnie kłamiesz, grubasie.
Od czterech godzin gramy w karty, zaczyna mnie powoli to irytować. Patrzę na niego ze złością.
- Wcale nie kłamię.
- Mam dość - Wyrzuca karty w powietrze. - Która godzina?
- 19:00 - wzdycham. - Jeszcze pięć godzin.
- Umrzemy tutaj - Kładzie się na podłodze. - Umrzemy z nudów. Z tobą się nawet telewizji nie da oglądać, nie mam ochoty wszystkiego tłumaczyć.
- Bardzo przepraszam, że jestem takim obciążeniem - Rzucam w niego swoją dziewiątką.
Podnosi ją i mierzy mnie wzrokiem.
- Wiedziałem, że kłamiesz!
Wybucham śmiechem widząc, jak bardzo jest dzisiaj nie w humorze. W sumie nie dziwie mu się. Bronie się poduszką, kiedy skacze w moją stronę.
- Może chodźmy pozwiedzać rynek? - Podnosi jedną brew.
- Wolę to, niż siedzieć tu z tobą - Zgadzam się i szybko zakładam kurtkę. - No chodź!
*********
Spacerujemy śmiejąc się z zakochanych par, robiąc zdjęcia wszystkiemu i przesiadując w knajpach, dopóki właściciel nie wyrzuci nas za ,,zbyt głośne zachowanie". Wymieniłam już kilka smsów z Jack'iem, Susan, mamą i Leną. Wszystkich zapewniłam, że mamy się dobrze, pogoda jest super i mamy co jeść.
- To bez sensu - burczy Aron, zagryzając się kawałkiem rogalika, którego nabył przed chwilą.
- Co?
- Trzecia osoba pyta się mnie jak się bawię. Zajebiście! W końcu to tylko rocznica śmierci mojej siostry - Patrzy zły na wyświetlacz.
- Mnie też pytają - Przewracam oczami. - Ale to podstawowe pytanie, kiedy ktoś gdzieś wyjedzie. Musisz się pogodzić z masowym myśleniem ludzi.
- Nigdy się z tym nie pogodzę - Szczerzy zęby i chowa telefon do kieszeni. - Która jest?
- 23:30. W końcu! - Klaszczę w dłonie. Zasuwam swoją granatową bluzę pod szyję. - Cmentarz jest daleko?
- Jakoś 20 minut piechotą, twoim tempem 40. Dojdziemy w sam raz - Szybko uchyla się przed moim ciosem i zaczyna biec przed siebie. Gonię go, ale po chwili krzyczę:
- Aron! Ja mam krótkie nogi!
Słyszę jego głośny śmiech i widzę, jak zgina się w pół na ulicy. Wystawiam język w jego stronę.
- Zmęczyłam się.
- Powinnaś mi dziękować! - Wyrzuca ręce w powietrze, dalej rozbawiony.
- Czemu niby? - podnoszę jedną brew, ale widząc jego minę, wyprzedzam jego odpowiedź. - Nie podziękuję ci za pomoc z moją otyłością!
Bierze mnie pod ramie i ze śmiechem prowadzi w tylko sobie znanym kierunku. Staram się do niego nie odzywać, jednak średnio mi to wychodzi. Kiedy stoimy pod bramą cmentarną zauważam, jak ciemno jest. Noc spowiła całe miasto. Wiedziałam, że będę się bać, ale nie wiedziałam, że aż tak. Aron chyba wyczuwa to, bo chwyta mnie za rękę i prowadzi między nagrobkami. Stajemy w końcu pod jednym, pokrytym szarym marmurem i z pojedynczymi zniczami zapalonymi tu i ówdzie.
- Będzie ich tu więcej, kiedy rano przyjdzie rodzina - tłumaczy chłopak, kiedy widzi, że się im przyglądam.
- Czemu tutaj są takie płyty? - pytam, wskazując na marmur.
- Po prostu tak jest - Wzrusza ramionami. - Dziwne co? W Anglii tak nie ma - Uśmiecha się blado. Dopiero teraz widzę, że wpatruje się w napisy na jednej z płyt.
- Co ty jest napisane? - Staję na palcach i szepczę do jego ucha.
- ,,Julia Czarnecka. Zginęła tragicznie mając 18 lat. Na zawsze w naszych sercach" - recytuje, a ja czuję jak moje wnętrzności stają się przeokropnie zimne i zaczyna boleć mnie brzuch. - Rodzice nigdy nie byli zbyt głębocy - Wzrusza ramionami.
- Nie jest źle - mówię i dziwię się na ton mojego głosu. Wydaje się być obcy. Aron siada przed nagrobkiem i przyciąga do siebie jednego znicza. Podpala go, a kiedy światełko rozświetla jego twarz, mogę zobaczyć, że jest bliski płaczu.
- Zawsze rozdzielała rodziców, kiedy się kłócili - Uśmiecha się, ale jest to smutny uśmiech. - Po jej śmierci było tylko gorzej.
- Nie boisz się latać samolotem? - Przysiadam się do niego.
- Nie. To by było bez sensu - wzdycha. - Wiesz co jest najśmieszniejsze? - pyta, patrząc mi w oczy. - Leciała wtedy do ciociu Lucy, chciała uciec od rodziców. Miała mnie do siebie zabrać. - Jego głos się łamie i patrzy w dół. - Czasami myślę, że to niesprawiedliwe, że mi się udało, a jej nie - Nie mówię nic, po prostu wtulam się mocniej w jego bok.
- Zasługujesz na to. Zasługujesz najbardziej na świecie - wzdycham. Nigdy nie byłam dobra w przemawianiu, a w trudnych sytuacjach szczególnie. Mogę po prostu siedzieć i być z osobą, która mnie potrzebuję. Aron chyba nawet nie potrzebuje przemawiania. Jest dobrze tak jak jest.
********
Budzę się cała obolała, kiedy znicz przed nami już przygasa. Zastygłam na całą noc w tej samej pozycji. Aron dalej twardo wpatruje się w kamienną płytę. Pierwszy raz go takiego widzę. Przeciągam się i dopiero teraz, kiedy jest już jasno, mogę zobaczyć, że oprócz napisów na płycie widnieje również zdjęcie Julii.
Była strasznie podobna do Arona, różniły ich chyba tylko oczy, które ta miała wyjątkowo jasne.
- Powinniśmy iść - mówi beznamiętnie. - Zaraz zbierze się tu cała rodzina. Podnosi się i podaje mi rękę. W ciszy wracamy do hotelu. Cały czas zastanawiam się jakie śmierć odciska piętno na człowieku. Aron dzisiaj stał się zupełnie inną osobą. Część, jaką była Julia, została mu zabrana. Bezpowrotnie.
*******
- Aron, dawaj mi te walizki! - krzyczę, kiedy stoimy już pod naszym blokiem. Jest 21:00, a my właśnie wróciliśmy. Mam nadzieję, że nasze mieszkanie jest mniej więcej w takim stanie, w jakim zostawiłam je przed wyjazdem. Przeciągam się, czując, że moje kości zesztywniały po kilku godzinach w samolocie. Aron zachowuje się normalnie już od wczoraj. No, prawie normalnie. Zdarzało mu się czasem, że milkł na chwile i zamyślał się. Nie przeszkadzałam mu w tym, widocznie potrzeba mu czasu na rozważania. Chwytam swoją torbę i zaczynam gramolić się po schodach. Wchodzę na korytarz, uszczęśliwiona faktem, że w końcu mogę normalnie komunikować się z innymi, w swoim ojczystym języku. Na korytarzu panuje grobowa cisza, aż dziwne.
- Dlaczego idziemy schodami? - jęczy za mną Aron.
- Bo przesiedzieliśmy dwa dni w hotelu, a ja podobno jestem gruba - prycham.
Chłopak w końcu staje u mojego boku na siódmym piętrze. Razem kierujemy się korytarzem, aż do drzwi przedostatniego mieszkania. Kiedy mam już nacisnąć na klamkę, ten chwyta mnie za rękę i obraca w swoją stronę.
- Nie wiem jak mam ci dziękować - zaczyna, po raz pięćdziesiąty od początku naszego wyjazdu.
- Daj mi skończyć! - Zakrywa mi usta dłonią i śmieje się głupio. - Zawsze denerwowało mnie to, że nigdy nic nie mówiłaś, kiedy miałem jakiś problem. Czekaj! - znowu zastawia moje usta. - Ale wczoraj zrozumiałem, że to lepsze, niż głupie ,,wszystko będzie dobrze". Dziękuję - Pochyla się i całuje mnie w policzek.
- Daj mi skończyć! - Zakrywa mi usta dłonią i śmieje się głupio. - Zawsze denerwowało mnie to, że nigdy nic nie mówiłaś, kiedy miałem jakiś problem. Czekaj! - znowu zastawia moje usta. - Ale wczoraj zrozumiałem, że to lepsze, niż głupie ,,wszystko będzie dobrze". Dziękuję - Pochyla się i całuje mnie w policzek.
- Nie ma za co - Uśmiecham się. - Zrobiłbyś dla mnie to samo. A teraz chodźmy, zanim pozostała dwójka z naszej nienormalnej rodzinki umrze ze strachu o nas.
- Jack nie jest moją rodziną - burczy Aron, kiedy naciskam klamkę do drzwi.
- Dopiero teraz mi o tym mówisz!? - drze się Susan. - Jak to ,,domek jest sześcioosobowy"!?
- Dowiedziałem się dzisiaj! Po prostu będziemy musieli wziąć kogoś ze sobą!
Odwracam się do przyjaciela stojącego za mną. Zaczyna się bardzo pozytywnie.
- To twoja wina - Susan stoi w salonie z rękami założonymi na piersi. Jack z miną smutnego pięciolatka siedzi na kanapie i nie patrzy w jej stronę. - Mogłeś dowiedzieć się wcześniej.
- Dobrze! Nie kłóćmy się! - Łapie ją za ręce. - Po prostu wybierzesz teraz te dwie osoby, dobrze?
- Nie ma opcji, żebyśmy pojechali we czwórkę?
- Nie ma - Chłopak kręci głową. - Mama i tak długo załatwiała rezerwacje, musimy mieć wszystkie miejsca zajęte.
- Świetnie. W takim razie chce zabrać ze sobą Louisa i tego jego przydupasa - warczy Susan, po czym odwraca się i napotyka moje zdziwione spojrzenie.
----------------------------
PRZEPRASZAM :_:
JEST 22:22
(ktoś mnie kocha :))) )
musiałam go sprawdzić i wgl :(
wiem, że miał być wcześniej, przepraszam!
Bardzo!!! :(
Przyjaźń Arona i Jade - takim relacjom mówimy głośne TAK :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam, czytam, czekam.
Szaławiła.
Masz szczęście bo jeszcze zakuwam na Niemca :// Ale i tak cię kocham :* Głupia nauka. Wybaczam ;)
OdpowiedzUsuńDo następnego ^^ A tak właściwie co ile są dodawane rozdziały? <3
Soph Xxx
Wszyscy czytelnicy się uczą.
UsuńOtaczasz się pilnym gronem, moja droga ;)
Powodzenia z Niemieckim! :D Jutro powinnam coś dodać, ale nie obiecuję :/ szkoła muzyczna i te sprawy :( Piszę więcej, kiedy tylko mam czas, nie ma specjalnej reguły :( Jutro coś tam wyskrobię na telefonie w autokarze :P
UsuńSzałwia a ty czego się uczysz? :P
UsuńFizyki, geografii i chemii - tak to jest kiedy opuszcza się szkołę. Wprost uwielbiam brak ograniczenia sprawdzianowego w statucie naszej szkoły - to przecież taki nieistotny szczegół ;)
UsuńU nas w tym roku dopiero sejmik wywalczył i mogą być tylko 3 w tygodniu :P Nie wiem czy to coś nam daję, bo i tak za zwyczaj więcej nie mamy. Mnie cały zeszły tydzień nie było i teraz mam ogrom pracy z nadrabianiem :(
UsuńZnam. Ten. Koszmar.
UsuńSejmik? To zbyt nowatorskie jak na naszą szkołę ;)
Powodzenia, noc jeszcze młoda!
U mnie też mogą być tylko 3 sprawdziany w tygodniu. Ale co z tego. Ilość kartkówek jest nieograniczona . Może być nawet 7 w ciągu dnia. Paranoja. Pozdrawiam i życzę udanych testów ;)
UsuńDzięki :( Mi możecie życzyć powodzenia w walce z Krzyżakami, których mam przeczytać do grudnia (*) :(
UsuńPowodzenia, znam ten ból nadrabiania, nie byłam przez ostatni tydzień w szkole, tylko ty masz tym prościej, że masz wszystko po polsku, a ja po holendersku :/
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa cie kocham xd ^^. Wiedziałam że z pań ciemności pojedzie z nimi xd!!!! Detektyw się sprawdził :3 jeju mega się ciesze ze dodałaś dżin następny :) rozdział jak zwykle MEGA!! Życzę weny i mam nadzieje ze szybko dodasz next bo juz się nie mogę doczekać sześcioosobowych "wakacji " :D
OdpowiedzUsuńA idź ty detektywie, zepsułaś mi zabawę XDDD Jutro powinnam dodać :D Już mam nawet post ,,rozdział dwudziesty" stworzony XD Jestem blisko celu!
Usuń*pan xd
UsuńCoś czuje ze zamiast na medycyne to ja na detektywa pójdę xd dzięki za odkrycie mojego talentu xd
UsuńIdź na medycynę!!! Spotkamy się tam!! XD
UsuńOk xd!!
UsuńHaha wiedziałam, krzyki Harrusia w lesie? Świetny horror! Rozdział cudowny :) czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńCzytelnicy mają dużo nauki, więc nie krępuj się, tylko dodawaj ;)
OdpowiedzUsuńKiedy next??
OdpowiedzUsuńMoże i ja nie muszę czekać, ale zanim załaduje mi się strona i zanim pójdę do kuchni i zanim ukradnę coś do żarcia i zanim wrócę, będę cały czas się rechotała. Biedny Harry... Teraz o tym domku będą wiedzieli wszyscy :D
OdpowiedzUsuń