- Ja pierdole, jest 23, a my robimy sernik - marudzę i marszczę nos.
-Daj spokój, to urodziny pana Dana - Szczypie mnie w brzuch Aron i zaczyna składać w całość mikser. - To idzie gdzie?
- To nie do tego - Susan odbiera z jego ręki sitko i przewraca oczami. Ma na sobie swój ulubiony fartuch i czuje się najwyższym szefem kuchni. - Nie wiem, czy chcę, żebyście mi pomagali.
- Daj nam spokój, będzie super. Mogę rozbijać jajka? - pytam i walczę z opakowaniem.
- Nie, możesz stać o tam - Wskazuje palcem na róg kuchni i uśmiecha się ironicznie, a Aron wybucha śmiechem. - A on zaraz obok ciebie.
- Ja mam zamiar ci pomóc, robię najlepsze ciasta na świecie - oznajmia obrażony i zaplata ręce na piersi.
- Tak, dlatego, kiedy razem robiliśmy babeczki, smakowały i wyglądały jak płód - Susan przewraca oczami i zabiera się za wyciąganie misek.
- Dziadek Jade je zjadł.
- Dał je ptakom, im podobno smakowały - Wzruszam ramionami i czuję na sobie zabójczy wzrok Arona.
- Cicho bądź, niedorozwoju. Nikt nie ma prawa krytykować mojej kuchni! Nikt! - Siada zły na krześle i podpiera głowę na ręce. - Masz szesnaście lat i metr sześćdziesiąt, nie masz prawa głosu.
- Spierdalaj - fukam zła i staram się nie wchodzić biegającej po mojej kuchni Susan. która wie lepiej gdzie co jest, niż ja.
- Jade, podaj mi jeszcze jedną miskę - zarządza, jednocześnie coś mieszając.
Podchodzę do szafki i patrzę w górę. W życiu nie uda mi się jej dosięgnąć. Aron prycha gdzieś za mną, a ja spoglądam na niego błagalnie.
- Dziękuję - burczę, kiedy w końcu podnosi się i podaję mi pożądaną rzecz.
- Skąd ten nagły przypływ czułości? - pyta ironicznie.
- To nie czułość, to po prostu dobre wychowanie, którego ty nie posiadasz.
- Śmieszne - prycha i wraca do swojego nic nie robienia.
- Urodziny taty są jutro, jest 23, ciasto będzie piekło się godzinę. Ruszcie się w końcu! - krzyczy na nas Susan, a my podskakujemy w miejscu.
*******
Nie możemy mieszać piany z białek z ciastem, bo to ,,zbyt delikatny proces, do którego się nie nadajemy, bo jesteśmy neandertalczykami".
Kończy się na tym, że Susan sama robi ciasto, a ja i Aron wpychamy sobie ćwiartki pomarańczy między zęby, co chwilę parskając śmiechem.
- Jestem zmęczona - stwierdzam, kiedy siadam na ziemi, zaraz obok piekarnika, od którego bije przyjemne ciepło.
- Bardzo mi przykro, że aż tak się napracowałaś - Susan kładzie dłonie na policzkach i kręci z niedowierzaniem głową. - Jak ty to zniosłaś?
- Nie masz już majonezu. Musisz go kupić - wtrąca Aron, który grzebie w mojej lodówce i stara się zrobić sobie kanapkę.
Nie odpowiadam, tylko przecieram oczy i wpatruję się w ciasto za szklaną szybą.
- Myślę, że będzie okropne - stwierdzam.
- Cicho, będzie świetne - Susan siada obok mnie.
- Jak mam zrobić kanapkę bez majonezu? - marudzi dalej chłopak.
- Zamknij się w końcu. Właśnie naszła mnie dziwna myśl - mówię i patrzę na nich poważne.
- Myśl? Powinniśmy ci bić brawo?
- Aron, jak Boga kocham, kupię majonez i wsadzę ci go w...
- Jaka to myśl? - przerywa Susan. Wypuszczam z rezygnacją powietrze, a Aron szczerzy się do mnie jak głupi.
- Będziemy kiedyś wspominać ten dzień, tak jak się wspomina święta. Wiecie, kiedy czuje się ciepło i uśmiecha się na myśl o tym. Rozumiecie o czym mówię? Kiedy będziemy dorośli i zamieszkamy razem, przypomnę wam o tym.
- Trzymam cię za słowo - Aron siada obok nas i zaczyna zjadać swoją kanapkę.
******************
- Susan - jęczę, kiedy ręka przyjaciółki ląduje na mojej twarzy. Dopiero po chwili orientuję się, że chciała wyłączyć telefon leżący obok mnie, który rozbrzmiewa teraz w całym pokoju. Chwytam go do ręki i wychodzę na balkon, żeby rozmowa nie obudziła Susan.
- Halo? - pytam i zasłaniam oczy przed rażącym słońcem.
- Witam, pani Marhall. Russell Truth z tej strony. Dobrze się pani czuje?
Marszczę brwi, zastanawiając się, kim do diabła jest Russel Truth? Przenoszę telefon przed oczy i widzę nazwę zapisanego kontaktu: ,,Właściciel mieszkania".
- Jest dobrze, wszyscy czujemy się lepiej.
- Czy pan Styles dotarł?
- Gdzie miał dotrzeć? - pytam i opieram się o ścianę za mną.
- Do miejsca, gdzie obecnie państwo przebywacie. Przyjechał rano po rzeczy, które strażacy wynieśli z waszych mieszkań.
- Być może już jest, dopiero się obudziłam - Przymykam oczy i myślę, że to słodkie ze strony Harry'ego, że pofatygował się i wstał rano. Właściwie, to on nie spał. Nie, jednak to nie jest słodkie. - Wie pan może, kiedy będziemy mogli wrócić do mieszkania?
- Najbardziej zniszczone są piwnica i pierwsze piętro, ale dokładam wszelkich starań, aby naprawa szła szybko, żeby oddać budynek do użytku. Szacuję, że będzie to koniec września. Czy jest pani pewna, że nie potrzebujecie państwo mieszkań zastępczych?
- Nie, zatrzymujemy się u rodziców. Wszystko jest w najlepszym porządku - mówię, zmęczona tym tematem.
- Dobrze, gdyby coś się zmieniło, proszę dać mi znać. Mam nadzieję, że będzie teraz już tylko lepiej. Policja ściga przestępców, którzy śmieli to zrobić. Na pewno ich schwytają.
- Mam nadzieję. Dobrze, że nikomu nic się nie stało.
- Ja również się cieszę. Gdybyście państwo potrzebowali pomocy, proszę się zgłaszać. Dziwie się, że nie zrezygnujecie z wynajmu i nie znajdziecie sobie czegoś innego.
- Wie pan - zaczynam i uśmiecham się do siebie. - Jest w tym mieszkaniu coś specyficznego. Nie możemy tego zostawić - dodaję, a przed oczami przelatuje mi wspólny balkon i szyb wentylacyjny.
****************
- Koniec września? - jęczy Susan, która zdążyła się już obudzić i je ze mną bardzo późne śniadanie.
- Ciesz się, że większość rzeczy się zachowała, a sama naprawa bloku będzie możliwa - Nakładam sobie na talerz jajecznice i podaję jej sól, po którą usilnie wyciąga rękę. Ma włosy rozkopane na wszystkie strony i śmierdzą spalenizną, co strasznie ją denerwuje.
- Muszę się umyć - oznajmia, na co ja kiwam głową.
Wczoraj zdecydowanie nie miała na to siły, po prostu położyła się spać. Ubrudziła całą moją pościel, ale nie będę się awanturować.
Wstaję od stołu, żeby wziąć z blatu sok, ale mój wzrok niespodziewanie spada w dół, na piekarnik, obok którego leży Wall-E.
- Wiem co mi się śniło! - krzyczę i uderzam się w czoło. - Śnił mi się dzień, kiedy robiliśmy ciasto dla twojego taty! Wiem co miałam zrobić!
Wybiegam z pomieszczenia, nie zważając na jej pytające spojrzenie i biegnę do sypialni.
Rozglądam się dookoła i namierzam telefon leżący na umierającej toaletce. Chwytam go i wybieram numer Arona.
- Halo? - odzywa się kobiecy głos.
- Dzień dobry pani Lucy, jest może Aron? - pytam od razu, a moje serce przyspiesza. Stresuję się, tak cholernie się stresuję, że znowu go nie będzie. Musi wiedzieć o wszystkim, ma się wytłumaczyć i ma wybić mi z głowy płakanie za tym, co było. Przecież to jeszcze nie koniec. Jednak, kiedy do głowy wrócił przed chwilą mój sen, zrobiło mi się ciężko na sercu. Z jednej strony to wspomnienie, przez które uśmiech sam wpływa na moją twarz, a z drugiej strony, mam ochotę przepłakać większość dnia.
- Tak, siedzi w pokoju. Zostawił telefon w kurtce - tłumaczy i słyszę jak przemierza jednopiętrowy dom. - Aron? - mówi po chwili i słyszę skrzypnięcie drzwi. - Jade dzwoni. Dziecko, ty płaczesz?
- Daj mi to, ciociu - burczy gdzieś w oddali, a ja otwieram szeroko oczy. Płacze?
Przez chwilę słyszę szumy, a potem trzask drzwi.
- Jade? Halo? - mówi chłopak. Jego głos się trzęsie, a ja poważnie zaczynam się bać. - Jezu, jak dobrze, że nic ci nie jest.
- Skąd o tym wiesz? Aron, do cholery, co się z tobą i Jack'iem ostatnio dzieje? Umieram przez was - Łapię się za głowę i marszczę brwi.
- Przyjadę do was. Obiecuję, w ciągu kilku godzin będę. Wszystko ci wyjaśnię, każdy szczegół.
- Raczej NAM, Aron - poprawiam go i krążę od barierki do barierki. - Miałeś do mnie zadzwonić, mam ochotę dać ci w twarz. Przysięgnij mi, że przyjedziesz.
- Przysięgam, że przyjadę. I przysięgam, że będziesz chciała dać mi w twarz więcej niż raz.
Louis's P.O.V
Staram się przewrócić na drugi bok. Dlaczego nie czuję niczego w powietrzu? Dlaczego Harry nie robi śniadania? I dlaczego ten materac jest tak miękki?
Podnoszę powieki i rozglądam się po pomieszczeniu. Wraz z każdym szczegółem w pokoju, trafiają do mnie obrazy minionego dnia.
- Wstałeś? Świetnie, musisz się iść wykąpać - Słyszę czyjś głos, a zaraz po tym skrzypnięcie otwieranego okna. Chłodne powietrze wpada do środka, a ja staram się naciągnąć na siebie kołdrę. - Nie ruszaj tą ręką, debilu.
Odwracam głowę i widzę, że Harry stoi przy oknie i patrzy na mnie. Uśmiecham się do niego, na co ten wywraca oczami.
- Dzień dobry - mówię.
- Dzień chujowy. Czy ty zawsze musisz zachowywać się jak hipis?
- A ty jak męczennik?
- Tak.
- Więc ja też.
Mam już coś powiedzieć, ale tylko otwieram usta, po czym rezygnuję. Mam dzisiaj zbyt dobry humor.
- Mam trochę naszych rzeczy. Strażacy coś powynosili.
- Która godzina?
- Koło południa - informuje, spojrzawszy na zegarek. - Dawno nie byłem taki zmęczony - stwierdza, przecierając oczy.
- Zdrzemnij się na trochę, zawołam Jade, będzie mogła cię obudzić - mówię, zmartwiony jego stanem.
- Nie. Nie będę jej zawracał głowy - Wyciąga z pudeł pojedyncze przedmioty i ogląda je. - W sumie, to będę. Idę do niej. Zaniosę jej pudła - Podnosi się z ziemi i rozgląda się po pokoju.
- Idę z tobą. Muszę wszystkim pokazać, że żyję - oświadczam i zbieram się z miejsca.
Harry wyraża swoje zainteresowanie moją wypowiedzią w jak najlepszy sposób i nawet na mnie nie patrząc, wychodzi z pokoju, niosąc tekturową paczkę przed sobą.
Wstaję i patrzę na ranę, na której widnieje kilka szwów. Z niezadowoleniem stwierdzam, że na pewno zostanie blizna.
- Poczekaj na mnie! - krzyczę w stronę drzwi, kiedy słyszę jak Harry zbiega po schodach.
Zwlekam się z łózka i podążam za nim, bo wiem, że ani mu się śni wysłuchać moich próśb.
Dan siedzi na dole i uśmiecha się, gdy tylko widzi mnie na korytarzu.
- Lepiej się czujesz? - pyta, a ja oddycham z ulgą. Bałem się, że jest do mnie wrogo nastawiony.
- Tak, znacznie. Naprawdę, nie wiem jak się mogę panu...
- Daj spokój, odwdzięczam to się ja tobie, a i tak nigdy nie spłacę długu. Możecie zostać ile chcecie - Poprawia okulary na nosie i zakłada nogę za nogę. Siedzi przy drewnianym stoliku i kończy pić kawę - Muszę zbierać się do pracy, wrócę późno do domu. Susan powinna tu niedługo przyjść, wszystko wam pokażę. O ile nie będziecie wszystkiego demolować, czujcie się jak u siebie w domu - Składa gazetę na pół i posyła mi kolejny uśmiech.
- Niczego nie zdemolujemy - uspokajam go. - Idziemy zobaczyć, jak się mają dziewczyny. Mam nadzieję, że przespały kilka godzin.
- Jeżeli już mówimy o spaniu - zaczyna wstaje z miejsca. Podchodzi do mnie i wychyla się przez moje ramię, żeby zobaczyć, czy nikogo nie ma w pobliżu. - Twój kolega ma chyba z tym problem. O siódmej rano był na nogach, pojechał odebrać wasze rzeczy, a potem do sklepu. Chyba nie mógł zasnąć.
- Naprawdę? Zwykle śpi jak zabity - kłamię i uśmiecham się nerwowo. - To pewnie przez emocje, myślę, że dzisiaj będzie lepiej. Dziękuję za troskę.
- Nie ma za co. Biegnij za nim, bo chyba nie może sobie poradzić - Dan wskazuje na okno za mną, a ja obracam się i widzę, że Harry'emu wszystko wypadło z rąk. Miota się na środku ulicy i pospiesznie zbiera wszystkie rzeczy. Mogę się założyć, że siarczyście wyklina teraz cały wszechświat.
Śmieję się, jeszcze raz dziękuję Dan'owi i biegnę pomóc przyjacielowi.
- Pierdolone pudła. Zawsze coś musi się wyjebać - mruczy i wciska do środka dresy Jade, które są na nią kilkanaście centymetrów za długie.
Przewracam oczami i pomagam mu zbierać rzeczy. W oddali słyszymy szum kół samochodu, więc spieszymy się i już po chwili wszystko jest zebrane.
Wchodzimy na plac państwa Marshall. Odpędzam od siebie Bruna na wszelkie sposoby i biegnę pod drzwi domu. Odwracam się, żeby zobaczyć gdzie jest Harry i widzę, że zamarł w miejscu, a głowę ma uniesioną ku górze.
- Co ty robisz? - pytam i zasłaniam oczy przed słońcem, które dzisiaj wyjątkowo dokucza.
- Cicho - syczy i dalej intensywnie wpatruje się w punkt nad sobą.
- Aron? Słyszysz mnie? Dlaczego miałabym to.....świetnie - Słyszę z nad siebie i rozpoznaję głos Jade.
Harry stoi jeszcze chwile w miejscu, po czym rusza w moją stronę. Wzruszam ramionami i naciskam dzwonek do drzwi.
Styles staje obok mnie i razem czekamy, aż ktoś łaskawie nas wpuści. Rodzice Jade pewnie są już w pracy, a Lena śpi. Zostaje nam Susan, która albo leży w łóżku, albo coś je. Bruno pląta nam się pod nogami i wali ogonem po wszystkim dookoła.
W końcu słyszymy kroki i drzwi otwierają się. Z zapuchniętymi oczami i rozczochranymi włosami, stoi przede mną Susan, która wpatruję się we mnie przez chwilę, po czym rzuca mi się na szyję. Uśmiecham się i przyciągam ją mocniej do siebie. Harry prycha, po czym przeciska się w wąskiej szczelinie między nami, a framugą drzwi. Rzuca tekst o moim wielkim, kartoflanym tyłku i kieruje się prosto na górę, ściągnąwszy szybko buty.
- Nawet nie wiem, co mam powiedzieć - mówi Susan, na co się śmieję.
- Nie musisz nic mówić. Ważne, że nic ci nie jest - zapewniam ją i gładzę po plecach. Odsuwa się ode mnie i patrzy na mnie z bladym uśmiechem.
- Dziękuję. I przepraszam - Wskazuje na ranę.
- Przestań, wyglądam teraz tak męsko, jakbym się z kimś bił - Marszczę brwi, a ona odsuwa się ode mnie i wpuszcza dalej.
- Tak, ze ścianą albo z samym sobą.
- Z bandytami, albo co gorsza, hultajami! - obruszam się, na co ona wybucha śmiechem. - Co tak pachnie? Czy to coś do jedzenia?
Jade's P.O.V
Siadam na łóżku. Mam gdzieś, że nie może teraz rozmawiać. Jeżeli Aron nie przyjedzie w ciągu godziny, będzie mi naprawdę przykro. Jakby teraz było dobrze. Harry jest w posiadaniu moich rzeczy, z których pewnie połowa wylądowała na ebay'u, a już na pewno skrzypce. Rozglądam się za czymś, w co mogłabym się przebrać. Nie mam zamiaru żerować na szafie Leny.
Nucę ,,Talking To The Moon", kiedy drzwi do pokoju skrzypią. Znajduję się aktualnie prawie w całości w szafie, więc nie fatyguję się, żeby zerknąć kto przyszedł. Jestem pewna, że to Susan, bo nie ma możliwości, że Lena już nie śpi. Nie przeszkadzam sobie w śpiewaniu i wyrzucam z dna szafy kolejne ohydztwa.
- Jak nie przestaniesz kaleczyć tej piosenki, to wystawię twoje skrzypce w internecie - odzywa się głos za mną, a ja odwracam się gwałtownie.
Harry stoi z zaplecionymi rękami na piersi i przypatruje mi się z kamienną twarzą.
Łapię się za serce i mówię oburzona:
- Niczego nie kaleczę. Przestraszyłeś mnie.
- Taki oczywiście miałem zamiar. Przyniosłem twoje rzeczy - Trąca nogą pudło, które najwidoczniej postawił przed chwilą na ziemi.
- Dziękuję - mówię, zdziwiona faktem, że pofatygował się na górę.
- Coś się stało? - pyta, jakby wiedział, że tak, właśnie jest, a pytanie to zwykła formalność.
- Oprócz tego, że spaliły się nam mieszkania, to nie, chyba nie.
- Wiem, że nie o to chodzi. Rozmawiałaś z Aronem - Siada na łóżku i rozgląda się po wnętrzu.
- Nie mogłam tego zrobić?
- Chciałem tylko wiedzieć o czym - tłumaczy.
- Ma przyjechać wieczorem. Zachowuje się dziwnie i obawiam się tego spotkania.
Podchodzę do pudła i zaglądam do środka. Jest tu trochę moich ubrań, ale to nawet nie ćwierć tego, co było w mieszkaniu.
- Mam jeszcze trochę kartonów w samochodzie, nie chciało mi się ich wyciągać - oznajmia Harry, jakby czytał mi w myślach. Jeśli to robi, niech przestanie. Kiwam niemrawo głową i pytam:
- Gdzie Lou? Jak się czuje?
- Trajkocze na dole z Susan, chyba aktualnie was objada.
- Nie nas, tylko mnie - jęczę i wychodzę z pokoju. Harry podążą za mną, ale zachowuje dystans kilku metrów. Drzwi do pokoju Leny są zamknięte, więc jeszcze śpi.
Zbiegam na dół po schodach i widzę, że zarówno Bruno, jak i Wall-E, wylegują się na ostatnim stopniu. Przeskakuję psy i stwierdzam, że naszego szczeniaka trzeba będzie umyć, bo nie jest już biały, tylko siwo-brudny.
- Hej - witam się z przyjaciółmi, którzy zajęci są wyrywaniem sobie nawzajem słoika z majonezem, Nie zwracają na mnie większej uwagi, więc siadam przy stole i ze smutkiem zauważam, że kanapki, które Susan wielkodusznie zrobiła, zostały zjedzone.
Patrzę na przyjaciółkę, która kręci się po kuchni, przelotnie zerkając na Louisa. Od czasu do czasu uśmiechają się do siebie, co w pewien sposób mnie rozczula. Zwłaszcza, kiedy widzę, jak Louis lubi na nią patrzeć. Na sposób w jaki się rusza, jak sięga do wyższych półek, jak każe mu się przesunąć, bo nie ma dostępu do zlewu....
- Ohyda - stwierdza Harry i psuje całą atmosferę kuchni. Następuje kaskada udawanych odgłosów wymiotów. Każę mu się zamknąć, na co ten obraża się i idzie do salonu. Nie wiem czemu czuje się tu tak swobodnie. Obserwuję go spod ściągniętych brwi.
- Susan, Aron przyjedzie niedługo - Odwracam się i mówię do przyjaciółki, a uśmiech znika z jej twarzy.
- Co? A Jack? - pyta i opiera się o lodówkę.
- Nie wiem, Aron mówił tylko o sobie - Wzruszam ramionami. - Myślałam, że coś wiesz, w końcu to twój chłopak.
- Naprawdę w to wierzysz? Bo ja przestałam - prycha. Wzdycham bezradnie i kładę głowę na blacie.
- Jade? Możemy porozmawiać? - pyta Louis, a ja podnoszę się niechętnie. Dostrzegam, że wcale nie patrzy na mnie, tylko w kierunku, w którym udał się Harry.
- Chyba tak - przytakuję i podnoszę się z miejsca. Louis ciągnie mnie za rękę i wyprowadza z domu. Stajemy na werandzie, a ja patrzę na niego pytająco.
- Chodzi o Harry'ego - zaczyna.
- Zawsze o niego chodzi.
- Co teraz zrobimy? Z jego spaniem? Wiem, że nie powinienem cię o to prosić, ale odkąd się wysypia jest...weselszy? Chyba można tak nazwać ten stan - zamyśla się, na co ja parskam śmiechem.
- Jego czarne serce nie jest przygotowane na to, żeby czuć cokolwiek poza nienawiścią, najlepiej do mnie.
- Nie przesadzaj. Widzę to po nim. Błagam cię, jeżeli nie zrobisz tego ze względu na niego, zrób to ze względu na mnie - błaga i składa ręce pod brodą.
- Czego nie zrobię? - dziwię się.
- Musisz go budzić. Musisz z nim sypiać....Nie w takim sensie! Dobrze wiesz o czym mówię! - denerwuje się, kiedy zaczynam kasłać i dusić się z obrzydzenia.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? - pytam i znowu ostentacyjnie kaszlę.
- Będziemy się zamieniać. Co drugą noc będę przychodził spać do Susan, a ty do Harry'ego. Błagam cię! - prosi znowu, a ja podnoszę jedną brew.
- A Susan się na to zgodzi? Ty to jednak cwany jesteś, zawsze musisz mieć jakiś swój udział w każdej sprawie - stwierdzam, na co on się uśmiecha. - Teraz chcesz gwałcić moją przyjaciółkę?
- Nie gwałcić! Bliżej poznać!
- Dogłębniej!
- Jesteś o h y d n a - oburza się. - Susan się już zgodziła. Stwierdziła, że nie wytrzymałaby z tobą w jednym pokoju cały czas, a wyspany Harry to szczęśliwy, niemarudzący Harry. Wszyscy będą mieli w tym udział! - Wyrzuca ręce w powietrze. - Poza tym, nie udawaj, że w ogóle ci na tym nie zależy.
- Nie zależy! Może być niewyspany ile chce - buntuję się, a Lou patrzy na mnie sceptycznie. Dochodzi do mnie, że nic nie ugram i wzdycham z rezygnacją. - Powinniście mi za to płacić. Poinformujcie teraz o tym Pana Ciemności.
- Pan Ciemności nie ma nic do gadania - Wzrusza ramionami, a ja mu przytakuję.
W sumie, kogo obchodzi, co myśli osoba, która jest najważniejsza w tym wszystkim? Na pewno nie nas.
- Co dokładnie masz zamiar zrobić? - pytam i zaplatam ręce na piersiach. - Bo ja jakoś sobie tego nie wyobrażam.
- Może powiemy twoim rodzicom, że jesteś z Harrym? - zastanawia się. - Wtedy będziesz mogła chodzić do niego spać, bez większego tłumaczenia się.
- To nie jest dobry pomysł. Moi rodzice...musimy wymyślić coś innego - mówię, kiedy coś zaczyna ściskać moje gardło.
- Dlaczego? Myślę, że uwierzyliby...
- Louis, nie. To nie jest dobry pomysł - naciskam i odwracam wzrok.
- Okej - rezygnuje i wzdycha - Co w takim razie zamierzasz zrobić?
Rozglądam się i uśmiecham się ironicznie.
- Będę do niego schodzić po balkonie, żeby było romantycznie... Louis, ja żartowałam - Kręcę głową z niedowierzaniem, kiedy widzę iskierki w jego oczach.
- To jest to!
- To nie jest to! Nie będę złazić po balkonie!
*************
Siedzimy we czwórkę w salonie. Lena gdzieś wyszła, a my zajęliśmy się oglądaniem ,,Gdzie jest Nemo?". Louis szczerzy się jak głupi, zadowolony z siebie. Udało mu się mnie przekonać do narażania życia i złażenia w środku nocy z balkonu. Plus jest tylko taki, że nie dopytywał dokładnie, dlatego tak wzbraniałam się od obwieszczenia tego planu moim rodzicom. Przechodzą mnie ciarki, kiedy myślę, co mogliby zrobić, gdyby pomyśleli, że sytuacja sprzed 3 lat się powtarza. Staram się wpatrywać w telewizor, ale coś zasłania moją głowę.
- Co ty robisz? - burczę, kiedy wygrzebuję się spod koca. Harry patrzy na mnie z podniesioną brwią.
- Trzęsłaś się, więc dałem ci koc.
- Nie gap się na mnie.
- Nie musiałem, cała kanapa wibrowała.
Posyłam mu krzywy uśmiech i okrywam się kocem. Razem z Panem Ciemności zajmujemy większą kanapę, tym samym skazując Susan i Lou na gniecenie się na mniejszej. Dodatkowo, dołączyły do nich psy, które zgodnie z Harrym zepchnęliśmy z naszych miejsc.
Prostuję nogi i rozciągam się wygodnie, ale natrafiam na udo Harry'ego, które bardzo mi przeszkadza.
- Zabieraj te giry - rozkazuję, po czym popycham go stopą.
- Siądę ci na głowie, jeżeli nie przestaniesz się miotać.
- Żebym ja ci czasem nie siadła na....
Naszą dojrzała rozmowę przerywa dzwonek do drzwi. Ostatni raz kopię Harry'ego i podnoszę się z miejsca. Bruno oczywiście wykonuję swoją arię najbardziej wkurwiających dźwięków, ale Louisowi szybko udaję się odwrócić jego uwagę od nowo przybyłego. Tomlinson ponownie zaczyna świecić laserem ze swojego telefonu na wszystko co popadanie, tym samym wprawiając Bronisława w stan oszołomienia.
Wlokę się to drzwi i słyszę znajome kaszlnięcie, które przyśpiesza moje tempo kilkakrotnie. Mocuję się chwilę z zamkiem, który jest wyjątkowo wkurwiający w tej sytuacji, ale w końcu udaje mi się go rozbroić. Do przedpokoju wlewa się zapach jego perfum, a ja podnoszę wzrok do góry i zbiera mi się na płacz. Mam ochotę rzucić się na Arona, jednocześnie zepchnąć go ze schodów i wiele innych rzeczy.
- Aron - udaję mi się tylko jęknąć, na co on podchodzi do mnie i przyciąga mnie do siebie.
Staram się nie zważać na to, że jego wystające żebra wbijają mi się w policzek. Ani na jego sińce pod oczami i zapadnięte policzki. Wiem, że czeka nas ciężka rozmowa, ale przez chwilę jest moim kochanym, starym Aronem. Zamykam oczy i kładę mu dłonie na plecach.
- Musimy porozmawiać - mówi cicho, a ja kiwam głową i wpuszczam go do środka.
Wkracza za mną do salonu. Informuję pozostałych cichym kaszlnięciem, że wróciłam. Wszyscy obracają się w naszą stronę, a Susan otwiera usta ze zdziwienia.
- Aron? - mówi niewyraźnie, a chłopak uśmiecha się blado. O ile jego chwilowe drgnięcie kącików ust można nazwać uśmiechem.
- Jestem wam winny wyjaśnienia - zaczyna i opuszcza wzrok na ziemie.
- Jesteś. Gdzieś ty był? - Susan podnosi się z miejsca i podchodzi do nas. Lou i Harry siedzą bezruchu, przyglądając się nam uważnie.
- Byłem w Mitcham.
- Co ty tam robiłeś? Wiesz, co tu się działo? - Su wygląda na coraz bardziej rozgoryczoną i wściekłą.
- Wiem. Wiem wszystko.
- Skąd? - Teraz to ja pytam i marszczę brwi. - I gdzie jest Jack?
- Jack jest w areszcie. Złapali go - mówi i odwraca głowę.
- Ty chyba żartujesz - duka Susan, po czym łapie się oparcia kanapy.
----------------------------------------------------------
Dzień chujowy! :D Jestem po koncercie i padam :(
A więc, oprócz tego, że was kocham i dziękuję, że jest was tyle, mam ogłoszenia parafialne:
Pomyślałam, że mogłabym otworzyć czat na blogu, jeżeli ktoś chciałby po prostu pogadać, powyzywać Filipa, albo coś w tym guście :D Co myślicie?
http://anastaciaodeszla.blogspot.com/2014/07/prolog.html
Tutaj macie, długo wyczekiwany, mój pierwszy blog. Błagam, nie przeraźcie się :D Pisałam go razem z Leną i mimo, że jest strasznie chujowy, mam do niego ogromny sentyment :P
Tak więc, jeszcze raz, kocham was słonka!! <33 Nie mogę uwierzyć, że niedawno pisałam podziękowania, za 3 000 wyświetleń, a teraz jest już 34,655!!!
To kosmiczne!
Może w rozdziale nie dzieje się za dużo, ale musiałam napisać coś w rodzaju wstępu, to tego, co będzie teraz. Aaa, już nie mogę się doczekać!
Kocham was <3
-Daj spokój, to urodziny pana Dana - Szczypie mnie w brzuch Aron i zaczyna składać w całość mikser. - To idzie gdzie?
- To nie do tego - Susan odbiera z jego ręki sitko i przewraca oczami. Ma na sobie swój ulubiony fartuch i czuje się najwyższym szefem kuchni. - Nie wiem, czy chcę, żebyście mi pomagali.
- Daj nam spokój, będzie super. Mogę rozbijać jajka? - pytam i walczę z opakowaniem.
- Nie, możesz stać o tam - Wskazuje palcem na róg kuchni i uśmiecha się ironicznie, a Aron wybucha śmiechem. - A on zaraz obok ciebie.
- Ja mam zamiar ci pomóc, robię najlepsze ciasta na świecie - oznajmia obrażony i zaplata ręce na piersi.
- Tak, dlatego, kiedy razem robiliśmy babeczki, smakowały i wyglądały jak płód - Susan przewraca oczami i zabiera się za wyciąganie misek.
- Dziadek Jade je zjadł.
- Dał je ptakom, im podobno smakowały - Wzruszam ramionami i czuję na sobie zabójczy wzrok Arona.
- Cicho bądź, niedorozwoju. Nikt nie ma prawa krytykować mojej kuchni! Nikt! - Siada zły na krześle i podpiera głowę na ręce. - Masz szesnaście lat i metr sześćdziesiąt, nie masz prawa głosu.
- Spierdalaj - fukam zła i staram się nie wchodzić biegającej po mojej kuchni Susan. która wie lepiej gdzie co jest, niż ja.
- Jade, podaj mi jeszcze jedną miskę - zarządza, jednocześnie coś mieszając.
Podchodzę do szafki i patrzę w górę. W życiu nie uda mi się jej dosięgnąć. Aron prycha gdzieś za mną, a ja spoglądam na niego błagalnie.
- Dziękuję - burczę, kiedy w końcu podnosi się i podaję mi pożądaną rzecz.
- Skąd ten nagły przypływ czułości? - pyta ironicznie.
- To nie czułość, to po prostu dobre wychowanie, którego ty nie posiadasz.
- Śmieszne - prycha i wraca do swojego nic nie robienia.
- Urodziny taty są jutro, jest 23, ciasto będzie piekło się godzinę. Ruszcie się w końcu! - krzyczy na nas Susan, a my podskakujemy w miejscu.
*******
Nie możemy mieszać piany z białek z ciastem, bo to ,,zbyt delikatny proces, do którego się nie nadajemy, bo jesteśmy neandertalczykami".
Kończy się na tym, że Susan sama robi ciasto, a ja i Aron wpychamy sobie ćwiartki pomarańczy między zęby, co chwilę parskając śmiechem.
- Jestem zmęczona - stwierdzam, kiedy siadam na ziemi, zaraz obok piekarnika, od którego bije przyjemne ciepło.
- Bardzo mi przykro, że aż tak się napracowałaś - Susan kładzie dłonie na policzkach i kręci z niedowierzaniem głową. - Jak ty to zniosłaś?
- Nie masz już majonezu. Musisz go kupić - wtrąca Aron, który grzebie w mojej lodówce i stara się zrobić sobie kanapkę.
Nie odpowiadam, tylko przecieram oczy i wpatruję się w ciasto za szklaną szybą.
- Myślę, że będzie okropne - stwierdzam.
- Cicho, będzie świetne - Susan siada obok mnie.
- Jak mam zrobić kanapkę bez majonezu? - marudzi dalej chłopak.
- Zamknij się w końcu. Właśnie naszła mnie dziwna myśl - mówię i patrzę na nich poważne.
- Myśl? Powinniśmy ci bić brawo?
- Aron, jak Boga kocham, kupię majonez i wsadzę ci go w...
- Jaka to myśl? - przerywa Susan. Wypuszczam z rezygnacją powietrze, a Aron szczerzy się do mnie jak głupi.
- Będziemy kiedyś wspominać ten dzień, tak jak się wspomina święta. Wiecie, kiedy czuje się ciepło i uśmiecha się na myśl o tym. Rozumiecie o czym mówię? Kiedy będziemy dorośli i zamieszkamy razem, przypomnę wam o tym.
- Trzymam cię za słowo - Aron siada obok nas i zaczyna zjadać swoją kanapkę.
******************
- Susan - jęczę, kiedy ręka przyjaciółki ląduje na mojej twarzy. Dopiero po chwili orientuję się, że chciała wyłączyć telefon leżący obok mnie, który rozbrzmiewa teraz w całym pokoju. Chwytam go do ręki i wychodzę na balkon, żeby rozmowa nie obudziła Susan.
- Halo? - pytam i zasłaniam oczy przed rażącym słońcem.
- Witam, pani Marhall. Russell Truth z tej strony. Dobrze się pani czuje?
Marszczę brwi, zastanawiając się, kim do diabła jest Russel Truth? Przenoszę telefon przed oczy i widzę nazwę zapisanego kontaktu: ,,Właściciel mieszkania".
- Jest dobrze, wszyscy czujemy się lepiej.
- Czy pan Styles dotarł?
- Gdzie miał dotrzeć? - pytam i opieram się o ścianę za mną.
- Do miejsca, gdzie obecnie państwo przebywacie. Przyjechał rano po rzeczy, które strażacy wynieśli z waszych mieszkań.
- Być może już jest, dopiero się obudziłam - Przymykam oczy i myślę, że to słodkie ze strony Harry'ego, że pofatygował się i wstał rano. Właściwie, to on nie spał. Nie, jednak to nie jest słodkie. - Wie pan może, kiedy będziemy mogli wrócić do mieszkania?
- Najbardziej zniszczone są piwnica i pierwsze piętro, ale dokładam wszelkich starań, aby naprawa szła szybko, żeby oddać budynek do użytku. Szacuję, że będzie to koniec września. Czy jest pani pewna, że nie potrzebujecie państwo mieszkań zastępczych?
- Nie, zatrzymujemy się u rodziców. Wszystko jest w najlepszym porządku - mówię, zmęczona tym tematem.
- Dobrze, gdyby coś się zmieniło, proszę dać mi znać. Mam nadzieję, że będzie teraz już tylko lepiej. Policja ściga przestępców, którzy śmieli to zrobić. Na pewno ich schwytają.
- Mam nadzieję. Dobrze, że nikomu nic się nie stało.
- Ja również się cieszę. Gdybyście państwo potrzebowali pomocy, proszę się zgłaszać. Dziwie się, że nie zrezygnujecie z wynajmu i nie znajdziecie sobie czegoś innego.
- Wie pan - zaczynam i uśmiecham się do siebie. - Jest w tym mieszkaniu coś specyficznego. Nie możemy tego zostawić - dodaję, a przed oczami przelatuje mi wspólny balkon i szyb wentylacyjny.
****************
- Koniec września? - jęczy Susan, która zdążyła się już obudzić i je ze mną bardzo późne śniadanie.
- Ciesz się, że większość rzeczy się zachowała, a sama naprawa bloku będzie możliwa - Nakładam sobie na talerz jajecznice i podaję jej sól, po którą usilnie wyciąga rękę. Ma włosy rozkopane na wszystkie strony i śmierdzą spalenizną, co strasznie ją denerwuje.
- Muszę się umyć - oznajmia, na co ja kiwam głową.
Wczoraj zdecydowanie nie miała na to siły, po prostu położyła się spać. Ubrudziła całą moją pościel, ale nie będę się awanturować.
Wstaję od stołu, żeby wziąć z blatu sok, ale mój wzrok niespodziewanie spada w dół, na piekarnik, obok którego leży Wall-E.
- Wiem co mi się śniło! - krzyczę i uderzam się w czoło. - Śnił mi się dzień, kiedy robiliśmy ciasto dla twojego taty! Wiem co miałam zrobić!
Wybiegam z pomieszczenia, nie zważając na jej pytające spojrzenie i biegnę do sypialni.
Rozglądam się dookoła i namierzam telefon leżący na umierającej toaletce. Chwytam go i wybieram numer Arona.
- Halo? - odzywa się kobiecy głos.
- Dzień dobry pani Lucy, jest może Aron? - pytam od razu, a moje serce przyspiesza. Stresuję się, tak cholernie się stresuję, że znowu go nie będzie. Musi wiedzieć o wszystkim, ma się wytłumaczyć i ma wybić mi z głowy płakanie za tym, co było. Przecież to jeszcze nie koniec. Jednak, kiedy do głowy wrócił przed chwilą mój sen, zrobiło mi się ciężko na sercu. Z jednej strony to wspomnienie, przez które uśmiech sam wpływa na moją twarz, a z drugiej strony, mam ochotę przepłakać większość dnia.
- Tak, siedzi w pokoju. Zostawił telefon w kurtce - tłumaczy i słyszę jak przemierza jednopiętrowy dom. - Aron? - mówi po chwili i słyszę skrzypnięcie drzwi. - Jade dzwoni. Dziecko, ty płaczesz?
- Daj mi to, ciociu - burczy gdzieś w oddali, a ja otwieram szeroko oczy. Płacze?
Przez chwilę słyszę szumy, a potem trzask drzwi.
- Jade? Halo? - mówi chłopak. Jego głos się trzęsie, a ja poważnie zaczynam się bać. - Jezu, jak dobrze, że nic ci nie jest.
- Skąd o tym wiesz? Aron, do cholery, co się z tobą i Jack'iem ostatnio dzieje? Umieram przez was - Łapię się za głowę i marszczę brwi.
- Przyjadę do was. Obiecuję, w ciągu kilku godzin będę. Wszystko ci wyjaśnię, każdy szczegół.
- Raczej NAM, Aron - poprawiam go i krążę od barierki do barierki. - Miałeś do mnie zadzwonić, mam ochotę dać ci w twarz. Przysięgnij mi, że przyjedziesz.
- Przysięgam, że przyjadę. I przysięgam, że będziesz chciała dać mi w twarz więcej niż raz.
Louis's P.O.V
Staram się przewrócić na drugi bok. Dlaczego nie czuję niczego w powietrzu? Dlaczego Harry nie robi śniadania? I dlaczego ten materac jest tak miękki?
Podnoszę powieki i rozglądam się po pomieszczeniu. Wraz z każdym szczegółem w pokoju, trafiają do mnie obrazy minionego dnia.
- Wstałeś? Świetnie, musisz się iść wykąpać - Słyszę czyjś głos, a zaraz po tym skrzypnięcie otwieranego okna. Chłodne powietrze wpada do środka, a ja staram się naciągnąć na siebie kołdrę. - Nie ruszaj tą ręką, debilu.
Odwracam głowę i widzę, że Harry stoi przy oknie i patrzy na mnie. Uśmiecham się do niego, na co ten wywraca oczami.
- Dzień dobry - mówię.
- Dzień chujowy. Czy ty zawsze musisz zachowywać się jak hipis?
- A ty jak męczennik?
- Tak.
- Więc ja też.
Mam już coś powiedzieć, ale tylko otwieram usta, po czym rezygnuję. Mam dzisiaj zbyt dobry humor.
- Mam trochę naszych rzeczy. Strażacy coś powynosili.
- Która godzina?
- Koło południa - informuje, spojrzawszy na zegarek. - Dawno nie byłem taki zmęczony - stwierdza, przecierając oczy.
- Zdrzemnij się na trochę, zawołam Jade, będzie mogła cię obudzić - mówię, zmartwiony jego stanem.
- Nie. Nie będę jej zawracał głowy - Wyciąga z pudeł pojedyncze przedmioty i ogląda je. - W sumie, to będę. Idę do niej. Zaniosę jej pudła - Podnosi się z ziemi i rozgląda się po pokoju.
- Idę z tobą. Muszę wszystkim pokazać, że żyję - oświadczam i zbieram się z miejsca.
Harry wyraża swoje zainteresowanie moją wypowiedzią w jak najlepszy sposób i nawet na mnie nie patrząc, wychodzi z pokoju, niosąc tekturową paczkę przed sobą.
Wstaję i patrzę na ranę, na której widnieje kilka szwów. Z niezadowoleniem stwierdzam, że na pewno zostanie blizna.
- Poczekaj na mnie! - krzyczę w stronę drzwi, kiedy słyszę jak Harry zbiega po schodach.
Zwlekam się z łózka i podążam za nim, bo wiem, że ani mu się śni wysłuchać moich próśb.
Dan siedzi na dole i uśmiecha się, gdy tylko widzi mnie na korytarzu.
- Lepiej się czujesz? - pyta, a ja oddycham z ulgą. Bałem się, że jest do mnie wrogo nastawiony.
- Tak, znacznie. Naprawdę, nie wiem jak się mogę panu...
- Daj spokój, odwdzięczam to się ja tobie, a i tak nigdy nie spłacę długu. Możecie zostać ile chcecie - Poprawia okulary na nosie i zakłada nogę za nogę. Siedzi przy drewnianym stoliku i kończy pić kawę - Muszę zbierać się do pracy, wrócę późno do domu. Susan powinna tu niedługo przyjść, wszystko wam pokażę. O ile nie będziecie wszystkiego demolować, czujcie się jak u siebie w domu - Składa gazetę na pół i posyła mi kolejny uśmiech.
- Niczego nie zdemolujemy - uspokajam go. - Idziemy zobaczyć, jak się mają dziewczyny. Mam nadzieję, że przespały kilka godzin.
- Jeżeli już mówimy o spaniu - zaczyna wstaje z miejsca. Podchodzi do mnie i wychyla się przez moje ramię, żeby zobaczyć, czy nikogo nie ma w pobliżu. - Twój kolega ma chyba z tym problem. O siódmej rano był na nogach, pojechał odebrać wasze rzeczy, a potem do sklepu. Chyba nie mógł zasnąć.
- Naprawdę? Zwykle śpi jak zabity - kłamię i uśmiecham się nerwowo. - To pewnie przez emocje, myślę, że dzisiaj będzie lepiej. Dziękuję za troskę.
- Nie ma za co. Biegnij za nim, bo chyba nie może sobie poradzić - Dan wskazuje na okno za mną, a ja obracam się i widzę, że Harry'emu wszystko wypadło z rąk. Miota się na środku ulicy i pospiesznie zbiera wszystkie rzeczy. Mogę się założyć, że siarczyście wyklina teraz cały wszechświat.
Śmieję się, jeszcze raz dziękuję Dan'owi i biegnę pomóc przyjacielowi.
- Pierdolone pudła. Zawsze coś musi się wyjebać - mruczy i wciska do środka dresy Jade, które są na nią kilkanaście centymetrów za długie.
Przewracam oczami i pomagam mu zbierać rzeczy. W oddali słyszymy szum kół samochodu, więc spieszymy się i już po chwili wszystko jest zebrane.
Wchodzimy na plac państwa Marshall. Odpędzam od siebie Bruna na wszelkie sposoby i biegnę pod drzwi domu. Odwracam się, żeby zobaczyć gdzie jest Harry i widzę, że zamarł w miejscu, a głowę ma uniesioną ku górze.
- Co ty robisz? - pytam i zasłaniam oczy przed słońcem, które dzisiaj wyjątkowo dokucza.
- Cicho - syczy i dalej intensywnie wpatruje się w punkt nad sobą.
- Aron? Słyszysz mnie? Dlaczego miałabym to.....świetnie - Słyszę z nad siebie i rozpoznaję głos Jade.
Harry stoi jeszcze chwile w miejscu, po czym rusza w moją stronę. Wzruszam ramionami i naciskam dzwonek do drzwi.
Styles staje obok mnie i razem czekamy, aż ktoś łaskawie nas wpuści. Rodzice Jade pewnie są już w pracy, a Lena śpi. Zostaje nam Susan, która albo leży w łóżku, albo coś je. Bruno pląta nam się pod nogami i wali ogonem po wszystkim dookoła.
W końcu słyszymy kroki i drzwi otwierają się. Z zapuchniętymi oczami i rozczochranymi włosami, stoi przede mną Susan, która wpatruję się we mnie przez chwilę, po czym rzuca mi się na szyję. Uśmiecham się i przyciągam ją mocniej do siebie. Harry prycha, po czym przeciska się w wąskiej szczelinie między nami, a framugą drzwi. Rzuca tekst o moim wielkim, kartoflanym tyłku i kieruje się prosto na górę, ściągnąwszy szybko buty.
- Nawet nie wiem, co mam powiedzieć - mówi Susan, na co się śmieję.
- Nie musisz nic mówić. Ważne, że nic ci nie jest - zapewniam ją i gładzę po plecach. Odsuwa się ode mnie i patrzy na mnie z bladym uśmiechem.
- Dziękuję. I przepraszam - Wskazuje na ranę.
- Przestań, wyglądam teraz tak męsko, jakbym się z kimś bił - Marszczę brwi, a ona odsuwa się ode mnie i wpuszcza dalej.
- Tak, ze ścianą albo z samym sobą.
- Z bandytami, albo co gorsza, hultajami! - obruszam się, na co ona wybucha śmiechem. - Co tak pachnie? Czy to coś do jedzenia?
Jade's P.O.V
Siadam na łóżku. Mam gdzieś, że nie może teraz rozmawiać. Jeżeli Aron nie przyjedzie w ciągu godziny, będzie mi naprawdę przykro. Jakby teraz było dobrze. Harry jest w posiadaniu moich rzeczy, z których pewnie połowa wylądowała na ebay'u, a już na pewno skrzypce. Rozglądam się za czymś, w co mogłabym się przebrać. Nie mam zamiaru żerować na szafie Leny.
Nucę ,,Talking To The Moon", kiedy drzwi do pokoju skrzypią. Znajduję się aktualnie prawie w całości w szafie, więc nie fatyguję się, żeby zerknąć kto przyszedł. Jestem pewna, że to Susan, bo nie ma możliwości, że Lena już nie śpi. Nie przeszkadzam sobie w śpiewaniu i wyrzucam z dna szafy kolejne ohydztwa.
- Jak nie przestaniesz kaleczyć tej piosenki, to wystawię twoje skrzypce w internecie - odzywa się głos za mną, a ja odwracam się gwałtownie.
Harry stoi z zaplecionymi rękami na piersi i przypatruje mi się z kamienną twarzą.
Łapię się za serce i mówię oburzona:
- Niczego nie kaleczę. Przestraszyłeś mnie.
- Taki oczywiście miałem zamiar. Przyniosłem twoje rzeczy - Trąca nogą pudło, które najwidoczniej postawił przed chwilą na ziemi.
- Dziękuję - mówię, zdziwiona faktem, że pofatygował się na górę.
- Coś się stało? - pyta, jakby wiedział, że tak, właśnie jest, a pytanie to zwykła formalność.
- Oprócz tego, że spaliły się nam mieszkania, to nie, chyba nie.
- Wiem, że nie o to chodzi. Rozmawiałaś z Aronem - Siada na łóżku i rozgląda się po wnętrzu.
- Nie mogłam tego zrobić?
- Chciałem tylko wiedzieć o czym - tłumaczy.
- Ma przyjechać wieczorem. Zachowuje się dziwnie i obawiam się tego spotkania.
Podchodzę do pudła i zaglądam do środka. Jest tu trochę moich ubrań, ale to nawet nie ćwierć tego, co było w mieszkaniu.
- Mam jeszcze trochę kartonów w samochodzie, nie chciało mi się ich wyciągać - oznajmia Harry, jakby czytał mi w myślach. Jeśli to robi, niech przestanie. Kiwam niemrawo głową i pytam:
- Gdzie Lou? Jak się czuje?
- Trajkocze na dole z Susan, chyba aktualnie was objada.
- Nie nas, tylko mnie - jęczę i wychodzę z pokoju. Harry podążą za mną, ale zachowuje dystans kilku metrów. Drzwi do pokoju Leny są zamknięte, więc jeszcze śpi.
Zbiegam na dół po schodach i widzę, że zarówno Bruno, jak i Wall-E, wylegują się na ostatnim stopniu. Przeskakuję psy i stwierdzam, że naszego szczeniaka trzeba będzie umyć, bo nie jest już biały, tylko siwo-brudny.
- Hej - witam się z przyjaciółmi, którzy zajęci są wyrywaniem sobie nawzajem słoika z majonezem, Nie zwracają na mnie większej uwagi, więc siadam przy stole i ze smutkiem zauważam, że kanapki, które Susan wielkodusznie zrobiła, zostały zjedzone.
Patrzę na przyjaciółkę, która kręci się po kuchni, przelotnie zerkając na Louisa. Od czasu do czasu uśmiechają się do siebie, co w pewien sposób mnie rozczula. Zwłaszcza, kiedy widzę, jak Louis lubi na nią patrzeć. Na sposób w jaki się rusza, jak sięga do wyższych półek, jak każe mu się przesunąć, bo nie ma dostępu do zlewu....
- Ohyda - stwierdza Harry i psuje całą atmosferę kuchni. Następuje kaskada udawanych odgłosów wymiotów. Każę mu się zamknąć, na co ten obraża się i idzie do salonu. Nie wiem czemu czuje się tu tak swobodnie. Obserwuję go spod ściągniętych brwi.
- Susan, Aron przyjedzie niedługo - Odwracam się i mówię do przyjaciółki, a uśmiech znika z jej twarzy.
- Co? A Jack? - pyta i opiera się o lodówkę.
- Nie wiem, Aron mówił tylko o sobie - Wzruszam ramionami. - Myślałam, że coś wiesz, w końcu to twój chłopak.
- Naprawdę w to wierzysz? Bo ja przestałam - prycha. Wzdycham bezradnie i kładę głowę na blacie.
- Jade? Możemy porozmawiać? - pyta Louis, a ja podnoszę się niechętnie. Dostrzegam, że wcale nie patrzy na mnie, tylko w kierunku, w którym udał się Harry.
- Chyba tak - przytakuję i podnoszę się z miejsca. Louis ciągnie mnie za rękę i wyprowadza z domu. Stajemy na werandzie, a ja patrzę na niego pytająco.
- Chodzi o Harry'ego - zaczyna.
- Zawsze o niego chodzi.
- Co teraz zrobimy? Z jego spaniem? Wiem, że nie powinienem cię o to prosić, ale odkąd się wysypia jest...weselszy? Chyba można tak nazwać ten stan - zamyśla się, na co ja parskam śmiechem.
- Jego czarne serce nie jest przygotowane na to, żeby czuć cokolwiek poza nienawiścią, najlepiej do mnie.
- Nie przesadzaj. Widzę to po nim. Błagam cię, jeżeli nie zrobisz tego ze względu na niego, zrób to ze względu na mnie - błaga i składa ręce pod brodą.
- Czego nie zrobię? - dziwię się.
- Musisz go budzić. Musisz z nim sypiać....Nie w takim sensie! Dobrze wiesz o czym mówię! - denerwuje się, kiedy zaczynam kasłać i dusić się z obrzydzenia.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? - pytam i znowu ostentacyjnie kaszlę.
- Będziemy się zamieniać. Co drugą noc będę przychodził spać do Susan, a ty do Harry'ego. Błagam cię! - prosi znowu, a ja podnoszę jedną brew.
- A Susan się na to zgodzi? Ty to jednak cwany jesteś, zawsze musisz mieć jakiś swój udział w każdej sprawie - stwierdzam, na co on się uśmiecha. - Teraz chcesz gwałcić moją przyjaciółkę?
- Nie gwałcić! Bliżej poznać!
- Dogłębniej!
- Jesteś o h y d n a - oburza się. - Susan się już zgodziła. Stwierdziła, że nie wytrzymałaby z tobą w jednym pokoju cały czas, a wyspany Harry to szczęśliwy, niemarudzący Harry. Wszyscy będą mieli w tym udział! - Wyrzuca ręce w powietrze. - Poza tym, nie udawaj, że w ogóle ci na tym nie zależy.
- Nie zależy! Może być niewyspany ile chce - buntuję się, a Lou patrzy na mnie sceptycznie. Dochodzi do mnie, że nic nie ugram i wzdycham z rezygnacją. - Powinniście mi za to płacić. Poinformujcie teraz o tym Pana Ciemności.
- Pan Ciemności nie ma nic do gadania - Wzrusza ramionami, a ja mu przytakuję.
W sumie, kogo obchodzi, co myśli osoba, która jest najważniejsza w tym wszystkim? Na pewno nie nas.
- Co dokładnie masz zamiar zrobić? - pytam i zaplatam ręce na piersiach. - Bo ja jakoś sobie tego nie wyobrażam.
- Może powiemy twoim rodzicom, że jesteś z Harrym? - zastanawia się. - Wtedy będziesz mogła chodzić do niego spać, bez większego tłumaczenia się.
- To nie jest dobry pomysł. Moi rodzice...musimy wymyślić coś innego - mówię, kiedy coś zaczyna ściskać moje gardło.
- Dlaczego? Myślę, że uwierzyliby...
- Louis, nie. To nie jest dobry pomysł - naciskam i odwracam wzrok.
- Okej - rezygnuje i wzdycha - Co w takim razie zamierzasz zrobić?
Rozglądam się i uśmiecham się ironicznie.
- Będę do niego schodzić po balkonie, żeby było romantycznie... Louis, ja żartowałam - Kręcę głową z niedowierzaniem, kiedy widzę iskierki w jego oczach.
- To jest to!
- To nie jest to! Nie będę złazić po balkonie!
*************
Siedzimy we czwórkę w salonie. Lena gdzieś wyszła, a my zajęliśmy się oglądaniem ,,Gdzie jest Nemo?". Louis szczerzy się jak głupi, zadowolony z siebie. Udało mu się mnie przekonać do narażania życia i złażenia w środku nocy z balkonu. Plus jest tylko taki, że nie dopytywał dokładnie, dlatego tak wzbraniałam się od obwieszczenia tego planu moim rodzicom. Przechodzą mnie ciarki, kiedy myślę, co mogliby zrobić, gdyby pomyśleli, że sytuacja sprzed 3 lat się powtarza. Staram się wpatrywać w telewizor, ale coś zasłania moją głowę.
- Co ty robisz? - burczę, kiedy wygrzebuję się spod koca. Harry patrzy na mnie z podniesioną brwią.
- Trzęsłaś się, więc dałem ci koc.
- Nie gap się na mnie.
- Nie musiałem, cała kanapa wibrowała.
Posyłam mu krzywy uśmiech i okrywam się kocem. Razem z Panem Ciemności zajmujemy większą kanapę, tym samym skazując Susan i Lou na gniecenie się na mniejszej. Dodatkowo, dołączyły do nich psy, które zgodnie z Harrym zepchnęliśmy z naszych miejsc.
Prostuję nogi i rozciągam się wygodnie, ale natrafiam na udo Harry'ego, które bardzo mi przeszkadza.
- Zabieraj te giry - rozkazuję, po czym popycham go stopą.
- Siądę ci na głowie, jeżeli nie przestaniesz się miotać.
- Żebym ja ci czasem nie siadła na....
Naszą dojrzała rozmowę przerywa dzwonek do drzwi. Ostatni raz kopię Harry'ego i podnoszę się z miejsca. Bruno oczywiście wykonuję swoją arię najbardziej wkurwiających dźwięków, ale Louisowi szybko udaję się odwrócić jego uwagę od nowo przybyłego. Tomlinson ponownie zaczyna świecić laserem ze swojego telefonu na wszystko co popadanie, tym samym wprawiając Bronisława w stan oszołomienia.
Wlokę się to drzwi i słyszę znajome kaszlnięcie, które przyśpiesza moje tempo kilkakrotnie. Mocuję się chwilę z zamkiem, który jest wyjątkowo wkurwiający w tej sytuacji, ale w końcu udaje mi się go rozbroić. Do przedpokoju wlewa się zapach jego perfum, a ja podnoszę wzrok do góry i zbiera mi się na płacz. Mam ochotę rzucić się na Arona, jednocześnie zepchnąć go ze schodów i wiele innych rzeczy.
- Aron - udaję mi się tylko jęknąć, na co on podchodzi do mnie i przyciąga mnie do siebie.
Staram się nie zważać na to, że jego wystające żebra wbijają mi się w policzek. Ani na jego sińce pod oczami i zapadnięte policzki. Wiem, że czeka nas ciężka rozmowa, ale przez chwilę jest moim kochanym, starym Aronem. Zamykam oczy i kładę mu dłonie na plecach.
- Musimy porozmawiać - mówi cicho, a ja kiwam głową i wpuszczam go do środka.
Wkracza za mną do salonu. Informuję pozostałych cichym kaszlnięciem, że wróciłam. Wszyscy obracają się w naszą stronę, a Susan otwiera usta ze zdziwienia.
- Aron? - mówi niewyraźnie, a chłopak uśmiecha się blado. O ile jego chwilowe drgnięcie kącików ust można nazwać uśmiechem.
- Jestem wam winny wyjaśnienia - zaczyna i opuszcza wzrok na ziemie.
- Jesteś. Gdzieś ty był? - Susan podnosi się z miejsca i podchodzi do nas. Lou i Harry siedzą bezruchu, przyglądając się nam uważnie.
- Byłem w Mitcham.
- Co ty tam robiłeś? Wiesz, co tu się działo? - Su wygląda na coraz bardziej rozgoryczoną i wściekłą.
- Wiem. Wiem wszystko.
- Skąd? - Teraz to ja pytam i marszczę brwi. - I gdzie jest Jack?
- Jack jest w areszcie. Złapali go - mówi i odwraca głowę.
- Ty chyba żartujesz - duka Susan, po czym łapie się oparcia kanapy.
----------------------------------------------------------
Dzień chujowy! :D Jestem po koncercie i padam :(
A więc, oprócz tego, że was kocham i dziękuję, że jest was tyle, mam ogłoszenia parafialne:
Pomyślałam, że mogłabym otworzyć czat na blogu, jeżeli ktoś chciałby po prostu pogadać, powyzywać Filipa, albo coś w tym guście :D Co myślicie?
http://anastaciaodeszla.blogspot.com/2014/07/prolog.html
Tutaj macie, długo wyczekiwany, mój pierwszy blog. Błagam, nie przeraźcie się :D Pisałam go razem z Leną i mimo, że jest strasznie chujowy, mam do niego ogromny sentyment :P
Tak więc, jeszcze raz, kocham was słonka!! <33 Nie mogę uwierzyć, że niedawno pisałam podziękowania, za 3 000 wyświetleń, a teraz jest już 34,655!!!
To kosmiczne!
Może w rozdziale nie dzieje się za dużo, ale musiałam napisać coś w rodzaju wstępu, to tego, co będzie teraz. Aaa, już nie mogę się doczekać!
Kocham was <3
No normalnie nie wierze że przerwałas w takim momencie! ught.. Aron taki załamany ;c szczerze to zanim dowiedziałam się o tej sprawie z narkotykami to ta cała tajemniczosć chłopaków doprowadziła do tego iż wpadłam na dosć idiotyczny pomysł, że mają oni ukryty romans 0.o Tak wiem pewnie myslisz WTF?! No ale xd.. Ale wracając do rozdziału, Jak zwykle brak mi słów żeby móc wyrazić jakim wielkim szacunkiem cię darze! Mieć taki wspaniały talent i tak dobrze go wykorzystywać to naprawdę rzadkie. Do tego pomysł na bloga jest super ciekawy i niesamowicie wciąga (I ja wcale nie skacze pod sam sufit gdy tylko zobaczę następny rozdział!) i za każdym razem gdy widzę koniec rozdziału już zastanawiam się co zastanę w następnym, i zawsze dostaję zaskoczenie i cos czego nie koniecznie się spodziewałam. Zawsze jest to dużo lepsze od moich marnych domysłów :3
OdpowiedzUsuńŻyczę ci dużo weny i chęci do dalszego pisania
Przepraszam! :* Nie ty jedyna myślałaś, że są razem XD To by było ciekawe :D Jakich marnych domysłów, przestać ;( Pewnie są super :D
UsuńDziękuję CI, kocham ;*
Też kocham majonez! Aron ma u mnie chwilowego plusa, ale to tylko przez majonez. Chociaż, biorąc pod uwagę fakt, że maczał palce w podpaleniu... Nie, jednak wciąż jest na minusie, sorry.
OdpowiedzUsuńJade, musisz sypiać z Harrym, bo Louis musi poznać dogłębnie Susan. Na tym momencie umarłam, więc moje zwłoki leżą gdzieś koło ganku. Ale pomysł jak najbardziej aprobuję! :D
Zastanawia mni... Heri usiadłby na głowie Jade, a Jade usiadłaby Heriemu na... Ten dzwonek przerwał w złym momencie. Przeczytałam całą trylogię Pięćdziesiąt Odcieni, a co za tym idzie, poznałam Christiana Greya i Anastasię Steele, więc zdanie "Żebym ja ci zaraz nie usiadła na..." brzmi, w mojej głowie wyjątkowo dwuznacznie i tworzy dziwne scenariusze ;-;
Jest pierwsza, a ja piszę komentarz. To wcale nie tak, że mam ferie, ale jadę jutro na korki z matmy... Na pewno mi świetnie pójdzie XD Czyli, ten, tego, miłej nocy i pamiętaj, jestem za, żeby Lułi poznał lepiej Susan : Dobranoc! :*
Musi częściej jeść majonez :D Jak ci się podobała książka? :P Bo opinie są bardzo różne.
UsuńMam nadzieję, że nie zawaliłaś matematyki XD
Dobraaanoc <33
Na matmie w miarę dobrze poszło, dziękuję XD
UsuńCo do Greya, najpiękniejsza i najbardziej wciągająca trylogia, jaką w życiu przeczytałam. I szczerze, jeśli patrzy się nie tylko na aspekt erotyczny, to przysięgam, że jest niesamowicie bogata że strony psychologicznej :D
*wysyła Sarabi całuski*
OdpowiedzUsuń"Musisz go budzić. Musisz z nim sypiać....Nie w takim sensie!" XD Świetne, choć myślę, że nie tylko ja mam w tym momencie brudne myśli, a "Taa... Musisz ją poznać dogłębnie" mnie rozwaliło!
*Kate zaczyna powtarzać to w kółko z miną gwałciciela*
Fragment o "słodkim, a jednak nie słodkim" Harrusiu cudowny i nie wiedziałam, że Jade może o nim myśleć i użyć słowa "słodki"!!!
Ojejciu biedny Aron się zamartwiał i popadł w depresję! Ale... Czekaj... Czy ty mi mówisz, że on i Jack (Kate się wcina "Jack pipa" i się głupio śmieje) brał udział w podpalaniu? *Mówi z miną z obrazu "Krzyk"*
A już zaczynałam go lubić! No dobra... cały czas go lubiłam! No, ale nie sądze, żeby nasz Aron podpalił blok w którym mieszkają jego dwie psiapsiółki!
Sarabi jak Polsat urywa w najlepszych momentach!
A tak na koniec... 10 dni? Wiesz jak ja się za tobą stęskniłam? :C
Świetny rozdział! Choć ja chcę już wiedzieć! Wstawiaj kolejny niedługo, dobrze?
Buziaczki, kochamy Cię!
Much love xox
Też was kocham <333 W roku szkolnym rozdziały zawsze pojawiają się w okolicach weekendu :P Najczęściej w nocy ;_:
UsuńJestem polsatem! XD Też za wami tęskniłam :c <3 I i tak was znajdę, nie zależnie od tego, gdzie jesteście! buhahaha :D
Zaczynam się bać! Ty z tą mafią się spiknełaś czy cuś?
UsuńI tak mnie nie znajdziesz w Amerykach!!
Ja też...
Usuń*Facepalm* Jaka ty jesteś głupia Kate, teraz już po tobie!
Hahahah
Dawaj kokejny szybko
OdpowiedzUsuńJuż leci!
UsuńŚwietny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję ;*
UsuńTylko nie to! Nie mogę przeczytać przez ekran ścięty od lewej strony :CC najgorsze co mogło mi się przytrafić.. Tak czekałam na ten rozdział ;c
OdpowiedzUsuńZmniejszyłam znowu, teraz lepiej? :c Cholera, nie wiem co mam z tym zrobić ://// Napisz, czy cokolwiek widać :(
UsuńKocham cie!!!!! Będę ci spamowała moim blogiem: directioner0202.blogspot.com JEŚLI KTOŚ CZYTA TO PROSZĘ O KOMENTARZE!!! Pozdrawiam i czekam nn. Weny!
OdpowiedzUsuńKocham!!!! Ja mam zamiar czytać :P Muszę tylko znaleźć czas na cokolwiek :c
UsuńDziękuję ;*
Ten komentarz będzie nega krotki bo strasznie spiesze sie :/ Przepraszam! Mialam skomentować wczesniej i tak zapomnialam. Pozniej bylam przekonana ze napisalam komentarz i przeczytalam drugi raz rozdzial (zawsze twoje cuda czytam kilka razy nie pytaj czemu ^^) Mam "fiziu miziu" na twoim punkcie :P Rozdzial jest cuuudddooowwennnyyy! Jak zawsze ♥♡♥♡ Weszlam na twoje pierwsze opowiadanie i wiesz co? Czytalam go kiedyś! ( nie caly kilka rozdzialow) Tez jest fajny ale wole ten blog :* W kazdym badz razie czekam co dalej i w ogóle ! Pozdrawiam CIEBIE I LENE :***** ciumaski xD
OdpowiedzUsuńMam do ciebie prośbę :* Robisz szablony? Jakby co to napisz mi na maila lecznarwiktoria@gmail.com
UsuńSzablony do siebie robię zawsze sama, więc to tylko tyle, co widzisz :P
UsuńDziękuję, że jesteś <3
JAK TO CZYTAŁAŚ ANASRAZJE? XDDD SKĄD TY TO WZIĘŁAŚ? XD
Lena i ja też cię pozdrawiamy!! <3 (PS. Lena cię kocha XD)
Świetny rozdział!!!! Boże ten blog nie może się znudzić!!! jest po prostu zajebisty. Juz nie mogę doczekać się pierwszej nocy Jade i Harrego!!! Mam nadzieje że w następnym rozdziale będzie ten moment. Jezu jaki Harry jest oschły i taki obojętny w stosunku do Jade :( to mi łamie serce. No w nastepnym rozdziale spodziewam się mega dramy o Arona i Jacka xd mam nadzieje że szybko dodasz następny bo nie mogę się doczekać ^^ tak wgl na jakim koncercie byłaś :3?
OdpowiedzUsuńP.S. Kocham i życzę weny :*
Czytałam komentarze i myślałam, jak to możliwe, że ciebie nie ma XDD
UsuńHarry to chuj, nie przejmuj się, znajdziesz lepszego :c
Już leci następny ;*
Na swoim żałosnym koncercie, który dawałam razem z zespołem z okazji walentynek XD
P.S
KOCHAAM <333333