Jade's P.O.V.
Pomijając trzy próby mordu po jednej dla każdego z nich, w końcu udaje mi się dowiedzieć o co właściwie chodzi.
- Wspaniałe wakacje powiadacie? - Podnoszę jedną brew.
- Tak! Będzie super - Klaszcze w dłonie Aron.
- Z pewnością - Przewracam oczami i patrzę na Wall-E, która właśnie wkracza do pokoju z butem Arona w zębach.
- Ej! - Chłopak klęka na ziemi i zaczyna się z nią siłować.
- Właściwie, to co zrobimy z nią? - Wskazuję palcem na zagorzałam rywalkę chłopaka.
- Bierzemy ją. Myślałam też, żeby zabrać Bruna - Wzrusza ramionami Su, na co ja dławię się wodą, którą właśnie piję.
- Nie ma takiej możliwości - Kręcę głową zdegustowana, że ktoś w ogóle wspomniał o Brunie.
- Wyprowadziłam się, żeby nie musieć go oglądać.
- Wyprowadziłam się, żeby nie musieć go oglądać.
- Jade proszę, razem psom będzie weselej - Susan przysuwa się do mnie i chwyta mnie za rękę, po czym patrzy mi głęboko w oczy. Staram się nie zwracać uwagi na jej nienaturalnie wielkie źrenice.
- Susan....ja nie.....DOBRA! - Wyrywam jej rękę i wyrzucam ją w powietrze. Zadowolona z siebie wraca na poprzednie miejsce i wdaje się w dyskusję organizacyjną z chłopakami. Dochodzi do mnie stłumiony przez ich krzyki dzwonek mojego telefonu. Człapię do pokoju i znajduję go rzuconego na łóżko, wyświetlaczem do dołu. Kiedy chwytam go i widzę kto dzwoni, na usta ciśnie mi się tylko jedno:
- Kurwa.
Wychodzę na balkon, żeby oszczędzić moim przyjaciołom wymiany zdań, która zapewne zaraz nastąpi.
- Halo? - odbieram, kiedy opieram się o barierkę.
- Zacznę od tego, że nie jesteś partnerem do rozmowy ze mną - Słyszę głos babci. Uroczo.
- Zacznę od tego, że nie jesteś partnerem do rozmowy ze mną - Słyszę głos babci. Uroczo.
- To zadzwoń do ojca - Odchylam głowę do tyłu.
- Twój ojciec nie chce ze mną rozmawiać.
- Ciekawe czemu - parskam śmiechem i słyszę jak Sofia wciąga powietrze.
- Posłuchaj, mam ci tylko jedno do powiedzenia. Nie pozwolę, żebyś wykorzystywała moją córkę.
- Co proszę? - Raptownie otwieram oczy.
- Żerujesz na jej pieniądzach. Nie chciało ci się ruszyć i iść do pracy, tylko siedzisz na dupie w tym swoim wyśnionym mieszkanku. Nawet do niej nie dzwonisz.
- Dzwonie do niej regularnie! - oburzam się.
- Krzycz na mnie więcej, na pewno się ciebie przestraszę. Niedouczona smarkulo. - prycha, po czym kontynuuje. - Dzwoniłam do twojej matki, słyszałam w jakim jest stanie.
- Niby w jakim?
- Jest zdruzgotana - mówi, a krew odpływa do niewiadomego miejsca z całego mojego ciała.
- Nie...
- Nie mam zamiaru z tobą o tym rozmawiać. Możesz sobie robić co chcesz i kiedy chcesz, mam to w szczerym poważaniu. Jednakże, nie pozwolę, żeby moja córka przez ciebie płakała. Żegnam - mówiąc to trzaska słuchawką. Wpatruję się jeszcze chwile w telefon. Muszę natychmiast jechać do domu. Piłam piwo, ale muszę. Może Jack mnie zawiezie? Drzwi obok otwierają się i na balkon wychodzi Harry niosący kosz z mokrymi ubraniami. Zaczyna je rozwieszać, a kiedy mnie zauważa rzuca swoim stałym, obojętnym tonem:
- Widzę, że księżniczka bez humoru?
- Harry, proszę cię, nie teraz.
- Stało się coś poważnego? Pierwszy raz? - robi przerażoną minę i opiera się o barierkę.
- Moja mama przeze mnie płacze - mówię bardziej do siebie niż do niego.
- Ma powód? - podnosi jedną brew.
- Nie wiem. Wydawało mi się, że nie.
- A skąd ten pomysł? - drąży temat. Patrze na niego i napotykam jego wzrok.
- Babcia dzwoniła do mnie i powiedziała, że mama żaliła się jej przez telefon.
-W taki razie zadzwoń do mamy - Wzrusza ramionami jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Boję się - stwierdzam cicho. - A jak to prawda?
- To się o tym dowiesz, straszne rzeczy - Przewraca oczami.
Obracam urządzenie w dłoni kilka razy, stukam palcami w wyświetlacz. W końcu daję za wygraną i wybieram numer mamy. Z każdym kolejnym sygnałem strach wzbiera we mnie coraz bardziej.
- Masz - mówi Harry, o którego istnieniu zapomniałam. Wyciąga w moją stronę wskazujący palec. - Mi to pomagało, kiedy byłem mały - mówiąc to nie patrzy na mnie, wzrok ma wbity gdzieś w przestrzeń.
- Nie potrzebuję....Cześć mamo! - mówię, kiedy słyszę jej głos w słuchawce. Momentalnie moja dłoń zaciska się wokół palca Harry'ego.
- Cześć skarbie, co porabiasz? - pyta.
- Nic wielkiego... - biorę głęboki oddech. - Mamo, muszę o coś zapytać.
- Tak?
- Czy jesteś mną zawiedziona? - pytam drżącym głosem.
- Skąd ci to przyszło do głowy? - dziwi się.
Opowiadam jej dokładnie cały przebieg rozmowy. Coraz trudniej mi mówić ze stresu. Wiatr rozwiewa moje włosy a zachodzące słońce oświetla moją twarz.
- Jade, babcia dzwoniła do mnie, kiedy byłam w pracy. Pytała o ciebie, powiedziałam, że nie masz pracy, ale to wszystko. Resztę sobie dopowiedziała, skarbie, nie jestem tobą zawiedziona - mówi, a jej głos jest taki ciepły. Oczy zaczynają mnie piec. Zamykam je kilka razy.
- Zadzwonię do niej. Porozmawiamy i na pewno sprawa się wyjaśni, nie martw się - pociesza mnie.
- Porozmawiam z nią. Odezwij się jutro. Wpadnij do nas kiedyś, damy ci trochę jedzenia. Wiem, że nie jesteś najlepszą kucharką....
- Porozmawiam z nią. Odezwij się jutro. Wpadnij do nas kiedyś, damy ci trochę jedzenia. Wiem, że nie jesteś najlepszą kucharką....
- Mamo! - śmieję się przez łzy, które mimowolnie spływają po moich policzkach. Chyba nabrałam tego zwyczaju od Susan, ona też płacze w stresowych sytuacjach.
- Dobra, nic już nie mówię! - śmieje się. - Tata cię pozdrawia. Nie przejmuj się, zaraz do niej zadzwonię. Kocham cię. Widzimy się niedługo.
- Ja ciebie też. Pa - Rozłączam się i przecieram twarz dłonią. Patrzę na Harry'ego, którego wyraz twarzy pociemniał jeszcze bardziej.
- Dzięki.
- Dzięki.
- Nie ma za co. Nie myślisz trzeźwo i histeryzujesz - stwierdza. - A teraz oddawaj mojego palca - mówi, po czym wyrywa swoją dłoń. Jego komentarze nie robią na mnie zbyt dużego wrażenia. Kiedy kończy rozwieszać pranie znowu zwraca się do mnie: - Powinnaś wejść do środka. Zaczyna się robić chłodno.
- Dlaczego cię to obchodzi? - pytam podejrzliwie.
- Bo ty o tym nie pomyślisz i zmarzniesz. - stwierdza, po czym oddala się w głąb mieszkania. Rzucam mu wściekłe spojrzenie, po czym chcąc nie chcąc robię co kazał.
Budzę się z wzorkami z poduszki odciśniętymi na twarzy. Aron pojechał wczoraj wieczorem do domu ostatnim autobusem, kiedy stwierdził, że jest zbyt chory, żeby zostać na noc. Natomiast Jack'a nie dało się wywalić i teraz pewnie dalej śpi w pokoju z Susan. Przeciągam się kilka razy. Noc była wyjątkowo spokojna. To aż dziwne. Poza paroma uderzeniami w niezidentyfikowane przedmioty było cicho. Wstaję i poprawiam czarną bluzę, którą poprzedniego dnia zdążyłam skonfiskować Aronowi. Wychodzę z pokoju a do moich nozdrzy wdaję się zapach....śniadania? Wlokę się do kuchni i widzę, że Jack i Susan robią coś razem. Mruczę coś, co miało być powitaniem i siadam przy stole.
- Witamy kochanie. Dwóch najlepszych kucharzy w Anglii serwuje dzisiaj bagietki zapiekane z serem - wita się ze mną Susan i wymachuję drewnianą łyżką we wszystkie strony. Patrzę jak obydwoje krzątają się po kuchni, co chwile rzucając sobie uśmiechy lub dyskretnie muskają się ramionami. Przewracam oczami. Takie to urocze. Z mojego sennego nastroju wyrywa mnie dźwięk telefonu.
- Boże - warczę zła i biegnę, żeby odebrać. Poza poślizgnięciem się na dywaniku w korytarzu, droga odbywa się bez większych ogródek. - Halo? - rzucam się w końcu na łóżko i przykładam telefon do ucha.
- Jaka wczoraj była awantura! Mówię ci! Babcia tak się wściekła na mamę, że jeszcze cię broni, że powiedziała, że więcej nie zadzwoni i teraz ich relacja zależy tylko od chęci mamy! - wyrzuca z siebie jak z procy Lena.
- Boże, czekaj, muszę przetrawić, dopiero wstałam - Kładę głowę na poduszce i myślę o tym co właśnie usłyszałam. Kiedy w końcu dochodzi do mnie sens tych słów, zrywam się na nogi. - Jak to!?
- Tak to! - mówi, najwyraźniej rozbawiona całą sytuacją.
- Żartujesz?
- Nie! Mama wściekła się, że Sofia tak na ciebie naskoczyła.
- I ciebie to bawi?
- Jak cholera.
- Super - Kręcę z niedowierzaniem głową. To nie tak miało być.
- No co ty, nie przejmuj się, znając humorki babci zadzwoni, kiedy tylko pokłóci się z dziadkiem. Czyli pewnie dzisiaj wieczorem. Bardzo dobrze, że mama w końcu jej coś powiedziała. Ostatnio zaczynała przeginać.
- Jezu, jest rano, a ja już jestem zmęczona.
- Żadna nowość - wzdycha Lena. - Dobra Jade, pogadamy potem, teraz idę z Ewangeliną i Brunem na spacer. Dzwoniłam tylko, żeby powiedzieć, że jesteś powodem rewolucji w domu. Ewangesrelina. Nie lubię koleżanki mojej siostry. Nie toleruję jej nieprzerwanie od pierwszego dnia, kiedy to miałam nieszczęście ją zobaczyć.
- Właśnie! - Przypominam sobie. - Jadę z Su i chłopakami nad jezioro w przyszłym tygodniu i bierzemy Wall-E. No i Susan chciała, żebym wzięła Bruna. - Nie wierzę w to co mówię.
- Byłoby super. Tylko pilnuj go, wiesz jak lubi wodę. Żeby się nie utopił! - mówi z przerażeniem.
- Zadbam o to, żeby tak właśnie się stało - śmieję się. - Żartuję! - zapewniam ją, kiedy gwałtownie nabiera powietrza. - Będzie dobrze, spokojnie.
- Gdzie jedziecie? - pyta i słyszę jak coś gryzie.
- Do jakiegoś domku na zadupiu, Jack coś wymyślił.
- Brzmi fajnie. Dogadamy się jeszcze jak przyjedziesz nas odwiedzić - wzdycha. - Teraz przepraszam, ale serio muszę wziąć psa na spacer. Ostatnio ma zwyczaj sikać w domu. Ewangelina już czeka. Pa! - kończy rozmowę. Jak to ,,ma zwyczaj sikać w domu"? Pomysł pod tytułem ,,Wspaniałe wakacje z Bronisławem Labradorem" coraz mniej mi się podoba. Wracam do kuchni myśląc, jak mogła wyglądać wczorajsza awantura z Sofią. Wkraczam do dużego pokoju i kiedy to widzę otwieram szeroko oczy.
- Żartujecie sobie, tak? - pytam i podchodzę do psutego talerza. - Tych bagietek była góra, jakim cudem zeżarliście wszystkie? - pytam zdegustowana. Oboje leżą na kanapie z niewinnymi minami. Przejeżdżam dłonią po twarzy.
- Długo cię nie było - broni się Susan. Macham na nią niedbale ręką i wracam do pokoju. Wciągam na siebie pierwsze lepsze jeansy i kieruję się do wyjścia oznajmiając, że mam zamiar zapchać swój smutek po niedoczekanym śniadaniu słodyczami w kawiarni na dole.
- Widzimy się potem! - rzucam zła, a oni machają mi z kanapy, nie przerywając oglądania SpongeBob'a.
- No i Susan! Muszę z tobą w końcu porozmawiać - informuję moją przyjaciółkę przez ramie.
*******
- Aron, zjedli mi całe śniadanie - mówię smutna do telefonu, kiedy siedzę na dole i zajadam się lodami.
- Pomagają ci schudnąć....
- Właśnie jem lody.
- ......z marnym skutkiem - wybucha śmiechem. Nagle milknie i poważnieje. - Jade, muszę cię o coś zapytać. Skąd ta nagła zmiana nastroju?
- No? - rzucam obojętnie, po czym wkładam do buzi nową porcję z lodami.
- Polecisz ze mną do Polski, na grób Julii? - Dławię się tym, co akurat mam w buzi. Julia to siostra Arona. Zginęła kiedy miał siedem lat w katastrofie lotniczej. Nie mówił o niej prawie nigdy. Su i ja wiemy, że to dla niego ciężki temat, dlatego nie drążymy go, kiedy nie ma potrzeby.
- Co proszę?
- Jest rocznica.
- Wiem, ale Aron...Boże - Podpieram głowę na dłoni. - Jak ty to sobie wyobrażasz?
- Za dwa dni mamy kupione dwa miejsca w samolocie. 18 lipca jest rocznica, pójdziemy rano na grób, a wieczorem wrócimy. Jeśli chodzi o bilety.....
- Aron, nie chodzi o bilety, chodzi o to, że to za DWA DNI - Daję nacisk na ostatnie słowa.
- Jesteś najbardziej spontaniczną osobą jaką znam, nawet gdyby to było dzisiaj i tak byś poleciała.
- stwierdza, a ja śmieję się cicho. - Susan nie poleci, bo nie chce spotkać mamy. Jack'a nie lubię, zostajesz mi ty.
- stwierdza, a ja śmieję się cicho. - Susan nie poleci, bo nie chce spotkać mamy. Jack'a nie lubię, zostajesz mi ty.
- Czyli jestem ostatnim wyjściem awaryjnym? - pytam, udając złą.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi!
- Wiem - śmieję się. - Muszę porozmawiać z rodzicami, dam ci znać jak będę coś wiedziała.
- Czyli znaczy, że się zgadzasz? - pyta z nadzieją.
- Tak, to znaczy, że się zgadzam.
- Dziękuję! - Cmoka w słuchawkę a ja wybucham śmiechem.
- Powiedz mi jedną rzecz. Dlaczego bilety są już kupione?
- Wczoraj umówiliśmy się z Susan, że cię zabiorę, żebyś nie chodziła i nie zrzędziła, bo nienawidzisz się pakować, a z racji tego, że wrócimy w nocy 18, a wyjeżdżamy znowu 21, to Susan cię spakuje, a ty nie będziesz przeszkadzać. Wszyscy będą szczęśliwi i gotowi na wyjazd do ,,Wspaniałej krainy snów i marzeń Jack'a"
- Zaplanowaliście to? - Odkładam łyżeczkę, którą mam w dłoni.
- Tak, wiedziałem, że kochasz mnie za bardzo, żeby się nie zgodzić - stwierdza wesoło. Jęczę coś jeszcze niezadowolona i usprawiedliwiam się, że wcale bym nie chodziła i zrzędziła przy pakowaniu.
- Aron, pojadę do rodziców i im o tym powiem. Daj mi czas na pewną odpowiedź do jutra. Okej?
- Okej. No i Jade.....?
- Tak?
- Dziękuję, że to dla mnie robisz.
-----------------------
PISAŁAM TEN PIERDOLONY ROZDZIAŁ DWA RAZY.
ZA PIERWSZYM RAZEM SIĘ USUNĄŁ.
ZA PIERWSZYM RAZEM SIĘ USUNĄŁ.
ALE JESTEM ZŁA :_:
JESZCZE TERAZ TEN ROZDZIAŁ MI SIĘ NIE PODOBA.
POPRZEDNI BYŁ LEPSZY.
NAKRZYCZAŁAM NA TATĘ Z TEJ ZŁOŚCI BEZ POWODU.
KURWA MAĆ.
(*)
>: (
Świetny rozdział czekam na next ~cleo :D
OdpowiedzUsuńNo supeeer! czekam na rozwinięcie akcji !@LoloOficiall
OdpowiedzUsuńJedna z najlepszych historii jakie kiedykolwiek czytałam. Pozdrawiam i życzę dużo weny. <3*______* ❤@Maliczeg ♡
OdpowiedzUsuńDo samego rozdziału to fajny, ładnie i płynnie napisany ;)xx
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nadal piszesz ten blog, kłamałabym, jakbym niepowiedziała, że to jeden z moich ulubionych blogów.
Pisz dalej, wene miej i żyj spokojnie ;))
Kisses xxx
BARDZO FAJNIE, BARDZO FAJNIE! XD
OdpowiedzUsuńKOŃCÓWKA TRZYMA W NAPIĘCIU, NIE MA CO! XD
;)@Loola:D♥♥♡^.^
Jest dobry nie dramatyzuj :*
OdpowiedzUsuńCo ty piepszysz! Jest świetny!!! Przepraszam za detektywa haha ale musiałam spytać xd nie mogę się juz doczekać następnego ^^ jesteś po prostu świetna czemu w takim momencie skończyłaś?! Jak mogłaś :(? Mam nadzieje ze szybko dodasz next :3.
OdpowiedzUsuń~pro dziubas xd
Sarabi! Masz - wystawia w jej stronę palec wskazujący - mi to pomaga, kiedy coś mi się nie podoba! Rozdział świetny, w szczególności moment z opiekuńczo-obojętnym Harrusiem! Czekam na przygody z Jade i sikającym Brunem! ^.^
OdpowiedzUsuńHaha, siedzę sobie i odkryłam tego bloga z tydzień temu. Czytam sobie komentarze i widzę Twój. Hahaha, leżę i kwiczę :D "Czekam na przygody z Jade i sikającym Brunem!" :D
Usuń