Louis's
P.O.V
Biorę
głęboki oddech i po raz ostatni sprawdzam, czy naszyjnik spoczywa w
mojej kieszeni. Poprawiam wiszącą luźno na moim ramieniu torbę,
po czym zabieram się do wchodzenia po drabinie. Ramię dokucza mi,
ale staram się tym nie przejmować. Przemowa Harry'ego odebrała mi
pewność siebie. Potrzebuję wsparcia, głosu, który powie mi, że
tak właśnie należy postąpić. Czasem mam serdecznie dość swojej
uległości.
Wzdycham,
kiedy podciągam się na ostatni szczebel, a już po chwili chwytam w
dłoń metalową barierkę. Mogę się pożegnać z możliwością
swobodnych refleksji, bo za chwilę wejdę do pokoju, gdzie obecność
Susan wpłynie na mnie jak narkotyk, czyli będę zachowywał się
jak otępiały debil. Przekładam nogę przez metalową barierkę, a
kiedy staję na balkonie, przestępuję kilka razy z nogi na nogę.
Jakby to miało mi w czymś pomóc. Podciągam do góry drabinę, o
której prawie bym zapomniał, i w duchu staram się dodać sobie
otuchy. Popycham uchylone drzwi balkonowe i wchodzę do ciepłego
pomieszczenia. Dopiero ta różnica temperatur uświadamia mi, jak
zimno jest na dworze. Susan siedzi tyłem na łóżku, ale jestem
pewny, że wie o mojej obecności.
-
Możemy zacząć nasz babski wieczór – mówię z uśmiechem, po
czym ściągam buty.
Rozglądam
się po pokoju Jade i pierwsze co rzuca mi się w oczy, to
wszechobecny chaos. Nic nie ma sensu. Ustawienie mebli jest
kompletnie absurdalne. Prawie tak samo jak rozmieszczenie rzeczy na
półkach. Stoję tak chwilę, oglądając wszystko, kiedy dochodzi
do mnie pociągnięcie nosem. Susan siedzi pochylona do przodu i
zakrywa twarz dłońmi. Markotnieję i podchodzę do niej.
-
Jest ciężko, wiesz? Ciężko się z nim rozstać – mówi i patrzy
na mnie zrozpaczona.
-
Ta cała sytuacja to nieporozumienie. Susan, nie musisz się z nim
rozstawać – Siadam obok niej i przyciągam ją do siebie. Niech mi
wierzy, wiem, jak jest ciężko. Dziewczyna opiera głowę na moim
ramieniu i dodaje:
-
Czuję się strasznie w tej sytuacji. Nie wiem co mam myśleć o
Jack'u, nie wspominając o Aronie. Boli mnie brzuch, kiedy tylko
zaczynam na nowo to wszystko analizować. Wszystko się okropnie
skomplikowało – Ociera spływające z jej brody łzy.
Jej
głos robi się coraz bardziej piskliwy. Obracam nas tak, że
siedzimy naprzeciwko siebie, a ja staram się wychwycić jej
spojrzenie.
-
Posłuchaj – Staram się mówić spokojnym, kojącym głosem. Nie
wiem, czy w moim przypadku w ogóle wykonalne, ale się staram. -
Musisz, przynajmniej teraz, przestać o tym myśleć. Jesteś
zmęczona dniem, prześpij się.
-
A poza całym tym chujowym dniem, jest jeszcze jeden, bardziej
chujowy. Wczorajszy – stwierdza histerycznym głosem. - Nawet ci
nie podziękowałam.
-
Dziękowałaś mi milion razy...
-
To nigdy nie wystarczy – Kręci głową i spogląda na mnie smutno.
- Jesteś najlepszą osobą, jaką ostatnio miałam szczęście
poznać – Uśmiecha się blado, a ja kręcę się nerwowo, ale
odwzajemniam gest. Chyba się stąd ulotnie, z dwojga złego wolę
spać na balkonie, niż musieć to znosić. Sięgam ręką do tylnej
kieszeni spodni i mówię:
-
Mam dla ciebie coś, co może trochę złagodzić sytuacje. Nie
mówię, że wszystko będzie dobrze, ale...
-
Nie, Louis. Dostałam od ciebie za dużo w ostatnim czasie. Teraz,
jedyne czego potrzebuję, to ty – stwierdza ostro, a ja otwieram
szerzej oczy. - Nie chcę od ciebie nic. Oprócz ciebie, oczywiście.
O ile to ma jakiś sens.
Naciąga
podwinięte rękawy bluzy na ręce i opada na poduszki za sobą.
Uśmiecha się blado i wpatruję się w sufit. Światło lampy odbija
się od jej załzawionych policzków. Trzymam zaciśniętą rękę na
zawieszce schowanej w kieszeni.
-
Nienawidzę ludzi. Oprócz Jade, ale ona chyba nie jest człowiekiem
– mówi nagle dziewczyna, na co patrzę na nią zdruzgotany. Toczę
wewnętrzną walkę z samym sobą. Ona utrudnia mi bycie dobrym. - No
i ciebie. Cóż, jesteś znośny – Parska śmiechem, na co kąciki
moich ust unoszą się ku górze. Nie, nie tak miało być. -
Skoro jesteś facetem i jesteś jedynym, którego toleruję, musisz
się ze mną ożenić – Wzdycha, a ja cały sztywnieje i patrzę na
nią zdziwiony. Podnosi głowę i uśmiecha się do mnie. - Żartuję.
Po prostu tylko ty mi zostałeś. Nie chcę się na tobie zawieść –
Zaciska usta, ciągle się uśmiechając. Tak pięknie
uśmiechając...
-
Nie zawiedziesz – mówię, rozluźniając zaciśnięte na krzyżu
palce. Zawieszka wysuwa mi się z dłoni, a ja kładę się obok
niej, starając się jakoś odwrócić jej uwagę od minionego dnia.
Będę przez to miał kaca moralnego do końca życia.
Opieram
głowę na poduszce i przekręcam się tak, żebym mógł obserwować
dziewczynę. Ku swojemu zadowoleniu, dostrzegam, że przestaję
płakać.
-
Czasami mam ochotę zapomnieć o wszystkim, a przynajmniej o ostatnim
miesiącu. To chyba dla mnie za trudne. Myślisz, że mogę się
jeszcze wycofać? - pyta, przekręcając się na drugi bok.
-
Myślę, że nie da się uciec od czegoś, czego się jest częścią
– stwierdzam poważnie.
-
Myślisz, że jestem częścią waszego popieprzonego życia?
-
Jak najbardziej – Uśmiecham się szeroko.
-
O nie, to najgorszy z możliwych scenariuszy – Marszczy nos, na co
ja przewracam rozbawiony oczami. - Mogę przez to przejść, pod
warunkiem, że mi pomożesz.
-
Masz moje słowo. Mogę przysiąc na małego palca – Wystawiam w
jej kierunku dłoń, a ona oplata mój palec swoim.
-
Mam wrażenie, że już wcześniej to zrobiłeś. Nie przysięgałeś
mi niczego? – pyta, a ja wzruszam ramionami. - Okej, przejdziemy
przez to całe gówno razem.
-
Nie ma innej opcji - oświadczam uroczyście.
-
Nie wiem czemu, ale kiedy z tobą jestem, to czuję się dziwnie
spokojna – Patrzy na mnie spod zmarszczonych brwi.
-
Harry twierdzi, że mam ADHD, więc to trochę podejrzane.
-
ADHD? Całe szczęści, że Harruś jest w pełni zdrowy. No, poza
paraliżem twarzy – oburza się.
Zanim
jednak wymyślić coś, żeby stanąć w obronie przyjaciela,
dziewczyna przysuwa się do mnie i wtula we mnie.
-
Przepraszam, że jesteś workiem treningowym moich emocji –
szepcze.
-
Lubię nim być. O ile w jakiś sposób ci to pomaga.
-
Pomaga jak nic innego. Może mówię to często, ale dziękuję, że
ze mną jesteś.
Do
tej pory miałem w sobie jakieś złe przeczucie. Dziwny niepokój i
kujący ucisk w klatce piersiowej. Teraz wszystko ustępuje. Mam coś
jeszcze powiedzieć, ale czuję, że muszę dać dziewczynie spać.
To na pewno nie miejsce i czas na poważne rozmowy. Muszę po prostu
z nią być. Gładzę ją po plecach i staram się wygrać walkę z
moimi uczuciami, które szarpią mną na wszystkie strony, mając
niezłą zabawę z tego, w jaki stan mnie wpędzają.
Jade's
P.O.V
Patrzę
z niedowierzaniem na Harry'ego, który dalej szczerzy się do mnie
wesoły. Zaciskam usta, żeby nie zacząć krzyczeć ze szczęścia.
-
To czyste szaleństwo - stwierdzam z niedowierzaniem. - Nierealne.
Podnoszę
się, tak, że dalej siedzę okrakiem na jego brzuchu. Przenoszę przed oczy list i ponownie czytam jego zawartość. Przyciskam
go piersi i oddycham ciężko.
-
Cieszysz się? - pyta chłopak.
-
Jak nigdy w życiu - Wzdycham i zaciskam oczy.
-
Miłe zakończenie dnia?
-
Lepiej być nie mogło - mówię.
Schodzę
z chłopaka i siadam na łóżku. Jeszcze raz patrzę na swoje
nazwisko, pierwsze zdanie, pieczątkę na dole.
-
Okazujesz szczęście w zbyt dziwny sposób. Powinnaś skakać ze
szczęścia - stwierdza Harry. Odwracam się w jego kierunku,
niechętnie odrywając się od lektury. Leży wsparty na ramionach i
przypatruje mi się.
-
Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciała - mówię drżącym z
podniecenia głosem. Wypuszczam głośno powietrze, starając się
uspokoić.
Gdybym
teraz się opanowała i całkowicie dotarłoby do mnie, co trzymam w
rękach, zaczęłabym piszczeć. Chyba wolę pozostać w swoim
otępiałym stanie.
Czuję,
że materac ugina się, a po chwili Harry wstaję. Przeciera oczy i
odchodzi w stronę swojej torby.
-
Idę do łazienki - informuje, schylając się, żeby wydostać
potrzebne rzeczy. - Możesz sobie tutaj posiedzieć i dalej
udawać nieprzytomną.
Marszczę
brwi i mierzę go wzrokiem. On nic nie rozumie. Chłopak opuszcza
pokój, a ja wracam do pochłaniania listu wzrokiem. Z moich poczynań
wyrywa mnie dźwięk telefonu. Patrzę na wyświetlacz i widzę, że
dostałam wiadomość. Od Arona. List wypada z moich rąk, a ja
rzucam się, żeby ją przeczytać.
od:
Aron
Tonę
w ,,Count on me" Bruno Mars'a.
Jestem
totalnym idiotą .
O,
akurat leci wers:
You'll always have my shoulder when you cry
I'll never let go
Never say goodbye
Przytłaczające,
nie sądzisz?
Patrzę
przez chwilę na wiadomość. Ta piosenka kojarzy mi się tylko i
wyłącznie ze wspólnymi chwilami w Skrzeczącej Przystani. Muszę
coś odpisać, ale nie mam pojęcia w jaki sposób zareagować.
Odkładam telefon na bok i podpieram głowę na rękach.
Zwariuję. W ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin przeszłam
przez wszystkie znane mi nastroje. A teraz spadłam na samo dno.
Kładę się na łóżku i decyduję, że odpiszę Aronowi rano.
Dzisiaj jestem zbyt zmęczona psychicznie, a przede mną cała noc.
Włączam telewizor, stojący pod drugą ścianą, i staram się
zagłębić w którąś z bajek disney'a. Susan jest ich wielką
fanką, więc ma ich nagrane całe multum. Przeglądam wszystkie po
kolei, aż w końcu zatrzymuję się na Shreck'u. Otwieram pierwszego
energetyka i popijam go leniwie.
-
Myślałem, że zastanę cię w lepszym stanie - Wyrywa mnie z
zamyśleń nad mentalnością Osła, Harry.
-
Połóż się już - mruczę, robiąc mu miejsce obok siebie. Chłopak
marszczy brwi, ale posłusznie udaje się na drugą stronę łóżka.
-
Czyli jesteś dzisiaj moją nianią? - pyta, siadając na materacu.
-
Powiedzmy - Wzruszam obojętnie ramionami.
-
Coś się stało? - Nie daje mi spokoju.
Zastanawiam
się, czy chcę mu mówić o wszystkim. Zresztą, nie da mi spokoju,
więc prościej powiedzieć o wiadomości od Arona i o tym, jak podle
się czuję.
Wyciągam
w jego stronę telefon, odblokowując go i włączając wiadomość
od Arona. Harry przebiega wzrokiem po ekranie, po czym kiwa głową,
na znak, że mogę już zabrać urządzenie.
-
Nie daję mi to spokoju. Nie zniosę myśli, że kilka lat naszej
przyjaźni legnie w gruzach - Kręcę z niedowierzaniem głową.
-
Mam przeczucie, że to wszystko rozejdzie się po kościach. Będzie
dobrze, Księżniczko - Trąca mnie w ramię, a ja odganiam go ze
śmiechem.
- Ewoluowałeś
i teraz przepowiadasz też przyszłość poza snami? - pytam.
-
Tak, jestem jak pokemon.
-
Właśnie widzę.
Oboje
spoglądamy na ekran telewizora, akurat kiedy Ogr ratuje z opresji
Osła.
-
Lubię ten film. Oglądałem go kiedyś z rodzicami - Harry
opiera się plecami o zagłówek i skupia całą swoją uwagę na
telewizorze.
-
Mogę zapytać, co się z nimi stało? - Patrzę na niego niepewnie.
-
Nie możesz - prycha, po czym obraca się na bok.
-
W takim razie, idź spać - nakazuję z bladym uśmiechem.
Harry
wywraca oczami i włazi pod kołdrę.
-
Masz zamiar tu leżeć? - jęczy. Kiwam w odpowiedzi głową i znowu
biorę łyka swojego napoju. - Zniszczysz sobie wątrobę.
-
Zniszczę to ja ci twarz, jak się w końcu nie zamkniesz - denerwuję
się i patrzę na niego zła. Obrzuca mnie wrogim spojrzeniem, ale
kładzie głowę na poduszkę i przymyka oczy. Łóżko skrzypi,
kiedy obracam się, żeby odłożyć na bok puszkę. Przecieram
zaspane oczy i staram się nie dać za wygraną i nie zasnąć.
-
Moja mama pochodzi z bardzo bogatej rodziny - mówi cicho Harry, a
ja patrzę na niego zdziwiona. Ma zamknięte oczy i mówi tak
niewyraźnie, że prawie w ogóle go nie rozumiem. - Tata żeruje na jej pieniądzach. Nie mieli ślubu, a kiedy w końcu się na niego
zdecydowali, zażądałem podpisania intercyzy. Powiedziałem mamie,
że nie wierzę w ich miłość i ma do wyboru, albo podpisze
intercyzę, albo się wyprowadzę. Tak znalazłem się w Londynie -
Wzdycha przeciągle i wkłada ręce pod poduszkę. - Nawet nie wiem
czemu ci to mówię...
-
Bo nie jestem odpowiednią osobą, żeby ze mną o tym rozmawiać -
Kiwam oszołomiona głową.
-
Właśnie - mówi, po czym ziewa, a ja wracam spojrzeniem na
telewizor.
Harry's P.O.V
Wchodzę
przez furtkę na jakiś ciemny plac. Czuję dreszcz na plecach, ale
coś mi mówi, że nie chcę wiedzieć, co go wywołało. Staram się
nie skupiać na tym, co widzę kątem oka. Nie chce widzieć.
Staram się opanować swoje ciało, jednak ono ciągnie mnie w stronę
komórki na placu. Przemierzam dystans, z każdym krokiem
uświadamiając sobie, że nie wygram z samym sobą. Moja ręka
podnosi się i łapie za klamkę. Cała moja dłoń dygocze, kiedy
naciskam, a drzwi ustępują. Nie chcę podnosić wzroku, ale muszę.
W pomieszczeniu nie ma niczego, oprócz kartki na przeciwnej ścianie.
Przez wszechobecną ciemność nie jestem w stanie nic odczytać.
Mrużę oczy, kiedy czuję, że to znowu się dzieję. Moje ciało
niesie mnie w jej stronę. Nie, nie, nie. Odrywam kartkę od ściany
i przenoszę ją na wysokość swoich oczu.
Z
trudem odczytuję wiadomość:
,,
Lepiej nie widzieć. Ona nie lubi, gdy się na nią patrzy. Nie patrz
w górę. Nie patrz w górę. Nie patrz w górę"
-
Harry, dasz sobie radę, nie krzycz. Myśl o mnie, jestem prawdziwa,
tylko ja. Reszta to sen, zwykły sen.
Znad
mojej głowy dobiega świszczący oddech, który zbliża się coraz
bardziej i przeradza w histeryczny śmiech.
Szeleszczący
dźwięk zamazuje się. Zaciskam ręce mocniej na czymś, co wydawało
mi się być kartką.
Ciepła
dłoń spoczywa na mojej, starając się ją rozluźnić.
-
Tak, tak dobrze. Zwykły sen, najzwyklejszy. Walcz z tym - Słyszę.
Staram się opanować. Zaciskam mocniej zęby. Nic nie działa.
Nabieram mocno powietrza, a po chwili otwieram oczy. Energetyk Jade
jest rozlany, z telewizora dobiega spokojne ,,Hallelujah", a ja
jestem coraz bardziej rozkojarzony. Zrywam się do pozycji siedzącej
i patrzę na zdenerwowaną dziewczynę.
-
Obudziłem Dana?
-
Myślę, że nie. Spokojnie - Kładzie mi dłoń na ramieniu.
-
Udało się? Ile spałem?
Głowa
boli mnie, jakby ktoś przyłożył mi do niej rozżarzony pręt.
Zrywam się z miejsca i podchodzę do okna.
-
Koło godziny. Zawsze to coś - mówi Jade zrezygnowanym tonem,
spojrzawszy wcześniej na zegarek. - Zdrzemnij się jeszcze trochę.
Jesteś bardzo zmęczony.
-
Nie, nie mam zamiaru tego znosić. Mam dość - warczę, a złość
wzbiera we mnie w zastraszającym tempie.
-
Harry - wzdycha Jade i również się podnosi. Podchodzi do mnie, a
ja obrzucam ją bojowym spojrzeniem. Zaczęła mnie właśnie bardzo
irytować.
-
Nie będę się bawił w to domowe przedszkole ani chwili dłużej -
burczę i zaplatam ręce na piersi.
-
Wróć do łóżka, prześpij się jeszcze trochę, proszę cię -
Przeciera twarz dłońmi i widzę, że jest zmęczona. Bardzo dobrze,
może zaśnie.
-
Nie wrócę.
-
Nie? - pyta i patrzy na mnie.
-
Nie - stwierdzam ostatecznie.
-
To nie. To sobie tam stój - Podnosi ręce do góry i obojętnie
wraca do łóżka. Co?
-
Nie obchodzi cię to?
-
Obchodzi, ale co mam zrobić? Jesteś już dużym chłopcem, a skoro
twoim zdaniem lepiej stać jak wielki, obrażony pięciolatek przed
oknem, niż w końcu się wyspać, to proszę bardzo - rzuca przez
ramię obojętnie, po czym siada na łóżku i chwyta w dłoń
pilota.
Patrzę
na nią przez chwilę, ale kompletnie nie zwraca na mnie uwagi.
Musiałem albo ją skrajnie wkurwić i jest w stanie jakiego
wcześniej nie znałem, albo ma po prostu tak tragiczny humor, że
nic ją już nie obchodzi. Obstawiam, że to ta druga opcja, więc
nie spuszczając z niej wzroku, siadam cicho na drugim końcu łóżka.
Zawsze mogę ją denerwować, kiedy będzie miała lepszy humor.
Teraz to i tak nie ma sensu, skoro i tak jest na skraju. Kładę się
przodem do niej i patrzę na nią do góry. Uśmiecha się i przenosi
wzrok na moje oczy.
-
Dobranoc, Panie Ciemności.
-
Tak. Dobranoc.
Jade's
P.O.V
Kiedy
o siódmej rano schodzę po sznurze na dół, mam
wrażenie, że umieram. Budziłam Harry'ego co
najmniej co godzinę. Jest gorszy niż dziecko. Oczy
zamykają mi się na samą myśl o łóżku po drugiej stronie
ulicy.
Pan
Ciemności postanowił wstać chwile temu, stwierdzić, że jest już
bardzo wyspany, ubrać się i na koniec oznajmić, że idzie kosić
trawę. Oczywiście, wyśmiałam go. Nie ma prawa ruszać żadnej
pieprzonej kosiarki przed południem. Przebiegam przez ulicę, a
puste puszki dzwonią w mojej torbie. Podbiegam pod sam balkon i na
oślep chcę złapać drabinę. Otwieram szeroko oczy,
kiedy orientuję się, że pod moimi palcami jest tylko
powietrze. Pieprzeni idioci mi ją zabrali! Patrzę ze złością w
górę. Drzwi do mojego pokoju są zamknięte od wewnątrz, drabiny
nie ma. Świetnie, lepiej nie było.
-
Susan! - krzyczę stłumionym głosem. - Zginiesz marnie!
Tupię
nogą, kiedy dochodzi do mnie bolesna prawda. Zostałam perfidnie
wyrzucona z mojego własnego domu. Rozglądam się w poszukiwaniu
odpowiedzi na moje pytanie, jak do cholery mam się dostać
do domu?!
Szalony
pomysł przychodzi mi do głowy, kiedy widzę, że dzieciaki z
sąsiedztwa zostawiły na chodniku długi patyk. Może uda mi się
złapać nim koniec drabiny.
Zanim
zdążę racjonalnie pomyśleć o wszystkich niebezpieczeństwach,
jakim jest na przykład wybicie sobie oka, stoję pod balkonem i
macham rękami jak oszalała, trzymając w jednej z nich długi
patyk, który ledwo dostaje spodu barierki. Przeklinam w duchu mój
niski wzrost. Podskakuję, kiedy nagle czuję, że drabina spada w
moją stronę. Odskakuję na bok, a ostatni szczebel zawisa w
miejscu, w którym przed chwilą stałam. Uśmiecham się z ulgą i
zaczynam ładować się na górę. Mam wrażenie, że zaraz zasnę, a
sąsiedzi zastaną mnie w pozycji leniwca, wiszącego akurat na
drzewie.
Po
ciężkich katorgach wdrapuję się w końcu na upragniony balkon i
szczerzę się do siebie triumfalnie. Przeżyłam okropną noc,
okropny poranek i jestem tak blisko upragnionego łóżka, że nic
nie jest w stanie zepsuć mi humoru. Oprócz zamkniętych drzwi.
Naprawdę? Naprawdę?!
Uderzam
czołem o szybę. Susan leży odwrócona tyłem i wątpię, żeby
udałoby mi się ją obudzić. Przebłysk ostatniej nadziei pojawia
się, gdy zauważam, że okno jest uchylone. Wkładam rękę do
środka przez szczelinę, która okazuję się być stanowczo za
mała. Wspinam się na palce i staram się dosięgnąć klamki.
Wyciągam rękę jeszcze bardziej i w końcu - chwytam. Przekręcam
ją, po czym uwalniam się z pułapki. Ręka boli mnie od anormalnego
wysiłku, kiedy w końcu wchodzę do MOJEGO pokoju.
Susan leży przytulona do Louisa, który oplata ją ramieniem i
przytula do siebie. Su musiała płakać przez sen, bo na jego
koszulce widnieją jeszcze ślady łez. Ziewam i obchodzę łóżko
dookoła. Siadam po jednej stronie i klepie Louis'a w ramię.
-
Idź już sobie - nakazuję, a on mruczy niezadowolony. - Serio,
Louis, spierdalaj, jestem zmęczona.
-
Mamo, daj mi spokój - odzywa się i zakrywa twarz.
Zaciskam
usta i patrzę na niego z politowaniem.
-
Nienawidzę ludzi - stwierdzam, a Susan parska śmiechem przez sen.
********
Ostatecznie
udaję mi się zwlec z łóżka Louisa i wyrzucić go z domu. Jest
bardzo niezadowolony, ale kiedy wygrażam się, co mu zrobię, jak
zaraz nie wyjdzie, rezygnuje z dalszej rozmowy.
Rzucam
się na łóżko, a Susan od razu kładzie na mnie swoją nogę, jak
zawsze z resztą. Nie protestuję, nie mam na to siły. Chcę po
prostu iść spać. Odespać przynajmniej kilka tych okropnych
godzin.
******
Kika
upragnionych godzin snu okazało się być dwiema, gdyż Pan
Ciemności skutecznie zadbał o to, abym się nie wyspała.
Wyjechał
z kosiarką na plac pana Dana, twierdząc, że czuję niezwłoczną
potrzebę, by teraz kosić. Kiedy do mojego pokoju wpadają pierwsze
dźwięki warkotu silnika, nie zwracam na to uwagi. Kiedy nie ustają
po kilkunastu minutach, zrywam się z miejsca i biegnę na balkon.
-
Czy w tym twoim chłopskim rozumie, jak ktoś chcę się wyspać, to
znaczy, że się opierdala?! - krzyczę. - Stałoby ci się coś,
gdybyś raz był ludzki?
-
Nie byłbym sobą! - odpowiada, po czym wraca do jeżdżenia kosiarką
w tę i z powrotem. Podnoszę brwi do góry i stwierdzam, że dla tego
człowieka nie ma ratunku. Nadaję się tylko do odstrzału.
Niewyspana,
zła i głodna schodzę na dół. Susan siedzi przy stole z moimi
rodzicami. Jest w trochę lepszym humorze, ale widzę po niej,
że dalej zamartwia się wszystkimi sprawami na raz.
-
Dzień dobry - burczę i rzucam się na krzesło.
-
Słonko, spałaś dobrze? - pyta zatroskana mama.
-
Nigdy nie było lepiej - rzucam sucho, po czym wyciągam rękę po
kromkę chleba.
Rodzice
rezygnują z pomysłem rozmowy ze mną. Kończą swoje śniadanie i
żegnają się z nami, bo bardzo szybko muszą jechać do firmy. Nie
rejestruję poprawnie niczego co się dzieję. Susan mówi coś do
mnie, na co ja tylko kiwam głową.
-
Rano obiecałam tacie, że zrobimy u niego obiad dla wszystkich.
Wiesz, jak on polubił Harry'ego? - Dochodzi do mnie. Kiwam głową i
zastanawiam się, jak można ominąć proces żucia czegoś, bo jest
on bardzo męczący. - Dlatego musisz szybko się zebrać, jedziemy
do sklepu - Podnosi się z miejsca, a ja patrzę na nią
zdruzgotana. Dlaczego akurat ja mam jechać?
Wszystko
dzisiaj jest jednym, nieśmiesznym żartem. A opowiada go nie kto
inny, a sam Harry Styles.
Susan
trajkocze jak najęta, kręcąc się po kuchni. Podaje mi tabletki,
wkłada naczynia do zmywarki i opowiada o wszystkim na raz. Na
wszystko tylko potakuję i się zgadzam.
-
Więc ustalone - Zatrzymuje się nagle i wyciera dłonie w ścierkę.
- Dzisiaj robimy z chłopakami obiad u mojego taty, na który
zapraszamy twoich rodziców. A teraz idziemy do sklepu, wstawaj -
ponagla mnie.
-
Idziecie do sklepu? - pyta Lena, która akurat schodzi z dołu. -
Pójdę z wami, jestem umówiona.
Pozostawiam
to bez komentarza. Nie wiem, czy chodzi jej o Liam'a, Ewangesreline,
czy Bóg wie kogo. Może iść i zając moje miejsce obok Susan w
niezwykłej wycieczce do pobliskiego spożywczego. Opieram głowę na
blacie, ale Su skutecznie spycha mnie z krzesła, przez co prawie
ląduję na ziemi.
Mamrocząc
niezadowolona, udaję się na górę, żeby udawać, że w
jakikolwiek sposób zależy mi na wyglądzie. Czeszę włosy i
wchodzę pod prysznic, który, o dziwo, trochę mnie rozbudza.
Po
niespełna kwadransie schodzę na dół, gdzie Susan czeka na mnie
gotowa. Jakby nasza wycieczka nie była wystarczająco niezwykła,
przyjaciółka postanawia jeszcze bardziej ją udoskonalić i bierze
ze sobą psy, które, o zgrozo, ja mam prowadzić.
Jestem
wytargana na ulicę przez Bruna, który uważa za świetną zabawę
pomysł wciągnięcia mnie pod samochód.
**********
Ostatecznie
wracamy do domu, obładowane siatkami, zmęczone jeszcze bardziej niż
do tej pory. No, o ile w moim przypadku jest to w ogóle
możliwe. Lena poszła gdzieś ze swoją dziewczyną, więc
zostałyśmy same z noszeniem rzeczy.
Zanim
zdążę siąść na chwilę na kanapie, jestem wyciągnięta do domu
obok. Pan Dan jest w pracy, a my okupujemy kuchnie, w której Susan
ma zamiar pokazać, że jest najlepszym kucharzem na całej planecie.
Harry, który jest dzisiaj w wyjątkowo dobrym nastroju, podjął
wyzwanie i teraz oboje starają się przekonać mnie i Lou, że każde
z nich jest lepsze od drugiego. Louis stara się mnie trzymać przy
życiu, ale po którymś z kolei żarcie z serii:
,,Które ze zwierząt jest bardziej pracowite: mrówka czy pszczoła? - Mrówka, bo nie traci czasu na bzykanie." kazałam
mu się ode mnie odwalić.
-
Masz - mówi Susan, stawiając przede mną laptopa. - Znajdź mi
przepis na Rafaello, skoro i tak nic nie robisz.
Podnoszę
smętnie głowę i patrzę na nią sceptycznie. Nie będę niczego
szukać, czuję, jakby umierała. W kuchni rozchodzą
się przyjemne zapachy. Harry smaży kolejną porcję
naleśników, których mamy tyle, że moglibyśmy wykarmić całe
wojsko. Albo mojego tatę i pana Dana.
-
Tu nie ma nic o żadnym cieście - marudzę, przeglądając kolejną
stronę wyszukiwarki. - Jedyne co znalazłam, to informacja, że nie
da się zjeść łyżki cynamonu.
-
Ja bym zjadł - oznajmia wesoło Harry, przewracając placek na drugą
stronę.
-
Tak, czego ty byś nie zrobił? - Przewracam oczami, a chłopak
ogląda się gwałtownie.
-
Zakład? - pyta.
-
Tak, tylko o co? - Podnoszę na niego wzrok i widzę po jego minie,
że to nie jest dobry pomysł.
-
Jeżeli wygrasz, przez rok będę odpowiadał na każde twoje
pytanie.
-
Dobra - zgadzam się, pewna swojego. - Jeżeli ty wygrasz, przez rok
będę mówiła ci o jakimś absurdalnym fakcie ze swojego życia,
kiedy tylko sobie zażyczysz. Stoi? - Podnoszę jedną brew.
-
Stoi - oznajmia, po czym zaczyna rozglądać się w poszukiwaniu
cynamonu, a ja wracam do poszukiwania przepisu.
W
pewnej chwili zatrzymuję swoje palce nad klawiaturą, a przez głowę
przechodzi mi dziwna myśl. Wpisuję w wyszukiwarkę: ,,Sny -
przepowiednie".
Jedyne
co wyskakuję jako wynik, to kontakt z wróżką Florą, która za
niewielką opłatę wyjaśni każdy sen. Zmieniam hasło na: ,,Sny-
przepowiednie śmierci".
Odnajduję
adres do strony z legendami...irlandzkimi legendami. Otwieram szeroko
oczy i zaczynam czytać tekst:
,,...i
powiązał pakt z szatanem, w którym napisane było, że każdą
śmierć bliskiego zobaczy, ale będzie go sama kostucha co noc
nawiedzać, aż po kraniec życia jego. Zwać go będą Somniator
Mortem, a przekleństwo jego...."
źródło:
Narodowa Biblioteka w Irlandii
Oszołomiona
tłumaczę zwrot ,,Somniator Mortem,".
-
Zrobiłem to Jade! - krzyczy Harry, krztusząc się i dławiąc.
- Był ohydny, ale zrobiłem to.
-
Wszyscy bijemy ci brawo, nigdy nie widziałam czegoś bardziej
powalającego - Dochodzi do mnie głos Susan.
-
Somniator Mortem - powtarzam po cichu.
-
Co powiedziałaś? - pyta Louis, nachylając się do mnie.
- Somniator
Mortem. Śniący Śmiercią. Somniator Mortem - Patrzę
przerażona na Harry'ego, który podchodzi do mnie i odwraca w swoją
stronę laptopa.
--------------------------
Hejo!!
Moje kochane pysie, bardzo dziękuję, że tu jesteście <3 To takie wspaniałe mieć was :D Znowu nie mam siły na notkę, bo znowu jest 3:30 :_:
Bardzo wam dziękuję, że jesteście tu ze mną, a bloga odwiedziliście już prawie 40 000 :O
Kocham was!
Oprócz tego, mam bardzo ważne ogłoszenie:
Victorious został nominowany do bloga miesiąca :) Jeśli chcecie oddać na niego swój głos, wystarczy, że wejdziecie na: spis1d.blogspot.com
Po lewej stronie macie sondę, którą mam w planie umieścić na blogu.
Jeszcze raz, dziękuję wam bardzo mocno <3
Kocham waaas!!
P.S
Ma ktoś dobry sposób na muszki owocówki? :( Bo mi się te pizdy rozmnożyły w pokoju :(
"Jestem pokemonem"
OdpowiedzUsuń-JA TEŻ CHCE
"Żart Louisa typu (...)"
-JA TEŻ CHCE
"Zacząć babski wieczór"
- JA TEŻ CHCE
"Zobaczyć jak PAN CIEMNOŚCI KOSI TRAWE (najlepiej moją bo osobiście to nie lubię tego robic ale od czego są bracia, nie?)
- JA TEŻ CHCE
Brzmi jak litania?
Może troszkę :D Ale po 1 strasznie się o Arona martwie :/ Nie chcę żeby był smutny (Błagam! Niech się pogodzą! ) a tego Jacka to nie lubilam za duzo mieszał z nim zrob cokolwiek nawet może sobie pójść z Victoriousa :P Po 2 przerazila mnie koncowka mroczna brrr aż ciary po plecach. No i jedni pytanko CO BĘDZIE DALEJ? Nie mogę się doczekać a nie należę do cierpliwych ludzi (niestety) xD Co do sądy to już glosowalam Zgadnij na kogo? ♥ (Wiem że się nie domyslasz xD) Co do muszek owocowek to nie mam pojęcia postrasz ich Panem Ciemnosci to SE POLECOM :D Mam nawet taką wizje Opętany Pan Ciemnośći rozwscieczenie lata z najnowszym modelem kosiarki by zabijać małe ciule zwanie potocznie muszkami owocowkami xD
Buziaczki kochane (tak też do Leny) :**** :***
#witam#hasztag#boli#dupa#bardzo#pomysłowa#Jade / Lena Marshall <33333 ♥
UsuńGenialne!
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
UsuńPopsikaj je dezodorantem, przeciez to twój sposób na wszystko co żyje i się porusza :D
OdpowiedzUsuńZabiłam tak wielką ćmę, która mnie napastowała, więc mój sposób działa! :(
UsuńTeż nie wiem, co z tym piździectwem zrobić, a moje nie dość, że mnogie, to jeszcze, kurwa, gryzą. Czuję się trochę, jakbym miała w pokoju stado rozszalałych nanokomarów, które tylko czekają, aż się roznegliżuję, żeby mnie uchlać. Tak cieplutko, że aż poszłam biegać w krótkich spodenkach, zamiast pisać rozdział, czytałam Twój i, do cholery, jestem tak zmęczona, że zaraz walnę głową w klawiaturę.
OdpowiedzUsuńJestem po stronie Heriego, kocham kosić :D Serio, nie ma w tym ani grama sarkazmu, uwielbiam latać w te i we wte z kosiarką. Mam spalinową, taką głośniejszą i w ogóle.
HERI POKEMON, O BOŻE, EWOLUUJE. Mówię Ci, teraz już nie będzie "Pan Ciemności" tylko "Pan Mroku", tak wiesz, majestatyczniej, cnie?
Lułi,, miałeś korzystać z okazji i... Ty i Susan... LOUI, SPIERDOLI...
Zjebalam se klawiature, mam jakies dziwne znaki niemieckie, Boze, najgorszy koszmar sie ziszcza, nie chce tego pieprzonego ß, ü, ö, ä :ccc Pomocy, crtl + shift nie dziala, ratunku blagam.
DOKONCZE BEZ POLSKICH ZNAKOW, A CO!
Takze, na czym to ja... A tak, LOUIS, SPIERDOLILES. Nie tak mial wyglada "DAMSKI WIECZÓR" Koniec koncow, mial byc DAMSKO-MESKI :(((((
*Właśnie odkryłam o co chodzi, ale nie chce mi się tego zmieniać*
I ogółem, łał, Boże, Heri się zwierza. On naprawdę się rozwija. Z tym, że mam jakieś takie wrażenie, że Jade zostanie wyśmiana XD A może się mylę? Bo może Harry postanowi wszystkich zaskoczyć i się przejąć?
Tak, na pewno :')
Do następnego! :D
Ah ten niemiecki xD
UsuńMożesz kosić razem z Panem Ciemności, przecież on tak kocha towarzystwo innych ludzi :D
Pan Mroku XD Lord, szanowny Harry, Ciemności.
Bo Louis to ciota, co poradzić xD
Heri jest taki kochany w tym rozdziale XD
Do następnego! :*
Genialny !! xiowndjcsl cała się trzęsę, oki.
OdpowiedzUsuńHarry w humorze i jeszcze je cynamon!!!
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
A jeśli chodzi o muszki to do szklanki wlej trochę płynu do naczyń, soku z cytryny, pół na pół wody z octem i wsyp łyżkę cukru.
Zaczną się do tego zlatywać i się utopią ;)
Dzięki, jakoś je wybiłam! :D Do następnego :*
UsuńJakie to super. Czytam od 2 mies. Zarąbiste. A najbardziej eozwalają mnie teksty. Pozdro i weny. Czekam nn i zapraszam do siebie
OdpowiedzUsuńdirectioner0202.blogspot.com
Ona teksty kradnie ode mnie ;))) /xoxo Lena Marshall ♥
UsuńWitam
OdpowiedzUsuńNie chciałbym przeszkadzać, jednak mam pewną wiadomość... W każdym razie nie jest to typowy spam, bo przeglądając bloggera w poszukiwaniu przypadkowych osób, które znają poprawnie jęz. Polski, natrafiłam tutaj z ofertą. Chciałabym zaprosić Cię do uczestniczenia w prowadzeniu bloga grupowego o uczniach akademii w Seattle. Jest to szkoła artystyczna. Każdy może wybrać sobie w niej osobę i prowadzić jej życie. Nauczycielem można być również.
Dlatego zachęcam do zabawy w akademię. Połączając siły możemy spotkać kogoś naprawdę ciekawego.
Mam nadzieję, że zdecydujesz się wpaść, Sarabi.
http://akademia-cywilizowanych-artystow.blogspot.com/
Więc, gdzie mam się zgłosić? :D
UsuńHej kochana! Dawno mnie tu nie było, ale nie myśl sobie, że Cię opuściłam....rozdzial jak zwykle cudowny....nie wierze Lou, że nie skorzystales z okazji, ale ty jesteś przecież dobry przyjaciel bla bla bla...Harruś nareszcie robi postępy! Tak trzymaj ogierze..a będzie jeszcze lepiej gdy Jade zacznie mu mówić codziennie swoje absurdalne wspomnienia....nie mogę się doczekać co też ta Jade wymyśli..."zrobiłem to Jade!" to najlepszy dla mnie moment...normalnie tak jakby był jakimś dzieckiem i się cieszył z byle czego...nowa odsłona Pana Ciemności...mam nadzieje, ze nic się Aronowi nie stanie i ze się pogodzić wkrótce z Sus.. to takie obce, że oni nie są już razem..a co do Jacka...nie mam nic do powiedzenia...
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam...♥ ♥ ♥
To dobrze, że mnie nie opuściłaś <3 Jack'a nic nie lubi XDD Dziękuję bardzo, do następnego ;*
UsuńHahahahhahaha swietny,szybko kolejny kochana!
OdpowiedzUsuńKoniecznie mnie odwiedz narazie tylko prolog i bohaterowie ale naprawde warto! :*
http://thesexyassistant.blogspot.com/?m=1
Zajrzałam! :D Boże, wkręciło mnie to opowiadanie :D Będę częstym gościem, spodziewaj się moich komentarzy! <3
UsuńBoże...końcówka mnie przeraziła!! Jak zawsze świetny!!! Żarty Louisa wymiatają xd + zakład Harrego hahaha xd nie mogę w to uwierzyć że Pan ciemności ten pan ciemności miał taki dobry humor xd ale to fajnie bo nie zachowuje się jak dupe. Nie mogę doczekać się juz następnego!!! Kocham i życzę weny ^^
OdpowiedzUsuńTęskniłam / xoxo Gossip Girl
UsuńKurde...napisałam pod 35 rozdziałem komentarz...i chyba się nie dodał bo go nie ma...ale mam nadzieje że mi wybaczysz ze nie ma mojego komentarza haha xd
OdpowiedzUsuńJest nie bój dupy/ Lena Marshall
UsuńProszę się nie przejmować panią Leną, zostanie wykastrowana :D Kocham cię, dobrze, że jesteś <3333333 Wybaczam :D
Usuń