Jade's P.O.V.
Promienie słońca drażnią moje oczy. To ta dziwna rutyna wyprowadza mnie już z równowagi. No tak, zapomniałam, dzisiejszy dzień nie jest w ogóle rutynowy. Wstaję o godzinie 14 po wcześniejszej próbie mordu Harry'ego na balkonie. Przeciągam się zastanawiając się jak bardzo chce mi się jeść i czy ta potrzeba jest tak silna, żeby wstawać i robić śniadanie. O tej porze to właściwie będzie już obiad. Charakterystyczny zapach lawendowych kadzidełek rozprzestrzenia się po pokoju. Siadam na krawędzi łóżka wyciągając przed siebie nogi. Glukometr i strzykawki po glukozie leżą na szafce obok łóżka. Chwytam je i raźnym krokiem ruszam z nimi do kosza w kuchni. Otrzepuje ręce, kiedy jest już czysto. Daje Wall-E jedzenie. Otwieram okna, a letnie chłodne powietrze wdziera się do środka. Wdycham je z upojeniem, zadowolona z życia. Właśnie. Moje życie jest takie idealne. Niechciany obraz Harry'ego wdziera się do mojej głowy. Staram się go jak najszybciej wyrzucić. Niestety, bezskutecznie. Mam ochotę coś zjeść, ale nie mam ochoty sobie niczego robić. Na to jest tylko jeden sposób.
Promienie słońca drażnią moje oczy. To ta dziwna rutyna wyprowadza mnie już z równowagi. No tak, zapomniałam, dzisiejszy dzień nie jest w ogóle rutynowy. Wstaję o godzinie 14 po wcześniejszej próbie mordu Harry'ego na balkonie. Przeciągam się zastanawiając się jak bardzo chce mi się jeść i czy ta potrzeba jest tak silna, żeby wstawać i robić śniadanie. O tej porze to właściwie będzie już obiad. Charakterystyczny zapach lawendowych kadzidełek rozprzestrzenia się po pokoju. Siadam na krawędzi łóżka wyciągając przed siebie nogi. Glukometr i strzykawki po glukozie leżą na szafce obok łóżka. Chwytam je i raźnym krokiem ruszam z nimi do kosza w kuchni. Otrzepuje ręce, kiedy jest już czysto. Daje Wall-E jedzenie. Otwieram okna, a letnie chłodne powietrze wdziera się do środka. Wdycham je z upojeniem, zadowolona z życia. Właśnie. Moje życie jest takie idealne. Niechciany obraz Harry'ego wdziera się do mojej głowy. Staram się go jak najszybciej wyrzucić. Niestety, bezskutecznie. Mam ochotę coś zjeść, ale nie mam ochoty sobie niczego robić. Na to jest tylko jeden sposób.
- Susan? Zrobisz mi coś do jedzenia?
Włączam radio i ponawiam moje błaganie o jedzenie. Nikt nie jest jednak na tyle łaskaw, by mi odpowiedzieć. Siadam na blacie i stwierdzam, że nadszedł czas, by ogolić nogi.
- A może by tak ogolić tylko jedną i udawać, że śpi się z facetem? - pytam Wall-E, po czym wybucham śmiechem. - Tak, to zdecydowanie wspaniały plan.
Gdzie do cholery jest Susan? Wybieram jej numer. Bezskutecznie. Jack - nie odpowiada. Aron - nie odpowiada. Dlaczego akurat dzisiaj wszyscy postanowili mieć mnie w dupie? Siadam zła na kanapie i zaczynam bawić się rąbkiem mojej koszulki.
- Tak strasznie mi się nuuudzi - Wzdycham, przeciągając to słowo do granic wytrzymałości moich płuc. To dziwne, że nie umiem znaleźć sobie zajęcia bez moich znajomych, nawet na 30 sekund. Moją agonie i katusze nudy przerywa dzwonienie mojego telefonu.
- Susan! - krzyczę od razu kiedy odbieram. - Gdzie ty się podziewasz?
- Ja...um...jestem na dole, w kawiarni koło bloku. Zejdź do nas, musimy porozmawiać.
- Jak to do NAS? Co się dzieje? Halo? Halo!? Kurwa - Denerwuję się, kiedy zauważam, że Su już się rozłączyła. Muszę zejść jak najszybciej na dół. Znaleźć ją, powiedzieć, że ten pedałek Kivy to Louis, po czym nawrzeszczeć na nią, że nie mam co jeść i umieram. Latam jak najszybciej potrafię po mieszkaniu i w końcu wychodzę, z w połowie włożoną na siebie bluzą i tabletką w ustach, którą mam zamiar połknąć.
Udaje mi się to bez problemu, kiedy kilka metrów od siebie zauważam jego.
Mierzę Harry'ego wzrokiem. W końcu odwracam się na pięcie i ruszam w stronę schodów. Winda jeszcze nie została naprawiona, więc mała wycieczka siedem pięter w dół jest mi pisana.
Harry idzie za mną, ale staram się nie zwracać na to uwagi.
Do momentu, kiedy brutalnie popycha mnie na ścianę i wyprzedza z kpiącym uśmieszkiem.
- Chyba sobie żartujesz - syczę, po czym uderzam go w plecy ostrzegawczo.
Śmieje się pod nosem.
- Nie prowokuj mnie. Mam dość ciebie jak na jeden dzień.
- To ty mnie prowokujesz. Przestań mnie popychać! - krzyczę, kiedy znowu to robi.
Schodzimy obok siebie, tarasując całe schody, non stop popychając się i warcząc na siebie.
- Denerwujesz mnie! - krzyczy Harry, kiedy po raz kolejny obija się biodrem o poręcz.
- To idź za mną, to nie problem. - odgryzam się.
- Skoro to nie problem, to dlaczego ty nie możesz iść druga?
- Bo nie mam ochoty na ciebie patrzeć - Ostatni raz popycham go mocno, po czym wchodzę do holu głównego, gdzie znajdują się skrzynki pocztowe i jakaś kanapa.
Wychodzę na zewnątrz, dalej czując za sobą jego obecność.
-Jak wielkiego muszę mieć pecha, żebyś musiał akurat teraz iść w tym samym kierunku co ja? - pytam, ale spotykam się tylko z pogardliwym prychnięciem.
Przewracam oczami.
Zakładam okulary przeciwsłoneczne i przemierzam chodnik w zupełnej ciszy. Nie mam ochoty się do niego odzywać. Zresztą, wszystko wskazuje na to, że z wzajemnością. Rzucam ukradkowe spojrzenie na Harry'ego. Pan ciemności zdecydował ubrać dzisiaj czarne spodnie i dla kontrastu czarną koszulkę.
- Nie patrz tak, za wysokie progi na twoje nogi - Słyszę jego głos.
- Idź do diabła, Harry - warczę, po czym skręcam w stronę wejścia do małej, przytulnej kawiarenki.
Czasami chodziłyśmy tu z Su, kiedy obie łapałyśmy takiego lenia, że nic nie gotowałyśmy.
W sumie wystarczy, że tylko ona go złapie. Ja i tak nie mam wstępu do kuchni, po feralnym zdewastowaniu krajalnicy.
Dlaczego on też tutaj skręca?
Ściągam okulary i wchodzę do pomieszczenia. Dzwoneczek oznajmujący nowych gości rozbrzmiewa nad moją głową. Zamykam za sobą drzwi odrobinę za mocno, bo uderzają w twarz Pana Ciemności, który nieustanie podąża za mną.
- Ojej - Odwracam się i patrzę, jak rozciera obolały nos. - Bardzo przepraszam, milordzie - Kłaniam się lekko. Wśród tłumu wyszukuję Susan. Siedzi przy stałym stoliku przy oknie i macha w moją stronę. Nie jest sama. Ktoś siedzi plecami do mnie, a kiedy się zbliżam, poznaję anonima.
- Louis? Co ty tu robisz? - Staję przy stoliku i podbieram ręce na biodrach.
- Musimy z wami porozmawiać - wyjaśnia i zaczyna kręcić kółka kciukami.
- Jak to z ,,nami"? - Rozbrzmiewa pytanie, które wypowiadam równocześnie z....nim. Wzdycham z dezaprobatą, kiedy znowu jestem skazana na oglądanie tej jego buźki. Mierzymy się spojrzeniem i już mamy coś powiedzieć, kiedy Susan wyprzedza nas:
- Po prostu siądźcie.
Zajmujemy miejsca naprzeciwko siebie, dalej mierząc się spojrzeniem.
- Wyjaśni mi ktoś, co tutaj robimy? - pyta Harry.
- Chcielibyśmy porozmawiać o tym, co zaszło rano. - wyjaśnia Louis.
- O czym tu rozmawiać, księżniczka nie dostała czego chciała i strzeliła focha - Ten idiota działa mi na nerwy tak bardzo, że zaciskam pod stołem moje ręce tak, że bieleją.
- O czym tu rozmawiać, Pan Ciemności znowu miał koszmar, pokrzyczał troszkę i nikt nie przyszedł go przytulić. Tak mi przykro - Kiwam w jego stronę głową z udawanym współczuciem.
- O czym tu rozmawiać, z rozpieszczoną dziunią i tak się nie dogadasz.
- O czym tu rozmawiać...
- Zamknijcie się w końcu! - krzyczy Susan, a kilka osób patrzy obdarza nas ciekawskimi spojrzeniami. - Zamówiłam kawę i mam zamiar wypić ją w spokoju, bo zapłaciłam za nią z góry, a jeżeli będę zdenerwowana, to nic mi z tego nie wyjdzie. Więc zamknąć się i słuchać - rozporządza, a my patrzymy na nią zdziwieni.
- Po kolei proszę, co działo się w nocy?
- Księżniczka przyszła do mnie ze swoim pretensjonalnym kapciem, zrobiła awanturę, że mam być cicho, to powiedziałem jej, że jest rozpuszczoną lafiryndą, pokrzyczała, pokrzyczała i po sprawie - Wzruszył ramionami.
Susan przywaliła sobie otwartą dłonią w czoło.
- Posłuchajcie, na razie nie mamy pomysłu jak...hm...zapobiec krzykom Harry'ego - mówi Louis jąkając się. - więc trzeba zająć się tym problemem od drugiej strony. Jade. - spojrzał na mnie. - Nie próbowałaś po prostu spać w słuchawkach, słuchać jakiejś muzyki? Albo stoperach?
- Próbowałam - Kiwam głową i przenoszę spojrzenie z Harry'ego, na siedzącego obok bruneta. - To nic nie daje. Boje się spać w stoperach, bo wtedy kompletnie nic nie słyszę, a muzykę w słuchawkach musiałabym mieć tak głośno, że i tak bym nie zasnęła - Wzruszam ramionami i upijam łyk kawy Susan, którą właśnie przyniosła kelnerka. Su obrzuca mnie wściekłym spojrzeniem i wyrywa mi kubek z rąk.
- Dlaczego boisz się, kiedy nic nie słyszysz? - pyta nagle zaciekawiony Harry.
- Nie muszę się z niczego tłumaczyć, zwłaszcza takiej osobie jak ty - Naśladuję jego pretensjonalny ton z minionej nocy. Przewraca oczami.
- Jesteś taka niedojrzała.
Wyciągam nogę pod stołem i z niemałą siłą kopię go w piszczel. Zgina się w pół i czołem dotyka blatu stołu.
- Jade! - Susan łapie mnie za rękę. - On po prostu zapytał.
- A ja po prostu odpowiedziałam. Mam cię dość - Przeszywam spojrzeniem Harry'ego, który teraz patrzy na mnie spode łba.
- I wzajemnie.
- Mieszkacie koło siebie, nic na to nie poradzicie. Ani my, ani one nie mają zamiaru się wyprowadzić - mówi Louis łapiąc Harry'ego za ramie. - A ja nie mam zamiaru wysłuchiwać skarg sąsiadek na wasze nocne debaty na balkonie - Unosi jedną brew i obrzuca nas na zmianę pogardliwymi spojrzeniami.
- Chociaż postarajcie się być dla siebie mili - Susan wyłapuje moje spojrzenie i składa ręce w błagalnym geście. - Przynajmniej na razie. Wymyślimy coś. Ja też nie jestem zachwycona tą sytuacją - mówi już trochę ciszej, żebym tylko ja mogła usłyszeć.
- Dobrze, będę miła - Wzdycham i z udawanym uśmiechem patrze na Harry'ego. - Masz śliczne oczy. Jak gwiazdy. Jedno niżej od drugiego.
- Jaki według twojego horoskopu jest twój szczęśliwy kamień? Bo po twojej twarzy wnioskuję, że jest to cegła - odwzajemnia mój uśmiech.
- Gorzej być nie może - Louis opiera się łokciami na stole i wplata palce we włosy.
Mierzymy się z Harrym spojrzeniami, po czym mówimy równocześnie:
- To nie wyjdzie.
- Wiem - mówi cicho Susan. - Po prostu nie drzyjcie się na siebie na balkonie - Wzdycha zrezygnowana. Kręci głową zmartwiona, po czym podnosi się i zbiera do wyjścia. - Jade, nie będzie mnie jeszcze jakiś czas. Gdyby Jack dzwonił powiedz, że wyszłam zobaczyć się ze znajomym.
- Jakim znowu znajomym? - podnoszę jedną brew do góry.
- Louisem.
- Co!? - Mój i Harry'ego głos znowu zlewa się w jedno.
- Musimy porozmawiać - tłumaczy Louis, po czym wstaje. Odprowadzamy ich wzrokiem, kiedy oboje kierują się w stronę wyjścia. Dzwoneczek znowu rozbrzmiewa, a po chwili drzwi zatrzaskują się. Przypadamy do szyby i obserwujemy oddalające się postacie.
- Ja...będę już szedł - mówi Harry, odrywając się w końcu od szklanej powierzchni. Znowu zajmuję swoje poprzednie miejsce i wbijam wzrok w ziemie. Chłopak chwyta telefon leżący na stole po czym kieruje się do wyjścia. Od niechcenia zamawiam czekoladowe lody. Chyba nie mam liczyć dzisiaj na obiad. Czuje się dziwnie samotna obserwując jak pary migdalą się przy sąsiednich stolikach.
- To żałosne - mruczę sama do siebie. Nie będę tu siedzieć sama. Chwytam swój telefon, odblokowuję go i zauważam coś dziwnego.
Tapeta się zmieniła, a w kontaktach widzę kilkadziesiąt obcych nazwisk, oprócz Louisa nikogo nie znam.
- Co jest? - Oglądam urządzenie z każdej strony i po chwili dochodzi do mnie przykra prawda. - Ten kretyn pomylił telefony - Uderzam otwartą dłonią w czoło i wybiegam z kawiarni, nie czekając na moje zamówienie.
Jeżeli Harry zacznie czytać moje wiadomości z Susan...Nie miałam zwyczaju usuwania ich, więc może przeczytać nawet te sprzed roku. A tam przecież jest wszystko o... O nie. Biegnę jak oszalała po schodach mojego bloku. Nie zauważam sprzątaczki stojącej na jednym z korytarzy. Co za tym idzie nie zauważam wiadra z wodą, które służy jej do mycia podłóg.
Wpadam w nie nogą po czym całą sobą uderzam o ziemie.
- Najjaśniejszy Panie, nic ci nie jest? - Nachyla się nade mną przestraszona.
- Nie, nic - mówię, macając całe swoje ciało. - Chyba.
- Krew ci leci z nosa - Stwierdza, klękając przy mnie.
Podnoszę dłoń do nosa. Rzeczywiście, szkarłatna ciecz dosięga już mojej brody.
- To nic, naprawdę. Opatrzę się w domu. - macham niedbale ręką. W tym momencie telefon jest ważniejszy. On nie może tego przeczytać. Zapewniam ją, że czuje się wyśmienicie, po czym wracam do biegu. Zostały tylko dwa piętra. Pokonuje je w tępię, którego mógłby pozazdrościć mi niejeden biegacz. Wpadam w końcu na korytarz siódmego piętra. Ostatnie mieszkanie wydaje się być dalej niż zazwyczaj. Nie zważając na chlupanie wody w bucie i rdzawy zapach krwi w nosie biegnę dalej. Czuję adrenalinę buzującą w każdej komórce mojego ciała, a po głowie kołacze się tylko jedna myśl: ,,Nie może tego przeczytać, nie może" A jeżeli tylko zorientuje się, że to mój telefon, pierwsze co zrobi to dokładnie przestudiuje całą zawartość moich wiadomości. Cel zbliża się powoli, ale w końcu staję pod pożądanymi drzwiami i wale w nie ile sił.
- Harry, to ważne! - drę się. - Proszę cię.
Moja bezradność bierze górę i czuję, jak oczy zaczynają mnie piec. Dlaczego do cholery nie założyłam kodu blokady ekranu? Tyle razy o tym myślałam. Nie rozryczę się, nie ma mowy. Ostatni raz uderzam pięścią w drzwi. Pociągam nosem i od razu czuję smak krwi w ustach. Kiedy tracę już nadzieje i mam ochotę po prostu usiąść pod drzwiami i płakać, słyszę kroki po drugiej stronie. Zamek klika, oznajmiając otwarcie drzwi i ukazuje mi się Harry. W ręce trzyma mój odblokowany telefon. Mierzy mnie wzrokiem i robi się biały jak ściana.
- Co się stało? - przygląda mi się.
- Nic, to nic, chciałabym po prostu odzyskać mój telefon - mówię i wyciągam w jego stronę rozdygotaną rękę z jego własnością. - Pomyliłeś się i wziąłeś mój.
- Zau...zauważyłem - jąka się i wymienia urządzenia. - Jade, co się stało? Dlaczego jesteś mokra, co z twoją twarzą?
Przyciskam z ulgą telefon do piersi. Wypuszczam powietrze i podnoszę wzrok.
- To? - przejeżdżam palcem nad górną wargą i ścieram odrobinę będącej tam cieczy. - To tylko...
- Krew...- kończy za mnie Harry, po czym osuwa się na podłogę.
Susan's P.O.V
Siadamy na ławce w najbardziej wysuniętej części parku tak, żeby nikt nas nie usłyszał.
- Powiedz mi co się dzieje z Harrym - Patrzę na niego a on podtrzymuje to.
- To bardziej skomplikowane niż myślisz i uwierz, że wyśmiejesz mnie jak to usłyszysz.
- Mieszkamy koło siebie, Jade nie może spać w nocy, powinnyśmy chociaż wiedzieć dlaczego.
- ,.,Powinnyście''? Zamierzasz jej powiedzieć?
- Oczywiście, że tak. Ona jest najbliżej Harry'ego - Louis podnosi brwi zdziwiony. - Nie w tym sensie! - Macham rękami i gorączkowo zaprzeczając. - Jest z nim najbliżej w nocy - Uśmiecham się zadowolona, po czym zdaję sobie sprawę z ponownej dwuznaczności mojej wypowiedzi. - Boże, nie o to mi chodzi.
- Rozumiem - Śmieje się chłopak. Przeczesuje włosy palcami i zakłada na nos okulary przeciwsłoneczne.
- Harry wie, że mi powiesz? - pytam nieśmiało.
- Nie ma bladego pojęcia, zabiłby mnie. Uważa, że to co się dzieje jest żałosne.
- A ty jak uważasz?
- Że straszne - dokańcza ze smutną miną.
- To...powiesz mi o co chodzi? Nie chce wiedzieć wszystkiego, nawet nie liczę, że mi wszystko powiesz, ale... - Plącze się w swoich wyznaniach.
Louis' P.O.V
- Harry ma...koszmary. To już chyba wiesz - Patrze na nią. Wpatruje się w jakieś dzieci, zmierzające w naszym kierunku.
- E! Wytwory spermy taty! Idźcie się bawić gdzie indziej - krzyczy w ich stronę, a one patrzą po sobie, po czym wycofują się zakłopotane. Ostatni raz mierzy je wzrokiem, po czym znowu skupia swoją uwagę na mnie. - Kontynuuj.
- Doobrze? - mówię trochę niepewnie, zdziwiony jej zachowaniem. - Więc, to nie są normalne koszmary. One są....demoniczne.
- Na przykład? - podnosi jedną brew, najwidoczniej rozbawiona całą sytuacją.
- Nie opowiada o nich za często. - zamyślam się chwile. Zamyślam się. - Wiem! Pamiętam jeden!
Siedzę z Harrym w salonie. Oczy ma mocno zaciśnięte i przyciska kolana do klatki piersiowej.
- To znowu się stało - mówi cicho.
- Wiem Harry, wiem. Spokojnie.
- Louis, ty nie rozumiesz. One są coraz gorsze.
- Dobrze - wzdycham. Opowiesz mi co się działo w twoim śnie? - Zaplatam ręce na kolanach i wpatruję się w niego z wyczekiwaniem.
- Zaczęło się od tego, że znalazłem w swoim telefonie zdjęcie mnie, kiedy śpię. W pierwszej chwili pomyślałem, że to ty mi je zrobiłeś. Zacząłem szukać cię w mieszkaniu. W łazience znalazłem karteczkę, że przepraszasz, że się nie pożegnałeś, ale musiałeś szybko wyjść z domu. Spojrzałem na godzinę wykonania zdjęcia. Było sprzed dwudziestu minut. Potem usłyszałem stukanie. Jakby ktoś drapał palcami w szkło, wiesz, jaki to dźwięk? Kiwnąłem głową, nie chcąc, żeby przerywał.
- Spojrzałem w stronę okna. Nikogo tam nie było, Louis. Ale to znowu zastukało. Wtedy zrozumiałem.
To dochodziło z lustra.
- Chyba tyle wystarczy - Susan przełyka głośno ślinę. - Nie był z tym u żadnego lekarza?
- Staram się go namówić, ale on zapiera się, że nie ufa nikomu na tyle, żeby mu o tym powiedzieć. No i jest coś jeszcze...
- Co? - obraca się zaciekawiona w moją stronę.
- On między tymi swoimi snami, jeżeli już oczywiście zaśnie, ma...jakby to ująć jednym słowem....wizje.
- Wizje czego? - podnosi jedną brew do góry.
- On widzi rzeczy, których nie powinien widzieć.
- Jakie rzeczy? - nabiera dużo powietrza w płuca, a jego wzrok błądzi niedbale po mojej twarzy.
- On widzi nadchodzącą śmierć, Susan. Wie, kto umrze, zanim to się stanie.
-------------------
DZIEŃDOBRY :)
No....nowy rozdział powinien być jutro :D
Dziękuje za wasze komentarze, wyświetlenia, obecność!
Drogie słonka!
Mam nadzieje, że rozdział się spodoba XD
Ja osobiście uśmiała się pisząc go :P
A potem nastała groza :o
Więc, widzimy się w 16!
PS.
Znowu się popłakałam przez komentarze :( Jak wy mnie rozczulacie XD
- Tak strasznie mi się nuuudzi - Wzdycham, przeciągając to słowo do granic wytrzymałości moich płuc. To dziwne, że nie umiem znaleźć sobie zajęcia bez moich znajomych, nawet na 30 sekund. Moją agonie i katusze nudy przerywa dzwonienie mojego telefonu.
- Susan! - krzyczę od razu kiedy odbieram. - Gdzie ty się podziewasz?
- Ja...um...jestem na dole, w kawiarni koło bloku. Zejdź do nas, musimy porozmawiać.
- Jak to do NAS? Co się dzieje? Halo? Halo!? Kurwa - Denerwuję się, kiedy zauważam, że Su już się rozłączyła. Muszę zejść jak najszybciej na dół. Znaleźć ją, powiedzieć, że ten pedałek Kivy to Louis, po czym nawrzeszczeć na nią, że nie mam co jeść i umieram. Latam jak najszybciej potrafię po mieszkaniu i w końcu wychodzę, z w połowie włożoną na siebie bluzą i tabletką w ustach, którą mam zamiar połknąć.
Udaje mi się to bez problemu, kiedy kilka metrów od siebie zauważam jego.
Mierzę Harry'ego wzrokiem. W końcu odwracam się na pięcie i ruszam w stronę schodów. Winda jeszcze nie została naprawiona, więc mała wycieczka siedem pięter w dół jest mi pisana.
Harry idzie za mną, ale staram się nie zwracać na to uwagi.
Do momentu, kiedy brutalnie popycha mnie na ścianę i wyprzedza z kpiącym uśmieszkiem.
- Chyba sobie żartujesz - syczę, po czym uderzam go w plecy ostrzegawczo.
Śmieje się pod nosem.
- Nie prowokuj mnie. Mam dość ciebie jak na jeden dzień.
- To ty mnie prowokujesz. Przestań mnie popychać! - krzyczę, kiedy znowu to robi.
Schodzimy obok siebie, tarasując całe schody, non stop popychając się i warcząc na siebie.
- Denerwujesz mnie! - krzyczy Harry, kiedy po raz kolejny obija się biodrem o poręcz.
- To idź za mną, to nie problem. - odgryzam się.
- Skoro to nie problem, to dlaczego ty nie możesz iść druga?
- Bo nie mam ochoty na ciebie patrzeć - Ostatni raz popycham go mocno, po czym wchodzę do holu głównego, gdzie znajdują się skrzynki pocztowe i jakaś kanapa.
Wychodzę na zewnątrz, dalej czując za sobą jego obecność.
-Jak wielkiego muszę mieć pecha, żebyś musiał akurat teraz iść w tym samym kierunku co ja? - pytam, ale spotykam się tylko z pogardliwym prychnięciem.
Przewracam oczami.
Zakładam okulary przeciwsłoneczne i przemierzam chodnik w zupełnej ciszy. Nie mam ochoty się do niego odzywać. Zresztą, wszystko wskazuje na to, że z wzajemnością. Rzucam ukradkowe spojrzenie na Harry'ego. Pan ciemności zdecydował ubrać dzisiaj czarne spodnie i dla kontrastu czarną koszulkę.
- Nie patrz tak, za wysokie progi na twoje nogi - Słyszę jego głos.
- Idź do diabła, Harry - warczę, po czym skręcam w stronę wejścia do małej, przytulnej kawiarenki.
Czasami chodziłyśmy tu z Su, kiedy obie łapałyśmy takiego lenia, że nic nie gotowałyśmy.
W sumie wystarczy, że tylko ona go złapie. Ja i tak nie mam wstępu do kuchni, po feralnym zdewastowaniu krajalnicy.
Dlaczego on też tutaj skręca?
Ściągam okulary i wchodzę do pomieszczenia. Dzwoneczek oznajmujący nowych gości rozbrzmiewa nad moją głową. Zamykam za sobą drzwi odrobinę za mocno, bo uderzają w twarz Pana Ciemności, który nieustanie podąża za mną.
- Ojej - Odwracam się i patrzę, jak rozciera obolały nos. - Bardzo przepraszam, milordzie - Kłaniam się lekko. Wśród tłumu wyszukuję Susan. Siedzi przy stałym stoliku przy oknie i macha w moją stronę. Nie jest sama. Ktoś siedzi plecami do mnie, a kiedy się zbliżam, poznaję anonima.
- Louis? Co ty tu robisz? - Staję przy stoliku i podbieram ręce na biodrach.
- Musimy z wami porozmawiać - wyjaśnia i zaczyna kręcić kółka kciukami.
- Jak to z ,,nami"? - Rozbrzmiewa pytanie, które wypowiadam równocześnie z....nim. Wzdycham z dezaprobatą, kiedy znowu jestem skazana na oglądanie tej jego buźki. Mierzymy się spojrzeniem i już mamy coś powiedzieć, kiedy Susan wyprzedza nas:
- Po prostu siądźcie.
Zajmujemy miejsca naprzeciwko siebie, dalej mierząc się spojrzeniem.
- Wyjaśni mi ktoś, co tutaj robimy? - pyta Harry.
- Chcielibyśmy porozmawiać o tym, co zaszło rano. - wyjaśnia Louis.
- O czym tu rozmawiać, księżniczka nie dostała czego chciała i strzeliła focha - Ten idiota działa mi na nerwy tak bardzo, że zaciskam pod stołem moje ręce tak, że bieleją.
- O czym tu rozmawiać, Pan Ciemności znowu miał koszmar, pokrzyczał troszkę i nikt nie przyszedł go przytulić. Tak mi przykro - Kiwam w jego stronę głową z udawanym współczuciem.
- O czym tu rozmawiać, z rozpieszczoną dziunią i tak się nie dogadasz.
- O czym tu rozmawiać...
- Zamknijcie się w końcu! - krzyczy Susan, a kilka osób patrzy obdarza nas ciekawskimi spojrzeniami. - Zamówiłam kawę i mam zamiar wypić ją w spokoju, bo zapłaciłam za nią z góry, a jeżeli będę zdenerwowana, to nic mi z tego nie wyjdzie. Więc zamknąć się i słuchać - rozporządza, a my patrzymy na nią zdziwieni.
- Po kolei proszę, co działo się w nocy?
- Księżniczka przyszła do mnie ze swoim pretensjonalnym kapciem, zrobiła awanturę, że mam być cicho, to powiedziałem jej, że jest rozpuszczoną lafiryndą, pokrzyczała, pokrzyczała i po sprawie - Wzruszył ramionami.
Susan przywaliła sobie otwartą dłonią w czoło.
- Posłuchajcie, na razie nie mamy pomysłu jak...hm...zapobiec krzykom Harry'ego - mówi Louis jąkając się. - więc trzeba zająć się tym problemem od drugiej strony. Jade. - spojrzał na mnie. - Nie próbowałaś po prostu spać w słuchawkach, słuchać jakiejś muzyki? Albo stoperach?
- Próbowałam - Kiwam głową i przenoszę spojrzenie z Harry'ego, na siedzącego obok bruneta. - To nic nie daje. Boje się spać w stoperach, bo wtedy kompletnie nic nie słyszę, a muzykę w słuchawkach musiałabym mieć tak głośno, że i tak bym nie zasnęła - Wzruszam ramionami i upijam łyk kawy Susan, którą właśnie przyniosła kelnerka. Su obrzuca mnie wściekłym spojrzeniem i wyrywa mi kubek z rąk.
- Dlaczego boisz się, kiedy nic nie słyszysz? - pyta nagle zaciekawiony Harry.
- Nie muszę się z niczego tłumaczyć, zwłaszcza takiej osobie jak ty - Naśladuję jego pretensjonalny ton z minionej nocy. Przewraca oczami.
- Jesteś taka niedojrzała.
Wyciągam nogę pod stołem i z niemałą siłą kopię go w piszczel. Zgina się w pół i czołem dotyka blatu stołu.
- Jade! - Susan łapie mnie za rękę. - On po prostu zapytał.
- A ja po prostu odpowiedziałam. Mam cię dość - Przeszywam spojrzeniem Harry'ego, który teraz patrzy na mnie spode łba.
- I wzajemnie.
- Mieszkacie koło siebie, nic na to nie poradzicie. Ani my, ani one nie mają zamiaru się wyprowadzić - mówi Louis łapiąc Harry'ego za ramie. - A ja nie mam zamiaru wysłuchiwać skarg sąsiadek na wasze nocne debaty na balkonie - Unosi jedną brew i obrzuca nas na zmianę pogardliwymi spojrzeniami.
- Chociaż postarajcie się być dla siebie mili - Susan wyłapuje moje spojrzenie i składa ręce w błagalnym geście. - Przynajmniej na razie. Wymyślimy coś. Ja też nie jestem zachwycona tą sytuacją - mówi już trochę ciszej, żebym tylko ja mogła usłyszeć.
- Dobrze, będę miła - Wzdycham i z udawanym uśmiechem patrze na Harry'ego. - Masz śliczne oczy. Jak gwiazdy. Jedno niżej od drugiego.
- Jaki według twojego horoskopu jest twój szczęśliwy kamień? Bo po twojej twarzy wnioskuję, że jest to cegła - odwzajemnia mój uśmiech.
- Gorzej być nie może - Louis opiera się łokciami na stole i wplata palce we włosy.
Mierzymy się z Harrym spojrzeniami, po czym mówimy równocześnie:
- To nie wyjdzie.
- Wiem - mówi cicho Susan. - Po prostu nie drzyjcie się na siebie na balkonie - Wzdycha zrezygnowana. Kręci głową zmartwiona, po czym podnosi się i zbiera do wyjścia. - Jade, nie będzie mnie jeszcze jakiś czas. Gdyby Jack dzwonił powiedz, że wyszłam zobaczyć się ze znajomym.
- Jakim znowu znajomym? - podnoszę jedną brew do góry.
- Louisem.
- Co!? - Mój i Harry'ego głos znowu zlewa się w jedno.
- Musimy porozmawiać - tłumaczy Louis, po czym wstaje. Odprowadzamy ich wzrokiem, kiedy oboje kierują się w stronę wyjścia. Dzwoneczek znowu rozbrzmiewa, a po chwili drzwi zatrzaskują się. Przypadamy do szyby i obserwujemy oddalające się postacie.
- Ja...będę już szedł - mówi Harry, odrywając się w końcu od szklanej powierzchni. Znowu zajmuję swoje poprzednie miejsce i wbijam wzrok w ziemie. Chłopak chwyta telefon leżący na stole po czym kieruje się do wyjścia. Od niechcenia zamawiam czekoladowe lody. Chyba nie mam liczyć dzisiaj na obiad. Czuje się dziwnie samotna obserwując jak pary migdalą się przy sąsiednich stolikach.
- To żałosne - mruczę sama do siebie. Nie będę tu siedzieć sama. Chwytam swój telefon, odblokowuję go i zauważam coś dziwnego.
Tapeta się zmieniła, a w kontaktach widzę kilkadziesiąt obcych nazwisk, oprócz Louisa nikogo nie znam.
- Co jest? - Oglądam urządzenie z każdej strony i po chwili dochodzi do mnie przykra prawda. - Ten kretyn pomylił telefony - Uderzam otwartą dłonią w czoło i wybiegam z kawiarni, nie czekając na moje zamówienie.
Jeżeli Harry zacznie czytać moje wiadomości z Susan...Nie miałam zwyczaju usuwania ich, więc może przeczytać nawet te sprzed roku. A tam przecież jest wszystko o... O nie. Biegnę jak oszalała po schodach mojego bloku. Nie zauważam sprzątaczki stojącej na jednym z korytarzy. Co za tym idzie nie zauważam wiadra z wodą, które służy jej do mycia podłóg.
Wpadam w nie nogą po czym całą sobą uderzam o ziemie.
- Najjaśniejszy Panie, nic ci nie jest? - Nachyla się nade mną przestraszona.
- Nie, nic - mówię, macając całe swoje ciało. - Chyba.
- Krew ci leci z nosa - Stwierdza, klękając przy mnie.
Podnoszę dłoń do nosa. Rzeczywiście, szkarłatna ciecz dosięga już mojej brody.
- To nic, naprawdę. Opatrzę się w domu. - macham niedbale ręką. W tym momencie telefon jest ważniejszy. On nie może tego przeczytać. Zapewniam ją, że czuje się wyśmienicie, po czym wracam do biegu. Zostały tylko dwa piętra. Pokonuje je w tępię, którego mógłby pozazdrościć mi niejeden biegacz. Wpadam w końcu na korytarz siódmego piętra. Ostatnie mieszkanie wydaje się być dalej niż zazwyczaj. Nie zważając na chlupanie wody w bucie i rdzawy zapach krwi w nosie biegnę dalej. Czuję adrenalinę buzującą w każdej komórce mojego ciała, a po głowie kołacze się tylko jedna myśl: ,,Nie może tego przeczytać, nie może" A jeżeli tylko zorientuje się, że to mój telefon, pierwsze co zrobi to dokładnie przestudiuje całą zawartość moich wiadomości. Cel zbliża się powoli, ale w końcu staję pod pożądanymi drzwiami i wale w nie ile sił.
- Harry, to ważne! - drę się. - Proszę cię.
Moja bezradność bierze górę i czuję, jak oczy zaczynają mnie piec. Dlaczego do cholery nie założyłam kodu blokady ekranu? Tyle razy o tym myślałam. Nie rozryczę się, nie ma mowy. Ostatni raz uderzam pięścią w drzwi. Pociągam nosem i od razu czuję smak krwi w ustach. Kiedy tracę już nadzieje i mam ochotę po prostu usiąść pod drzwiami i płakać, słyszę kroki po drugiej stronie. Zamek klika, oznajmiając otwarcie drzwi i ukazuje mi się Harry. W ręce trzyma mój odblokowany telefon. Mierzy mnie wzrokiem i robi się biały jak ściana.
- Co się stało? - przygląda mi się.
- Nic, to nic, chciałabym po prostu odzyskać mój telefon - mówię i wyciągam w jego stronę rozdygotaną rękę z jego własnością. - Pomyliłeś się i wziąłeś mój.
- Zau...zauważyłem - jąka się i wymienia urządzenia. - Jade, co się stało? Dlaczego jesteś mokra, co z twoją twarzą?
Przyciskam z ulgą telefon do piersi. Wypuszczam powietrze i podnoszę wzrok.
- To? - przejeżdżam palcem nad górną wargą i ścieram odrobinę będącej tam cieczy. - To tylko...
- Krew...- kończy za mnie Harry, po czym osuwa się na podłogę.
Susan's P.O.V
Siadamy na ławce w najbardziej wysuniętej części parku tak, żeby nikt nas nie usłyszał.
- Powiedz mi co się dzieje z Harrym - Patrzę na niego a on podtrzymuje to.
- To bardziej skomplikowane niż myślisz i uwierz, że wyśmiejesz mnie jak to usłyszysz.
- Mieszkamy koło siebie, Jade nie może spać w nocy, powinnyśmy chociaż wiedzieć dlaczego.
- ,.,Powinnyście''? Zamierzasz jej powiedzieć?
- Oczywiście, że tak. Ona jest najbliżej Harry'ego - Louis podnosi brwi zdziwiony. - Nie w tym sensie! - Macham rękami i gorączkowo zaprzeczając. - Jest z nim najbliżej w nocy - Uśmiecham się zadowolona, po czym zdaję sobie sprawę z ponownej dwuznaczności mojej wypowiedzi. - Boże, nie o to mi chodzi.
- Rozumiem - Śmieje się chłopak. Przeczesuje włosy palcami i zakłada na nos okulary przeciwsłoneczne.
- Harry wie, że mi powiesz? - pytam nieśmiało.
- Nie ma bladego pojęcia, zabiłby mnie. Uważa, że to co się dzieje jest żałosne.
- A ty jak uważasz?
- Że straszne - dokańcza ze smutną miną.
- To...powiesz mi o co chodzi? Nie chce wiedzieć wszystkiego, nawet nie liczę, że mi wszystko powiesz, ale... - Plącze się w swoich wyznaniach.
Louis' P.O.V
- Harry ma...koszmary. To już chyba wiesz - Patrze na nią. Wpatruje się w jakieś dzieci, zmierzające w naszym kierunku.
- E! Wytwory spermy taty! Idźcie się bawić gdzie indziej - krzyczy w ich stronę, a one patrzą po sobie, po czym wycofują się zakłopotane. Ostatni raz mierzy je wzrokiem, po czym znowu skupia swoją uwagę na mnie. - Kontynuuj.
- Doobrze? - mówię trochę niepewnie, zdziwiony jej zachowaniem. - Więc, to nie są normalne koszmary. One są....demoniczne.
- Na przykład? - podnosi jedną brew, najwidoczniej rozbawiona całą sytuacją.
- Nie opowiada o nich za często. - zamyślam się chwile. Zamyślam się. - Wiem! Pamiętam jeden!
Siedzę z Harrym w salonie. Oczy ma mocno zaciśnięte i przyciska kolana do klatki piersiowej.
- To znowu się stało - mówi cicho.
- Wiem Harry, wiem. Spokojnie.
- Louis, ty nie rozumiesz. One są coraz gorsze.
- Dobrze - wzdycham. Opowiesz mi co się działo w twoim śnie? - Zaplatam ręce na kolanach i wpatruję się w niego z wyczekiwaniem.
- Zaczęło się od tego, że znalazłem w swoim telefonie zdjęcie mnie, kiedy śpię. W pierwszej chwili pomyślałem, że to ty mi je zrobiłeś. Zacząłem szukać cię w mieszkaniu. W łazience znalazłem karteczkę, że przepraszasz, że się nie pożegnałeś, ale musiałeś szybko wyjść z domu. Spojrzałem na godzinę wykonania zdjęcia. Było sprzed dwudziestu minut. Potem usłyszałem stukanie. Jakby ktoś drapał palcami w szkło, wiesz, jaki to dźwięk? Kiwnąłem głową, nie chcąc, żeby przerywał.
- Spojrzałem w stronę okna. Nikogo tam nie było, Louis. Ale to znowu zastukało. Wtedy zrozumiałem.
To dochodziło z lustra.
- Chyba tyle wystarczy - Susan przełyka głośno ślinę. - Nie był z tym u żadnego lekarza?
- Staram się go namówić, ale on zapiera się, że nie ufa nikomu na tyle, żeby mu o tym powiedzieć. No i jest coś jeszcze...
- Co? - obraca się zaciekawiona w moją stronę.
- On między tymi swoimi snami, jeżeli już oczywiście zaśnie, ma...jakby to ująć jednym słowem....wizje.
- Wizje czego? - podnosi jedną brew do góry.
- On widzi rzeczy, których nie powinien widzieć.
- Jakie rzeczy? - nabiera dużo powietrza w płuca, a jego wzrok błądzi niedbale po mojej twarzy.
- On widzi nadchodzącą śmierć, Susan. Wie, kto umrze, zanim to się stanie.
-------------------
DZIEŃDOBRY :)
No....nowy rozdział powinien być jutro :D
Dziękuje za wasze komentarze, wyświetlenia, obecność!
Drogie słonka!
Mam nadzieje, że rozdział się spodoba XD
Ja osobiście uśmiała się pisząc go :P
A potem nastała groza :o
Więc, widzimy się w 16!
PS.
Znowu się popłakałam przez komentarze :( Jak wy mnie rozczulacie XD
Julisia <3<3<3<3<3<3 Jestem od początku i sie mnie nie pozbędziesz XDDDDDD
OdpowiedzUsuńProszę tutaj nie zdradzać moich danych osobowych!! XDD
UsuńA żebyś sie nie zesrała XDDDDDD Skarbieeeee czekam na kolejnyyy :**
UsuńPisze!
UsuńJeeeeeeeeeej!!! dziękuję bardzo :3 rozdział jak zwykle genialny!!!! W końcu w końcu wiadomo co z Harrym biedny :(..... Mam nadzieje ze się pogodzą haha xd ksiezniczka i pan ciemności. zabiłaś xd
OdpowiedzUsuńHahahaha <3 Uwielbiam cię! :D
UsuńOficjalnie zostajesz moim pro dziubasem, motywujesz mnie strasznie XDD
UsuńPro dziubasem haha spoczi :3
UsuńDo samego rozdziału to fajny, ładnie i płynnie napisany ;)xx
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nadal piszesz ten blog, kłamałabym, jakbym niepowiedziała, że to jeden z moich ulubionych blogów.
Pisz dalej, wene miej i żyj spokojnie ;))
Kisses xxx
Jaram się rozdziałem omg!
OdpowiedzUsuńKocham Ciebie i tego bloga ♥
To jeden z lepszych jakie czytam
Rozdział niesamowityczekam na next kochana@niall_quad
Kocham ,kocham i kocham. Chcę już nn.Loola:D♥♥♡
OdpowiedzUsuńOmg nie wytrzymam po prostu jkdsjkjfjkjkr#(jkjkcxbhdsahjejkdskajewlk zajebisty kiedy next? ~cleo
OdpowiedzUsuńJutro :D
UsuńWspaniały jak zawsze kochana. Nie mogę nadziwić sie twoim talentem pisarskim. Wszystko jest tak spójne. No już nie wspomnę o fabule idealnie @love_hariana :D
OdpowiedzUsuńTak bardzo dziękuuje! <3
UsuńUuu Harruś-Medium, ciekawe kto będzie kolejny w jego wizji O.O
OdpowiedzUsuńTWOJ BLOG TO GOWNO!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńI kto to mówi.....
UsuńTaki z ciebie leń że nawet głupiego "ó" nie chcecesz napisać
Sam/sama jesteś gównem, chujebo.
UsuńJuż wiem.... Harry jest Banshee z Teen Wolf
OdpowiedzUsuńJuż wiem.... Harry jest Banshee z Teen Wolf
OdpowiedzUsuń