Jade's P.O.V.
Chłopcy pojechali już do domów. Aron w trochę lepszym humorze zgodził się nawet podwieźć Jack'a, którego mama sprzeciwiła się pożyczenia mu dzisiaj samochodu. Stoję pod prysznicem i staram się przetworzyć wszystkie nowo zdobyte informacje. Łapię się za czoło i kręcę głową. Za dużo nowych wiadomości. Muszę się położyć, przespać się. Przemyśleć wszystko, co teraz mam robić. Chyba powinnam powiedzieć o tym Susan.
- Zrobię to z samego rana - mówię sama do siebie, kiedy zawijam się ręcznikiem. Z moich włosów wciąż kapie woda, kiedy ruszam do pokoju. Uśmiecham się, kiedy to słyszę. Cisza. Nic, kompletnie nic, żadnych wrzasków, żadnych krzyków. Zawieszam ręcznik na krześle i ubieram się w koszulkę mojego taty. Uwielbiam męskie koszulki, a że nie mam chłopaka, nie pozostaje mi nic innego jak kraść je Aronowi, albo mojemu tacie. Oboje nie są z tego układu zadowoleni, ale nie mają wyboru. Kładę się na łóżku i okrywam świeżo zmienioną pościelą. Jestem tak strasznie wyczerpana. Nie marzę o niczym innym, tylko o głębokim śnie. Powieki robią się coraz cięższe. Sen nadchodzi wielkimi krokami.
*Trzask*
O nie, nie dzisiaj. Nie tak miało być.
*Krzyk*
Kurwa, kurwa, kurwa. Nie, nie, nie. Krzyk narasta. Właściwie krzyki. Trzask. Oddycham głęboko. Może przestanie.
*Trzask*
- Mam dość! Mam dość wszystkiego! MAM KURWA DOŚĆ! - wrzeszczę, a złość opanowuje mnie całą. Wypadam jak oparzona na balkon. Przeskakuję przez barierkę i po chwili wale w drzwi balkonowe do pokoju Harry'ego. Mam dość, mam dość. Nawtykam mu tak, że się przewróci.
- Styles, kurwa mać! Otwieraj te drzwi! - walę jeszcze raz. Oddycham ciężko, moje zęby są zaciśnięte, a pięść uderza coraz intensywniej w drzwi.
- Kurwa mam dość! Mam tego dość! Nie wytrzymam kurwa ani jednej pierdolonej nocy tutaj! Ani kurwa połowy! - ściągam kapcia ze stopy (nawet nie wiem kiedy zdążyłam je założyć) i ponawiam moje intensywne uderzanie w dzielącą nas szklaną powierzchnie. - Nie dam rady!
Drzwi ustępują i staje przede mną rozdygotany Harry. Taki jak w windzie. Zastygam z jedną ręką wyciągniętą za siebie, nastawioną na kolejne uderzenie.
Jego oczy błądzą po mojej sylwetce, usta ma rozchylone, jakby chciał coś powiedzieć. Wszystkie moje argumenty przeciw niemu wyparowały z mojej głowy. Czuje się dziwnie głupio stojąc tutaj. Zimne powietrze owiewa moje nogi i twarz. Jest już grupo po północy. Po co właściwie tutaj przychodziłam?
- Harry, ja nie dam rady - Staram się zapanować nad swoim głosem, jednakże ten dygocze przeokropnie. - Przeprowadzka tutaj skazała mnie na ciebie. Ciebie i twoje wrzaski. Ja po prostu tego nie wytrzymam. Ani nocy dłużej, prawie w ogóle nie śpię. Nie wiem jak ty to wytrzymujesz, ale ja...nie umiem - Siadam na ziemi, nie zważając na zimno płytek. Moja własna złość wzięła górę nade mną, a teraz kiedy odchodzi, czuję się obezwładniona. Obezwładniona i zawiedziona samą sobą. Zaciskam oczy. Czuję, że chłopak siada koło mnie.
- Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć - mówi, a jego głos brzmi podobnie jak mój.
- Nie liczę na to - odpowiadam z ironicznym uśmiechem.
- To na co liczysz?
- Właściwie...sama nie wiem. Nie wiem co się ze mną stało, ja...przepraszam. Nie wiem czy to przez brak snu, ale strasznie frustruje mnie cała ta sytuacja - Zaciskam zęby i odwracam głowę w inną stronę.
-Dla mnie to też nie jest proste - tłumaczy, kiedy wstaję i zbieram się do przerzucenia nogi przez barierkę. - Zrozum.
- Jak mogę cię zrozumieć, skoro w ogóle cię nie znam? - fukam zła, kiedy zawisam jedną nogą już po swojej części, a drugą ciągle po jego. - Nie rozumiem cię i to się chyba nigdy nie zmieni. Już przeprosiłam za mój wybuch. Ja...muszę zapalić - Wchodzę szybkim krokiem do pokoju i chwytam paczkę papierosów. Wychodzę znowu na zewnątrz, mając nadzieje, że brunet po prostu zniknął.
Nie, siedzi tu dalej i wpatruje się w przestrzeń.
- Chcesz? - wystawiam paczkę fajek między prętami barierki. Kręci głową i wzdycha ciężko. Odpalenie mojego papierosa okazuje się być znacznie trudniejsze niż myślałam. Wiatr skutecznie zdmuchuje każdy, nawet najmniejszy płomień mojej zapalniczki, kiedy tylko ją odpalam.
- Pieprzyć to. - denerwuję się, po czym wyrzucam zapalniczkę przed siebie. Słysze odległy dźwięk świadczący o tym, że rozbiła się o ziemie. Harry oddycha równomiernie. Chwytam z parapetu paczkę zapałek, która okazuje się być przydatna. W końcu, siadając tyłem do kierunku wiania wiatru, udaje mi się zapalić papierosa. Brawo.
- Nie będziesz dopytywać co się dzieje? - pyta w końcu.
- Nie, dlaczego miałabym? - Wypuszczam dym z ust i patrzę w jego stronę.
- Bo to takie...ludzkie.
-Ciekawość?
- Tak, dokładnie.
- W takim razie nie jestem człowiekiem - Zaciągam się znowu i wzruszam ramionami. - Ale to chyba już wszyscy wiemy. Patrzę na niego i nie wiem czy to gra świateł, czy sprawka tego, że jest już tak późno, ale wydaje mi się, że cień uśmiechu przebiega przez jego twarz.
- Wiesz co jest dziwne?
- Co? - pytam.
- Mieszkasz tutaj już jakiś czas, a ja nawet się nie przedstawiłem.
- Przerabiałam to już dzisiaj z Louisem. ,,Oficjalne powitanie'' - Rysuję palcami w powietrzu cudzysłów, po czym patrzę na zegarek w pokoju. 2:45. - Właściwie to wczoraj to przerabiałam.
- Możemy to ominąć?
- Myślę, że to dobry pomysł.
Nie wiem co tu robię, o trzeciej nad ranem, rozmawiając z opętanym przez demona Harrym Stylesem. Po raz kolejny podczas tej feralnej nocy wdycham głośno.
- To nie znaczy, że cię lubię - Słyszę nagle koło siebie.
Przewracam oczami.
- Nawet na to nie liczyłam - Ta rozmowa była i tak już nienormalnie ,,normalna". Bawię się czubkami swoich palców. - Chociaż wiele na to wskazuje - Uśmiecham się figlarnie sama do siebie.
- Nic na to nie wskazuje. Wybucham śmiechem.
- Harry, jesteśmy na siebie skazani, mieszkamy koło siebie. Możesz w końcu przestać udawać pokrzywdzone przez świat dziecko. Nic złego ci nie zrobiłam, przeciwnie, staram się być dla ciebie miła.
- Nic nie wiesz, Jade Marshall - Jego głos staje się zimny, jakby chciał, żebym poczuła jego przeokropne cierpienie na własnej skórze. Wzruszam ramionami.
- Bo nic nie mówisz, Harry Stylesie.
- Nie muszę nic mówić, zwłaszcza takiej osobie jak ty.
- Czyli jakiej? - syczę i staję na nogach. Okazuję się, że Harry zrobił to samo i teraz mierzymy się wzrokiem.
- Rozpieszczonej - Zaczyna wymieniać. - Samolubnej, zuchwałej, która ma wszystko czego chce. Rodzice w komplecie, świetny dom, zapewnione studia, własne mieszkanie. Przerwij mi, jeżeli powiem coś, co nie opisuje twojego pieprzonego życia.
Patrze na niego z szeroko otworzonymi oczami.
- Co ja ci takiego zrobiłam? Nic nie wiesz. Nie masz pojęcia. - kręcę głową i robię krok do tyłu. - O niczym.
-Ja nie mam pojęcia? Powiedzieć ci coś? - warczy i patrzy na mnie spode łba. - To, że ty słyszysz co dzieje się u nas w mieszkaniu znaczy mniej więcej tyle, że ja słyszę, co dzieje się u was. Wiem więcej niż ci się wydaje. O rodzicach Susan, o patologii w domu Arona, o jego siostrze. Słyszę każdą rozmowę. Oni przeszli w życiu więcej, ty nie wiesz o nim nic. Jesteś chowana pod kloszem, osłaniana przed każdym złem, a to czyni cię naiwną. Tak, właśnie tak, jesteś naiwna. Sposób w jaki mówisz, w jaki odbierasz rzeczywistość. Jesteś tak strasznie irytująca w tej swojej niewiedzy o wszystkim....
- Nie robię z siebie pokrzywdzonej na siłę! - wybucham w końcu i wyrzucam ręce w powietrze. Cały czas podnoszę głos, bo mam wrażenie, że im głośniej będę na niego krzyczeć, tym więcej do niego dotrze. - Mam idealnych przyjaciół, rodzinę i zaplanowaną przyszłość! Mam mówić, że mi źle, tylko dlatego, żeby moim znajomym było lepiej, że nie są sami w swoim nieszczęściu? Ty kurwa pierdolony idioto! Mam cię dość! Nie robię z siebie biednej na siłę! Nigdy nie byłam w stanie rozmawiać z Susan o rozwodzie rodziców, z Aronem o patologii w jego domu, czy śmierci jego siostry! Nigdy! Nie przeżyłam tego i pewnie nie przeżyje. Nigdy nie miałam problemów, nie stwarzam ich na siłę. Nie umiem sobie nawet wyobrazić, co czułabym będąc na miejscu któregokolwiek z nich. Może i ty przeszedłeś swoje pierdolone piekło w swoim pierdolonym życiu, a ja nie. Masz się za lepszego, to zajebiście - Zaczyna mi brakować tchu, obraz zamazuje mi się przed oczami. W głowie słyszy cichy głos który woła: ,,Tabletki, tabletki kretynko!". Harry przypomina tylko jedną wielką plamę. Łapie się barierki, jednocześnie spychając z niej jego ręce. - Jestem chora na hipoglikemie. Nigdzie nie wychodzę bez glukometra, zawsze muszę kontrolować to co jem, mdleje w najmniej odpowiednich sytuacjach, nie wyleczę się z tego. - moje słowa zaczynają się zlewać w bełkot podczas końcówki mojego szorstkiego monologu. - Wiem, że to nie problem w porównaniu z tym co wy przeżyliście. Nie robię z tego problemu, bo nie chce.
Podnoszę spojrzenie na Harry'ego. Stoi dalej, ze swoją kamienną twarzą tam gdzie stał. Liczyłam na to, że moje wrzaski chodź trochę do niego przemówią. Nie wiem czemu, ale zależało mi, żeby zrozumiał. Zależało mi za bardzo, żeby ta jego pierdolona twarz wyrażała jakąkolwiek emocje. Frustracja rośnie, ostatnie hamulce puszczają.
- Miałem racje. Jesteś taka jak myślałem. Mówisz mi to, żeby sprawić, że bardzo cię przeproszę, że nic nie wiedziałem, że masz problemy i pomogę ci je rozwiązać? To nie ta bajka, księżniczko.
Zaciskam oczy. Kręci mi się w głowie niemiłosiernie. Schylam się po kapcia, który leży koło mojej stopy, podnoszę go i z całą siłą jaka mi pozostała rzucam w Harry'ego. Nie wiem czy trafiam czy nie, bo moje myśli zagłuszają moje własne wrzaski. Drę się jak opętana na balkonie, w środku nocy. W sumie to dziwne, że zaczęło się od tego, że chciałam właśnie takim krzykom zapobiec. Właśnie po to tu przyszłam. Koło plamy będącą Harrym, pojawia się kolejna, trochę mniejsza. Czuję na ramieniu ciepłą dłoń, która pociąga mnie do ciepłego ciała. Nie mam siły protestować, ale i tak to robię.
Wykrzykuję najgorsze obelgi jakie przyjdą mi na myśl. Rozglądam się w poszukiwaniu czegoś, czym można by jeszcze rzucić. Chce, żeby go zabolało. Jak nie psychicznie, to fizycznie. W tym momencie życzę sobie, żeby coś mu się stało. Rzucam w ich stronę drugim butem i zadowoleniem muszę stwierdzić, że chyba trafiłam. Desperacko wyrywam się, kiedy zauważam, że obie postacie naprzeciwko znikają. Chce na niego jeszcze krzyczeć. Wcale nie chce, żeby owiewało mnie ciepło, które wskazuję na to, że zostałam wciągnięta do mieszkania. Rwę się jeszcze chwile, kiedy zostaje popchnięta na łóżko.
Znowu ten sam schemat.
Ukłucie w palec, westchnienie wyrażające frustracje, ukłucie w brzuch.
Nie wiem ile tak leżę, ale jestem sfrustrowana faktem, że nie mogę się podnieść i wrócić z powrotem na moje poprzednie miejsce. Moja klatka unosi się i opada równomiernie. Kilkakrotnie zamykam i otwieram oczy. Kiedy mój oddech uspokaja się całkiem przecieram dłońmi oczy i wlepiam je w bliżej nieokreślony punkt nad sobą. Wpatruję się w sufit, który z każdą chwilą wydaje się być jaśniejszy. Nie wydaje się. Jest! Podnoszę się na łokciach i widzę Susan, stojącą na balkonie i rozmawiającą z kimś. Pierwsze promienie słońca zaczynają przedzierać się przez szczeliny między wysokimi budynkami. Patrze na zegarek. 5 rano. Jakim cudem? Podnoszę się i chwiejnym krokiem ruszam w stronę wyjścia.
- Susan? - mówię cicho. Przyjaciółka obraca się i uśmiecha się do mnie słabo. Ma na sobie białą koszulkę Jack'a, sięgającą do połowy jej uda. Włosy rozwiewają podmuchy wiatru, a rumieńce na policzkach świadczą o tym, że szarpała się ze mną dłuższą chwile.
- Nie wiedziałam, że znasz tyle brzydkich słów.
Nad jej ramienia ukazuje się głowa Louisa.
- Witam drogiego marynarza - Uśmiecha się głupio.
- Dlaczego wstałaś? - pyta przyjaciółka i bada mnie wzrokiem. - Ręce całe ci się trzęsą. To ze złości? - pyta, po czym chwyta swoimi dłońmi moje i podnosi je na wysokość moich oczu.
- Tak, chyba tak.
Badam wzrokiem ich postacie. Na odsłoniętej klatce piersiowej Louisa dostrzegam ciemnofioletowy ślad. Przyglądam mu się i otwieram usta zdziwiona.
-Czy to odcisk...mojego kapcia? - pytam rozkojarzona całą tą sytuacją.
Chłopak uśmiecha się blado.
- O ile nie celowałaś we mnie, to się nie gniewam. A myślę, że nie celowałaś.
- Nigdy w życiu. - bronię się, kręcąc głową, nie spuszczając z oczu ciemnego śladu.
- Harry oberwał pierwszym, jeżeli to w jakiś sposób cie pocieszy.
Susan's P.O.V
Definitywnie odsyłam Jade do kuchni w celu zrobienia sobie jakiejś herbaty. Kiedy znika w mieszkaniu, przymykam drzwi balkonowe i wracam do rozmowy z Louisem.
- Nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Przepraszam za to. Słyszałeś co się wydarzyło? - pytam chłopaka, a ten przeczesuje włosy palcami i kręci zrezygnowany głową.
- Słyszałem tylko jak krzyczy, że ma nadzieje, że będzie gnił w piekle, gdzie będą wyrywać mu paznokcie, a rany posypywać solą - mówi z poważną miną, po czym wybucha śmiechem. - Przepraszam, ale ona jest taka mała, a taka agresywna. A ty ile słyszałaś?
-Weszłam w momencie, jak stwierdziła, że jego twarz wygląda jak niewypał chińskiej fajerwerki. - śmieje się już razem z nim. - Nigdy nie widziałam jej w takim stanie.
- Nigdy nikogo nie widziałem w takim stanie - prostuje chłopak. - Porozmawiam z Harrym, może się czegoś dowiem.
- A ja z Jade. - Rysuję szlaczki na barierce. - Chyba nie możemy tego tak zostawić, prawda?
- Czego? - pyta rozkojarzony chłopak. Postanawiam, że będę wyjątkowo miła i nie odpowiem chamsko.
- Tej całej sytuacji. Musimy porozmawiać, tylko tak, żeby oni nie mieli szansy nas usłyszeć. Co robi Harry? - pytam i wyglądam przez jego ramie, czy chłopaka nie ma w pobliżu.
- Aktualnie? Pewnie coś je, albo pije kawę. - wzrusza ramionami.
- On w ogóle śpi? - pytam w końcu. To pytanie nurtuje mnie od bardzo dawna.
- Porozmawiamy o tym, kiedy się spotkamy. Nie obiecuję, że powiem ci wszystko, ale chce, żebyś miała jakiekolwiek pojęcie, co się dzieje.
- Dobra, w takim razie może być o 14 w kawiarni koło bloku? Chciałabym jeszcze pospać jakieś cztery godziny - Uśmiecham się niewinnie.
- Tak, może być. Ja chyba też jeszcze się zdrzemnę. Widzimy się potem? - mówi, kiedy odwraca się i idzie w stronę drzwi.
- Koniecznie! - wołam za nim i sama również wchodzę do mieszkania.
Louis' P.O.V
Wychodzę z sypialni Harry'ego i kieruję się do dużego pokoju.
- Harry, co robisz? - krzyczę rozcierając zmarznięte ręce. - Harry!
Nie odpowiada. Zdenerwowany przemierzam zadymione mieszkanie. Tak, właśnie tak, zadymione. Harry ma pierdolca na punkcie świeczek, dlatego wszystkie rzeczy są przesiąknięte ich zapachem. Wkraczam do kuchni i widzę chłopaka, wyrzucającego do śmieci zawartość tacy przyniesionej wczoraj przez Jade.
- Co ty robisz? - podchodzę bliżej.
Każdą pozostałą po wczoraj babeczkę z impetem ciska do kosza.
- Głupia....pizda....myśli....że...może....mieć....wszystko - Z każdym słowem rzuca nową.
Przewracam oczami.
- Możesz mi powiedzieć, co zaszło na balkonie?
- Mogę - Odwraca się do mnie gwałtownie i patrzy mi prosto w oczy. - Powiedziałem, co o niej myślę.
- A co o niej myślisz? - Dociekam. Zaplatam ręce na piersi i opieram się ramieniem o lodówkę.
- Że jest rozpuszczoną, wstrętną, nieznającą życia, małą dziwką - Wyrzuca ręce w powietrze, bo czym siada na blacie.
- Mogę się zgodzić tylko z tym, że jest ,,mała" - Staram się rozładować sytuacje. Z marnym skutkiem.
- Nie ma pojęcia o mnie, o tym co przechodzę co noc, o niczym. Pierdolona, mała...
- Wystarczy - uciszam go. - Przestań się unosić. Powiedziałeś już co miałeś do powiedzenia, ona też. Koniec dyskusji. Ja wiem co przeżywasz co noc, ona nie - Staram się jakoś wytłumaczyć mu, że nie zawsze musi mieć racje. - Przypominam ci, że to jedyna osoba, która jakimś cudem jest w stanie wybudzić cię ze snu, po prostu do ciebie mówiąc. Nie musi cie szarpać, krzyczeć, oblewać cię wodą. Po prostu mówi - stwierdzam odważnie.
- Nawet mi nie przypominaj - mówi oschle, po czym pije prosto z butelki mój sok pomarańczowy. Mój.
- Zostaw to! - Wyrywam mu moją własność i kieruje się do pokoju, udając obrażonego. - Myśl sobie o niej co tam chcesz, ja całkiem ją lubię. Przynajmniej nie jest jak wszystkie inne.
- No nie jest. - przyznaje mi racje. - Ale to nie czyni jej lepszą.
- Snujesz swoje chore insynuacje. Wyluzuj, daj się lubić. - wskazuje na niego palcem. - Nie bądź wstrętnym chamem.
- Nie jestem wstrętny. - mówi trochę ciszej, na co ja wybucham śmiechem.
- Uwierz, jesteś. Ale nie dla mnie. A teraz wybacz, idę się położyć. - kierujé się w stronę swojego pokoju. Macham w jego stronę i uśmiecham się, starając się wydobyć z niego to samo. Stoi tam dalej, z kamienną twarzą, wpatrzony we mnie swoimi zielonymi oczami.
- No weź. - oburzam się. - Jeden mały uśmiech? Nie każ mi przynosić znowu moich zdjęć z dzieciństwa, żeby móc zobaczyć cię uśmiechniętego. - Widzę jak toczy wewnętrzną walkę ze sobą, starając się pozostać niewzruszonym. - Harruś! - Udaję złego i tupie nogą. Jego kąciki ust drżą. Zaraz przegra, czuję to.
- Idź spać Louis - mówi cicho i podnosi jedną brew do góry.
- Zawsze mogę opowiedzieć ci superśmieszny żart.
- Louis, nie mam nastroju....
- Jakie są ulubione kwiaty pszczoły?
Harry idzie w moją stronę i popycha mnie w stronę sypialni.
- Bzy! - szczerzę się do niego. - No bo wiesz, pszczoły robią ,,bzy", to taka gra słów - Patrzę na niego wyczekująco. - Ty stary zgredzie! - Staram się mu wyrwać, jednak w dalszym ciągu pcha mnie po naszej śliskiej podłodze w stronę sypialni. W końcu odwracam się do niego i patrzymy na siebie. On wygląda jak zawsze - nie wygląda. Blady, sińce pod czerwonymi oczami, zapadnięte policzki. Rutyna. Zaplatam ręce na piersi. - No raz, ty zrzędo! Wymusza lekki uśmiech, po czym popycha mnie i zatrzaskuje drzwi. Kładę się do łóżka i prawie natychmiast zapadam w sen. To zdecydowanie za dużo emocji jak na jeden dzień, który przecież ledwie się zaczął.
--------------------
Dziubasy!!
Nie wiem czy powinno mnie to cieszyć, ale cieszy XD
Mam anginę, więc nie idę do końca tygodnia do szkoły.
Więęęęc będę pisać rozdziały XD
A mam weny aż nadto, cały dzień chodzę i myślę, że wszystko po kolei opiszę w blogu XD
Aha!
No i dziękuję za 3 000 wyświetleń!!!
AAA! XD
Bardzo was mocno kocham ;*
Po co mi chłopak XDD mam was XD
Następny rozdział powinien pojawić się jutro, jak będziecie w szkole.
Sterczeć na akademii.
hehehehe XD
Hej!!!! Zaczęłam czytać twojego bloga wczoraj i o 23 skończyłam na rozdziale 12 i "poszłam spać " ale tak mi nie dawało spokoju i po prostu musiałam przeczytać do końca!!! Jeszcze bardziej ucieszył mnie fakt ze dodałaś ten 14 i tak się zajarałam!!! Boże uwielbiam twojego bloga i ciebie!!! Jest po prostu świetny (właśnie zyskałaś nowego czytelnika :3) nie mogę się juz doczekać następnego!! mam nadzieje ze dodasz szybko next bo nie wiem czy wytrzymam haha xd
OdpowiedzUsuńTak szczerze, to ja mam już napisany 15 i połowę 16 XD Tylko się zastanawiałam czy dodawać dzisiaj XD Ale swoją sztuką perswazji mnie przekonałaś, dodam go dzisiaj koło 19 <3 :* I dziękuję ;****** Witamy w załodze Victoriousa!
UsuńJezu kocham cie jeszcze brdziej :* ^^ Moja sztuka perswazji jest najlepsza xd
UsuńA tak sobie obiecywałam, że dodam w piątek, żeby mieć jakikolwiek zapas rozdziałów, a tu chuj wszystko wziął XD ALE DOBRZE!! ZROBIE TO DLA CIEBIE!! BO CIE KOCHAM!!! XD <33
UsuńTwój blog jest taki kdjgiregjirtjyibn ubustwiam go poprostu *.* i nie moge doczekać sie kolejnej części <3
OdpowiedzUsuńDzisiaj!!!! :D <3
UsuńA do samego rozdziału to fajny, ładnie i płynnie napisany ;)xx
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nadal piszesz ten blog, kłamałabym, jakbym niepowiedziała, że to jeden z moich ulubionych blogów.
Pisz dalej, wene miej i żyj spokojnie ;))
Kisses xxx
Omg *-*cudenko fcggvhbghvfg<3
OdpowiedzUsuńNo,no robisz kariere miedzynarodowa! :D
@MartaGogolewska
Wspaniały <3 przerwalas w najciekawszym momencie avhdghsthd <333@niall_quad
OdpowiedzUsuńOł Yeah.Jesu, ale jestem podjarana tym rozdziałem.Sądzę że jesli napisałabym w komentarzu tylko jedno słowo czyli w tym przypadku : "zajebiste" nie zmieniło by to postaci komentarza także : ZAJEBISTE
OdpowiedzUsuńRozdzial jak zwykle genialny *_* mam nadzieje ze niedlugo bedzie kolejny. Kocham Ciebie jak i tego bloga Karolina <3
OdpowiedzUsuńNastępny już jest!!!! :D
UsuńŚwietne!
OdpowiedzUsuń