Jade's P.O.V
Patrzę kolejno po twarzach trójki
przyjaciół. Zakrywam usta dłonią, kiedy
widzę, jak Louis niebezpiecznie blednie.
- Co? - Oczy Harry'ego są szeroko
rozszerzone.
- Ja... - Zaczynam, ale ucisza
mnie machnięciem ręki.
- Przed czym ma cię nie wydać,
Louis? - Jego spojrzenie wbija się, jak miecze w twarz chłopaka.
- Harry, to nie tak... - Wstaje i
zaczyna iść w jego stronę, ale ten cofa się gwałtownie.
- Powiedziałeś im - stwierdza i
kręci z niedowierzaniem głową. - Powiedziałeś.
- Posłuchaj mnie... - zaczyna
chłopak i patrzy na niego błagalnie.
Louis stoi pod schodami i to, w
jaki sposób spogląda z dołu na Harry'ego, przywodzi mi na myśl ofiarę,
czekającą na wyrok swojego oprawcy.
Atmosfera panująca w
pomieszczeniu jest tak gęsta, że mam wrażenie, że powietrze można kroić nożem.
Razem z Susan wpatrujemy się w nich.
Ciągle zaciskam usta, świadoma tego, że właśnie wydałam Tomlinsona.
- Ja...
- Nie mogę uwierzyć. – Harry śmieje
się zrozpaczony. - Ciebie bym o to nie posądził.
- Harry....
- Zawsze przecież ze mną byłeś,
mój ty najlepszy przyjacielu...
- Harry...
- Od kiedy jesteśmy w Londynie...
- Harry! - teraz to ja się
odzywam. Wzrok chłopaka ląduje na mnie, ale mimo nagłej ogarniającej mnie
niepewności, nie poddaję się. - Posłuchaj go.
- To nie dotyczy ciebie i nigdy
nie miało dotyczyć - syczy, a jego rozpacz znika się, dając miejsce gniewowi. -
Jesteś ostatnią pierdoloną osobą, której bym o tym powiedział.
- Daj mi chociaż powiedzieć
dlaczego to zrobiłem.
- Gówno mnie obchodzi DLACZEGO to
zrobiłeś! - krzyczy i wyrzuca ręce w powietrze. - Pierdolisz mnie ty, ty i ty. -
Wskazuje palcem na każdego z nas. - Zawiodłem się na tobie - mówi do
przyjaciela.
Jego oczy płoną, kiedy klatka
piersiowa unosi się i opada. Odwraca się na pięcie i wchodzi po schodach na
górę.
Louis odprowadza go wzrokiem i siada
na kanapie. Wplata dłonie we włosy i opuszcza głowę. Susan zajmuje miejsce obok
niego i kładzie dłoń na jego ramieniu.
W bojowym nastroju nadal
obserwuję drzwi za którymi zniknął chłopak.
- Lou, Lou... popatrz na mnie. -
słyszę jak Susan marnie pociesza bezradnego Lou.
Cała ta sprawa wydaję się być
podejrzana. Właściwie dlaczego powiedział nam o tym? Prawie w ogóle się wtedy
nie znaliśmy. Zdradził tajemnicę swojego przyjaciela, zupełnie bez powodu. Teoria,
że to ,,dla mojego dobra, bo biorę w tym wszystkim udział" wydaję mi się
być dziwnie nieprawdopodobna.
Ta historia ma drugie dno, a ja
mam się zamiar dowiedzieć jakie.
- Ale nie teraz - mówię do
siebie, na tyle cicho, żeby pozostała dwójka za mną nie mogła usłyszeć.
Bez słowa zaczynam wspinać się po
drewnianych schodach.
- Idziesz do niego? - pyta Susan.
Obracam się do niej i widzę, jak
gładzi Lou po plecach i patrzy na mnie wyczekująco.
- Tak. Chce odzyskać swoją
walizkę - tłumaczę i uśmiecham się blado.
Wędruję pod same drzwi i biorę
głęboki oddech. Pukam kilka razy.
- Harry? - Bez odpowiedzi. Zresztą,
czego się spodziewałam.
Słyszę trzask po drugiej stronie.
Wywracam oczami. Zaczyna się.
- Halo? Enzo, przepraszam, że
dzwonię, ale to ważne. – Słyszę głos chłopaka dobiegający zza drzwi. Kto to
kurwa jest „Enzo”? - Stało się coś złego...Nie, nic mi nie jest - mówi chłopak
i słyszę, jak siada na czymś ciężko. - Wiem, że nie powinienem o to prosić, ale
przylecisz po mnie? - pyta cicho. Jak to przyleci!? Marszczę brwi i przykładam
ucho do dzielącej nas powierzchni. - Dobrze, będę czekać. - Wzdycha i
wnioskuję, że zakończył połączenie. Chwilę potem, słyszę kroki i odskakuję od
drzwi jak oparzona.
Harry mierzy mnie wzrokiem, po
czym wymija bez słowa. Dopiero teraz zauważam, że ciągnie za sobą swoją
walizkę.
- Co ty robisz? - pytam i idę za
nim.
- Nie powinno cię to obchodzić. -
warczy, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.
Kieruje się w dół schodów i zupełnie
ignoruje siedzącą tam dwójkę.
- Harry? - Louis podnosi wzrok. -
Gdzie idziesz?
- To już nie twoja sprawa. - Jego
głos nie jest już zły ani zdenerwowany, jest tak strasznie obojętny, jak tylko
mógłby być.
- Posłuchaj mnie....
- Gówno mnie obchodzi to co masz
do powiedzenia. – Wzdycha ciężko. - Gówno mnie obchodzi, dlaczego to zrobiłeś.
Chociaż się domyślam. Wolę jednak nie mówić, że zrobiłeś to dla prawie obcej
dziewczyny, wolę nie dopuszczać do siebie takiej myśli. Wiesz, prawie dwa lata
przyjaźni poszłoby się jebać. - Prycha. - A to by bolało. Więc przyjmuję, że
gówno mnie to obchodzi. Tak samo jak i ty. Nie chce cię więcej widzieć. - Mierzy
go spojrzeniem, po czym mija w drzwiach Arona i Jack'a, którzy przychodzą
dopiero teraz, a ich miny wyrażają ogromne zdziwienie.
Tomlinson wygląda, jakby chciał
coś jeszcze powiedzieć, ale widząc, jak Harry oddala się coraz bardziej po
prostu zamyka usta i kieruje się na górę.
- Co się stało? - pyta mnie Aron,
kładąc mi dłoń na barku.
- Ja... Chyba za dużo już dzisiaj
powiedziałam. - Uśmiecham się smutno i patrzę na Susan. - Idź do niego. Tobie
rozmowa wychodzi o wiele lepiej.
Susan's P.O.V
Stwierdzam, że kopnięcie w drzwi
jest wystarczającym uprzedzeniem o moim wejściu i bez zbędnych ceregieli
wkraczam do pokoju Louisa.
- Jak się czujesz? - pytam i
siadam obok niego na łóżku.
Leży z twarzą wbitą w poduszkę, a
jego włosy rozwichrzone są we wszystkie możliwe strony.
- Najgorzej. - stwierdza.
- Lou... –wzdycham cicho. -
Wiesz, że on jest wybuchowy...
- A może ma racje? Może nie
powinienem był wam mówić? - Podnosi się na rękach i patrzy na mnie.
Uśmiecham się blado.
- Zachowałeś się fair wobec nas,
nie fair wobec niego. Biorąc pod uwagę to, że to twój przyjaciel...
- Nie pomagasz. - przerywa mi. -
Jestem chyba najgorszą osobą jaką spotkałem. - Znowu bezwładnie opada na
materac.
- Nie, wcale nie. Wiedziałeś, że
Jade nie może spać. To ja cię przekonałam, żebyś mi powiedział, ponieważ bałam
się. Bałam się o to, co się dzieje za ścianą. Wiesz, niecodziennie słyszy się
takie diabelskie wycia - stwierdzam, na co on parska śmiechem.
- Wiem, ale on tyle razy mnie
prosił....
- Louis. - Obracam go na plecy i
trzymam go za barki, zmuszając go do patrzenia na mnie. - Mieszkasz z nim i
znosisz to już dwa lata, każda normalna osoba by się wyprowadziła. Mówiłeś, że
oprócz niego nie miałeś znajomych, dopóki nie poznałeś nas. Proszę cię, jesteś
bardzo dobrym przyjacielem. Każdy popełnia błędy. - Uśmiecham się do niego blado, a on
odwzajemnia to po chwilowej walce z samym sobą.
- Dzięki, że tak o mnie myślisz.
- mówi, po czym przeciąga się. - Jak myślisz, co teraz robi?
- Nie wiem, nie urządziłeś sceny
depresyjnego pościgu za ,,ukochanym". – Wzruszam ramionami i kładę się
obok niego. Wpatrujemy się oboje w sufit, a on chichocze cicho.
- Fuj, nie mów o nim
,,ukochany". - marszczy nos. - Zresztą, po co miałbym biec? Teraz to nie
ma sensu, widziałem w jakim jest stanie. A robienie z siebie zapłakanej ofiary
niczego nie zmieni.
- Wow, nie sądziłam, że oprócz
mnie i Jade ktoś kiedykolwiek wypowie to zdanie.
- Widzisz, jestem pełen tajemnic
- mówi ostentacyjnym tonem.
- Jesteś taki tajemniczy jak pudełko
z tamponami.
Wybucha śmiechem i obraca głowę,
żeby mógł na mnie spojrzeć.
- Skąd ci przyszło do głowy takie
porównanie?
- Za dużo czasu z Jadie. - Szczerzę
się do niego. -A jeżeli chodzi o
Jade.....JADE! - krzyczę i już po chwili słyszę, jak gramoli się po schodach.
- Co? - wtyka głowę przez
uchylone drzwi. Zostaje zaraz wepchnięta do pokoju przez Bruna, który wpada do
środka jak tajfun i zaczyna szczekać na niezidentyfikowane istoty pozaziemskie.
- Ty kurwo brązowa! - zaczyna się
drzeć dziewczyna i już wyciąga nogę, żeby kopnąć przybysza.
- Zostaw go i chodź tutaj - Poganiam
ją, a ta obrzuca morderczymi spojrzeniami, na zmianę mnie i swoją ofiarę. -
Gdzie Aron i Jack?
- Robią sałatkę z gyrosem.
- Dlaczego?
- Bo miałam ochotę na sałatkę z
gyrosem, więc kazałam im ją zrobić. - Uśmiecha się do nas.
- Wiedzą chociaż co jest
potrzebne? - pytam podejrzliwie.
- Pewnie nie. Nie ważne. Co z
Harrym? - pyta nagle i patrzy na Louisa. - Co teraz zrobi? Iść za nim?
- Nie. To nie ma sensu, będzie cię
traktował jak powietrze. - Wzdycha smutno.
- Czyli lepiej niż zwykle.
- Nie dramatyzuj. - karcę ją.
- Nie wiesz gdzie mógł iść? -
naciska dalej na chłopaka.
- Nie ma w okolicy nikogo
znajomego, pewnie zatrzyma się w hotelu. - wzrusza obojętnie ramionami. - Jutro
muszę zacząć próbować do niego dzwonić.
- Mówi ci coś imię Enzo? - wypala
nagle Jade i patrzy na chłopaka wyczekująco.
- Enzo?
Jade's P.O.V
- Skąd o nim wiesz? - Marszczy
brwi.
- Teraz mi się przypomniało, że Harry
do niego dzwonił. Prosił, żeby po niego przyleciał – mówię, kładąc nacisk na
ostatnie słowo. - To chyba jednak...
- On chce lecieć do Enza? – dziwi
się Louis, rozszerzając szeroko oczy.
- Kto to kurwa jest Enzo?! -
denerwuje się Susan. W odpowiedzi wzruszam tylko ramionami.
- Ezno to przyjaciel rodziców
Harry'ego. Jego... opiekun - tłumaczy chłopak, zastanawiając się nad doborem
słów.
- Jego kto?
- Jego opiekun, ale on jest w
Irlandii, ale przecież podróż trwa strasznie długo... chyba, że weźmie
samolot....
- Co? - Już nic nie rozumiem. –
Jaki samolot?
- No samolot. - rzuca
obojętnie. Widząc nasze miny, dodaje: - Tak, Enzo ma swój samolot. - Przewraca
oczami.
- Poczekaj, poczekaj. - Susan
ucisza go machnięciem ręki. - Przybliż mi dokładniej jego postać.
- Enzo to bardzo bogaty opiekun
Harry'ego. Zajmował się nim, kiedy mieszkał jeszcze z rodzicami. Tyle o nim
wiem. Teraz, to jedyna osoba poza mną, z którą Harry rozmawia dobrowolnie -
tłumaczy, obserwując reakcje każdej z nas.
- I ma samolot? - dopytuję.
- Tak, skończmy już o tym
samolocie. - śmieje się Lou, kiedy Bruno
ładuje się na łóżko. - A gdzie Wall-E?
- Pewnie z Aronem. - przewraca
oczami Su. - To przecież jej nowy tatuś.
- Jak Jack to znosi? - pytam
przejętym tonem.
- Ledwo - wzdycha dziewczyna i
przykłada rękę do czoła. - Boże, tyle problemów.
- Dokładnie tak. Chodźmy pomóc
chłopakom z sałatką! - Zmieniam nagle
temat i nie czekając na ich reakcję, zbieram się z łóżka.
-Nie będziesz pomagać, ty po
prostu zaczniesz wpieprzać co popadnie. – Przewraca oczami Susan. - Masz
zakaz...
-....wstępu do kuchni. Tak, wiem.
- kończę za nią i wystawiam jej język. - W takim razie, Louiś, my, dla
odstresowania, idziemy zapalić i wypić piwo na molo. A oni niech gotują. - Zacieram
ręce z radości.
***
Księżyc jest już wysoko i
oświetla nasze sylwetki. Siedzimy z nogami zwisającymi z pomostu. Palcami ledwo
dostaję tafli jeziora, natomiast Lou nie ma z tym trudności i bezczelnie
chlapie wodą we wszystkie strony.
- Przestań! -denerwuję się, kiedy
znowu to robi. Ten tylko chichoczę cicho i nie zważa na moje prośby. - Wypiłeś
już swoje? - wskazuję na puszkę, którą trzyma w dłoni. Rusza nią, a dźwięk daje
mi sygnał, że została tylko resztka napoju. - Możemy pogadać? - zaczynam
niepewnie i patrzę mu w oczy.
- O czym?
- O Kivie. - tłumaczę. Może to
najmniej ważny temat, ale kiedyś trzeba było go poruszyć.
- Znasz ją? - dziwi się.
- Tak. Znam. - Kiwam głową.
- Więc, co z nią? - Opada plecami
na pomost i wpatruje się w gwiazdy.
- To była dziewczyna Arona.
- Co? - patrzy na mnie, z wysoko
podniesionymi brwiami. - Więc ten jebany zdrajca...
- To Aron.
- A jebana chamska dziwka...
- To Susan.
- Pusta kretynka..
- Nie jestem pusta! - oburzam
się. - Ta pierdolona szczota sobie grabi.
- No, nie jesteś. - przyznaje mi
rację. - Boże, opowiadała mi o was tyle razy, a ja za każdym razem
nienawidziłem was bardziej. - przykłada dłoń do czoła.
- Ja nienawidzę jej - fukam.
- Dlaczego? - podnosi się i siada
obok mnie.
- Bo jest pusta, a to co robiła
Aronowi jest niedopuszczalne.
Opowiadamy sobie, jak wyglądały
kłótnie byłej pary z punktu widzenia każdego z nich.
Na początku rozmowy myślałam, że
Louis jakoś wybroni przyjaciółkę, ale ten tylko ją pogrążał, cytując niektóre z
jej złotych myśli z serii: ,,dlaczego Aron jest zły i okropny”.
- Aron się nie starał? - prycham.
- Niedorzeczność. On był na każde jej gwizdnięcie.
- Wina leży po obu stronach. W
każdym razie co było, minęło. Nie zapowiada się na to, by do siebie wrócili. - Wzrusza
ramionami. - Myślisz, że stanie się coś złego, jak wyrzucę puszkę do stawu?
- Tak? - Odbieram mu śmiecia z rąk i wstaję. -
Wyrzucisz ją w domu. Chodźmy już do nich, zaczęło się robić chłodniej. - Podaję
mu rękę i pomagam mu się podnieść. - Na pewno nie zadzwonisz do Harry'ego? -
pytam po raz trzeci.
- Jade, znam go lepiej niż samego
siebie. Nie ma sensu naciskać. - Kręci głową i spogląda w gwiazdy. -
Przynajmniej noc mamy ładną.
- Nigdy jakoś mnie nie
zachwyciła. - wzruszam ramionami i podążam za jego spojrzeniem.
- Noc?
-Tak.
- Może nigdy nie przeżyłaś nocy z
właściwą osobą? - pyta i porusza brwiami.
- A z kim powinnam ją przeżyć? -
parskam śmiechem. - Oczywiście z tobą, mam rację?
- Oczywiście! - Zarzuca rękę na
moje ramie.
***
- Aron, czy ty kiedykolwiek w
swoim marnym żywocie widziałeś sałatkę? – pytam, patrząc na coś, co
konsystencją przypomina rozdeptanego ślimaka. - Czy w tym w ogóle jest
kukurydza?
- Jest! - zapewnia mnie. Kiedy
przygląda się dokładniej zawartości miski dokładniej, rzednie mu mina. -Gdzieś na pewno – zapewnia mnie szybko.
Uderzam dłonią w czoło.
- Gdzie Jack? Miał pomagać.
- Pewnie pali z Susan. - Wzrusza
ramionami.
- A co im się stało, że nagle
palą? - Spoglądam zaciekawiona w stronę tarasu. Rzeczywiście, oboje siedzą z
papierosami w dłoni i śmieją się z czegoś.
- Louis potrzebował towarzystwa -
tłumaczy. - Co z Harrym? Wróci na kolację?
- Raczej nie. - Kręcę
zrezygnowana głową, ale chcąc uniknąć dalszych pytań na temat Stylesa, decyduję
się odciągnąć od niego uwagę Arona: - Więcej dla mnie.
- No oczywiście, pulpecie -
śmieje się. Bingo.
- Rozłóż lepiej talerze. - Wystawiam
mu język i zajmuję miejsce przy stole.
- Pomożesz mi?
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo jesteś chamski. - Robię
smutną minę.
- Przepraszam! - krzyczy
dramatycznie i podbiega do mnie. Staje za oparciem krzesła, na którym siedzę i
przytula się do mnie z tyłu. - Będę miły!
- Już to widzę - prycham i
zrzucam z siebie jego ręce.
Odchodzi obrażony, ale po chwili
obraca się i mówi cicho:
- Um...no i Jade?
- Tak? - podnoszę na niego wzrok.
- Będziemy mogli porozmawiać
wieczorem?
- Tak, pewnie. - Uśmiecham się do
niego, chociaż szczerze zaniepokoił mnie jego ton. - Przyjdź później do mojego
pokoju.
- Okej - kiwa głową. - Musisz
mnie uspokoić - dodaje i zaczyna
rozstawiać talerze.
Drzwi tarasowe otwierają się i, wciąż
rozmawiając, do środka wchodzą pozostali.
- Śmierdzicie fajkami -
stwierdzam, marszcząc nos.
- Cicho - rzuca w moją stronę
Jack i zajmuje miejsce obok Susan.
- Naprawdę chcemy to jeść? - pyta
Louis, kiedy Aron stawia przed nim sałatkę.
- Chcecie! - denerwuje się
,,kucharz", po czym wraca do rozkładania naszej prowizorycznej zastawy. To
nic, że każdy ma talerz z innej parafii.
Muszę przyznać, że wbrew
wszystkiemu, sałatka okazała się być jadalna. Po skończonej kolacji wszyscy
mieli dość wrażeń jak na pierwszy dzień. Chcieliśmy się wyspać przed
jutrzejszymi urodzinami Su.
Wychodząc z wanny miałam w głowię
przestrogę taty, co do upijania się na wakacjach.
Tak, właśnie tak. Sześcioro
(teraz już pięcioro) młodych dorosłych wyjeżdża nad jezioro, żeby chodzić spać
przed północą, po zaledwie dwóch piwach. Świetna zabawa, nie ma co.
Tato, byłbyś ze mnie dumny.
Uśmiecham się pod nosem i kieruję
się do swojego pokoju.
Siadam na łóżku i czekam na
Arona, który może zjawić się lada moment.
Przegrzebuję internet w telefonie
w poszukiwaniu fajnego filmu, kiedy drzwi otwierają się, a do pokoju wchodzi
mój przyjaciel.
- To o czym chciałeś porozmawiać?
- pytam, odkładając swój telefon na stolik nocny.
- Boję się - stwierdza
zrozpaczony i kładzie się obok mnie.
- Czego znowu?
- Susan i ja nie rozmawiamy już
jak dawniej - wzdycha ciężko. - To przez pieprzonego Jack'a.
- Polubiłeś go przecież ostatnio
- zauważam.
- Może. To nie zmienia faktu, że
odkąd jest z Susan już nie jest tak samo - narzeka.
- Jack to jej chłopak, to chyba
dobrze, że jej zachowanie względem niego różni się zachowaniem względem ciebie.
Na miejscu Jack'a i tak bym była o ciebie zazdrosna - mówię, na co on się śmieje.
- Kiedy byłeś z Kivą też byłeś inny. Nie zachowywałeś się w stosunku do nas,
tak jak na przykład teraz. - Wskazuję na jego rękę zarzuconą przez mój brzuch.
- Nie byłeś taką przylepą - marudzę. - Nie masz się co martwić. - Uderzam go żartobliwie
w ramię. - A teraz idę spać, chce jutro obudzić się przed zmierzchem.
- Widzisz, ty też mnie już
wyganiasz, a dopiero przyszedłem. - Wygina usta w podkówkę.
- Możesz zostać, ale podobno
strasznie kopię. Więc jeżeli nie chcesz być obity jutro rano, proponuję raczej
iść do siebie. - Wyswobadzam się z jego uścisku i nie zważając na jego
protesty, wypycham go z łóżka.
- Jesteś okropna. Chciałem tylko
porozmawiać! - denerwuje się.
- Pogadamy rano, teraz idę spać.
- Posyłam mu buziaka i gaszę światło.
- Mam pokój koło Jack'a i Susan,
jak się będą dupczyć i tak do ciebie przyjdę.
- Nie używaj tego słowa! Fuj! -
karcę go i obracam się na drugi bok.
- Dupczyć, dupczyć, dupczyć... - słyszę
jak powtarza TO słowo, wychodząc z pokoju. Uśmiecham się pod nosem i zamykam
oczy.
Mój półsenny stan zostaję
przerwany, kiedy ktoś szturcha mnie palcem w bok.
- Huh? - mruczę w poduszkę.
- Jade, nie mogę spać. Cały czas
mam wrażenie, że będę musiał do niego iść, a jego teraz nie ma. - Słyszę smutny
głos Louisa.
- Harry na pewno jest w hotelu.
Pewnie budzi wszystkich klientów -
mamroczę.
- Nie myślałem o tym, jak to
będzie w nocy. Powinienem był zadzwonić - stwierdza i czuję, że materac ugina
się pod jego ciężarem.
- Zadzwoń do niego teraz.
- Co? - wybijam go z rytmu.
- Zadzwoń - powtarzam. - Poczujesz
się lepiej. Jak odbierze to super, jak nie, to przynajmniej próbowałeś. A
obudzić go raczej nie obudzisz. Pewnie i tak nie śpi. - zauważam i wciskam
twarz w poduszkę.
- Dobra - wzdycha i czuję, jak
sięga po mój telefon leżący koło mnie.
Kładzie się obok, tak, że bez
problemu słyszę dźwięk oczekującego połączenia w słuchawce.
- Halo? - Nie wiem kto jest
bardziej zdziwiony faktem, że odebrał. Ja, czy Louis?
- Harry, dzwonię z telefonu Jade.
Gdzie jesteś? - pyta przejęty chłopak.
- Teraz cię obchodzi co robię i
gdzie jestem? Nie powinno. - warczy.
- Nie chcę teraz o tym rozmawiać,
zadzwonię jeszcze jutro. Chciałem tylko wiedzieć, czy masz gdzie spać.
-Jestem w Irlandii, Louis -
wzdycha. - Naprawdę wybacz, ale jesteś teraz ostatnią osobą z jaką chce
rozmawiać. Na razie, Lou.
To było dziwne. W jego głosie
można było wyróżnić kilka emocji, ale najwyraźniejszą było...
rozczarowanie?
Chłopak odkłada telefon i czuję zaczyna
się podnosić.
Boże, sama nie wierzę, że to
robię.
- Jeżeli chcesz, to zostań -
burczę. - Ostrzegam, strasznie kopię.
Śmieje się cicho i wraca do
poprzedniej pozycji.
- Nie załamuj się. Przynajmniej
odebrał - obracam się w jego stronę.
- To nie chodzi o to, że odebrał
- wzdycha. - Chodzi o ten ton jego głosu. Zawiodłem go, Jade. Teraz powinienem
z nim być, w mieszkaniu. Nie chciał tutaj przyjeżdżać, powinienem był to
uszanować. - uśmiecha się blado.
- Co się stanie, to się
nieodstanie. -wzruszam ramionami. - Nikt nie wiedział, że tak to się skończy.
Co ci powiedziała Susan?
- Mówiła, że jestem dobrym
przyjacielem, że każdy normalny człowiek zostawiłby go po pierwszej nocy jego
krzyków. - Wzrusza ramionami.
- Bardzo dobrze, że ci to
powiedziała, bo ja jestem zbyt zmęczona, żeby składać zdania, ale to właśnie
chciałabym ci powiedzieć. I gdybym była mniej zmęczona opowiedziałabym o tym,
co ja kiedyś zrobiłam głupiego, żeby ci udowodnić, że nie tylko ty się mylisz.
Niestety, jestem zbyt zmęczona. - ziewam przeciągle i uśmiecham się do niego
sennie. - Dobranoc, Louis.
BARDZO BARDZO DZIĘKUJĘ!
Za 7 000 wyświetleń.
Dziękuje Szaławiła!
Sama wiesz, jakby ten rozdział wyglądał gdyby nie ty ;*
Dziękuję za komentarze!
Za wszystko!
Dołączajcie do naszej załogi! :D
I uwaga! Szykuje się remont bloga!
Mam nadzieję, że się wam spodoba :)
PS.
JADE NIE JEST GRUBA! XD
PPS.
Czy tylko ja tak strasznie kocham Arona? ♥-♥
Proszę :) Wcale nie było tak źle, pomijając jeżdżący po wodzie samochód xD
OdpowiedzUsuńJa też uwielbiam Arona, więc nie jesteś sama.
Szaławiła.
Nie przy ludziach, oni nie muszą wiedzieć, że jestem zdolna z geografii inaczej XD
UsuńCzyli jest nas dwie ;)
UsuńMasz rację, nie przy ludziach - już się poprawiam!
LUDZIE, ZAPOMNIJCIE, ŻE TO PRZECZYTALIŚCIE!
Ewentualnie rzucę jakieś zaklęcie - Oblivate nie boli ;)
Avada Kedavra od razu! :D
UsuńZnalazlam tego bloga wczoraj i czytam caly czas ! *.*
OdpowiedzUsuńniesamowity !
Nie moge doczekac sie kolejnych rozdzialow !
Aaaa dziękuję! :*
UsuńGenialny! Jak zawsze! :D
OdpowiedzUsuńDzięki! :*
UsuńJeju ale się pojebalo :( szkoda ze Harry poszedł... Fakt Aron jest kochany i Lou zresztą też :) rozdział genialny :* nie mogłam się doczekać az go dodasz a mam nadzieje ze w nastepnym pogodzą się :<!!! On tam musi wrócić i zakochać się w Jade xd!!!
OdpowiedzUsuńPs. To jest ich pierwsza noc w tym domku xd?
Tak XDD Bardzo podoba mi się plan ,,musi wrócić i zakochać się w Jade" XDDDDD Hahhahahahah XD
UsuńJeju kiedy nastepny ?
OdpowiedzUsuńJuz czekam ! *.*
A ja piszę! :*
UsuńŚwietny :* Ps Ja chcę ,, HarryJade"! PRoszee HaryDżejda niech oni sie zakochaja :)
OdpowiedzUsuńPołączenie ich imion jest takie okropne XDD.....Jarry? XD
UsuńA może Hade?
UsuńHade brzmi lepiej :D
UsuńKiedy next :)?
OdpowiedzUsuńDo końca tygodnia, miśku :D Myślę, że do czwartku będzie.
UsuńŚwietny ♥
OdpowiedzUsuń/Natala
Będzie dziś rozdział :D??
OdpowiedzUsuńCzekam, aż mi Szaławiła wyślę sprawdzoną 2 część. Być może tak :D
Usuńco kolwiek to jest jest głupie
OdpowiedzUsuńco kolwiek to jest jest głupie
OdpowiedzUsuń