piątek, 17 lipca 2015

Rozdział pięćdziesiąty drugi

Jade's P.O.V



- Dlaczego nie?  - wybucham, kiedy Harry po raz kolejny się rozłącza.
- Mam zadzwonić do rodziców i powiedzieć: ,,Hej mamo, nie gadamy już kilka lat, ale czy któreś z was jest może przeklęte?". Nie ma mowy. 
- Nie zależy ci na tym, żeby się czegoś dowiedzieć? - jęczę zdesperowana i podnoszę się z leżaka. - Twoja duma jest ponad to? 
- Żyje z tym już trzy lata! - Harry również krzyczy i wstaje.- Czy to twój pieprzony interes, czy raczej mój? 
- O, więc teraz się wtrącam, tak? Jesteś kurwa tak beznadziejny, nawet sobie z tego nie zdajesz sprawy. Jesteśmy tak blisko, ale nie, ty musisz udawać obrażonego bachora! - Wyrzucam ręce w powietrze i patrzę błagalnie na Louis'a i Susan. Może się odezwą, jakoś mi pomogą?  
- Moja matka wyrzuciła mnie z domu za uświadamianie jej w tym, że nie ma miłości i ojciec chce tylko jej kasy. Kurwa, kobiety są głupie, a ty mi to cały czas uświadamiasz - syczy, odwraca się i idzie w stronę drzwi. Zdradzieckie łzy napływają do moich oczu i wywołują pieczenie. Cholera, na pewno nie!
- Dobrze. Ty mnie uświadamiasz, że każdy facet krzywdzi tak samo - parskam ironicznym śmiechem i mijam go w drodze do domu, kiedy ten się odwraca i patrzy na mnie zdziwiony. Wbiegam po schodach do naszego pokoju, mijając gdzieś Enza, nie wiem gdzie. Trzaskam za sobą drzwiami. Ze wściekłością stwierdzam, że nawet gdybym chciała, nie mogę mu przyznać racji. Upieram się przy swoim. Dlaczego mi bardziej zależy na ratowaniu go, niż jemu? Dlaczego on jest tak spokojny, myśląc o tym? Przecież raz prawie umarł w moim mieszkaniu, kiedy kostucha postanowiła zabić jego w tym pieprzonym śnie!
Przystawiam drzwi fotelem, tak, że nie da się teraz nacisnąć klamki. Mam zamiar siedzieć tu aż do końca naszego wyjazdu. Dochodzę do wniosku, że przebywanie z Harrym za długo, zawsze doprowadzi nas do jednego, krytycznego momentu, jakim jest kolejna awantura. 
- Zachowujesz się nie fair - Słyszę głos zza drugiej strony drzwi. Szybko go rozpoznaję, więc siadam na fotelu, który stał się moją barykadą, żeby upewnić się, że ten dupek tu nie wejdzie. Dziwne, że nie słyszałam jego kroków, kiedy tu szedł. - Wymagasz ode mnie czegoś, na co nie jestem w stanie się zdobyć. 
- Widocznie jestem za głupia, żeby to zrozumieć - parskam obrażona, zakładając nogę na nogę. - Chcesz mnie wkurwić jeszcze bardziej, czy po co przyszedłeś? 
- Chcę porozmawiać - jęczy zły, a ja mogę wnioskować, że jego emocje jeszcze nie opadły. Dalej uważa swoją rację za właściwą. 
- Dlaczego mi bardziej zależy, wyjaśnisz mi to? - Kładę swoją głowę na oparciu i luzuję mięśnie twarzy, zmieniając jej wyraz na neutralny. Zawsze kiedy marszczę czoło, boli mnie głowa.
- Zależy mi, ale to trudne! 
- To nie jest trudne. Twoja duma i obrażanie się przeszkadza. Musisz zachowywać się jak dwunastolatek!? - krzyczę w drzwi, po czym dodaję: - Poza tym, nie wszystko jest łatwe. 
- Możesz mnie wpuścić? - pyta, coraz spokojniejszym głosem.
- Nie.
- Więc mam ci się zwierzać na korytarzu, tak?
- Rób sobie co chcesz, zza drzwi nie mogę cię uderzyć, żebyś sobie poszedł - odpowiadam, na co on chichocze ironicznie. - Możesz spierdalać, możesz mówić, nie obchodzi mnie to.
- To nie jest tak, że ja się tym nie przejmuję - zaczyna, kompletnie zbywając moje obelgi. - Mam obok ciebie, ty mnie budzisz i to jakoś funkcjonuje - stwierdza obojętnym głosem, a ja w momencie zrywam się i kopię fotel tak, że mogę teraz otworzyć drzwi, co robię z większym zamachem, niż zamierzałam.  
- Więc nie boisz się, póki jestem, co? - syczę, patrząc na Harry'ego, który siedzi na ziemi, z góry. - A  co, gdybym odeszła? Liczysz na to, że będę całe życie z tobą, co? 
- Jade, czemu ty wpadasz w taką furie? Uspokój się - Podnosi się z miejsca i chce złapać moje ramiona, na co odsuwam się znowu w głąb pokoju. - Co ci jest?
- Odpowiedz, co gdyby mnie nie było?! - drę się, bo emocje rozsadzają mnie od środka, a to jedyny sposób, żeby dać im upust. 
- Nie wiem, nie biorę pod uwagę, że odejdziesz - przyznaje, na co ja zaciskam mocniej dłonie.
- A ja nie biorę pod uwagę tego, że przez to wszystko coś ci się może stać! A powinnam i ty też powinieneś! Kurwa, dlaczego ja się martwię o ciebie, ty pieprzony dupku? - Rzucam w niego poduszką, którą mam akurat obok siebie. - Dlaczego chcę, żebyś był bezpieczny bardziej niż ty?! 
- Jade, ja też się boję o ciebie! Przewidziałem TWOJĄ śmierć, ty głupia idiotko, nie myślisz, że może ja wcale nie chcę tego zwalczać, żeby móc widzieć właśnie takie rzeczy, żeby mieć pewność, że nic ci się nie stanie, ty skończona kretynko?! - wybucha, trzaskając za sobą drzwiami z całej siły i przemierzając pokój. Rozzłościłam go tak strasznie, że dawno nie widziałam go w takim stanie. Ale w tych emocjach powiedział coś, co rozbiło moją barierę, którą utworzyłam w myślach. Barierę od myśli, które go usprawiedliwiają i mówią, żebym nie była na niego zła. Opuszczam uniesione ręce wzdłuż ciała i spoglądam na niego z dołu, bo podszedł bardzo blisko mnie. 
- Nie chcę, żebyś ryzykował ze względu na mnie, ani na nikogo. Chcę się dowiedzieć co ci jest. Za bardzo mi na tobie zależy, żeby żyć w niepewności, że coś ci się może stać - szepczę histerycznym głosem.
- Zadzwonię do nich. Dla ciebie. Mogę nawet jechać do tych idiotów. Nienawidzę ich, ale to zrobię. Co nie znaczy, że będę chciał się tego pozbyć. Po prostu daj mi trochę czasu, żeby się do tego przygotować - prosi mnie cicho, a kiedy kiwam głową, przytula mnie do siebie. - I nie jesteś głupia.
- A ty mnie ranisz, ale i tak cię lubię - śmieję się, wtulając twarz w jego tors. 
- Przepraszam.
- Ja też - mamroczę. - Poza tym, nie zapominajmy o następstwach. To właśnie je trzeba zwalczyć, oczywiście poza twoją klątwą. 
- Nawet mi o nich nie przypominaj, przerażają mnie - wzdycha przeciągle, na co gładzę jego plecy.
- Nie możemy unikać tematu. Trzeba ratować Susan i Louis'a. 
- Wiem - przyznaje i odsuwa się ode mnie kawałek. - Ciebie też uratujemy.


*********


Po śniadaniu, kiedy uspokajam Louis'a i Susan, że wszystko już okej, od kopania Harry'ego pod stołem odrywa mnie głos Filipa:
- Paniczu Haroldzie...
- Haroldzie - parska śmiechem Louis i zakrywa twarz dłonią. 
- Pan Enzo jest gotowy na spotkanie, chciał się pan z nim widzieć, tak? 
Patrzę pytająco na Harry'ego. Po co chce niepokoić Walker'a z samego rana? Coś się stało? Chłopak widząc moją przejętą minę, kiwa głową na Filipa, że ten może odejść, a kiedy ten znika, nachyla się do mnie.
- Zapytam go o rodziców, czy ma z nimi jakiś kontakt. Nie krzycz! - Zakrywa mi usta dłonią, kiedy podskakuję w miejscu i zaczynam piszczeć.
- Zrobisz to?! Naprawdę? - ekscytuję się dalej i liżę wewnętrzną stronę jego dłoni, żeby ją zabrał, na co ten marszczy brwi z obrzydzeniem. 
- Możesz iść ze mną, skoro nie wierzysz na słowo. Co ty na to? - Wstaje, podaje mi rękę, a ja cała w skowronkach idę za nim do gabinetu Enza. Zanim wychodzimy z jadalni, uśmiecham się do Susan, która rozmawia o czymś z Louis'em. Wysyłam jej buziaka w powietrzu, ale po chwili Styles ciągnie mnie za sobą na korytarz. Przemierzamy cały dom w ciszy, nie mamy czasu na rozmowę. Jestem tak podekscytowana tym, co może się zaraz wydarzyć. Jak wszystko dobrze pójdzie, spotkamy się z rodzicami Harry'ego jeszcze w tym tygodniu. Pan Ciemności puka do drzwi gabinetu, a ja wtulam się na chwile w jego plecy, bo chcę mu podziękować, że to robi, nawet wbrew sobie. Słyszmy krótkie ,,proszę", więc oboje gramolimy się do znajomego pomieszczenia. Ale nie jest tak, jak sobie wyobrażałam. 
Ezno popija jakiś alkohol ze szklanki, chodzi nerwowo wokół biurka, na którym walają się różne papiery.
- Kochani, dzisiaj naprawdę mam mało czasu, proszę was, szybko - jęczy błagalnie, po czym wycisza przychodzące połączenie, bo najwyraźniej nie ma siły z nikim rozmawiać.
- Chciałbym...Chciałbym porozmawiać o moich rodzicach - jąka się Harry i idzie ze mną na kanapę, która stoi pod oknem. Mężczyzna zatrzymuje się w miejscu i podnosi na niego swoje zmęczone spojrzenie.
- A co chciałbyś wiedzieć? - pyta spokojnie, ale najwyraźniej poruszyło go to, że brunet wyraził chęć rozmawiania o nich.
- Pytali o mnie? Co u nich? - zaczyna niepewnie Styles.
- Nie, nie pytali. W ogóle ostatnio nie rozmawiamy, urwał nam się kontakt. Chcesz się z nimi spotkać? Młody, mówiłem ci, że nie są tego warci. 
- Bardzo mi zależy, żeby ich zobaczyć - nie poddaje się mój ,,chłopak".
- A im nie, to jest ten problem. Sam wiele razy starałem się im przekazać, że powinni z tobą porozmawiać. Jeśli chcesz, to próbuj im przemówić do rozumu, mnie nie słuchają - Enzo wzrusza ramionami i znowu obchodzi swoje biurko. - Poza tym, przepraszam, że to brzmi, jakbym was wyganiał, ale potem mój samolot musi lecieć po jakiegoś bubka-biznesmena. Więc najchętniej odwiózłbym was wieczorem. Przepraszam za problem, ale cała Wenecja ma ze sobą jakiś problem - Uderza pięścią w stół. - Pieprzone samoloty!
- Nie, nie ma sprawy, możemy lecieć wieczorem - Harry zrywa się gwałtownie na nogi i widocznie zrezygnowany ciągnie mnie do drzwi. - Nic się nie stało. Powodzenia z Wenecją.
Mamy już wychodzić, ale zatrzymuje nas głos mężczyzny:
- Nie przejmuj się nimi. Nie wiedzą co tracą, skoro nie patrzą, jak tak wspaniały młody mężczyzna jak ty, dorasta - Odwracam się i patrzę, jak wyraz twarzy Enza łagodnieje, kiedy stara się uspokoić Harry'ego. A potem rozbrzmiewa telefon, który odbiera z hukiem, kiedy my wychodzimy z pokoju.


*********

Próbuję cały dzień namówić Harry'ego, żeby jeszcze raz spróbował zadzwonić do mamy. Bez skutku. Całą czwórką, aż do wieczora, szwendamy się po wszystkich piętrach. Dostajemy zakaz wchodzenia do piwnicy, gdyż, zdaniem Filipa, strasznie tam śmierdzi i są pająki. Na samo wspomnienie o pajęczakach Louis'owi robi się słabo, przez co wszyscy zgodnie go wyśmiewamy. Oglądamy jakiś film, bawimy się nad basenem. Jakby to były nasze wakacje i nie miało to nic wspólnego z następstwami. Nawet już nie wymawiamy tego słowa. Zlewamy to, całkowicie, uciekamy od tematu najbardziej jak możemy. A potem nastaje wieczór i Filip oznajmia nam, że nadeszła godzina odlotu. Razem z pilotami pakujemy nasze bagaże. Harry i Louis biegają od kuchni do samolotu, chcąc zabrać jak najwięcej egzotycznych owoców, co osobiście uważam za dobry pomysł. Enza nie ma w domu, musiał gdzieś bardzo pilnie wyjechać, więc nie mamy okazji podziękować mu za jego gościnę. Koniec końców, pakujemy się do samolotu, chwilę przed tym, jak dostaję sms'a od mamy, że dzisiaj wyjeżdżają pomóc babci w remoncie łazienki. Super, nie dość, że znowu wykorzystamy pana Dan'a przy powrocie do domu, to sama będę musiała gotować i zajmować się wszystkim. Jakbym jeszcze umiała to robić.
Zasypiam na ramieniu Harry'ego i to tyle, co pamiętam z lotu. Kolejna rzecz to to, że budzę się na lotnisku i spanikowana, że nie wiem gdzie jestem, zrywam się z miejsca i uderzam Pana Ciemności w twarz swoim barkiem.
- Jezu, przepraszam! - krzyczę, po czym całuję go żuchwę. - Nie chciałam!
- Czemu się tak zerwałaś? - pyta i patrzy na mnie oburzony.
- Zdezorientowałam się - wyjaśniam, a potem odgłos klaksonu powoduję, że wzdrygam się po raz kolejny. Dan wysiada ze swojego samochodu i biegnie do córki, którą mocno przytula. Podnoszę się z kolan Harry'ego i otrzepuję, bo wyglądam tak niechlujnie, że głowa mała.
Dan mówi, że mu się nudzi w domu, że mamy wszyscy spać u niego, że nas kocha, tęsknił, ściągnął nowy sezon Pamiętników Wampirów i ma popcorn. W samochodzie Harry zajmuje miejsce obok kierowcy, co ja przyjmuję z niezadowoleniem. Tak dobrze mi się na nim śpi i do niego przytula. Plus jest tylko taki, że cała przesiąknęłam zapachem jego perfum, więc jest prawie tak, jakby siedział obok. Moją wizje psuje tylko para państwa Tomlinson, którzy znowu grają w ,,Ford Focus". Wymieniam parę sms'ów z Aronem, o tym, że już jesteśmy, co u nas, co u niego. Takie typowe. Czy to możliwe, żeby kac dopadł mnie właśnie teraz, po całym dniu względnie dobrego funkcjonowania? Z ulgą wyglądam przez okno i widzę, że wjeżdżamy już na nasze osiedle.  Muszę wytrzymać jeszcze jakieś trzy minuty, potem zamknę się w łazience i prześpię na muszli. Wcale nie mam ochoty spać u pana Dana. To nie znaczy, że jestem zła czy coś. Po prostu moje łóżko jest znacznie wygodniejsze od jego kanapy, a ja potrzebuję snu, bo zwariuję. Mogę zawsze uciec albo wymyślić dobrą wymówkę. Zostało mi jeszcze jakieś dziesięć sekund na myślenie.
- Jesteśmy! Dom, słodki dom! - cieszy się Dan, a ja przewracam oczami. No tak, zero sekund. Powoli gramolę się na zewnątrz, mając nadzieję, że moje nogi jeszcze nie odmówiły mi posłuszeństwa. Otwieram bagażnik i wyciągam z niego swoją walizkę. Jest już ciemna noc, zaraz zwariuje. Będę spałą cały jutrzejszy dzień, żeby jakoś ochłonąć.
- Jade, skoro jesteś śpiąca, idź do domu. Powiem ci co i jak u Stefana i Eleny rano - uśmiecha się Sus, a ja przytulam ją z wdzięcznością. Moja najlepsza przyjaciółka, która rozumie mnie bez słów, z własnej woli odsyła mnie do mojego łóżka, rezygnując tym samym z wieczoru ze mną. Kocham ją, musimy to nadrobić. Dziękuję Dan'owi za odbiór, piszę zbiorowego sms'a do moich rodziców, Arona i Enza, że jesteśmy już w domu, po czym kieruję się w stronę swojej furtki. Ale potem coś mnie zatrzymuje. Dlaczego nie miałabym pomóc losowi, skoro on cały czas daje mi znaki, że to co robię, jest dobre? Dlaczego mam nie brać sprawy w swoje ręce? Zanim dojdzie do mnie co robię, odwracam się i wołam:
- Harry? Pomożesz mi rozłożyć kanapę?
Chłopak odwraca się, patrzy na Louis'a, jakby się zastanawiał, czy aby na pewno mówię do niego, kiwa głową i biegnie w moją stronę. Przybijam sobie mentalną piątkę i pozwalam się przepuścić w furtce. Psów nie ma, w domu ciemno, Lena musiała zabrać je na spacer. Ściągam buty w przedpokoju i powłócząc nogami, udaję się do kuchni.
-  Chcesz spać na kanapie? - pyta z niedowierzaniem Harry.
- Nie, to był pretekst, żebyś przyszedł tu ze mną - Uśmiecham się do niego szeroko, na co on odpowiada tym samym.
- Bardzo subtelnie, bardzo - śmieje się ze mnie i odbiera ode mnie karton soku, z którego kończę właśnie pić.
- Sam nic lepszego byś... Lena wróciła - mówię cicho, po czym przyklejam nos do szyby, tak, ze mam widok na ulicę. - Jest z Liam'em!? - Przyciskam palec do szyby i wskazuję na postać obok mojej siostry. Rozpoznaje jego białe nike, to na pewno on! - Frajer, chce się podlizać!
- Przecież go lubisz - stwierdza rozbawiony Harry.
- Cicho! - karcę go, po czym przyciskam nos do szkła jeszcze bardziej. - ON JĄ CHCE POCAŁOWAĆ!
- CO?! - Teraz Harry nie kryje swojego zainteresowania i oboje, jak te stare baby, podglądamy życie prywatne mojej siostry. - Nie pocałuje jej, nie ma na tyle jaj. Widzisz? Już sobie idzie.
- Cholera - Marszczę nos zdegustowana i gwałtownie odsuwam nas od szyby, kiedy widzę, że Lena wchodzi już na plac. Po chwili słychać, że wchodzi do środka i zdziwiona czyjąś obecnością, zaczyna nawoływać, czy ktoś jest w domu. - Tak, w kuchni! - odpowiadam.
Moja siostra jest zszokowana naszym wczesnym przyjazdem, ale woli to, niż siedzieć sama w nocy. Chwilę rozmawiamy, nie poruszając tematu Liam'a, po czym zgodnie stwierdzamy, że czas iść spać, bo cała nasza trójka po prostu pada.
Lena zajmuje łazienkę na dole, a Harry na górze. Całe szczęście, że tata wymienił klamkę, bo miałabym okropną ochotę zamknąć go tam i czekać, aż będzie błagać o litość. Szybko zmieniam pościel na świeżą i wybieram jakiś film. Harry przychodzi po jakimś czasie i widzę po nim, że jest zmęczony jak ja. Wygląda jak wielkie, naburmuszone dziecko, które mama kładzie, mimo jego niechęci. No tak, Pan Ciemności najchętniej jeszcze by coś zjadł i poszedł na spacer. Wparowuję do łazienki i jak najszybciej załatwiam wszystkie swoje potrzeby. Przebieram się w jakieś krótkie spodenki  i koszulkę z długim rękawem. 
Cały czas myślę o spaniu, o tym, żeby przytulić się do Harry'ego. Wchodzę do mojego pokoju i gaszę za sobą światło. Zagryzam dolną wargę, kiedy widzę, że chłopak powoli zasypia. Kładę się obok niego i przytulam do jego pleców. Drapię go po brzuchu, kiedy z naszego sennego stanu wyrywa mnie dźwięk sms'a. Wściekła podnoszę się z miejsca, patrzę na wyświetlacz i widzę, że to od właściciela naszego mieszkania.
- Harry - Szturcham go w bok. - Styles!
- Hmm? - mruczy, przewracając się na drugi bok, żeby leżeć przodem do mnie.
- Mieszkania są skończone. Możemy wrócić do domu - Szczerzę się do niego wesoła.


--------------------------------------


Rozdział pisany na szybko i bardzo przejściowy, nudny, ale musi być. Przepraszam za niego, błędy sprawdzę rano, bo jest 1:30 i zasypiam. Wychodzę z wprawy, normalnie zawsze pisałam po nocach :D
Dziękuję kochanie za 100 000 wejść i głosy oddane na blog miesiąca, to wszystko to jakiś kosmos :O
Chciałam się pożalić, że mój koń jest chory, przez przeszło rok na niego nie wsiądę. Nie będę się rozpisywać co mu jest, ale z góry przepraszam za wszelkie opóźnienia, przez 2 miesiące będzie w Gliwicach, bo będzie operowany, więc mogę mieć lekkie obsuwy. Ale za to mam dokłądnie podzielone wszystkie rozdziały do końca, więc pisanie idzie mi szybciej :) Już się nie mogę doczekać kolejnego, coś cuzje w kościach, że zacznę go pisać rano. A póki co, dobranoc kochane, jeszcze raz przepraszam za żałosność tego rozdziału :D

14 komentarzy:

  1. Wszysto pięknie, ładnie i wgl.. Ale no.. Jak możesz nam to robić?? ;c No kiedy oni się k@#$% wreszcie pocałują?? ;-;

    OdpowiedzUsuń
  2. Może i przejściowy rozdział, ale i tak cudowny. I zgadzam się z moim przedmówcą, kiedy oni sie pocaluja?

    OdpowiedzUsuń
  3. Może i przejściowy rozdział, ale i tak cudowny. I zgadzam się z moim przedmówcą, kiedy oni sie pocaluja?

    OdpowiedzUsuń
  4. Jacy oni są słodcy ;) i co z tego że rozdział przejściowy ? I tak czytałam go dwa razy ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Co z tego że rozdział jest przejściowy,bo i tak jest boski ;) nie było żadnych pocałunków ale ich zwykłe rozmowy i sprzeczki są tak samo słodkie xD
    Już nie moge się doczekać nexta, kiedy będzie???

    Współczuje z powodu konia i życzę powodzenia, na pewno wszystko będzie dobrze ;) Kocham jazde konną i nie dawno mój ulubiony toważysz na wyprawy też był chory ale wraca już do formy... Trzymam kciuki za operacje ;***

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham! (Tak wiem kolejny bardzo pomysłowy komentarz XD)

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział fajny, przyjemnie się czyta.

    OdpowiedzUsuń
  8. Rodział świetny! Co ty gadasz, że nudny. Fajny i przyjemny serio. Jeździsz konno? Piąteczka xd Czekam na więcej

    OdpowiedzUsuń
  9. Zaczepisty! Awww... Oni sątacy slodcy kiedy się kłócą ;* duuużo weny życzę i czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  10. Jezu, to jest takie jdbsbsbsjs kocham to ff, życzę weny i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
  11. Chcę więcej!
    Jestem chyba w stanie napisać tylko tyle.. c;
    Rozdział cudowny, choć pisany na szybko!
    Te momenty, kiedy Jade mówi o zapachu Harry'ego itp., są tak słodkie...

    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  12. Fajny rozdział...wiem, że czasem potrzeba takiego luznego i spokojnego....tak.się cieszę,że Harry i jade tak.sobie okazują uczucia...i Jeszcze wrócą do.domu i będą zawsze razem.spać...ohh *.* a co.z Liamem?? Weź się w garść chłopie i bierz się za lene...szkoda trochę Harry'ego z tymi rodzicami...nie chciałabym tak.mieć, ale jade jest z nim..kocham.i czekam nn ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥

    OdpowiedzUsuń
  13. Na początku strasznie przepraszam za opóźnienia. Byłam na wakacjach i nie miałam dostępu do internetu. :c
    Twój koń będzie niedaleko mnie.
    Harry i Jade forever! ♥
    Na początku była ta dziwna kłótnia. Znaczy okej, ona miała sens, ale była nie na miejscu. Oni nie powinni się kłócić. Powinni być słodką parą! O tak, już to widzę. Harry by jej przynosił śniadanie do łóżka, wychodziliby na spacery, romantyczne kolacje. Wszyściutko!
    Ich pokoje są gotowe?! Nawet nie wiesz, jak się cieszę. No, bo w końcu to w tamtym miejscu ich losy się złączyły! :D
    Ciekawe, czy ich rodzice będą mieli czas na spotkanie ze Styles'em. Oby tak, bo muszą sobie wiele wyjaśnić!
    Przepraszam, że tak krótko, ale jest druga w nocy, a ja jestem wyczerpana. Tak strasznie chce mi się spać. :c
    Zatem dobranoc, kolorowych snów. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jejciu, jak mogłam zapomnieć?!
      Liam i Lena się prawie pocałowali! Jakie to urocze! Czy tylko ja uważam, że oni powinni być razem? :D

      Usuń