Jade's P.O.V
Przeciągnęłam na wpół przytomnego Harry'ego do pokoju. Usadowiłam go na kanapie, a sama wpadam do łazienki w jego mieszkaniu i spoglądam w lustro. Nie było tak źle, jak myślałam. Krew zasychała powoli na mojej buzi, ale nie jest jej specjalnie dużo. Zmywam ją zimną wodą i dokładnie oglądam nos. Na pewno nie jest złamany, nawet mnie specjalnie nie boli. Rysuję w głowie plan wydarzeń dziwnych sytuacji związanych z Harrym. Boi się krwi, już drugi raz mnie o tym przekonał.
Boi się ciemności? Snu? Ma koszmary? Sama nie wiem. Mój profesjonalny plan kończy się w tym momencie. Nie mam o nim bladego pojęcia. Wzdycham i rozglądam się po pomieszczeniu. Nie powiem, łazienka przypada mi do gustu od razu. To dziwne, że w mieszkaniu dwójki młodych chłopaków panuje taki porządek. Może moja pedantyczna strona w końcu znalazła swoją drugą połówkę? Kręcę głową i szybko odrzucam tę myśl. Harry Styles i wszystko co z nim związane NIGDY nie będzie moją drugą połówką. Po moim trupie. Doprowadzam się do ładu i zwilżam znalezione w szafce waciki, po czym przykładam je sobie do nosa. No dobra, panujący tu porządek zaczyna mnie powoli przerażać. Jest wręcz muzealny. Wychodzę z pomieszczenia i zastaję Harry'ego na kanapie, z głową spuszczoną miedzy kolanami i ciężko oddychającego. Jedną ręką dalej przyciskam swój prowizoryczny opatrunek do mostka nosa, a drugą koślawo wyciągam z szafki nad zlewem szklankę i nalewam do niej wody. Układ mebli i rzeczy zawartych w nich jest wręcz banalny, więc przychodzi mi to bez trudu.
- Masz - Wystawiam w jego kierunku szklankę. - Napij się. Mi pomaga jak mdleję.
- Wcale nie zemdlałem - Obrzuca mnie złowrogim spojrzeniem, ale posłusznie wypija podane przeze mnie ,,lekarstwo".
- Tak, tylko zasnąłeś na drzwiach - Przewracam oczami.
- Jesteś taka zabawna - mówi tym swoim pretensjonalnym tonem.
- Jestem - Przymykam oczy i kilka razy mocniej dociskam płatek. - Skoro czujesz się już lepiej i mam pewność, że nie zaśniesz już na drzwiach, będę się zbierała, Panie Ciemności - Podnoszę się z kanapy i kieruję w stronę wyjścia, sprawdzając wcześniej czy telefon na pewno spoczywa bezpiecznie w mojej kieszeni.
- Pewności nigdy nie masz - Słyszę za sobą jego głos.
- Sugerujesz żebym została? - pytam, patrząc na niego przez ramie.
- Nigdy w życiu - prycha i zaplata ręce na piersi, opierając się o oparcie kanapy, nawet nie racząc mnie swoim spojrzeniem. Uśmiecham się kpiąco i już mam wychodzić, kiedy jego głos znów paraliżuje mnie w pół kroku:
- Jesteś bardziej tajemnicza, niż wszystko na to wskazuje - Nie wiem czy pyta, czy stwierdza.
- Za to ty wręcz przeciwnie. Wytwarzasz wokół siebie złowrogą aurę i myślisz, że wszyscy będą trzęśli się przed tobą - fukam, rozbawiona całą tą groteskową sytuacją.
- Nic nie wiesz, Jade Marshall.
- Ty również, Harry Stylesie - mówiąc to zamykam za sobą drzwi i udaję się do swojego trochę bardziej chaotycznego mieszkania.
Susan's P.O.V
- Louis, to niedorzeczne. Wszyscy umrzemy, to nie jest nic trudnego do przewidzenia - Kręcę z niezrozumieniem głową.
- Nie rozumiesz - Wzdycha i przysuwa się bliżej, jakby każde słowo było na wagę złota, a jeżeli którekolwiek z nich wpadłoby do niepożądanych uszu, oznaczałoby to mniej więcej tyle, co III wojnę światową.
- To mi to wyjaśnij - Zaplatam ręce na piersi.
- On...przewidział śmierć każdej znanej mi osobie, która umarła, odkąd go znam. Na przykład kilka miesięcy temu zmarła moja babcia...
- Przykro mi - Patrzę na niego smutno. Nie wiem, czy przez to, że chciałam być grzeczna i mu przerwałam nie wydałam się być chamska.
- Dzięki - Uśmiecha się do mnie smutno. - W każdym bądź razie, to była jedna z dziwniejszych sytuacji w moim życiu. W nocy Harry wpadł do mojego pokoju zlany potem, mówiąc, że moja babcia nie żyje. Cały dzień chodził blady jak trup po domu i mówił tylko, że to się stanie już nie długo. Prosiłem go, żeby przestał, zaczynał mnie przerażać, ale on w kółko robił swoje - Chłopak wzdycha, najwyraźniej przytłoczony nachodzącymi wspomnieniami. - Wieczorem zadzwoniła do mnie mama. Powiedziała, że znaleźli babcie w mieszkaniu...martwą - Jego głos się łamie, a kiedy napotyka moje niepewne spojrzenie od razu kontynuuje. - Ja też nie wierzyłem, Su. Chciałbym, żeby to była nieprawda. Wiem, jak się z tym męczy. Nie śpi prawie w ogóle, chyba, że całkiem przegrywa walkę z samym sobą i po prostu mdleje ze zmęczenia. To i tak tylko po to, żeby obudzić się po kilku godzinach z jeszcze większym krzykiem i obłędem w oczach. Wiem, że on tego nie chce, ale nie panuje nad sobą - Cały czas utrzymuje ze mną kontakt wzrokowy. Zimno powoli rozchodzi się po moim ciele, aż po czubki palców. Fale dreszczy przeszywają moje plecy.
- Dlaczego....krzyczy w nocy?
- Wpada w szał na samą myśl, że ma iść spać - Zrezygnowanie w jego głosie jest słyszalne na kilometr. Pewnie dawno pogodził się z tym, że przyszło mu mierzyć się z Harrym co wieczór. W sumie nie wiem, czy do czegoś takiego da się przywyknąć. - Krzyczy, drze się, a kiedy uda mi się wybłagać go, żeby przestał, robi wszystko, tylko nie śpi. Sprząta, piecze, ćwiczy, czyta. Dosłownie wszystkiego próbował - wymienia na palcach, po czym wyrzuca ręce w powietrze. - To jednak nie jest najgorsze. Jego ciskanie się po całym mieszkaniu to nic, w porównaniu z sakramencką rozpaczą, kiedy w końcu zaśnie i coś mu się przyśni. Kiedy jest to zwykły koszmar, zwykle kończy się na histerii. Ale kiedy to jest jeden z tych snów. To... - jąka się. - Wtedy to się po prostu nie kończy. Raczej tak się wydaje, że to się nie skończy. On wtedy nawet nie krzyczy, po prostu to co robi, jak się zachowuje, jest paraliżujące. Nie chcę przerywać jego monologu. Czuję się oderwana od rzeczywistości. Wsłuchuję się w każde jego słowo, a strach obezwładnia mnie coraz bardziej.
- Wtedy....wtedy jego oczy bledną. Dosłownie . Robią się bardzo jasne, podobnie jak skóra. Głos chrypnie jeszcze bardziej, a on jest w stanie wykrztusić tylko jakieś niespójne słowa - Louis zaciska dłonie na kolanach. Obserwując go czuję, jakbym widziała przestraszoną kobietę opowiadającą na policji o występkach swojego dziecka, które teraz ma iść do więzienia. - Ja chciałem, żebyście wiedziały. W końcu przeżywacie to teraz razem z nami. - Patrzy na mnie. Dopiero teraz dostrzegam w jego twarzy, że on też jest tym wszystkim zmęczony.
- Nigdy nikt nie mieszkał w tym mieszkaniu? - pytam ciekawa, czy kiedykolwiek powiedzieli o tym jeszcze komuś.
- Nigdy - Znowu ten słaby uśmiech. - Powiedz o tym Jade, jeżeli nie chcesz, to nie mów. Teraz już czas na nas, jest już 16, a Harry i Pani Marynarz pewnie już się pozabijali - Podnosi się z ławki i podaje mi rękę, którą szybko chwytam. Pomaga mi wstać po czym w ciszy wracamy do domów.
Dzieci, które wcześniej okrzyczałam uciekają teraz przed nami w popłochu. Śmieszyłoby mnie to nawet, gdyby nie to, że mój nastrój sytuował się tak strasznie daleko od bycia ,,rozbawionym". To wszystko jest niedorzeczne. Zatopiona w swoim świecie nawet nie zauważam, że jesteśmy już na korytarzu tak dobrze nam znanego siódmego piętra.
- Louis? - W końcu podnoszę wzrok i skanuję nim jego twarz.
- Tak?
- Nie powiedziałeś mi wszystkiego, prawda? - pytam i tak już pewna odpowiedzi.
- Susan, o Harrym Stylesie nawet ja nie wiem wszystkiego. A tobie opowiedziałem tylko to, co było najistotniejsze - Uśmiecha się do mnie, po czym odchodzi do swojego mieszkania. Toczę wewnętrzną walkę z samą sobą. Zaciskam zęby po czym robię to, czego pod żadnym pozorem nie powinnam. Idę za nim szybkim krokiem, chwytam go za materiał koszulki, obracam go w swoją stronę po czym przyciągam do siebie i przytulam, mówiąc ciche:
- Dziękuje, że to dla nas zrobiłeś.
Opieram głowę o jego klatkę piersiową i czuję, jak po woli się rozluźnia i sam kładzie ręce na moich plecach.
- Nie ma za co.
Aron's P.O.V
- Tak strasznie źle się czuję - jęczę, kiedy przemierzam wzdłuż i wszerz cały dom.
- Połóż się w końcu, a nie marudzisz jak stara baba - Ciocia mierzy mnie spojrzeniem, wyraźnie zdenerwowana całą sytuacją. - Jak ja.
- Nie jesteś stara - Uśmiecham się do niej.
- I tak się nie czuje. Ty za to zachowujesz się jak stuletnia kumoszka - Unosi jedną brew do góry.
- Bo czuję się fatalnie! - Wyrzucam ręce w górę i zaraz tego żałuję, gdyż na tak gwałtowny ruch, moja głowa reaguje okropnym bólem.
- To się połóż! Tabletki powinny niedługo zacząć działać! - Naśladuje moje ruchy i mimikę twarzy. Może robi to przerysowanie, ale czyni to tą sytuacje śmieszną, więc po prostu wybucham śmiechem (moje obolałe gardło daje o sobie znać) i ruszam posłusznie do swojego pokoju. Kładę się na łóżku i wbijam wzrok w ścianę, na której cały czas wiszą moje zdjęcia z Kivą. Jeżeli mój humor do tej pory był zły, to teraz wyjebał całą skale chujowości w kosmos. Zakrywam głowę poduszką i mam zamiar przeleżeć cały dzień w swym cierpieniu, dokładnie w tej pozycji. Sms od Jacka skutecznie uniemożliwia mi mój plan na cały dzień. Wzdycham ciężko, po czym wyciągam rękę, żeby chwycić leżący na etażerce telefon.
- Ciociu? - krzyczę. - Ja jadę do dziewczyn. Jack ma dla mnie jakąś ,,niespodziankę" - przewracam oczami.
- Już się dobrze czujesz? - pyta ironicznym tonem.
- Nie, fatalnie.
- To mu to powiedz i zostań - mówi, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Już tu jedzie - Wciągam przez głowę czarną bluzę.
- Jedziecie do dziewczyn, tak? - pyta, po czym nie czekając na odpowiedź rusza w stronę kuchni. Chwilę zajmuję mi skojarzenie faktu, zanim rzucam się za nią.
- O nie, nie! Ja nie będę targał im znowu jedzenia od ciebie, nie ma mowy! - Rozkładam ręce zdenerwowany, a ciocia od razu wiesza mi na nich dwie reklamówki.
- Przestań marudzić. Pewnie brakuje im domowego jedzenia. Widziałeś, jak Jade ostatnio schudła? - mówi zmartwionym głosem.
- Nie, nadal jest grubym morświnem. - Parskam śmiechem, na co trzaska mnie w ramie. Naszą wymianę poglądów na temat wagi Jade zakłóca nam dzwonek do drzwi. Idę otworzyć i ukazuje mi się zadowolona postać Jack'a.
- Jesteś gotowy? - pyta uśmiechnięty.
- Tak, już, chwilę - Odwracam się w stronę mieszkania i krzyczę: - Ciociu ja jadę! Będę potem!
- Wziąłeś to jedzenie?
Ta sytuacja już mnie irytuje.
- Tak! To czeeść! - żegnam się i zamykam drzwi. Wrzucam jedzenie na tylne siedzenie samochodu Jack'a, po czym sam zajmuję miejsce pasażera z przodu. Chłopak wierci się niespokojnie i ogląda co chwile za siebie.
- Co? - pytam zły.
- Jesteś pewien, że nic się nie wywali? - Wskazuje na torby jedzenia. Przewracam oczami, po czym zapewniam go, że na pewno jego samochodzik będzie czysty. Kiedy w końcu pan ,,Mój-samochód-moim-światem" decyduje się ruszyć, jest już 3:15.
- To co to za niespodzianka? - pytam od niechcenia, opierając policzek o szybę.
- A więc... - zaczyna podekscytowany. Przewracam oczami. Boże, zachowuje się jakby go amfetaminą karmili. - Zbliżają się urodziny Susan.
- Co ty nie powiesz, ale mi niespodziankę sprawiłeś, naprawdę - Obrzucam go pogardliwym spojrzeniem.
- Daj mi dokończyć! - ucisza mnie, a ja podnoszę ręce w geście samoobrony. - Moja mama pracuje w biurze podróży. Załatwiła nam domek nad jeziorem, jakieś 60 kilometrów stąd. Na cały tydzień. - Uśmiecha się do mnie, kiedy ja marszczę brwi.
- I to jest ten twój prezent dla niej i ta super niespodzianka?
- Tak! Uważam, że to super - Zaciska mocniej dłonie na kierownicy i wesoły wpatruje się w przednią szybę.
- Jesteś z nią prawie miesiąc i masz zamiar zabrać ją na wakacje?
- Tak, dokładnie za tydzień. Uważam, że to super pomysł.
- Uważam, że to chujowy pomysł.
- Dlaczego? - Podnosi brwi i patrzy na mnie tymi swoimi wiecznie zadowolonymi oczami.
- Myślisz, że Susan jest typem osoby, której się marzy mieszkanie w jakimś pensjonacie z masą spoconych ludzi?
- Aron, ty nie rozumiesz - wybucha śmiechem. - To nie pensjonat. To dom. W środku lasu, nad jeziorem. Ma o nim pojęcie tylko parę osób. Przez cały tydzień będziemy tam sami. Ja, ty i dziewczyny.
- Sami? - Zaciekawiła mnie ta oferta i teraz podnoszę się z mojej na wpół leżącej pozycji i przysłuchuję mu się uważnie.
- Tak, właśnie tak - Wypina dumnie pierś. - Oto człowiek, który zmienił świat na lepszy - Wskazuje palcem na siebie i nie mogę się oprzeć od uśmiechnięcia się.
*******
- Jesteśmy! - Jack wychodzi zadowolony z samochodu, po czym zamyka go, kiedy zatrzaskuję drzwi za sobą.
- Dziewczyny wiedzą, że przyjedziemy? - pytam, poprawiając włosy.
- Nie mają bladego pojęcia. Chodź. Ruchy! - pogania mnie, po czym żwawym krokiem udaje się do drzwi. Trochę czasu zajmuje nam pokonanie schodów na siódme piętro, ale kiedy w końcu nam się to udaje, czuje się o kilka kilogramów chudszy.
Jack wchodzi pierwszy na korytarz, a z racji tego, że jest trochę wyższy niż ja, widzę tylko jego plecy, które przybliżają się gwałtownie, gdy chłopak staję jak wryty.
Zderzam się z nim, ale on wydaję się nie zwracać na to uwagi.
- Susan? Co ty robisz? - Słyszę pretensję w jego głosie. Omijam go i dopiero widzę rozgrywającą się scenę. Su ciągle przytula tego jej sąsiada, ale spojrzenie ma wlepione w Jack'a.
- O, hej chłopc. - mówi uśmiechnięta i dopiero wtedy puszcza swojego ,,znajomego".
Wyraźnie nie przejęła się całą sytuacją tak bardzo jak Jack, który teraz oddycha ciężko, a ja łapie go za ramię. Na wszelki wypadek, gdyby chciał ruszyć na nieznajomego.
- Cześć. Nie przeszkadzamy? - pyta jej chłopak, po czym strzepuję moją rękę i rusza przed siebie.
- Nie, Louis już idzie. Jeszcze raz dziękuję - Uśmiecha się do niego, a ten odchodzi, wcześniej machając nam nieśmiało. Dopiero teraz zauważam, że jego wzrok prawie cały czas wbity jest we mnie. Kiedy znika za drzwiami swojego mieszkania decyduję, że najwyższy czas się ulotnić.
- To wy tu sobie pogadajcie, a ja idę zobaczyć jak trzyma się Jade - Uśmiecham się sztucznie, po czym wpadam do mieszkania.
- Co ty tu.... - pyta Jade, ale nie daję jej dokończyć, bo przyciągam ją do siebie i zastawiam jej usta dłonią. Podnosi jedną brew i gryzie wewnętrzną stronę mojej dłoni.
- Słuchaj - warczę na nią cicho, po czym oboje przystawiamy uszy do cienkiej drewnianej powłoki drzwi. - To bolało - wskazuję na moją dłoń, a ona wzrusza ramionami.
Susan's P.O.V
- Hej - Podchodzę do Jack'a z zamiarem przytulenia go.
- Hej - mówi zimno i nie odwzajemnia mojego uścisku. Wypuszczam powietrze z płuc i odsuwam się na długość ramion od jego ciała.
-No dobra, co się stało? - pytam.
-Jeszcze pytasz? - fuka zły.
-Tak, zwykle ludzie pytają, jak czegoś nie wiedzą. - zdejmuję dłonie z jego ramion i zaplatam je na piersi.
- Kto to był? - Wskazuje palcem w kierunku, w którym odszedł Louis.
Uderzam otwartą dłonią w czoło.
- Aaa, jesteś zazdrosny - Uśmiecham się triumfalnie.
- Nie, wcale nie - Opiera się o ścianę i w dalszym ciągu mierzy mnie spojrzeniem. - Co z nim robiłaś?
- Rozmawiałam - Staram się zachować powagę, ale widok Jack'a tak poważnego, to całkiem nowy widok, dość groteskowy.
- O czym?
- O.... - O Harrym, wiesz, że widzi zmarłych we śnie? Śmiesznie, prawda? - O niczym. Tak po prostu - Wzruszam ramionami.
- I tak po prostu go przytuliłaś? - Słyszę kpinę w jego głosie.
- Tak, dokładnie tak.
- Nie lubię go - stwierdza pretensjonalnym tonem, na co ja wybucham śmiechem. - No co?
- Jesteś taki dziecinny - stwierdzam, po czym podchodzę do niego i wtulam się w jego bluzę. - Ufasz mi, prawda?
- Prawda - stwierdza zrezygnowany, po czym odwzajemnia uścisk. - I tak go nie lubię.
- Jack!
Jade's P.O.V
- Jak się będziesz tak pchał, to nic nie usłyszymy - Odpycham Arona łokciem.
- Pcham się, bo swoją osobą zajmujesz całą wolną przestrzeń - fuka zły.
- Zajmuję całą przestrzeń bo....
- Jesteś gruba? - wybucha śmiechem i jestem pewna, że Susan i Jack już wiedzą o naszym ,,planie podsłuchiwania".
- Nie odzywaj się do mnie, zdradziłeś nas - mówię, po czym obrażona idę do kuchni. Staję przed lodówką i zaczynam przegrzebywać jej zawartość.
- Więc....Mówisz, że znowu będziesz jeść? - słyszę jego głos, ale jeszcze go nie widzę. Może to lepiej, bo rzuciłabym w niego czymkolwiek, co miałabym w ręce. A w chwili obecnej jest to karton mleka.
- Nie denerwuj mnie już dzisiaj.
- Coś się stało? - pyta, a kiedy w końcu się odwracam zauważam, że siedzi przy stołku barowym i obserwuje mnie.
- Nie. W zasadzie tak, ale nic ważnego - Uśmiecham się blado. - Jak się czujesz? Pisałeś, że jesteś chory.
- Bo jestem - mówi, a ton jego głosu nagle słabnie, jakby chciał mnie zapewnić o swoim cierpieniu.
- Jesteś taki przerysowany - śmieję się, po czym opieram się rękami o blat i staję naprzeciwko niego. - Co oni robią tam tak długo? - Zerkam w stronę drzwi, ale nic nie wskazuje na to, że ktoś zaraz wparuje do mieszkania z dziką awanturą.
- ,,Rozmawiają" - Aron rysuję w powietrzu cudzysłów.
Przewracam oczami, kiedy naglę słyszę pisk i Susan wpada do mieszkania. Rzuca się na mnie i przytula mnie, cały czas podskakując.
- Jedziemy na wakacje! - krzyczy mi do ucha.
- Powiedziałeś jej? - pyta przez ramie Aron Jack'a, który zamyka drzwi za rozwrzeszczaną dziewczyną.
- Tak. Jak widać, zgodziła się - Uśmiecha się zadowolony z siebie.
Co jest?
- Może mi ktoś wyjaśnić, co się dzieje?
- Jedziemy na wakacje! - krzyczy razem cała trójka.
- Wcale nie zemdlałem - Obrzuca mnie złowrogim spojrzeniem, ale posłusznie wypija podane przeze mnie ,,lekarstwo".
- Tak, tylko zasnąłeś na drzwiach - Przewracam oczami.
- Jesteś taka zabawna - mówi tym swoim pretensjonalnym tonem.
- Jestem - Przymykam oczy i kilka razy mocniej dociskam płatek. - Skoro czujesz się już lepiej i mam pewność, że nie zaśniesz już na drzwiach, będę się zbierała, Panie Ciemności - Podnoszę się z kanapy i kieruję w stronę wyjścia, sprawdzając wcześniej czy telefon na pewno spoczywa bezpiecznie w mojej kieszeni.
- Pewności nigdy nie masz - Słyszę za sobą jego głos.
- Sugerujesz żebym została? - pytam, patrząc na niego przez ramie.
- Nigdy w życiu - prycha i zaplata ręce na piersi, opierając się o oparcie kanapy, nawet nie racząc mnie swoim spojrzeniem. Uśmiecham się kpiąco i już mam wychodzić, kiedy jego głos znów paraliżuje mnie w pół kroku:
- Jesteś bardziej tajemnicza, niż wszystko na to wskazuje - Nie wiem czy pyta, czy stwierdza.
- Za to ty wręcz przeciwnie. Wytwarzasz wokół siebie złowrogą aurę i myślisz, że wszyscy będą trzęśli się przed tobą - fukam, rozbawiona całą tą groteskową sytuacją.
- Nic nie wiesz, Jade Marshall.
- Ty również, Harry Stylesie - mówiąc to zamykam za sobą drzwi i udaję się do swojego trochę bardziej chaotycznego mieszkania.
Susan's P.O.V
- Louis, to niedorzeczne. Wszyscy umrzemy, to nie jest nic trudnego do przewidzenia - Kręcę z niezrozumieniem głową.
- Nie rozumiesz - Wzdycha i przysuwa się bliżej, jakby każde słowo było na wagę złota, a jeżeli którekolwiek z nich wpadłoby do niepożądanych uszu, oznaczałoby to mniej więcej tyle, co III wojnę światową.
- To mi to wyjaśnij - Zaplatam ręce na piersi.
- On...przewidział śmierć każdej znanej mi osobie, która umarła, odkąd go znam. Na przykład kilka miesięcy temu zmarła moja babcia...
- Przykro mi - Patrzę na niego smutno. Nie wiem, czy przez to, że chciałam być grzeczna i mu przerwałam nie wydałam się być chamska.
- Dzięki - Uśmiecha się do mnie smutno. - W każdym bądź razie, to była jedna z dziwniejszych sytuacji w moim życiu. W nocy Harry wpadł do mojego pokoju zlany potem, mówiąc, że moja babcia nie żyje. Cały dzień chodził blady jak trup po domu i mówił tylko, że to się stanie już nie długo. Prosiłem go, żeby przestał, zaczynał mnie przerażać, ale on w kółko robił swoje - Chłopak wzdycha, najwyraźniej przytłoczony nachodzącymi wspomnieniami. - Wieczorem zadzwoniła do mnie mama. Powiedziała, że znaleźli babcie w mieszkaniu...martwą - Jego głos się łamie, a kiedy napotyka moje niepewne spojrzenie od razu kontynuuje. - Ja też nie wierzyłem, Su. Chciałbym, żeby to była nieprawda. Wiem, jak się z tym męczy. Nie śpi prawie w ogóle, chyba, że całkiem przegrywa walkę z samym sobą i po prostu mdleje ze zmęczenia. To i tak tylko po to, żeby obudzić się po kilku godzinach z jeszcze większym krzykiem i obłędem w oczach. Wiem, że on tego nie chce, ale nie panuje nad sobą - Cały czas utrzymuje ze mną kontakt wzrokowy. Zimno powoli rozchodzi się po moim ciele, aż po czubki palców. Fale dreszczy przeszywają moje plecy.
- Dlaczego....krzyczy w nocy?
- Wpada w szał na samą myśl, że ma iść spać - Zrezygnowanie w jego głosie jest słyszalne na kilometr. Pewnie dawno pogodził się z tym, że przyszło mu mierzyć się z Harrym co wieczór. W sumie nie wiem, czy do czegoś takiego da się przywyknąć. - Krzyczy, drze się, a kiedy uda mi się wybłagać go, żeby przestał, robi wszystko, tylko nie śpi. Sprząta, piecze, ćwiczy, czyta. Dosłownie wszystkiego próbował - wymienia na palcach, po czym wyrzuca ręce w powietrze. - To jednak nie jest najgorsze. Jego ciskanie się po całym mieszkaniu to nic, w porównaniu z sakramencką rozpaczą, kiedy w końcu zaśnie i coś mu się przyśni. Kiedy jest to zwykły koszmar, zwykle kończy się na histerii. Ale kiedy to jest jeden z tych snów. To... - jąka się. - Wtedy to się po prostu nie kończy. Raczej tak się wydaje, że to się nie skończy. On wtedy nawet nie krzyczy, po prostu to co robi, jak się zachowuje, jest paraliżujące. Nie chcę przerywać jego monologu. Czuję się oderwana od rzeczywistości. Wsłuchuję się w każde jego słowo, a strach obezwładnia mnie coraz bardziej.
- Wtedy....wtedy jego oczy bledną. Dosłownie . Robią się bardzo jasne, podobnie jak skóra. Głos chrypnie jeszcze bardziej, a on jest w stanie wykrztusić tylko jakieś niespójne słowa - Louis zaciska dłonie na kolanach. Obserwując go czuję, jakbym widziała przestraszoną kobietę opowiadającą na policji o występkach swojego dziecka, które teraz ma iść do więzienia. - Ja chciałem, żebyście wiedziały. W końcu przeżywacie to teraz razem z nami. - Patrzy na mnie. Dopiero teraz dostrzegam w jego twarzy, że on też jest tym wszystkim zmęczony.
- Nigdy nikt nie mieszkał w tym mieszkaniu? - pytam ciekawa, czy kiedykolwiek powiedzieli o tym jeszcze komuś.
- Nigdy - Znowu ten słaby uśmiech. - Powiedz o tym Jade, jeżeli nie chcesz, to nie mów. Teraz już czas na nas, jest już 16, a Harry i Pani Marynarz pewnie już się pozabijali - Podnosi się z ławki i podaje mi rękę, którą szybko chwytam. Pomaga mi wstać po czym w ciszy wracamy do domów.
Dzieci, które wcześniej okrzyczałam uciekają teraz przed nami w popłochu. Śmieszyłoby mnie to nawet, gdyby nie to, że mój nastrój sytuował się tak strasznie daleko od bycia ,,rozbawionym". To wszystko jest niedorzeczne. Zatopiona w swoim świecie nawet nie zauważam, że jesteśmy już na korytarzu tak dobrze nam znanego siódmego piętra.
- Louis? - W końcu podnoszę wzrok i skanuję nim jego twarz.
- Tak?
- Nie powiedziałeś mi wszystkiego, prawda? - pytam i tak już pewna odpowiedzi.
- Susan, o Harrym Stylesie nawet ja nie wiem wszystkiego. A tobie opowiedziałem tylko to, co było najistotniejsze - Uśmiecha się do mnie, po czym odchodzi do swojego mieszkania. Toczę wewnętrzną walkę z samą sobą. Zaciskam zęby po czym robię to, czego pod żadnym pozorem nie powinnam. Idę za nim szybkim krokiem, chwytam go za materiał koszulki, obracam go w swoją stronę po czym przyciągam do siebie i przytulam, mówiąc ciche:
- Dziękuje, że to dla nas zrobiłeś.
Opieram głowę o jego klatkę piersiową i czuję, jak po woli się rozluźnia i sam kładzie ręce na moich plecach.
- Nie ma za co.
Aron's P.O.V
- Tak strasznie źle się czuję - jęczę, kiedy przemierzam wzdłuż i wszerz cały dom.
- Połóż się w końcu, a nie marudzisz jak stara baba - Ciocia mierzy mnie spojrzeniem, wyraźnie zdenerwowana całą sytuacją. - Jak ja.
- Nie jesteś stara - Uśmiecham się do niej.
- I tak się nie czuje. Ty za to zachowujesz się jak stuletnia kumoszka - Unosi jedną brew do góry.
- Bo czuję się fatalnie! - Wyrzucam ręce w górę i zaraz tego żałuję, gdyż na tak gwałtowny ruch, moja głowa reaguje okropnym bólem.
- To się połóż! Tabletki powinny niedługo zacząć działać! - Naśladuje moje ruchy i mimikę twarzy. Może robi to przerysowanie, ale czyni to tą sytuacje śmieszną, więc po prostu wybucham śmiechem (moje obolałe gardło daje o sobie znać) i ruszam posłusznie do swojego pokoju. Kładę się na łóżku i wbijam wzrok w ścianę, na której cały czas wiszą moje zdjęcia z Kivą. Jeżeli mój humor do tej pory był zły, to teraz wyjebał całą skale chujowości w kosmos. Zakrywam głowę poduszką i mam zamiar przeleżeć cały dzień w swym cierpieniu, dokładnie w tej pozycji. Sms od Jacka skutecznie uniemożliwia mi mój plan na cały dzień. Wzdycham ciężko, po czym wyciągam rękę, żeby chwycić leżący na etażerce telefon.
- Ciociu? - krzyczę. - Ja jadę do dziewczyn. Jack ma dla mnie jakąś ,,niespodziankę" - przewracam oczami.
- Już się dobrze czujesz? - pyta ironicznym tonem.
- Nie, fatalnie.
- To mu to powiedz i zostań - mówi, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Już tu jedzie - Wciągam przez głowę czarną bluzę.
- Jedziecie do dziewczyn, tak? - pyta, po czym nie czekając na odpowiedź rusza w stronę kuchni. Chwilę zajmuję mi skojarzenie faktu, zanim rzucam się za nią.
- O nie, nie! Ja nie będę targał im znowu jedzenia od ciebie, nie ma mowy! - Rozkładam ręce zdenerwowany, a ciocia od razu wiesza mi na nich dwie reklamówki.
- Przestań marudzić. Pewnie brakuje im domowego jedzenia. Widziałeś, jak Jade ostatnio schudła? - mówi zmartwionym głosem.
- Nie, nadal jest grubym morświnem. - Parskam śmiechem, na co trzaska mnie w ramie. Naszą wymianę poglądów na temat wagi Jade zakłóca nam dzwonek do drzwi. Idę otworzyć i ukazuje mi się zadowolona postać Jack'a.
- Jesteś gotowy? - pyta uśmiechnięty.
- Tak, już, chwilę - Odwracam się w stronę mieszkania i krzyczę: - Ciociu ja jadę! Będę potem!
- Wziąłeś to jedzenie?
Ta sytuacja już mnie irytuje.
- Tak! To czeeść! - żegnam się i zamykam drzwi. Wrzucam jedzenie na tylne siedzenie samochodu Jack'a, po czym sam zajmuję miejsce pasażera z przodu. Chłopak wierci się niespokojnie i ogląda co chwile za siebie.
- Co? - pytam zły.
- Jesteś pewien, że nic się nie wywali? - Wskazuje na torby jedzenia. Przewracam oczami, po czym zapewniam go, że na pewno jego samochodzik będzie czysty. Kiedy w końcu pan ,,Mój-samochód-moim-światem" decyduje się ruszyć, jest już 3:15.
- To co to za niespodzianka? - pytam od niechcenia, opierając policzek o szybę.
- A więc... - zaczyna podekscytowany. Przewracam oczami. Boże, zachowuje się jakby go amfetaminą karmili. - Zbliżają się urodziny Susan.
- Co ty nie powiesz, ale mi niespodziankę sprawiłeś, naprawdę - Obrzucam go pogardliwym spojrzeniem.
- Daj mi dokończyć! - ucisza mnie, a ja podnoszę ręce w geście samoobrony. - Moja mama pracuje w biurze podróży. Załatwiła nam domek nad jeziorem, jakieś 60 kilometrów stąd. Na cały tydzień. - Uśmiecha się do mnie, kiedy ja marszczę brwi.
- I to jest ten twój prezent dla niej i ta super niespodzianka?
- Tak! Uważam, że to super - Zaciska mocniej dłonie na kierownicy i wesoły wpatruje się w przednią szybę.
- Jesteś z nią prawie miesiąc i masz zamiar zabrać ją na wakacje?
- Tak, dokładnie za tydzień. Uważam, że to super pomysł.
- Uważam, że to chujowy pomysł.
- Dlaczego? - Podnosi brwi i patrzy na mnie tymi swoimi wiecznie zadowolonymi oczami.
- Myślisz, że Susan jest typem osoby, której się marzy mieszkanie w jakimś pensjonacie z masą spoconych ludzi?
- Aron, ty nie rozumiesz - wybucha śmiechem. - To nie pensjonat. To dom. W środku lasu, nad jeziorem. Ma o nim pojęcie tylko parę osób. Przez cały tydzień będziemy tam sami. Ja, ty i dziewczyny.
- Sami? - Zaciekawiła mnie ta oferta i teraz podnoszę się z mojej na wpół leżącej pozycji i przysłuchuję mu się uważnie.
- Tak, właśnie tak - Wypina dumnie pierś. - Oto człowiek, który zmienił świat na lepszy - Wskazuje palcem na siebie i nie mogę się oprzeć od uśmiechnięcia się.
*******
- Jesteśmy! - Jack wychodzi zadowolony z samochodu, po czym zamyka go, kiedy zatrzaskuję drzwi za sobą.
- Dziewczyny wiedzą, że przyjedziemy? - pytam, poprawiając włosy.
- Nie mają bladego pojęcia. Chodź. Ruchy! - pogania mnie, po czym żwawym krokiem udaje się do drzwi. Trochę czasu zajmuje nam pokonanie schodów na siódme piętro, ale kiedy w końcu nam się to udaje, czuje się o kilka kilogramów chudszy.
Jack wchodzi pierwszy na korytarz, a z racji tego, że jest trochę wyższy niż ja, widzę tylko jego plecy, które przybliżają się gwałtownie, gdy chłopak staję jak wryty.
Zderzam się z nim, ale on wydaję się nie zwracać na to uwagi.
- Susan? Co ty robisz? - Słyszę pretensję w jego głosie. Omijam go i dopiero widzę rozgrywającą się scenę. Su ciągle przytula tego jej sąsiada, ale spojrzenie ma wlepione w Jack'a.
- O, hej chłopc. - mówi uśmiechnięta i dopiero wtedy puszcza swojego ,,znajomego".
Wyraźnie nie przejęła się całą sytuacją tak bardzo jak Jack, który teraz oddycha ciężko, a ja łapie go za ramię. Na wszelki wypadek, gdyby chciał ruszyć na nieznajomego.
- Cześć. Nie przeszkadzamy? - pyta jej chłopak, po czym strzepuję moją rękę i rusza przed siebie.
- Nie, Louis już idzie. Jeszcze raz dziękuję - Uśmiecha się do niego, a ten odchodzi, wcześniej machając nam nieśmiało. Dopiero teraz zauważam, że jego wzrok prawie cały czas wbity jest we mnie. Kiedy znika za drzwiami swojego mieszkania decyduję, że najwyższy czas się ulotnić.
- To wy tu sobie pogadajcie, a ja idę zobaczyć jak trzyma się Jade - Uśmiecham się sztucznie, po czym wpadam do mieszkania.
- Co ty tu.... - pyta Jade, ale nie daję jej dokończyć, bo przyciągam ją do siebie i zastawiam jej usta dłonią. Podnosi jedną brew i gryzie wewnętrzną stronę mojej dłoni.
- Słuchaj - warczę na nią cicho, po czym oboje przystawiamy uszy do cienkiej drewnianej powłoki drzwi. - To bolało - wskazuję na moją dłoń, a ona wzrusza ramionami.
Susan's P.O.V
- Hej - Podchodzę do Jack'a z zamiarem przytulenia go.
- Hej - mówi zimno i nie odwzajemnia mojego uścisku. Wypuszczam powietrze z płuc i odsuwam się na długość ramion od jego ciała.
-No dobra, co się stało? - pytam.
-Jeszcze pytasz? - fuka zły.
-Tak, zwykle ludzie pytają, jak czegoś nie wiedzą. - zdejmuję dłonie z jego ramion i zaplatam je na piersi.
- Kto to był? - Wskazuje palcem w kierunku, w którym odszedł Louis.
Uderzam otwartą dłonią w czoło.
- Aaa, jesteś zazdrosny - Uśmiecham się triumfalnie.
- Nie, wcale nie - Opiera się o ścianę i w dalszym ciągu mierzy mnie spojrzeniem. - Co z nim robiłaś?
- Rozmawiałam - Staram się zachować powagę, ale widok Jack'a tak poważnego, to całkiem nowy widok, dość groteskowy.
- O czym?
- O.... - O Harrym, wiesz, że widzi zmarłych we śnie? Śmiesznie, prawda? - O niczym. Tak po prostu - Wzruszam ramionami.
- I tak po prostu go przytuliłaś? - Słyszę kpinę w jego głosie.
- Tak, dokładnie tak.
- Nie lubię go - stwierdza pretensjonalnym tonem, na co ja wybucham śmiechem. - No co?
- Jesteś taki dziecinny - stwierdzam, po czym podchodzę do niego i wtulam się w jego bluzę. - Ufasz mi, prawda?
- Prawda - stwierdza zrezygnowany, po czym odwzajemnia uścisk. - I tak go nie lubię.
- Jack!
Jade's P.O.V
- Jak się będziesz tak pchał, to nic nie usłyszymy - Odpycham Arona łokciem.
- Pcham się, bo swoją osobą zajmujesz całą wolną przestrzeń - fuka zły.
- Zajmuję całą przestrzeń bo....
- Jesteś gruba? - wybucha śmiechem i jestem pewna, że Susan i Jack już wiedzą o naszym ,,planie podsłuchiwania".
- Nie odzywaj się do mnie, zdradziłeś nas - mówię, po czym obrażona idę do kuchni. Staję przed lodówką i zaczynam przegrzebywać jej zawartość.
- Więc....Mówisz, że znowu będziesz jeść? - słyszę jego głos, ale jeszcze go nie widzę. Może to lepiej, bo rzuciłabym w niego czymkolwiek, co miałabym w ręce. A w chwili obecnej jest to karton mleka.
- Nie denerwuj mnie już dzisiaj.
- Coś się stało? - pyta, a kiedy w końcu się odwracam zauważam, że siedzi przy stołku barowym i obserwuje mnie.
- Nie. W zasadzie tak, ale nic ważnego - Uśmiecham się blado. - Jak się czujesz? Pisałeś, że jesteś chory.
- Bo jestem - mówi, a ton jego głosu nagle słabnie, jakby chciał mnie zapewnić o swoim cierpieniu.
- Jesteś taki przerysowany - śmieję się, po czym opieram się rękami o blat i staję naprzeciwko niego. - Co oni robią tam tak długo? - Zerkam w stronę drzwi, ale nic nie wskazuje na to, że ktoś zaraz wparuje do mieszkania z dziką awanturą.
- ,,Rozmawiają" - Aron rysuję w powietrzu cudzysłów.
Przewracam oczami, kiedy naglę słyszę pisk i Susan wpada do mieszkania. Rzuca się na mnie i przytula mnie, cały czas podskakując.
- Jedziemy na wakacje! - krzyczy mi do ucha.
- Powiedziałeś jej? - pyta przez ramie Aron Jack'a, który zamyka drzwi za rozwrzeszczaną dziewczyną.
- Tak. Jak widać, zgodziła się - Uśmiecha się zadowolony z siebie.
Co jest?
- Może mi ktoś wyjaśnić, co się dzieje?
- Jedziemy na wakacje! - krzyczy razem cała trójka.
DLACZEGO.
OdpowiedzUsuńTY.
MI.
TO.
ZROBIŁAŚ.
I.
URWALAS.
W.
TAKIM.
KURWA.
MAĆ.
MOMENCIE.
Hashahahs rozdział cudny, mówiłam już, że cię uwielbiam? <3
Przepraszam!!! :( ;**
UsuńŚwietny rozdział ! Jestem ciekawa co dalej będzie, robi się coraz ciekawiej :)
OdpowiedzUsuńDo następnego - @zosia_official ^.^
Dziękuję :D! Jejciu, ta minka jest taka urocza: ,,^.^" :3
UsuńŚwietny rozdział !
OdpowiedzUsuńCzekam na nn!
Jesteś niesamowita !
Życzę weny !
xoxo
@luv_my_hig
:**
UsuńBoże to jest genialne. Po prostu nie mogę znaleźć słów, żeby to opisać. Powiem tyle, że już kocham to opowiadanie i z nie cierpliwością czekam na następny rozdział. ♥Mela
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaaaaaaa! Po prostu Cię kocham!!!!!!?
OdpowiedzUsuń~Aga
Hohohohohhohohoohoohohohoh!!!!! Coś czuję że pan ciemności (no i oczywiście Louis) pojedzie z nimi!!! Powiedz że tak!! Tak wgl genialny rozdział ^^ wchodzę na twojego bloga a tu taka niespodzianka. 16!!!!! Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału :*
OdpowiedzUsuńPrzekonasz się! :((( Detektyw się jeden znalazł! XD
Usuńcud miód i malina :D czekam na nexta :*@niall_quad
OdpowiedzUsuńBoskie :* Czekam na next! :D
OdpowiedzUsuń@Shoniaczek
Tego sie nie da opisac. ♡♡ Cudo ♡ Czekam na kolejny ♡ Pozdrawiam @Maliczeg ♡
OdpowiedzUsuńCzy przypadkowym przypadkiem Harruś i Louiś tam się pojawią? W tym domku o którym nikt nie wie? :3
OdpowiedzUsuńJa wiem, ale nie powiem!! Wszystko w swoim czasie :D
UsuńOjj ty zła :) Nie mogę się doczekać, żeby przeczytać następny rozdział!
Usuń