niedziela, 15 marca 2015

Rozdziała trzydziesty siódmy

Przypominam o konkursie ,,Blog miesiąca". Jeśli chcecie, możecie oddać swój głos w sondzie obok :D






Jade's P.O.V





- Co to jest? - pyta Harry, a Susan i Louis podchodzą do laptopa, żeby dowiedzieć się co wywołało zamieszanie.
- Kawałek jakiejś legendy. Nie ma nic więcej - dodaję, kiedy chłopak już otwiera usta. - Legendy...z Irlandii.
Podnoszę wysoko brwi. To nie może być przypadek. Pochodzenie Harry'ego i tego tekstu wskazuje na jedno. Ziarno prawdy, które zawsze jest zawarte w legendzie, stoi właśnie obok mnie.
- To tylko bajki - parska Pan Ciemności.
- Myślę, że powinniśmy to sprawdzić - stwierdzam i odwracam laptopa w swoją stronę. Su i Louis patrzą po sobie niepewnie, nie wiedząc, czy kiedy mówiłam ,,powinniśmy" miałam na myśli siebie i Harry'ego, czy całą naszą czwórkę.
- Brednie - Styles zatrzaskuje klapę laptopa, a mi ledwo udaję się cofnąć palce z klawiatury. 
- Te brednie, to jedyne, co udało nam się znaleźć - mówię poważnie.
- TOBIE udało się znaleźć - zwraca mi uwagę i pretensjonalnie przewraca oczami.
- Mi się udało, bo tobie ostatnio jakoś się do tego nie spieszyło - mruczę pod nosem i patrzę na niego spode łba. Doprowadza mnie do szału. Nie dość, że jestem niewyspana, muszę znosić jego humory.
- Jade ma rację, możemy to sprawdzić, przecież to nam nie zaszkodzi - Louis postanawia interweniować i staje w mojej obronie.
- Jak chcecie, to sobie sprawdzajcie. Mnie to nie dotyczy - oznajmia Harry i zaplata ręce na piersi.
 Jak zresztą nic - myślę. Pociągła twarz Harry'ego znowu przybiera niezadowolony wyraz, kiedy ten wraca do swoich garnków.
Nie mam zamiaru zawracać sobie nim głowy. Mam coś, jakiś punkt odniesienia! Zacznę szukać dalej. Ponownie otwieram laptopa, patrząc dyskretnie na Pana Ciemności. Styles jednak bezwzględnie wyłączył swoje ludzkie oblicze. Susan rzuca mu szorstkie spojrzenie. Wszystkich nas irytuje wiecznie niezadowolony Harry, ale nikt nie ma zamiaru się odzywać. Przynajmniej na razie. Mam ochotę wykrzyczeć mu w twarz, że mam gdzieś jego zmiany nastrojów. Ma być kochany i spokojny, tak jak wczoraj wieczorem. Nie wiem co powoduje u niego te wszystkie fochy. Kiedy ekran laptopa rozjaśnia się, znowu widzę ten przeklęty artykuł. Nie ma nic oprócz tego, że ma swoje źródło w którejś z książek w Narodowej Bibliotece Irlandii. Somniator Mortem. Kilka razy czytam te dwa słowa, wierząc, że mają ścisły związek z Harrym. Jeżeli on sam tego nie widzi, jest kompletnym debilem.
Wiesz, że nim nie jest - odzywa się moja podświadomość. - Po prostu boi się poznać prawdy.
Niezdrowa ciekawość każe mi działać. Muszę wiedzieć o co chodzi.
- Harry, dlaczego nie chcesz nawet spróbować? - pytam cicho, jakbym się bała, że mogę go jakoś od siebie odstraszyć.
- Bo to mnie nie dotyczy - Odgarnia włosy do tyłu i posyła mi wrogie spojrzenie.
- W takim razie, kogo dotyczą twoje sny? - pytam i wstaję. Harry patrzy na mnie i na chwilę w kuchni zapanowuje cisza. Mój rozmówca szuka kolejnego trafnego argumentu, ale nic nie przychodzi mu na myśl.
- Na pewno nie ciebie - mówi w końcu. Widzę, że przyjmuje inną taktykę. Czas na bycie chamskim chujem. 
- Mnie nie, ale ciebie owszem. A skoro sprawa dotyczy twojej osoby, ty i twoje wielkie ego powinniście się tym zainteresować - ironizuję, a na twarz Susan wpełza uśmiech, który stara się zakryć dłonią. 
Moja nadzieja na pokojowy przebieg rozmowy rośnie, kiedy Harry opuszcza nisko brwi i pyta:
- Co w takim razie powinniśmy zrobić, pani przewodnik? 
- Zacząć szukać. Na naszym punktem odniesienia będzie Somniator Mortem.  Wszyscy chcemy ci pomóc, a teraz nadarza się do tego okazja.
Mierzymy się spojrzeniami przez całą długość kuchni, aż w końcu on podnosi ręce i mówi zrezygnowany:
- Czuję się, jakbyście mieli mnie zdiagnozować. Działaj, doktorze House. 


******


Same poszukiwania okazały się znacznie trudniejsze niż przypuszczałam. Ostatnie kilka dni opierały się na przeszukiwaniu internetu. Przeczesywałam go wzdłuż i wszerz, jednak każda wzmianka o Somniator Mortem odsyłała mnie do pierwotnego artykułu, od którego wszystko się zaczęło. Przynajmniej miałam zajęcie, kiedy co drugą noc przychodziłam do Harry'ego. Kazałam mu siedzieć cicho i kłaść się spać. Sama natomiast zajmowałam się swoim śledztwem. Oczywiście, sam Styles okazywał zerowe zainteresowanie całym przebiegiem sprawy. Nie pytał, a jeżeli już sama z siebie zaczynałam o czymś mówić, grzecznie okazywał mi, że ma lepsze rzeczy do roboty, jak na przykład oglądanie ,,Z kamerą u Kardashianów'.
Louis i Susan zaczęli dogadywać się tak znakomicie, jakby znali się od lat. Rozmowy na żaden temat nie są już dla nic na jakikolwiek sposób krepujące. 
Między moją szarą rzeczywistością i twardą zaporą moich myśli z napisem ,,Somniator Mortem", przełamywał się Aron, któremu nie byłam w stanie więcej odpisać. Chciałabym pokazać mu, że z nim jestem, że wszystko będzie dobrze, ale zawsze odkładam to na później. Nie ma we mnie wystarczającej odwagi, by dowiedzieć się w jakim jest stanie. Chyba nawet nie chce wiedzieć
Moją kolejną rozrywką ostatnich dni jest oglądanie listy przyjętych na uczelnie Birkbeck.
Rodzice zażądali, abym powiedziała im, co skłoniło mnie do zmiany decyzji, skoro wokalistyka była moim marzeniem. Burknęłam tylko coś o ,,przeznaczeniu'. Tak, to przeznaczenie powiedziało mi, że jestem nienormalna, zamieszkało obok mnie i postanowiło wywrzeć na mnie niezasłużoną presję. Chociaż, im dłużej się nad tym zastanawiam, tym dostrzegam coraz więcej plusów. Budynek uczelni jest tylko kilka kilometrów od mojego mieszkania, więc w najgorszym wypadku mogę chodzić piechotą. 
Wczoraj wieczorem zdecydowałam, że muszę koniecznie jechać po podręczniki. Jest już 15 sierpnia, wypadałoby zacząć organizować sobie jakieś pomoce naukowe. Susan, Louis i Harry już wszystko mają. Wczoraj przejrzałam listę rekomendowanych przez uczelnie podręczników i zdecydowałam, że chcę kupić większość.
Budzę się rano, a kiedy dostrzegam, że Susan nie ma obok mnie, schodzę na dół. Rodzice witają mnie, będąc w swoim zwykłym toku przygotowywania się do wyjścia. Tata zarządził, że skoro jest piątek, wszyscy pościmy. Jako jedna z nielicznych, chrześcijańskich rodzin mamy się trzymać tradycji. Przynajmniej jego zdaniem. Zaczynam jeść swoją kromkę z białym serem, okazując swój największy wstręt na różne sposoby.
- Jak będziesz się tak krzywić, to ci tak zostanie - mówi do mnie Tata, który przegląda się w lutrze i poprawia swój krawat.
- Czy ja wyglądam jakbym miała pięć lat? - prycham, na co on patrzy na mnie wymownie. - Daj spokój. 
- Sama zaczynasz - Wzrusza ramionami, po czym z uśmiechem dopija swoją kawę. 
- Cześć wszystkim - jęczy zaspana Lena, która akurat wchodzi do kuchni. 
- Chcesz jechać ze mną do księgarni? - pytam od razu, mając nadzieję, że będzie na tyle naiwna, że nie domyśli się, że potrzebuję po prostu tragarza.
- Tak, pewnie. Potrzebuję czegoś do czytania, usycham z nudów - stwierdza, po czym siada przy stole. Odgarnia wszechobecne włosy do tyłu i chwyta karton z mlekiem. 
- Dlaczego nie możesz zamówić podręczników przez internet? Louis zamawiał swoje, przyszły mu w kilka dni - odzywa się Susan, która, podobnie jak my, wygląda jakby w ogóle nie spała. 
- Wolę sama je kupić. Potrzebuję ,,Atlasu anatomii człowieka" - stwierdzam. 
- No nie wiem, Prawnik-Louis twierdz, że przez internet wyjdzie taniej - Wzrusza ramionami, po czym rezygnuje z rozmowy.
Od kiedy Susan dowiedziała się, że Louis studiuje prawo, stał się dla niej obiektem do kpin. Na swoim laptopie w zakładkach ma zapisaną stronę ,,Żarty o prawnikach".
- Może wyjdzie taniej, ale zdecydowanie wolę sama sobie wszystko załatwić - kończę temat, po czym podnoszę się z miejsca. - Bądź gotowa za dwadzieścia minut - zwracam się do Leny, po czym odchodzę na górę. Wciągam przez głowę coś, co nie jest piżamą. Zastanawiam się, jak mogę przywiązywać do wyglądu aż tak małą uwagę. Powoli zaczyna mnie to przerażać. Kiedy schodzę na dół i proponuję Susan, żeby zajęła się czymkolwiek innym, niż tylko beznamiętnym patrzeniem w podłogę. Nie może iść do chłopaków, bo aktualnie są w cukierni pana Dana. Zaoferowali, że będą jego tanią, a właściwie darmową siłą roboczą, w zamian za przetrzymywanie pod swoim dachem. 
Moja przyjaciółka kiwa niemrawo głową i oświadcza, że w końcu wykąpie Wall-E. 
- Świetny pomysł - przytakuję jej, po czym razem z Leną wychodzimy z domu. Rozglądam się dookoła i uderzam dłonią w twarz.
- Nie mamy samochodu - stwierdzam z niedowierzaniem. - Rodzice zabrali nasz, a pan Dan Susan. Jestem taka głupia, żeby o tym nie pomyśleć.
- Chodźmy na nogach - proponuje obojętnie Lena, jakby nie zdawała sprawy z dzielącego nas od księgarni dystansu.
- Nie idę na żadnych nogach - oburzam się, po czym marszczę brwi zamyślona. 
- Zostaje ci tylko rower, a z tego co mi wiadomo, w garażu stoi jeden. Więc pojedziesz sama - mówi, patrząc na mnie wymownie.
Uśmiecham się zwycięsko, a Lena podnosi wysoko brwi.



*******


- Trzymasz się? - pytam, kiedy Lena mocno łapie mnie w pasie.
- Jade, nie chcę tego robić - mówi, kręcąc niezadowolona głową. - Nie możemy jechać razem na jednym rowerze!
- Jest bagażnik, nie marudź - parskam niezadowolona z jej marudzenia. - To wcale nie tak daleko.
Jasne, że daleko. W każdym razie za daleko, żeby iść tam na nogach. Lena siedzi na bagażniku, a kiedy w końcu udaję nam się ruszyć, chybocze się na wszystkie strony. 
- Jak nie przestaniesz to obie się wywalimy - informuję ją uprzejmie. 
Siostra stwierdza, że jak jestem taka mądra, to może się ze mną zamienić. Nie odpowiadam jej i skupiam się na bezpiecznej, przepisowej jeździe. 
Księgarnia jest znacznie dalej, niż mi się wydawało. Albo to przez moją słabą kondycje, albo przez Lenę za sobą, ale kiedy dojeżdżamy na miejsce, nie czuję już już nóg. 
Zatrzymuję się dopiero, kiedy przednie koło uderza w stojak na rowery, a my prawie spadamy na ziemie.  
- Wracam na nogach - oświadcza Lena i zwleka się z bagażnika.- Boli mnie cały tyłek.
Przypinam rower do jednej z rurek i szybko udaję się w stronę wejścia. Dzwonek dzwoni nam moja głową, a ja lekko uśmiecham się do sprzedawcy. Przeglądam moją mentalną listę książek i szybko przemierzam alejki. Idę przed siebie, patrząc po kolei na kolejne tytuły zapisane na grzbietach książek. Uderzam w coś mocno, a do moich nozdrzy wdziera się zapach męskich perfum.
- Bardzo pana przepraszam, nie zauważyłam... - Głos więźnie mi w gardle, kiedy podnoszę wzrok. - Aron? 
Chłopak uśmiecha się blado, a ja cofam się o krok. 
- Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha - zauważa, ale kiedy łapie ze mną kontakt wzrokowy, szybko odwraca głowę.
- Bo tak się czuję - mówię. - Co ty tu robisz?
- Pewnie to samo co ty. Kupuję podręczniki - Wzrusza ramionami i wskazuje na książkę, którą trzyma w ręce. ,,Postać leku" - odczytuję, kiedy przelotnie patrzę na okładkę.
- Aron, ja... - zaczynam mówić, ale nie mam najmniejszego pomysłu co dalej. 
- Rozumiem - Zaciska usta w wąską linie. - Dla mnie to też jest trudne. 
- Co z tobą? Co teraz robisz? - pytam i odwracam się przez ramię, żeby zobaczyć, czy nikt nas nie podsłuchuje.
- Pracuję w sklepie muzycznym. Zamieszkałem z Liam'em Payne'm i jakimś jego kolegą, który wraca do Anglii dzisiaj wieczorem. Z ciocią prawie dobrze - mówi, po czym wzdycha głęboko. - A co u ciebie?
- Po staremu, zupełnie po staremu. Boże, przepraszam, że się nie odzywałam - wybucham nagle, a on patrzy na mnie z uśmiechem.
- Nic się nie stało. Mam tylko jedną prośbę - Nagle poważnieje i patrzy mi w oczy. 
- Tak?
- Mogę cię przytulić? - pyta, a ja kiwam głową i powstrzymując nagły wybuch płaczu. Wtulam się w chłopaka. Oplata mnie ramionami i przyciąga do siebie. 
Stoimy tak chwilę, a ja mocno zaciskam oczy i staram się nie myśleć o tym, że ta chwila ma się skończyć.
- Możemy się spotkać? - Słyszę jego głos, na co tylko kiwam głową. Aron odsuwa mnie na długość ramion. Podnoszę wzrok i staram się nie zwracać uwagi na to, że jego policzki są coraz bardziej zapadnięte. Musiał schudnąć przynajmniej kilka dobrych kilogramów. - Zadzwonię do ciebie wieczorem. Obiecuję. Musimy porozmawiać - Uśmiecha się, po czym pociera moje ramiona. - Będzie dobrze, nie przejmuj się tym. 
Kiwam niemrawo głową. Jego obecność i to, że z nim rozmawiam, jest bardzo abstrakcyjne. Nagle z zewnątrz dobiega do nas głośny pisk i śmiech. Patrzymy po sobie pytająco i wychodzimy z alejki, w której akurat  stoimy. Przez szybę widzimy, że Lena rzuca się na szyję Liam'owi, który obraca ją kilka razy. 
- Oni chyba się znają - zauważa Aron, na co ja przytakuję z cichym śmiechem.
- Tak, Liam jest jej najlepszą przyjaciółką - mówię.
Payne patrzy w naszą stronę i macha mi. Robię to samo, a on pokazuje Aronowi na zegarek, dając mu do zrozumienia, że muszą już jechać. 
- Chyba mój transport się spieszy. Jedziemy do mieszkania, musimy zacząć się rozpakowywać. Trafiło mi się, że jest akurat nad tym sklepem, w którym pracuję. Wychodzi taniej - Wzdycha, po czym się przeciąga. - Zadzwonię wieczorem - obiecuje, znowu mnie do siebie przytulając. Po chwili odbiega w stronę kasy, a po zapłaceniu za  książkę, wychodzi. Nasze krótkie spotkanie zupełnie wytrąca mnie z równowagi. Zresztą, jak wszystko ostatnio. Chcę być zupełnie apatyczna i niewzruszona. Muszę zapytać Harry'ego, jak się to robi. Patrzę, jak Aron wita się z Leną, a po chwili on i Liam ładują się do samochodu. Lena stoi chwilę w miejscu i odprowadza ich wzrokiem, po czym wchodzi do księgarni. Szybko staram się opanować, tak, żeby nie zauważyła, że jestem bliska płaczu.
- Coś się stało? - pyta, kiedy tylko mnie widzi. No tak, jestem beznadziejna w ukrywaniu emocji.
- Ostatnio trochę się kłóciłam z Aronem - wymyślam, co nie do końca jest kłamstwem. Lena patrzy na mnie wyrozumiale i widzi, że nie powinna o nic więcej nie pytać. Szybko zmienia temat i zaczyna mówić o wspaniałej książce, bez której nie może żyć. Ja rozglądam się za swoimi podręcznikami i staram się nie myśleć o Aronie, co okazuje się być niewykonalne.


*****


Jeśli myślałam, że nic nie jest w stanie poprawić mi humoru, to grubo się myliłam. W połowie drogi do domu, bagażnik stwierdził, że pierdoli taką robotę i bezczelnie się złamał, powodując, że Lena spadła na ziemie, porządnie się obijając. 
Doszłyśmy do domu chwilę temu, a ja wciąż nie mogę przestać się śmiać. Moja siostra jest bardzo oburzona moim zachowaniem i postanawia się do mnie nie odzywać. Wiem, że przejdzie jej, kiedy dowie się, że razem z Susan robimy na obiad zapiekankę z kurczakiem.
Parkuję ubolewający rower pod domem, a Lena idzie z nosem zadartym do góry prosto do wejścia. Kręcę z niedowierzaniem głową i biegnę za nią.
- Przynajmniej reklamówka wytrzymała i nie musiałyśmy nieść książek w rękach - zauważam, starając się ją pocieszyć, ale ona mnie ignoruje. 
Wchodzimy do domu i słyszymy wrzaski Susan, żeby nie wypuszczać Wall-E na dwór, bo właśnie ją wykąpała.
- Babcia Emily tu była, ale przed chwilą wyszła - oznajmia Su, kiedy pojawia się w korytarzu i wyciera ręcznikiem dłonie. Ma włosy związane w kucyka, na nogach szare dresy, a oprócz tego czarną koszulkę na ramiączkach. Moją koszulkę. Zresztą tak jak dresy, które sięgają jej do połowy łydki, podczas gdy na mnie są za długie. 
- Co chciała? - pytam, ściągając buty. Lena chwyta swoją książkę i szybko się ulatnia.
- Tylko tyle, żeby ci przekazać, że masz ją w końcu odwiedzić, bo ona i dziadziuś za tobą tęsknią - mówi.
Babcia Emily jest całkowitym przeciwieństwem Sofii. Jest najukochańszą osobą na świecie. 
- Pojadę do niej - decyduję i mijam Su w korytarzu. 
- Louis napisał mi, że wrócą z Harrym koło siedemnastej - informuje, na co ja kiwam głową. Zastanawiam się, czy powiedzieć jej o moim spotkaniu z Aronem. Wiem, że to by zepsuło jej humor na cały dzisiejszy dzień. Unika jego tematu jak ognia, więc nie widzę potrzeby, żeby cokolwiek o nim napominać. Ostatecznie rezygnuję z tego pomysłu.




*******



- Jestem taki zmęczony - jęczy od progu Harry, kiedy tylko wchodzi do domu. Mama uśmiecha się od razu, kiedy widzi chłopców.
Louis wygląda, jakby miał zamiar zaraz umrzeć. Pan Dan przetrzymał ich w cukierni dłużej niż przypuszczali, więc kiedy w końcu przyjeżdżają we trójkę jest już dziewiętnasta.  
- Dan, dlaczego tak męczysz tych biednych chłopaków? - wtrąca się tata, który siedzi rozwalony na kanapie. 
- Bo przychodzą ładne dziewczyny, które na mnie nie zwróciłyby uwagi, kiedy oni stoją za kasą - oznajmia Dan, a Susan krzywi się zniesmaczona.
- Tato! - upomina go.
- No co? - pyta. - Zwłaszcza kochają Louis'a. Słyszałem, jak mówią na niego ptyś. 
Wybucham śmiechem, a Tomlinson szczerzy się triumfalnie. 
- Jestem pracownikiem miesiąca! - krzyczy.
Wszystkim poprawia się humor, kiedy cała trójka zaczyna opowiadać o ich dniu pracy i o tym jak Harry czytał dzieła największych artystów, kiedy zamykał się w łazience. 
Cieszę się, że możemy spędzić ten czas wszyscy razem. Mieszkamy razem z chłopakami dwa tygodnie, a nigdy nie panowała u nas tak swojska atmosfera, którą skutecznie wprowadza Louis. Harry stara się jej nie niszczyć za bardzo, za co jestem mu bardzo wdzięczna. Uśmiecham się do niego przez stół, na co tylko marszczy nos i wywraca oczami. Jest w wyjątkowo dobrym humorze. 
Wielkodusznie oferuję, że odstawię naczynia do zlewu. Nie mam zamiaru ich myć, po prostu je tam włożę. Podnoszę się z miejsca i kieruję się do kuchni.
Cała impreza przenosi się do salonu. Wszyscy zgodnie postanawiają obejrzeć po raz kolejny ,,Kac Vegas". Stoję w kuchni, kiedy nagle słyszę czyjeś kroki.
 - Jade, możemy porozmawiać? - pyta Louis. 
Kiwam głową i podążam za nim na górę. Już czuję, że ta rozmowa będzie bardzo stresująca, więc liczę w myślach do dziesięciu. Skąd to wiem? Bo ostatnio tylko takie rozmowy mają miejsce. Wchodzimy do mojego pokoju, a kiedy zamykam drzwi, Louis patrzy na mnie i uśmiecha się blado.
- Mam do ciebie jedną prośbę - zaczyna nieśmiało, a ja podnoszę jedną brew. - Chodzi o Harry'ego.
 - Zawsze o niego chodzi - Uśmiecham się.
- Kiedy wrócimy do naszego mieszkania...- zaczyna i zacina się na chwilę. - Zresztą, sama zobaczysz. 
Siada na łóżku i wyciąga telefon z kieszeni. Stoję w miejscu, patrząc na niego zdziwiona. Kiwa na mnie ręką i pokazuje, żebym usiadła obok.
Niepewnie podchodzę i opadam na łóżko, a on wybiera jakiś numer. Włącza telefon na głośnik, a ja widzę, że dzwoni do swojej mamy.
- Co ty robisz? - pytam.
- Cicho...Cześć mamo! - krzyczy radośnie, kiedy kobieta odbiera. - Możesz mi przypomnieć, kiedy masz zamiar przyjechać?
- Kochanie, już ci mówiłam, przed świętami - mówi zdziwiona kobieta. - Już się nie mogę doczekać, żeby poznać twoją dziewczynę.
Otwieram zdziwiona usta i patrzę na niego zdruzgotana. O co mu chodzi?
- Ona też nie może się doczekać - stwierdza wesoło Louis.
- Całe szczęście, że nie mieszkasz już z tym okropnym Harrym - dodaje kobieta, a ja mimowolnie parskam śmiechem. Zakrywam usta dłonią i staram się uspokoić.
- Tak, bardzo się pokłóciliśmy. Miałaś rację, on był wstrętny - przytakuje jej Lou.
Rozmawiają jeszcze chwilę, a ja śmieję się w poduszkę. Kiedy w końcu się rozłącza, wybucham najgłośniejszym z możliwych śmiechów.
- Co masz zamiar zrobić? Przebrać Harry'ego w sukienkę i powiedzieć, że to twoja dziewczyna, która wcale nie jest brzydka, po prostu jest silną i niezależną kobietą? - parskam śmiechem, a uradowany Louis kręci głową.
- Nie, Susan zgodziła się trochę poudawać.
- Świetnie, a co z Harrym? Postawicie go w kącie i powiecie, że to nowy mop? - Znowu wybucham śmiechem.
- Nie. Harry zamieszka z tobą - oznajmia, a ja natychmiast milknę. 
- Ty wstrętna, kłamliwa świnio, że co? - Podnoszę się na rękach. Moja sympatia do niego spada. - Nie będę mieszkała z Harrym!
- To tylko kilka dni! 
- Louis - jęczę i znowu opadam na plecy. - Nie ma mowy.
- Masz czas, żeby się nad tym zastanowić. Płacę podwójnie - Uśmiecha się szelmowsko, a ja rzucam w niego poduszką. 
- Ty w ogóle nie płacisz. Dlaczego ustalacie z Susan takie rzeczy, a ja dowiaduję się o nich ostatnia?
- Wcale nie ostatnia. Harry jest ostatni - Wzrusza ramionami a ja uderzam dłonią w czoło. 
- Poprawiłeś mi humor, nie ma co.
Ostatecznie decydujemy się zostawić ten temat, bo żadne z nas nie ma ochoty się kłócić. Schodzimy na dół, a kiedy wchodzimy do salonu. wszyscy mierzą nas wzrokiem. 
- Będę się już zbierał - oznajmia pan Dan, po czym podnosi się z miejsca. 
- Pamiętaj, bracie, że w poniedziałek jedziemy na ryby! - woła za nim z uśmiechem mój tata.
- Dlaczego każesz nam pościć w piątki i chodzić do kościoła, podczas gdy sam co chwile zabijasz jakieś zwierzęta? - pytam.
David decyduję, że będzie udawał, że nie usłyszał pytania. Przewracam oczami i opadam na kanapę. Co z tego, że widziałam ten film milion razy. Jest śmieszny jak zawsze. Nagle, na górze rozbrzmiewa telefon. Biegnę po schodach i wpadam do pokoju. Rozglądam się i dostrzegam, że leży koło łóżka. Szybko go chwytam i przeciągam palcem po ekranie.
- Halo?
- Cześć - wita się Aron, a ja uśmiecham się do siebie. - Masz może czas w weekend? Pokażę ci mieszkanie. Podobno Lena przychodzi do nas jutro wieczorem, może też się wybierzesz?
- A co ona tam będzie robić? - pytam i marszczę brwi.
- Umówiła się z Liam'em. Przyjdziesz? 
- Pewnie, czemu nie. Wymyślę jakąś dobrą wymówkę - mówię i słyszę jak wzdycha z ulgą. 
- To dobrze. Przepraszam, ale nie mogę teraz rozmawiać, muszę pomóc Liam'owi z pudłami. Zaraz przyjedzie nasz współlokator. Mam nadzieję, że to nie gej, który się we mnie zakocha.
- O to się nie musisz martwić, jesteś ohydny - stwierdzam pewnie, po czym wybucham śmiechem.
- Każdy gej by się we mnie zakochał! Jestem cudowny! - oburza się.
- Oczywiście, że tak. Dobra, to spadaj do tego swojego pedałka, zobaczymy się jutro - mówię, po czym żegnam się z nim i zapewniam go, że dalej go trochę kocham. Odkładam telefon na szafkę i już mam wychodzić z pokoju, kiedy widzę przed sobą Harry'ego. Nabieram gwałtownie powietrza i mówię:
- Przestraszyłeś mnie.
- Możesz być ze mną, kiedy będę coś robił? - pyta poważnie i wchodzi wgłąb pokoju. 
- Chyba? - Zerkam na niego podejrzliwie, a on siada na łóżku i wyciąga telefon.
- Chcę zadzwonić do Enza. Powiem mu o wszystkim. O tym, że spłonął nasz dom i o tym, że do niego przyjedziemy. 
- Jak to ,,przyjedziemy"? - dziwię się.
- Przecież ta cała biblioteka jest w Irlandii. Muszę jakoś pomóc w poszukiwaniu diagnozy mojego upośledzenia - Wzrusza ramionami, a ja zakrywam usta dłońmi, po czym podbiegam do niego i przytulam go mocno. 
- Włączyłeś swoje człowieczeństwo? - pytam, a twarz wtulam w jego włosy. Po chwili czuję, że oplata moje plecy ramionami.
- Tylko na chwilę, nie przyzwyczajaj się - dogryza, po czym ciągnie mnie tak, że siadam obok niego na łóżku. 




Aron's P.O.V





Odkładam telefon i uśmiecham się do siebie. Czuję, że unoszę się nad ziemią. Wychodzę ze swojego pustego pokoju.
- Twoja ciocia była tu, kiedy rozmawiałeś. Zostawiła trochę twoich rzeczy - mówi Liam i wskazuje na torby koło drzwi.
Kiwam głową. Moje kontakty z ciocią powoli wracają do normy. Nie pozwoliła mi oddać wszystkich pieniędzy, to byłoby zbyt podejrzane. Po mojej setnej przysiędze, że to nigdy się nie powtórzy, w końcu zgodziła się zapłacić rachunek i odłożyć trochę oszczędności. Obiecałem, że stopniowo będę przekazywał drobne sumy na pobliskie hospicjum, aż nie oddam całej sumy ze skoku. 
Chwytam torby i przenoszę je do pokoju. Całe mieszkanie jest małe, nie wiem jakim cudem zmieścimy się tu we trójkę.  Wszystkie ściany są w najróżniejszych, ciemnych odcieniach. Oprócz dwóch pokoi, w centrum mieszkania jest coś, co jednocześnie spełnia funkcję salonu, kuchni i jadalni. No i najmniejsza łazienka na świecie. 
Ciocia jednak zażądała, że mam się usamodzielnić. Albo to, albo potrzebowała ode mnie odpocząć. Przynajmniej dostałem własny pokój. Liam miał mieszkać z tym całym nowym kolesiem.
Słyszę pukanie, a właściwie walenie, do drzwi. Wychodzę z pomieszczenia i widzę, że Liam odbiera od kogoś torby.
- Cały lot był okropny, nigdy nie leciałem tak chujowym samolotem - Słyszę znajomy głos. Jakim cudem jest znajomy? Staram się wyjrzeć znad ramienia Liam'a, ale nie udaję mi się nic zdziałać. 
- Spokojnie, teraz sobie odpoczniesz. Zostały ci prawie dwa miesiące opierdalania się,zanim wrócisz na swoją całą ekonomie. 
- Wrócimy, stary. Przypominam ci, że jesteśmy tam razem - napomina mu jego kolega, po czym w końcu odsuwa się. a ja widzę coś, przez co szeroko otwieram oczy. Coś ściska mocniej moje gardło. Nie, miałem się od tego całkowicie oderwać, to nie może się za mną ciągnąć. Ręce zaczynają mi się pocić, kiedy nowo przybyły podnosi spojrzenie.
- Aron, to jest Zayn, będzie z nami mieszkał - przedstawia mnie Liam, a ja kiwam niemrawo głową.
- Witaj Adam - Uśmiecha się ,,Jerry". 
Rozpoznaję w nim osobę, która dała mi Koktajle Mołotowa. Przeczesuję włosy ręką i patrzę na niego zdenerwowany. 
To nie miało się tak skończyć. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego.



Susan's P.O.V




Louis rzuca się obok mnie na kanapę. Rodzice Jade poszli na górę dosłownie przed sekundą. 
- Więc, spędzimy dzisiejszą noc razem? - pyta chłopak i porusza brwiami.
- Jesteś takim amantem, a zasypiasz dziesięć minut po swoim przyjściu - Przewracam oczami, na co on się oburza.
- To przez łóżko Jade! Jest bardzo wygodne! - mówi obrażony, na co ja zaczynam się śmiać. Przerzucam kilka kanałów do przodu, kiedy nagle Louis wyrywa mi pilota, a ja patrzę na niego zdziwiona.
- Muszę ci coś powiedzieć - szepcze i patrzy nerwowo na schody. 
- Co takiego? - również zaczynam szeptać. 
- Harry powiedział mi dzisiaj w pracy, że stało się z nim coś strasznego - mówi dramatycznym głosem, a ja uśmiecham się ironicznie.
- Dostał przepukliny?
- Nie! Susan, idiotko! - śmieje się cicho, a ja wzruszam ramionami, jakby nie wiedziała o co mu chodzi. - Chodzi o to, że zaczął się przejmować.
- Czym? - Marszczę brwi i patrzę w jego niebieskie oczy.
- Nie czym, tylko kim. Powiedział, że zaczęło mu zależeć i strasznie dziwnie się z tym czuje i ciężko się mu do tego przyznać! 
- Nie posikaj się z podniecenia. Po pierwsze, jesteś chujowym przyjacielem, powtarzasz mi wszystko co mówi.
- Nie mówił, żebym siedział cicho! - denerwuje się.
- Bo to oczywiste. Po drugie, o co w ogóle chodzi? 
- Nie o co, tylko o kogo. Chodzi o Jade, zaczęło mu na niej zależeć.


----------------------------------------------------



Jezu, znowu mam ten czas, kiedy piszę cały czas :D I jeszcze rymuję. Gdybym miała więcej czasu i nie kończyła szkoły o 17, to rozdziały byłyby częściej :(
No i jak wam się podoba? Bo to pierwszy rozdział, który z Leną sobie deklamowałyśmy i wydawało mi się, że całkiem okej :D Nie musicie się martwić, że was zostawię, bo mam całą fabułę zapisaną w skrócie na kartce i po prostu muszę ją dokończyć :D
Skończyłam dzisiaj wyjątkowo wcześnie, przed północą. Co z tego, że teraz mam się nauczyć na dwa sprawdziany XD Nie ważne :D
Przypominam o konkursie na bloga miesiąca! :D Bardzo was kocham i dziękuję za tyle wyświetleń :O Nawet nie zauważyłam, że jest ponad 41 k :D
Następny rozdział w weekend, jak zawsze! Miłego czytania i do następnego ;*

13 komentarzy:

  1. Mam mind-fucka. Nie wierze, że moja teoria się sprawdza!
    A! I "A nie mówiłam?" Mówiłam, że razem zamieszkają! Nigdy nie mówiłam, że na stałe... Więc wygrałam! C:
    Harruś robi się kochany i zaczyna mu zależeć na Jadie to takie słodkie!
    Ale ja wiedziałam od momentu w którym dał się przytulić!
    Lena i Liam psiapsiółeczki, biedny "Adam" znowu spotkał "Jerry'ego".
    Szkoda, że nie nazwałaś go "Tomem"! [Byłby "Tom & Jerry"]
    Wzruszyłam się kiedy pytał się Jade czy może ją przytulić :') [Ja też]
    Lou i jego, "no bo, ja może coś wspomniałem, że mam dziewczynę" oraz "SU! Chodź na ploty!"
    Lubię jak jest dużo perspektywy Jade albo Lou
    Super rozdział, jeden z moich ulubionych! Czekam na kolejne!
    Much love xox
    Gaby & [Kate]

    P.S Pierwszy komentarz!

    OdpowiedzUsuń
  2. No to mnie rozbawilas!
    Hary jako silna niezalezna kobieta? Mi pasi! Xd Sukienka loczki i doleczki ! Calkiem niezła laska bylaby! Harry jako mop? Tez by przeszlo! Louis zawsze stawia ich przed faktem dokonanym :D Niezly z niego prawnik i pracownik miesiaca! "PTYŚ" No no oryginalnie takiego jeszcze okreslenia na chlopaka nie slyszalam. Chociaz na jego miejscu to nie dokonca wzielabym to za komplement.Jade jedzie do Irlandii z Harrym no proszę! Co za suprise! Aronek jak zawsze najlepszy! W takie gowno się wpakował :/ Ale wyjdzie z tego prawda? No cóż musi! :D bo go KOCHAM!♥ No to ciekawe co zdarzy się w Irlandii. Nie moge się doczekać! Pa pa pa i więcej nowych smiesznych pomyslow (z głowy oczywiście branych) :***

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, dawno mnie tu nie było.
    Oczywiście wszystko nadrobione.
    Sytuacja się komplikuje. Jadie i Harreh w jednym mieszkaniu? Ohoh. Albo ktoś ucieknie, albo ktoś zginie :)
    Rozdział fantastyczny. W końcu Harry coś tam z sobą zrobił . W każdym razie idzie w dobrym kierunku.
    Aron i Zayn vel Jerry? Grubo. Co z tego wyniknie? Cholera wie.
    Dziękuję za dodanie rozdziału!
    Pozdrawiam
    Magda

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział ;) Mam jakieś dziwne wrażenie, że cos może być między Jade a Zayn'em oraz wynikająca z tego zazdrość Harry'ego xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Czerwona czcionka na górze aka złudne nadzieje :(((
    Czytałam, jednym okiem oglądając Ukrytą Prawdę, bo Tomek był rasistowskim faszystą i umawiał się z murzynką. A yolo! A potem go pobili i wyglądał, jakby się oblał barszczem. Pozdrawiam serdecznie.
    Dobrze, że tu nie ma takich problemów, Boże. Za to, Heri znowu kochany taki :o A jak Lułi powiedział, że w mieszkaniu zobaczy, o co chodzi, to już myślałam, że jakieś drzwi między mieszkaniami zamontowali, żeby Jade ułatwić budzenie tego oschłego cioła XDDD Serio, może jest skończonym lujem, ale, kurwa, zależy mu, w końcu to przyznał, uau!
    Co do Arona... Kurwa, niech nie będzie taki uroczy, bo mi trudno go nie lubić. Szmaciarz głupi. Głupi, bo miły? Aha, logika mi siada.
    Zejn mulat z Afryki sprzedaje Mołotowy? To mi do niego tak bardzo pasuje. Wygląda mi na takiego niezrównoważonego muzułmanina-piromana, który ukrywa się pod maską statecznie podchodzącego do życia pasjonata muzyki... Tak, ta teoria jest poprawna i nie ma w niej nic dziwnego XD
    Ale, hej, wracam, skoro mu zależy, to teraz z górki. To znaczy, no, Lułi się wygadał Su, a Su to Su, więc coś czuję, że i Dżejd się niedługo dowie. Chociaż, z drugiej strony, może Su już za bardzo Lułiego kocha, żeby mu powiedzieć? No ale ej, Heri kocha Dżejd, więc prędzej czy później się i tak dowie. Krąg życia!
    A teraz przepraszam, idę oglądać House'a, bynajmniej nie w wydaniu Jade :'D
    W ogóle, ciekawostka z życia, zaczynam pisać swoje pierwsze ff, trzymaj kciuki XD
    Ja już chcę weekend :(

    PS Lułi-prawnik-ptyś-Tomlinson? Aj lajk yt. c:

    OdpowiedzUsuń
  6. Co jest najlepsze w poniedziałki? Twoje opowiadania!

    OdpowiedzUsuń
  7. Zajebiscie piszesz. Czytam ff już 2 miesiace ale dopiero teraz odważyłsm się napisać. Gdy doszłam do incydentu z windą na początki ff już wiedziałam że jest jakaś chemia. Im dalej czytałam tym bardziej się utwierdzałam w moim przekonaniu. Wiesz co? KOCHAM CIE! Naprawde zarąbisty ff. Wspólczuje i jednoczesnie zazdroszcze Hazzy snów. Też bym tak chciała.

    Zapraszam do siebie. directioner0202.blogspot.com

    Weny! Pozdrawiam! Czy moge prosić dedyka nn?

    OdpowiedzUsuń
  8. Prosze dostane dedykta ? Świetny blog czekam na następny xD obserwuje :* <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Już pięć dni ,a nie dodałaś następnego działu <33333

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny rozdział kochana! Jak zawsze z resztą. Bardzo mnie uszczęśliwiłaś tym że Harry'emu zaczęło zależeć na Jade<3 Cud, miód, malina i do następnego.
    Dużo weeeny <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Opiszę to w ten sposób ZAJEBISTE. zajęło mi to ok 12 godzin na przeczytaniu całości ( włącznie z małymi przerwami) ale nie żałuję ani jednej miniuty. Czekam na kolejny rozdział i życzę wenyyyyy :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Ale świetny!!!!!!! O matko !!!! W końcu w KOŃCU Harry to powiedział noo...nie oficjalnie ale Lou to taka papla że masakra haha xd Jezuuuu strasznie się ciesze że zaczęło mu zależeć!!!! Teraz pewnie Su i Lou będą takimi sfatkami ze ojeju xd coś tak czuję xd i..... juz czuje śliczną parę Su i Louisa ^^ tacy kochani. Shippuje ich na maksa. A wracając do Pana ciemności i ksiezniczki juz nie mogę się doczekać aż będą sami w domu (mam nadzieje że coś się wydarzy xd liczę na ciebie haha)
    Nie mogę doczekać się następnego rozdziału ^^
    Kocham i życzę weny :*
    P.S. Liczę kiedyś na rozdział z dedykacją :3 haha

    OdpowiedzUsuń