Jade's P.O.V
- Mówisz serio? - Podnosi jedną brew.
- Serio. Chyba nawet mam gdzieś jego numer. - Wyciągam telefon z kieszeni i sprawdzam ostatnie połączenia. - To ten? - pokazuję Lou telefon i wskazuję palcem na jedyny, niezapisany w kontaktach zbiór cyfr.
- Tak. Nie wiem czy to....
- Uspokój się i wejdź do środka - mówię, w momencie kiedy naciskam zieloną słuchawkę. - Idź się napij z resztą. Opowiem ci o wszystkim, kiedy skończę.
Obrzuca mnie badawczym spojrzeniem, po czym niechętnie wchodzi do środka. Siadam na ziemi i wpatruję się w odbicie księżyca na jeziorze.
Sygnał co prawda jest, ale oczekiwanie zdaje się trwać wieczność. Wypuszczam głośno powietrze i odchylam do tyłu głowę .
- Halo? - słyszę w końcu.
- Cześć Harry, tu Jade. - Staram się, żeby mój głos brzmiał normalnie, nie jak nadepnięta piszczałka, ale średnio mi to wychodzi.
- Cześć? - zaczyna, jakby zdziwiony tym, że jeszcze istnieje
- Możemy porozmawiać?
- Już to robimy - wzdycha.
- Kiedy masz zamiar wrócić? - Przyciągam kolana do brody i staram sama
się ogrzać albo chociaż zachować resztki ciepła, które zdobyłam w
nagrzanym pomieszczeniu.
- A mam zamiar? - odpowiada pytaniem na moje pytanie.
- Mówisz serio? - Podnosi jedną brew.
- Serio. Chyba nawet mam gdzieś jego numer. - Wyciągam telefon z kieszeni i sprawdzam ostatnie połączenia. - To ten? - pokazuję Lou telefon i wskazuję palcem na jedyny, niezapisany w kontaktach zbiór cyfr.
- Tak. Nie wiem czy to....
- Uspokój się i wejdź do środka - mówię, w momencie kiedy naciskam zieloną słuchawkę. - Idź się napij z resztą. Opowiem ci o wszystkim, kiedy skończę.
Obrzuca mnie badawczym spojrzeniem, po czym niechętnie wchodzi do środka. Siadam na ziemi i wpatruję się w odbicie księżyca na jeziorze.
Sygnał co prawda jest, ale oczekiwanie zdaje się trwać wieczność. Wypuszczam głośno powietrze i odchylam do tyłu głowę .
- Halo? - słyszę w końcu.
- Cześć Harry, tu Jade. - Staram się, żeby mój głos brzmiał normalnie, nie jak nadepnięta piszczałka, ale średnio mi to wychodzi.
- Cześć? - zaczyna, jakby zdziwiony tym, że jeszcze istnieje
- Możemy porozmawiać?
- Już to robimy - wzdycha.
- Kiedy masz zamiar wrócić? - Przyciągam kolana do brody i staram sama
się ogrzać albo chociaż zachować resztki ciepła, które zdobyłam w
nagrzanym pomieszczeniu.
- A mam zamiar? - odpowiada pytaniem na moje pytanie.
- Chcesz zostać w Irlandii? - podnoszę jedną brew. To dziwne, rozmawiać z nim i nie naskakiwać na siebie.
- Nie powinno cię to obchodzić - fuka. Przewracam oczami. Czyli wracamy do normy.
- Obchodzi. Obchodzi mnie to, bo Louis strasznie przeżywa....
- Wyjechałem wczoraj. Poza tym, powinien przeżywać. To jego wina.
- Nie pozwoliłeś mu nawet wyjaśnić, dlaczego to zrobił - zaczynam się denerwować tym, że jest taki nieugięty.
- Nie czuję potrzeby rozmawiania z nim. - Wyjątkowo nie daje się wyprowadzić z równowagi moim oburzonym tonem.
- To może porozmawiasz ze mną? - Boże, naprawdę to powiedziałam? Jestem chyba tak samo zaskoczona swoim zachowaniem jak on.
- Dlaczego tak ci na tym zależy?
- Wróć do kraju - decyduję się nie odpowiadać na jego pytanie. - Skoro tak łatwo dostałeś się do Irlandii, równie dobrze będziesz mógł tam wrócić, ale teraz przyleć do Londynu.
- Dlaczego miałbym to zrobić? - Kurwa! Cały czas tylko"dlaczego, dlaczego, dlaczego..." Co mam mu powiedzieć? Sama teraz próbuję znaleźć odpowiedź na to pytanie.
- Proszę, skoro nie chcesz rozmawiać z Louisem, chociaż porozmawiaj ze mną w cztery oczy. Czuję się winna temu wszystkiemu, bo gdyby nie ja, ta sytuacja w ogóle by nie zaistniała. - Tak, to właśnie dlatego. Jestem z dumna z samej siebie. Uśmiecham się zadowolona, że w końcu sama przed sobą postawiłam twardy dowód na to, że wcale nie zależy mi na Harrym. Tylko na Louisie. No i jeszcze moje poczucie winy. Tak, tu wcale nie chodzi o Harry'ego.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł....
- Daj mi chociaż szanse.
- Zastanowię się - wzdycha, a ja zaciskam kciuki w pięściach. - Odezwę się potem. Nie zrób sobie krzywdy, księżniczko.
Zanim zdążę mu jakkolwiek odpyskować, po prostu rozłącza się.
No i po co mi to było? Teraz będę myśleć i zastanawiać się na wszystkim.
Właściwie niczego nie ugrałam. Będę teraz żyć w niepewności do momentu, kiedy jaśnie pan Styles raczy się odezwać. Zła na siebie podnoszę się z ziemi i wracam do środka.
- Jak się bawicie? - staram się brzmieć naturalnie, kiedy, z przyklejonym do twarzy uśmiechem, wchodzę do ciepłego pomieszczenia.
- Louis oszukuje! - Aron wskazuje palcem na siedzącego naprzeciw niego Lou.
- Wmawiaj to sobie dalej. - Chłopak patrzy na niego znad swoich kart.
- Dopiero zaczęliśmy grę, a ty już rzucasz w moją stronę jakieś niecne oszczerstwa!
Przewracam oczami i rozglądam się po pokoju. Susan i Jack siedzą przytuleni na kanapie i robią sobie zdjęcia. Coraz głupsze miny, coraz więcej śmiechu. Jestem zmęczona całym dniem i dziwnie nie pasuję do towarzystwa. Harry, choć trudno mi to przyznać, zajmuję znaczną część moich myśli. Do tego wszystkiego, czuję na sobie pytający wzrok Tomlinsona.
- Chyba wcześniej się położę. - Uśmiecham się do nich blado, ale kiedy cztery zdziwione spojrzenia wbijają się we mnie, kulę się w sobie
- No co ty, jest wcześnie. Nie ma mowy, najpierw obejrzymy jakiś film. - Susan zrywa się z miejsca i podchodzi do laptopa, przypiętego do telewizora. - Co powiecie na "Szybkich i wściekłych"? Wszyscy widzieliśmy to sto razy, ale...
- Ja tego nie widziałam - przyznaję. Jack dławi się wodą, którą akurat ma w ustach.
- Żartujesz, prawda? - Unosi wysoko brwi.
- Nie, naprawdę. Nie widziałam żadnej części. - Wszyscy rozszerzają oczy jeszcze bardziej i patrzą na mnie jak na trędowatego. - No co?
- Włączaj to, Susan - nakazuje Aron i wpycha się na miejsce obok mnie, wcześniej rzucając w stronę Louisa swoje karty. - Trzeba to nadrobić! Nie dam ci zasnąć, nie licz na to - grozi mi.
- Serio, nie mam dzisiaj ochoty na filmy. Obejrzę to innym razem, proszę was. - patrzę na nich błagalnie. Mój nastrój spadł tak gwałtownie, że poczułam się zmęczona. - Susan, nadrobimy to w mieszkaniu. Będę w razie czego na górze. Bawcie się dobrze. - Uśmiecham się do nich, kiedy wszyscy odprowadzają mnie wzrokiem aż na szczyt schodów.
- Może jest chora? - słyszę za sobą.
To może być racja. To byłoby jedyne racjonalne wyjaśnienie mojego depresyjnego dołka. Wlokę się na górę i kładę na łóżko. Przeglądam facebooka na laptopie i bezczynnie spędzam kilka godzin. Mój nastrój wcale się nie poprawił. Zaciskam usta i decyduję się włączyć jakąś komedie. "Żywot Briana" wydaję się być odpowiedni. Ktoś jednak postanawia zakłócić spokój panujący jak dotąd w moim azylu. Słyszę kroki na schodach i już po chwili do pokoju wparowuje Louis. Przygląda mi się uważnie i zamyka za sobą drzwi.
- Co się dzieje? Siedzisz tu już sto lat - stwierdza i siada obok mnie. - Co Harry ci powiedział?
- On...nie odebrał. - Czy mój nos właśnie urósł? Czy tylko ja mam wrażenie, że zaraz wybiję nim Louisowi oko?
- Martwisz się? - Kładzie się obok i odbiera ode mnie laptopa.
- Nie, nie martwię się. - Teraz okłamuję nawet siebie. Martwię się jak cholera, mam poczucie winy i jeszcze do tego go okłamuję. To wszystko jest nieuzasadnione i będę musiała porządnie pomęczyć się sama ze sobą, żeby w końcu udało mi się usprawiedliwić swoje absurdalne zachowanie. - Po prostu źle się czuję - uspokajam go.
- Skoro tak mówisz. - Wzrusza ramionami. - W takim razie nie będę ci przeszkadzał. - Nie słyszę pretensji w jego głosie, chociaż nie zdziwiłabym się, gdyby ta się pojawiła. Bardziej troskę. - W razie czego wiesz, gdzie mnie szukać. - uśmiecha się i wychodzi. Kiedy otwiera na moment drzwi, słyszę z dołu głośny śmiech Susan i Arona. Dlaczego jestem taką kretynką i nie umiem się dzisiaj z nimi bawić? Może po prostu powinnam wziąć się w garść i zmusić się do zejścia tam?
Toczę wewnętrzną walkę z samą sobą i przegrywam. Jedna, kilku minutowa rozmowa z Harrym całkowicie rozmontowała moją psychikę. Siedzę tu już zdecydowanie za długo. Idę do nich i chociażbym miała dostać paraliżu twarzy od sztucznego uśmiechu, spędzę ten wieczór z Susan. W końcu to jej urodziny.
- Nie powinno cię to obchodzić - fuka. Przewracam oczami. Czyli wracamy do normy.
- Obchodzi. Obchodzi mnie to, bo Louis strasznie przeżywa....
- Wyjechałem wczoraj. Poza tym, powinien przeżywać. To jego wina.
- Nie pozwoliłeś mu nawet wyjaśnić, dlaczego to zrobił - zaczynam się denerwować tym, że jest taki nieugięty.
- Nie czuję potrzeby rozmawiania z nim. - Wyjątkowo nie daje się wyprowadzić z równowagi moim oburzonym tonem.
- To może porozmawiasz ze mną? - Boże, naprawdę to powiedziałam? Jestem chyba tak samo zaskoczona swoim zachowaniem jak on.
- Dlaczego tak ci na tym zależy?
- Wróć do kraju - decyduję się nie odpowiadać na jego pytanie. - Skoro tak łatwo dostałeś się do Irlandii, równie dobrze będziesz mógł tam wrócić, ale teraz przyleć do Londynu.
- Dlaczego miałbym to zrobić? - Kurwa! Cały czas tylko"dlaczego, dlaczego, dlaczego..." Co mam mu powiedzieć? Sama teraz próbuję znaleźć odpowiedź na to pytanie.
- Proszę, skoro nie chcesz rozmawiać z Louisem, chociaż porozmawiaj ze mną w cztery oczy. Czuję się winna temu wszystkiemu, bo gdyby nie ja, ta sytuacja w ogóle by nie zaistniała. - Tak, to właśnie dlatego. Jestem z dumna z samej siebie. Uśmiecham się zadowolona, że w końcu sama przed sobą postawiłam twardy dowód na to, że wcale nie zależy mi na Harrym. Tylko na Louisie. No i jeszcze moje poczucie winy. Tak, tu wcale nie chodzi o Harry'ego.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł....
- Daj mi chociaż szanse.
- Zastanowię się - wzdycha, a ja zaciskam kciuki w pięściach. - Odezwę się potem. Nie zrób sobie krzywdy, księżniczko.
Zanim zdążę mu jakkolwiek odpyskować, po prostu rozłącza się.
No i po co mi to było? Teraz będę myśleć i zastanawiać się na wszystkim.
Właściwie niczego nie ugrałam. Będę teraz żyć w niepewności do momentu, kiedy jaśnie pan Styles raczy się odezwać. Zła na siebie podnoszę się z ziemi i wracam do środka.
- Jak się bawicie? - staram się brzmieć naturalnie, kiedy, z przyklejonym do twarzy uśmiechem, wchodzę do ciepłego pomieszczenia.
- Louis oszukuje! - Aron wskazuje palcem na siedzącego naprzeciw niego Lou.
- Wmawiaj to sobie dalej. - Chłopak patrzy na niego znad swoich kart.
- Dopiero zaczęliśmy grę, a ty już rzucasz w moją stronę jakieś niecne oszczerstwa!
Przewracam oczami i rozglądam się po pokoju. Susan i Jack siedzą przytuleni na kanapie i robią sobie zdjęcia. Coraz głupsze miny, coraz więcej śmiechu. Jestem zmęczona całym dniem i dziwnie nie pasuję do towarzystwa. Harry, choć trudno mi to przyznać, zajmuję znaczną część moich myśli. Do tego wszystkiego, czuję na sobie pytający wzrok Tomlinsona.
- Chyba wcześniej się położę. - Uśmiecham się do nich blado, ale kiedy cztery zdziwione spojrzenia wbijają się we mnie, kulę się w sobie
- No co ty, jest wcześnie. Nie ma mowy, najpierw obejrzymy jakiś film. - Susan zrywa się z miejsca i podchodzi do laptopa, przypiętego do telewizora. - Co powiecie na "Szybkich i wściekłych"? Wszyscy widzieliśmy to sto razy, ale...
- Ja tego nie widziałam - przyznaję. Jack dławi się wodą, którą akurat ma w ustach.
- Żartujesz, prawda? - Unosi wysoko brwi.
- Nie, naprawdę. Nie widziałam żadnej części. - Wszyscy rozszerzają oczy jeszcze bardziej i patrzą na mnie jak na trędowatego. - No co?
- Włączaj to, Susan - nakazuje Aron i wpycha się na miejsce obok mnie, wcześniej rzucając w stronę Louisa swoje karty. - Trzeba to nadrobić! Nie dam ci zasnąć, nie licz na to - grozi mi.
- Serio, nie mam dzisiaj ochoty na filmy. Obejrzę to innym razem, proszę was. - patrzę na nich błagalnie. Mój nastrój spadł tak gwałtownie, że poczułam się zmęczona. - Susan, nadrobimy to w mieszkaniu. Będę w razie czego na górze. Bawcie się dobrze. - Uśmiecham się do nich, kiedy wszyscy odprowadzają mnie wzrokiem aż na szczyt schodów.
- Może jest chora? - słyszę za sobą.
To może być racja. To byłoby jedyne racjonalne wyjaśnienie mojego depresyjnego dołka. Wlokę się na górę i kładę na łóżko. Przeglądam facebooka na laptopie i bezczynnie spędzam kilka godzin. Mój nastrój wcale się nie poprawił. Zaciskam usta i decyduję się włączyć jakąś komedie. "Żywot Briana" wydaję się być odpowiedni. Ktoś jednak postanawia zakłócić spokój panujący jak dotąd w moim azylu. Słyszę kroki na schodach i już po chwili do pokoju wparowuje Louis. Przygląda mi się uważnie i zamyka za sobą drzwi.
- Co się dzieje? Siedzisz tu już sto lat - stwierdza i siada obok mnie. - Co Harry ci powiedział?
- On...nie odebrał. - Czy mój nos właśnie urósł? Czy tylko ja mam wrażenie, że zaraz wybiję nim Louisowi oko?
- Martwisz się? - Kładzie się obok i odbiera ode mnie laptopa.
- Nie, nie martwię się. - Teraz okłamuję nawet siebie. Martwię się jak cholera, mam poczucie winy i jeszcze do tego go okłamuję. To wszystko jest nieuzasadnione i będę musiała porządnie pomęczyć się sama ze sobą, żeby w końcu udało mi się usprawiedliwić swoje absurdalne zachowanie. - Po prostu źle się czuję - uspokajam go.
- Skoro tak mówisz. - Wzrusza ramionami. - W takim razie nie będę ci przeszkadzał. - Nie słyszę pretensji w jego głosie, chociaż nie zdziwiłabym się, gdyby ta się pojawiła. Bardziej troskę. - W razie czego wiesz, gdzie mnie szukać. - uśmiecha się i wychodzi. Kiedy otwiera na moment drzwi, słyszę z dołu głośny śmiech Susan i Arona. Dlaczego jestem taką kretynką i nie umiem się dzisiaj z nimi bawić? Może po prostu powinnam wziąć się w garść i zmusić się do zejścia tam?
Toczę wewnętrzną walkę z samą sobą i przegrywam. Jedna, kilku minutowa rozmowa z Harrym całkowicie rozmontowała moją psychikę. Siedzę tu już zdecydowanie za długo. Idę do nich i chociażbym miała dostać paraliżu twarzy od sztucznego uśmiechu, spędzę ten wieczór z Susan. W końcu to jej urodziny.
Zwlekam się z łóżka i obiecuję sobie, że dokończę film potem. Schodzę na dół i widzę, że zabawa trwa w najlepsze. Zdjęcia wyplute przez aparat są już wszędzie, Susan wydaję się być już z lekka pijana, a Aron i Louis postanowili wrócić do swojej wcześniejszej gry. Nie ważne jak sztuczne miałoby to być i tak będę się dobrze bawić razem z nimi. Nie dam wparować Harry'emu do mojej psychiki. Nie będę taka zgorzkniała jak on. Swoją drogą, za dużo razy w ciągu tego wieczoru o nim pomyślałam. Jego panowanie w mojej głowie kończy się właśnie teraz, a jeżeli jedynym sposobem na to jest upicie się do nieprzytomności, nie mogę powiedzieć nie.
**********
- Jade, wiedziałam, że twoja zdolność do perswazji leży i płacze, ale nie wiedziałam, że to również odnosi się do przekonywania samej ciebie do czegokolwiek. - Tak, przyznaję, jestem nietrzeźwa. I tak, przyznaję, gadam sama ze sobą. Siedzę w pustym już salonie, dochodzi trzecia nad ranem. Wszyscy śpią, a ja nie mogę. Harry dzielnie obronił pierwszoplanowe miejsce w mojej psychice i dalej zasiada na tronie. Łapię się za włosy i wciągam głęboko powietrze. Moi przyjaciele odpadali od zabawy po kolei. Susan oczywiście pierwsza, zaraz za nią Jack, ale to tylko dlatego, że nie chciał, żeby sama siedziała na górze. Louis poszedł tuż po nich, a na poddał się Aron, który zataczając się, stwierdził, że idzie popływać. Nie miałam czasu się upić, ponieważ musiałam ich kolejno odprowadzać do łóżek. Sposobność do pijaństwa, nadarza się dopiero teraz. Więc siedzę i piję sama. Bariera racjonalnego myślenia znacznie wygina się pod wpływem alkoholu i teraz wszystko przelatuje do mojego umysłu. Łącznie z Harrym, oczywiście. Dlaczego nie zadzwonił? Miał przecież się zastanowić. Czy kilka godzin to nie dostateczny czas na przemyślenia? Cholera.
O Boże, nie panuję nad sobą. Zrezygnowana idę na górę. Wieczór nie potoczył się tak jak miał i jestem z tego powodu szczególnie niezadowolona. Do diabła, mogłam zostać w łóżku! Wlokę się na górę i rezygnuje z jakiegokolwiek kontaktu z łazienką, a co za tym idzie - z lustrem.
Mój makijaż jest pewnie rozmazany tak, że niejedna panda mogłaby we mnie dostrzec swoją rodzinę. Czuję, że jutro będę miała zgagę. Mruczę coś niezadowolona, kiedy twarzą w dół opadam na poduszkę.
- Zabijcie mnie - wzdycham i zamykam oczy.
Myślałam, że nic mnie już dzisiaj nie zaskoczy. Myślałam, że nic mnie bardziej nie zdenerwuje. I myślałam, że ON zachowa się fair w stosunku do mnie i chociaż na chwile da spokój mnie i mojej biednej, zmęczonej psychice. Ale dzieje się to, co najwidoczniej miało się dziać.
Dopiero dźwięk telefonu wyrywa mnie z mojej depresyjnej aury.
**********
- Jade, wiedziałam, że twoja zdolność do perswazji leży i płacze, ale nie wiedziałam, że to również odnosi się do przekonywania samej ciebie do czegokolwiek. - Tak, przyznaję, jestem nietrzeźwa. I tak, przyznaję, gadam sama ze sobą. Siedzę w pustym już salonie, dochodzi trzecia nad ranem. Wszyscy śpią, a ja nie mogę. Harry dzielnie obronił pierwszoplanowe miejsce w mojej psychice i dalej zasiada na tronie. Łapię się za włosy i wciągam głęboko powietrze. Moi przyjaciele odpadali od zabawy po kolei. Susan oczywiście pierwsza, zaraz za nią Jack, ale to tylko dlatego, że nie chciał, żeby sama siedziała na górze. Louis poszedł tuż po nich, a na poddał się Aron, który zataczając się, stwierdził, że idzie popływać. Nie miałam czasu się upić, ponieważ musiałam ich kolejno odprowadzać do łóżek. Sposobność do pijaństwa, nadarza się dopiero teraz. Więc siedzę i piję sama. Bariera racjonalnego myślenia znacznie wygina się pod wpływem alkoholu i teraz wszystko przelatuje do mojego umysłu. Łącznie z Harrym, oczywiście. Dlaczego nie zadzwonił? Miał przecież się zastanowić. Czy kilka godzin to nie dostateczny czas na przemyślenia? Cholera.
O Boże, nie panuję nad sobą. Zrezygnowana idę na górę. Wieczór nie potoczył się tak jak miał i jestem z tego powodu szczególnie niezadowolona. Do diabła, mogłam zostać w łóżku! Wlokę się na górę i rezygnuje z jakiegokolwiek kontaktu z łazienką, a co za tym idzie - z lustrem.
Mój makijaż jest pewnie rozmazany tak, że niejedna panda mogłaby we mnie dostrzec swoją rodzinę. Czuję, że jutro będę miała zgagę. Mruczę coś niezadowolona, kiedy twarzą w dół opadam na poduszkę.
- Zabijcie mnie - wzdycham i zamykam oczy.
Myślałam, że nic mnie już dzisiaj nie zaskoczy. Myślałam, że nic mnie bardziej nie zdenerwuje. I myślałam, że ON zachowa się fair w stosunku do mnie i chociaż na chwile da spokój mnie i mojej biednej, zmęczonej psychice. Ale dzieje się to, co najwidoczniej miało się dziać.
Dopiero dźwięk telefonu wyrywa mnie z mojej depresyjnej aury.
- Halo? - mój głos brzmi, jakby moje gardło zostało podrapane ze wszystkich możliwych stron przez gwoździe.
- Nie śpisz? - pyta.
- Jak widać, nie. - przewracam oczami.
- Przemyślałem sprawę. - Po raz kolejny nie reaguje na docinki z mojej strony.
- I co wymyśliłeś?
- Uważam, że po prostu chcesz po raz kolejny zrobić z siebie biedną dziewczynkę, która pogodzi dwóch skłóconych przyjaciół i będzie ich psychologiem. - drwi. Jego ostentacyjny ton doprowadziłby mnie do szału, gdyby nie to, że jestem tak zmęczona.
- Harry, dobrze wiesz, że nie o to chodzi - jęczę i przewracam się na plecy.
- Właśnie o to chodzi. Zależy ci na naszej relacji nie wiadomo czemu, mieszasz się w nie swoje sprawy i chcesz, żebym wracał do kraju. To ci nie wyjdzie, Jade.
- Nie zrobiłam ci nic złego, a ty zachowujesz się co najmniej tak, jakbym torturowała cię przez dwa miesiące. Nie chce, żebyście się przeze mnie kłócili. - Wzdycham. Nic nie jest w stanie wyprowadzić mnie dzisiaj z równowagi.
- Znasz moje zdanie na twój temat. Poza tym, torturujesz mnie. Regularnie od dwóch dni, od kiedy znasz moją tajemnice i możesz zrobić z nią co tylko chcesz.
- Nie śpisz? - pyta.
- Jak widać, nie. - przewracam oczami.
- Przemyślałem sprawę. - Po raz kolejny nie reaguje na docinki z mojej strony.
- I co wymyśliłeś?
- Uważam, że po prostu chcesz po raz kolejny zrobić z siebie biedną dziewczynkę, która pogodzi dwóch skłóconych przyjaciół i będzie ich psychologiem. - drwi. Jego ostentacyjny ton doprowadziłby mnie do szału, gdyby nie to, że jestem tak zmęczona.
- Harry, dobrze wiesz, że nie o to chodzi - jęczę i przewracam się na plecy.
- Właśnie o to chodzi. Zależy ci na naszej relacji nie wiadomo czemu, mieszasz się w nie swoje sprawy i chcesz, żebym wracał do kraju. To ci nie wyjdzie, Jade.
- Nie zrobiłam ci nic złego, a ty zachowujesz się co najmniej tak, jakbym torturowała cię przez dwa miesiące. Nie chce, żebyście się przeze mnie kłócili. - Wzdycham. Nic nie jest w stanie wyprowadzić mnie dzisiaj z równowagi.
- Znasz moje zdanie na twój temat. Poza tym, torturujesz mnie. Regularnie od dwóch dni, od kiedy znasz moją tajemnice i możesz zrobić z nią co tylko chcesz.
Jego słowa wprawiają mnie w taki szok, że jestem pewna, że dzisiaj już nie zasnę.
- Harry, jeżeli o to chodzi, to ja nie mam zamiaru nikomu o tym powiedzieć. - kręcę z niedowierzaniem głową. Jak on mógł tak pomyśleć? Może pomyślał tak, bo w ogóle cię nie zna, idiotko - stwierdza
słusznie moja podświadomość.
- Nie wiem co zamierzasz - prycha. - Wiesz co? Nie wrócę do Londynu. Nie mam takiego zamiaru - syczy ze złością, a ja wzdycham z rezygnacją. - Jeżeli tak bardzo ci zależy, to rusz swoje cztery litery do Irlandii. Dlaczego to zawsze inni mają fatygować się do ciebie? Proszę, rusz się i wsiadaj w samolot - wybucha i słyszę, jak stara się powstrzymać od krzyku. - Nie mam zamiaru teraz z tobą rozmawiać - furczy i rozłącza się.
Czy właśnie ktoś uderzył mnie patelnią w głowę? Czy to Harry? Zdecydowanie.
Wpatruje się w sufit. Godzinę, dwie, a może trzy. Nie wiem. Natłok myśli powoli ustępuje i zaczyna się wyłaniać zarys mojego planu. Chce mnie zobaczyć w Irlandii? Nie wierzy, że księżniczka jest w stanie to zrobić? Świetnie. Widzimy się już wkrótce, mój drogi. Przekonam go, że nic złego nie stanie się z jego sekretem. Przekonam go, że Louis nie jest niczemu winien. Może jest, ale na pewno to nie jest tak, jak Harry myśli! Przekonam go, żeby wrócił do kraju. Do jasnej cholery, dam radę! Mam opracowany plan. Nie zważam na to, że będzie on wymagał okłamania moich przyjaciół. Nie zastanawiam się ani chwili i wpycham do torby wszystkie ubrania. Bruno śpi pod drzwiami i nie zważa na moje poczynania.
- Harry, jeżeli o to chodzi, to ja nie mam zamiaru nikomu o tym powiedzieć. - kręcę z niedowierzaniem głową. Jak on mógł tak pomyśleć? Może pomyślał tak, bo w ogóle cię nie zna, idiotko - stwierdza
słusznie moja podświadomość.
- Nie wiem co zamierzasz - prycha. - Wiesz co? Nie wrócę do Londynu. Nie mam takiego zamiaru - syczy ze złością, a ja wzdycham z rezygnacją. - Jeżeli tak bardzo ci zależy, to rusz swoje cztery litery do Irlandii. Dlaczego to zawsze inni mają fatygować się do ciebie? Proszę, rusz się i wsiadaj w samolot - wybucha i słyszę, jak stara się powstrzymać od krzyku. - Nie mam zamiaru teraz z tobą rozmawiać - furczy i rozłącza się.
Czy właśnie ktoś uderzył mnie patelnią w głowę? Czy to Harry? Zdecydowanie.
Wpatruje się w sufit. Godzinę, dwie, a może trzy. Nie wiem. Natłok myśli powoli ustępuje i zaczyna się wyłaniać zarys mojego planu. Chce mnie zobaczyć w Irlandii? Nie wierzy, że księżniczka jest w stanie to zrobić? Świetnie. Widzimy się już wkrótce, mój drogi. Przekonam go, że nic złego nie stanie się z jego sekretem. Przekonam go, że Louis nie jest niczemu winien. Może jest, ale na pewno to nie jest tak, jak Harry myśli! Przekonam go, żeby wrócił do kraju. Do jasnej cholery, dam radę! Mam opracowany plan. Nie zważam na to, że będzie on wymagał okłamania moich przyjaciół. Nie zastanawiam się ani chwili i wpycham do torby wszystkie ubrania. Bruno śpi pod drzwiami i nie zważa na moje poczynania.
Czuję się winna temu wszystkiemu. To ja chwyciłam za sznurek, który pociągnął za sobą cały wianuszek wydarzeń.
A co jeżeli Harry'emu się coś stanie? Co jeżeli w końcu ktoś się dowie o jego przypadłości i zamkną go w psychiatryku? Do diabła, czy ja naprawdę się o niego martwię? Przygryzam wargę, kiedy wpycham ostatnią z wielu bluz na sam wierzch torby i w końcu ją zamykam. Naprawdę martwię się o Harry'ego. I to jest jedyny powód, który wydaję się w miarę sensownie uzasadniać moje poczynania z ostatnich dni. Zaraz jednak pojawia się kontrargument - wcale go nie lubię, po prostu, gdyby nie ja i Susan, dalej siedziałby spokojnie w swoim mieszkaniu, nie narażony na wyjście na jaw jego sekretu.
- Wcale go nie lubię - warczę sama do siebie, jakby to miało mi pomóc w mocniejszym utwierdzeniu się w moim przekonaniu. Spoglądam na telefon. Naprawdę jest już 7:30? Moi znajomi będą spali do południa, więc mam czas na realizację planu. Wychodzę na balkon i wybieram numer taty.
***********
Udało mi się niezauważalnie wymknąć z domku. W głowie łomocze mi jedna myśl "Susan mnie zabije, zabije, zabije, zabije, zabije!". Wsiadam do samochodu ojca i witam się z nim uśmiechem.
- Czujesz się już lepiej? Wyglądasz, jakbyś nie spała za dobrze - mówi zmartwionym głosem. Gdybyś tylko wiedział...
- Choroba trzyma mnie od wczoraj - stwierdzam ze smutkiem.
Kłamstwo ciągnie za sobą kolejne. Chodź trudno w to uwierzyć, ja nigdy nie kłamię. Nie kłamałam.
Ciężko mi to przychodziło i po prostu tego nie robiłam. Czuję, że zatajony przed wszystkimi wyjazd do Irlandii nie będzie jedynym, co mnie w najbliższym czasie spotka. A moi przyjaciele? Spali, kiedy wychodziłam. Uśmiecham się smutno na myśl o pozostawionej przeze mnie kartce na lodówce. Zakładam okulary przeciwsłoneczne i, mimo wszystko, rozkoszuję się pięknem dnia. Chłodne, wilgotne powietrze to coś, co działa na mnie w sposób poniekąd kojący. Wywołuje jednak lekki dreszcz. Kiedy jesteśmy już na ulicy tata zaczyna gawędzić o pracy, moim stanie zdrowia i wspaniałej płycie jazzowej, której koniecznie muszę posłuchać. Myślami jednak jestem w dwóch różnych miejscach. Jedno z nich to Irlandia i Harry. Kolejne, to notatka na lodówce, której treść staram sobie przypomnieć jak najdokładniej:
Zabijecie mnie za to wszyscy, tak wiem.
Bardzo źle się czułam po naszej imprezie. Nie w sensie psychicznym,
ale fizycznym. Wróciłam wcześniej do domu. Mój tata przyjechał po
mnie, kiedy jeszcze spaliście. Nie chciałam was budzić, więc po prostu
napisałam....to coś.
Bawcie się dobrze, mam nadzieję, że kolejne dni będą tak samo szalone,
jak poprzednie :D
Zobaczymy się w domu!
Mam nadzieję, że kilka dni leżenia w łóżku dobrze mi zrobi :)
Musicie koniecznie robić dużo zdjęć!
A propos zdjęć....
Susan, pożyczyłam twój aparat. Zostawiam wam moje zdjęcie, żebyście za
bardzo się za mną nie stęsknili!
Jack, opiekuj się nimi.
Susan, wszystkiego najlepszego...znowu! :D
Louis, nie oszukuj w karty.
Aron, wyreguluję ci brwi innym razem.
Już za wami tęsknie.
Bardzo was kocham!
~Jade
A co jeżeli Harry'emu się coś stanie? Co jeżeli w końcu ktoś się dowie o jego przypadłości i zamkną go w psychiatryku? Do diabła, czy ja naprawdę się o niego martwię? Przygryzam wargę, kiedy wpycham ostatnią z wielu bluz na sam wierzch torby i w końcu ją zamykam. Naprawdę martwię się o Harry'ego. I to jest jedyny powód, który wydaję się w miarę sensownie uzasadniać moje poczynania z ostatnich dni. Zaraz jednak pojawia się kontrargument - wcale go nie lubię, po prostu, gdyby nie ja i Susan, dalej siedziałby spokojnie w swoim mieszkaniu, nie narażony na wyjście na jaw jego sekretu.
- Wcale go nie lubię - warczę sama do siebie, jakby to miało mi pomóc w mocniejszym utwierdzeniu się w moim przekonaniu. Spoglądam na telefon. Naprawdę jest już 7:30? Moi znajomi będą spali do południa, więc mam czas na realizację planu. Wychodzę na balkon i wybieram numer taty.
***********
Udało mi się niezauważalnie wymknąć z domku. W głowie łomocze mi jedna myśl "Susan mnie zabije, zabije, zabije, zabije, zabije!". Wsiadam do samochodu ojca i witam się z nim uśmiechem.
- Czujesz się już lepiej? Wyglądasz, jakbyś nie spała za dobrze - mówi zmartwionym głosem. Gdybyś tylko wiedział...
- Choroba trzyma mnie od wczoraj - stwierdzam ze smutkiem.
Kłamstwo ciągnie za sobą kolejne. Chodź trudno w to uwierzyć, ja nigdy nie kłamię. Nie kłamałam.
Ciężko mi to przychodziło i po prostu tego nie robiłam. Czuję, że zatajony przed wszystkimi wyjazd do Irlandii nie będzie jedynym, co mnie w najbliższym czasie spotka. A moi przyjaciele? Spali, kiedy wychodziłam. Uśmiecham się smutno na myśl o pozostawionej przeze mnie kartce na lodówce. Zakładam okulary przeciwsłoneczne i, mimo wszystko, rozkoszuję się pięknem dnia. Chłodne, wilgotne powietrze to coś, co działa na mnie w sposób poniekąd kojący. Wywołuje jednak lekki dreszcz. Kiedy jesteśmy już na ulicy tata zaczyna gawędzić o pracy, moim stanie zdrowia i wspaniałej płycie jazzowej, której koniecznie muszę posłuchać. Myślami jednak jestem w dwóch różnych miejscach. Jedno z nich to Irlandia i Harry. Kolejne, to notatka na lodówce, której treść staram sobie przypomnieć jak najdokładniej:
Zabijecie mnie za to wszyscy, tak wiem.
Bardzo źle się czułam po naszej imprezie. Nie w sensie psychicznym,
ale fizycznym. Wróciłam wcześniej do domu. Mój tata przyjechał po
mnie, kiedy jeszcze spaliście. Nie chciałam was budzić, więc po prostu
napisałam....to coś.
Bawcie się dobrze, mam nadzieję, że kolejne dni będą tak samo szalone,
jak poprzednie :D
Zobaczymy się w domu!
Mam nadzieję, że kilka dni leżenia w łóżku dobrze mi zrobi :)
Musicie koniecznie robić dużo zdjęć!
A propos zdjęć....
Susan, pożyczyłam twój aparat. Zostawiam wam moje zdjęcie, żebyście za
bardzo się za mną nie stęsknili!
Jack, opiekuj się nimi.
Susan, wszystkiego najlepszego...znowu! :D
Louis, nie oszukuj w karty.
Aron, wyreguluję ci brwi innym razem.
Już za wami tęsknie.
Bardzo was kocham!
~Jade
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
DZIEŃDOBRY!
No więc.....mamy 23 :D
Nie wiem jak wam, ale mi się ten rozdział strasznie podoba :P
Dziękuję mojej wspaniałej znajomej, która dzielnie walczy, żeby poprawna polszczyzna była obecna w moim blogu! <3
i dziękuję za prawie 10 000 wyświetleń :O
Jak to się stało ?!??!?
Jest was tak dużo, o mój Boże <3
Przepraszam, że dodaję tak rzadko :( Zbliża się jednak okres świąteczny, podczas którego będę musiała śpiewać 2 miliony różnych kolęd na różnych uroczystościach ;")
Jeszcze raz dziękuję! <3 Widzimy się.....niebawem? :D
DZIEŃDOBRY!
No więc.....mamy 23 :D
Nie wiem jak wam, ale mi się ten rozdział strasznie podoba :P
Dziękuję mojej wspaniałej znajomej, która dzielnie walczy, żeby poprawna polszczyzna była obecna w moim blogu! <3
i dziękuję za prawie 10 000 wyświetleń :O
Jak to się stało ?!??!?
Jest was tak dużo, o mój Boże <3
Przepraszam, że dodaję tak rzadko :( Zbliża się jednak okres świąteczny, podczas którego będę musiała śpiewać 2 miliony różnych kolęd na różnych uroczystościach ;")
Jeszcze raz dziękuję! <3 Widzimy się.....niebawem? :D
Omg! Świetny rozdział! Kocham cie za to że dodajesz takie długieeeee rozdziały! Mam nadzieje że następny będzie niebawem! Ten blog wciąga i teraz przez całe dnie az do dodania nexta bede sie zastanawiac co dalej bedzie! Weny życze ~xoxo~
OdpowiedzUsuńW środę będzie. Przepraszam, że musiałaś tyle czekać :(
UsuńWarto było czekać na te piękne rozmowy Jade i Harrus... Pana Ciemności! Rozdział świetny! Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńBędzie w środę :) Pan Ciemności przybywa!
UsuńChce zdecydowanie dłuższe rozdzialy bo ff genialne! ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję! :) Postaram się :P Sama uwielbiam pisać długaśne rozdziały :D
UsuńKiedy kolejny? *.*
OdpowiedzUsuńW środę, tak sądzę :D
Usuńprzerwać
OdpowiedzUsuńw
takim
momencie
!
czekam=)
Przepraszam! :D
UsuńJejjj w końcu się doczekałam :D!!!! Rozdział świetny i wgl też mi się bardzo podoba ^^ Boże nie wierze ze ona tam jedzie haha taaak wcale jej nie zależy wcale xd jestem ciekawa miny Pana Ciemności i jak zareaguje coś czuję że następny rozdział będzie baaaardzo ciekawy xd pewnie nie raz się pokłócą z resztą jak zawsze ale mimo to pasują do siebie :* Ahhh piękna psychiczna para która w ogóle nie jest razem xd (ale to nic xd) mam nadzieje ze szybko dodasz następny bo nie mogę się doczekać!!! Proszę...ładne proszę :3
OdpowiedzUsuńRitaaaaaaaaaaa!!! <3
UsuńDo środy będzie! Szykuj się na Pana Ciemności! :D
Pisz jak najszybciej! Nie moge sir doczekac spoykania z a dwójka :* Mam nadziejenze Harry zacznie sie nieco przekonywać do Jade oby i czekam na next pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńNastępny rozdział będzie do środy! Obiecuję :)
UsuńOstatnio zaczęłam czytać to fanfiction i jestem naprawdę pod ogromnym wrażeniem! Zakochałam się w nim od pierwszego rozdziału i niecierpliwie czekam na więcej i więcej! Uwielbiam opowiadania o przybliżonej tutaj tematyce i dlatego też myślę, że od teraz mogę mianować się stałym gościem i czytelnikiem. Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów! Pozdrawiam gorąco ;))
OdpowiedzUsuńRównież pozdrawiam i bardzo dziękuję ;*
UsuńTrafiłam tu dopiero dzisiaj, ale już wiem, że zostanę. Masz niesamowicie lekki styl pisania i aż miło się czyta coś takiego, poważnie. Nie mogłam się oderwać i już czekam na kolejny rozdział. <3
OdpowiedzUsuńZapraszam też do siebie:
http://sinister-fanfic.blogspot.com/
Dziękuję bardzo <3 Na pewno wpadnę do Ciebie!
Usuń