czwartek, 6 sierpnia 2015

Rozdział pięćdziesiąty czwarty

Lena's P.O.V




- Nie masz prawa się ze mnie wyśmiewać, tylko dlatego, że jest wrzesień i ja, w przeciwieństwie do ciebie, idę do szkoły! - fukam oburzona i wysiadam z samochodu roześmianego Liam'a. - Śmiej się, zobaczymy co powiesz, jak zobaczysz je - Wskazuję na swoje piersi. - dopiero w dalekiej przyszłości. Najlepsza baba to własna graba, co? 
- Nie no, Lena! - Słyszę za sobą, po czym ktoś łapie moje ramię. - Przestań! Już nie będę się z ciebie śmiał! Kochanie! No błagam cię! - Odchodzę od niego ze śmiechem i podążam w stronę swojej szkoły. Przewracam oczami, kiedy Liam odwraca mnie w swoją stronę i patrzy na mnie swoimi brązowymi oczami. - Doskonale wiesz, że gdybym był dla ciebie za miły, zerwałabyś ze mną! 
- Czyli jesteśmy oficjalnie razem? Jakoś nigdy mi tego nie zaproponowałeś - Zaplatam ręce na piersi i unoszę jedną brew. - Sypiamy ze sobą, spędzamy razem cały wolny czas, ale nie zapytałeś! Zamiast tego bezczelnie się śmiejesz! - Uderzam go w ramię, na co on reaguje jeszcze większym napadem głupawki. 
- Zostaniesz moją dziewczyną? - bełkocze pomiędzy salwami śmiechu. Kręcę głową, po czym prężnymi krokami ruszam w stronę szkolnych drzwi. Kiedy mam już wchodzić do środka, odwracam się do ,,mojego chłopaka" i krzyczę. - Przyjedź po mnie po rozpoczęciu! 
- Nie ma sprawy, kochanie! - Macha do mnie, po czym wraca do samochodu. Odprowadzam go rozmarzonym spojrzeniem, a z błogiego stanu wyciąga mnie dopiero chrząknięcie jakiegoś chłopaka, któremu tarasuję drogę do środka. Z przepraszającą miną przepuszczam go w drzwiach, a następnie kieruję się na największą sale. Właśnie zaczynam ostatni rok, który, z moim chłopakiem u boku, ma być tym najlepszym. W końcu muszę dostać się potem do dobrego College'u, jak Jade. O edukacji zawsze myślałam bardzo poważnie, a teraz jest czas, żeby dopiąć wszystko na ostatni guzik. Poprawiam swoją czarną spódniczkę i wchodzę do wielkiej auli. Mam nadzieje, że nic w moim wyglądzie nie wskazuję na to, że nie przespałam całej nocy. Dlaczego nie przespałam całej nocy? No nie wiem, powinnam chyba zapytać Liam'a, który jest teraz podobno najszczęśliwszy na świecie.  Przynajmniej o tym stara się mnie zapewnić od kilku dni. Od kiedy pierwszy raz ze sobą spaliśmy, właściwie nikt nie powiedział nic, co jakoś określiłoby naszą relację. Możemy być równie dobrze przyjaciółmi z przywilejami albo parą. Nie wiem, ale jeżeli chodziłoby tylko o moje uczucia, bylibyśmy ze sobą, bez żadnych niedomówień.  Nie wiem czy go kocham, nie wiem czy to to uczucie, ale zdecydowanie jest wyjątkowe, bo on jest wyjątkowy. Mogłabym mu się oddać cała, w każdym momencie. Nawet wtedy, kiedy dzwoni do mnie w środku nocy, bo ten stary dziad boi się burzy. Parskam śmiechem na to wspomnienie, a parę osób odwraca się w moją stronę. Nie zwracam na nich uwagi i udaję, że skupiam się na mowie dyrektora. Tak, trzeba zacząć nowy rok.




Jade's P.O.V





- Czyli mam rozumieć, że przez cały pieprzony wrzesień, zamiast zająć się czymś pożytecznym, będziemy grali w karty? - pytam ze złością i rzucam talie na stół. 
- No, poza tym, ma do nas przyjechać twój kuzyn, tak? - Aron patrzy na mnie z dołu i zaczyna tasować karty.
 Wszyscy siedzimy razem w naszym salonie, czyli robimy to, co zawsze, odkąd zaczął się rok szkolny. No, nie dla nas, dlatego tak cholernie się nudzimy. Całe dnie spędzamy na tej pieprzonej kanapie, jedząc co się da, grając w cokolwiek, śpiąc i po prostu umierając z nudów.
- Nienawidzę studiować - jęczy Louis. - A raczej tego nie robić. Co robią inni, normalni ludzie w naszym wieku?
- Na pewno nie zajmują się dziećmi rodziny - Przewracam oczami. 
- Więc my też tego nie róbmy. Może pojedziemy do mnie? - Black podnosi się na łokciach i patrzy na twarze pozostałych. - Liam pojechał gdzieś z Leną, teraz cały czas ze sobą siedzą. Zayn jest pewnie z Holly, polubicie ją.
- Czyli ja mam zostać z małym Brian'em, kiedy wy będziecie świetnie się bawić? Super, tak, zdecydowanie bardzo sprawiedliwie! - fukam i marszczę brwi.
- Jak nam nie pozwolisz jechać, nauczę go brzydkich słów - wygraża się Lou. - Zaczniemy od siusiaka. 
- Dobra! Jedźcie! - Wyrzucam ręce w powietrze i siadam na kanapie. - Zostawcie mnie tutaj, tak najprościej! 
- Doskonale wiesz, że ja i tak zostanę, więc nie rozumiem, po co te histerie. Skoczę tylko po telefon, zamówię jakąś pizze czy coś - mówi obojętnie Harry, a ja odprowadzam go spojrzeniem, kiedy ten udaje się do mojej sypialni. Właściwie w ogóle nie przychodzi do nas w normalny sposób. Zawsze idzie balkonem. Nie wiem czemu ten sposób tak przypadł mu do gustu, ale bardziej teraz interesuje mnie to, czy to, że ze mną zostaje, nie jest najbardziej uroczym gestem na świecie?
- No widzisz, Pan Ciemności z tobą będzie, a my z Sus i Aronem się zbieramy. Zrobicie sobie romantyczny wieczór we dwoje - Louis porusza zabawnie brwiami, a ja rzucam w niego poduszką. - Brian i tak zaśnie pewnie koło dziesiątej, ile ona ma lat?
- Pięć. Spadajcie już! - krzyczę, a Aron ze śmiechem podnosi się z miejsca i chwyta ze stolika kluczyki, do swojego wielkiego mercedesa vito, na którego składał się razem z dwójką swoich współlokatorów. Teraz urządzają nim sobie wesołe wycieczki dookoła Londynu, razem z wesołym kierowcą Aronem na czele. Tomlinson zbiera się zaraz za swoim przyjacielem i za nim podąża do drzwi. Oboje przepychają się w przedsionku, aż któryś z nich zalicza zderzenie głowy z szafą. Mówię im, że mają się uspokoić, ale nie dane jest mi dokończyć mojej mowy, jak głupi są, bo Susan ciągnie mnie w stronę kuchni, odwraca w swoją stronę, patrzy na mnie poważnie i mówi:
- Liczysz na coś więcej z Harry'm? Dzisiaj? Zabezpieczycie się? - pyta, dokładnie oglądając moją twarz.
- Nie mam zamiaru uprawiać seksu do ślubu! - oburzam się. - Doskonale o tym wiesz!  Poza tym, to nie jest tak, że mam chcice na niego. Ja go kocham - Wzdycham i opieram się plecami o lodówkę. - Najzwyczajniej i najprościej. Jest facetem, z którym mogłabym być do końca życia.
- I wziąć ślub?
- Tak.
- Czyli pieprzyć też byś się z nim mogła?
- Spierdalaj już! - śmieję się i kręcę z niedowierzaniem głową. Susan chwyta moje policzki i mówi:
- Nie wierzę, że jesteś taka wesoła. Mam nadzieję, że wam wyjdzie. A teraz lecę podbijać serce naszego pana prawnika - Wskazuje głową na korytarz, gdzie akurat Aron jest zajęty kopaniem Louis'a, bo ten go chyba popchnął, czy coś w tym rodzaju. 
- Powodzenia. Jak spotkasz Lenę u Liam'a, to powiedz jej, że ma na siebie uważać i nie robić nic głupiego. I wracać do domu na noc.
- Przekażę, na pewno tam będzie - odpowiada moja przyjaciółka, odwracając się. 
Patrzę jak trójka wychodzi i wracam na kanapę. Włączam telewizje, a po chwili przesuwam się, robiąc miejsce Harry'emu, który palcem przesuwa po ekranie telefonu i marszczy brwi niezadowolony. 
- Nie mam pomysłu co zamówić - oznajmia po chwili.
- W całym Londynie nie ma nic, co spodoba się panu Styles'owi - Przewracam oczami i obracam się tak, że kładę mu głowę na kolanach. Patrzę na niego z dołu, a kiedy ten tylko to zauważa, pokazuje mi język. - Dojrzały i uroczy. Jak to jest być ideałem chłopaka?
- Ciężko! Żebyś wiedziała! - wzdycha dramatycznym tonem, ostatni raz rzuca spojrzenie na spis swoich kontaktów, po czym blokuje telefon i kładzie go na kanapę. - Sam coś ugotuję!  
- Tak, twoje popisowe danie, zupka chińska - Harry zrzuca mnie ze swoich kolan i ze złością kieruje się do kuchni. - Proszę państwa, Harold Styles, Masterchef! 
Chłopak burczy coś obrażony pod nosem, więc w podskokach ruszam za nim, żeby chociaż trochę zadośćuczynić za moje okropne wyzwiska. Siadam przy blacie i obserwuję jak Styles wyciąga z szafek potrzebne mu rzeczy.
- Co robisz? - pytam z zainteresowaniem.
- Zupkę chińską! - burczy przez ramię, na co zaczynam się śmiać. Nie mogę dłużej korzystać z jego złego humoru, żeby robić z niego pośmiewisko, bo słyszę dzwonek do drzwi. Idę otworzyć, spodziewając się, kto może stać po drugiej stronie.
- Jade, tak strasznie cię przepraszam, ale tak nalegał, żeby zostać z tobą, a nie z babcią. Będę wracać koło północy, wybacz mi jeszcze raz! - zaczyna gadać jak najęta moja ciocia, a ja tylko kiwam głową i czekam, aż skończy.
- Nie ma sprawy, tak dawno nie widziałam Brian'a! - Pochylam się nad chłopcem, a on od razu przytula się do mnie. - Zrobimy sobie super wieczór! I pójdziemy wcześnie spać! - Patrzę znacząco na jego mamę, żeby przekonać ją, że jestem odpowiedzialna.
Po chwili zapewnień, że to, że tu jest, nie jest żadnym problemem, zamykam za sobą drzwi i patrzę z  góry na chłopca.
- Ktoś jest w domu? Susan? - pyta poważnie i rozgląda się po pomieszczeniu. 
- Nie, w domu jest mój przyjaciel, który właśnie gotuje ci coś pysznego - Chwytam jego dłoń i prowadzę za sobą w głąb mieszkania. - Na pewno się polubicie. W sumie macie podobne poczucie humoru. Brian, śmieszy cię słowo ,,kupa"?
Chłopiec zaczyna chichotać, a ja tylko utwierdzam się w fakcie, że na pewno dogada się z Harry'm. Wchodzimy do kuchni, a ja od razu zabieram głos:
- Brian, to jest Harry. Harry, Brian - przedstawiam ich sobie, na co chłopiec chowa się za mną. - Nie martw się, ja też się go na początku bałam.
- Ej! - Styles patrzy na mnie obrażony, a ja parskam śmiechem, widząc, że ma na sobie fartuch w kratę Susan. - Dzieci mnie lubią! - Kuca, tak, że jest na poziomie chłopca i pyta go z uśmiechem: - Masz ochotę pomóc mi gotować dla tej wstrętnej baby? 
Chłopiec kiwa nieśmiało głową, wyłaniając się zza mnie. Harry oficjalnie przestał stanowić dla niego zagrożenie. Po chwili nie ma już między nimi żadnej bariery, a Brian dostaje bardzo ważne zadanie, jakim jest wyrzucanie obierków do kosza.  Ja natomiast siedzę i patrzę na to wszystko z szerokim uśmiechem, bo raz, nie muszę nic robić, a dwa, Harry wygląda przeuroczo. 
- Dobra, zapiekanka wstawiona, może teraz obejrzymy sobie jakąś bajkę? - proponuje brunet i chwyta chłopca na ręce. 
Razem udajemy się do salonu i sadzamy Brian'a między siebie. Po wielu kłótniach, w końcu mój kuzyn stawia na swoim i jesteśmy zmuszeni oglądać najgłupszą ze wszystkich kreskówek świata. 
- Umyj z nami swoje ręce, bo nie trzeba ci nic więcej! - śpiewa jakiś animowany, zadbany rudzielec, którego zapał jest przerażający. 
- Umyj z nami swoją dupę, żeby wytrzeć z dziury... - zaczyna zdegustowanym głosem recytować Styles
- Harry! - uciszam go, a on patrzy na mnie wesoły. Po chwili zaczyna się śmiać, a ja przewracam oczami.
- Wytrzeć co? - pyta go chłopiec, a Pan Ciemności uspokaja się i spogląda na niego z góry. - Co wytrzeć z dziury? 
- Brud - odpowiada z powagą brunet po czym w milczeniu wraca do oglądania bajki.  Uderzam dłonią w czoło i zaczynam się śmiać. Przewracam się na plecy i nie mogę się uspokoić, aż łzy zaczynają spływać po moich policzkach, a chłopcy spoglądają na mnie ze zdziwieniem. 
- Idę wyjąć zapiekankę. Nie przejmuj się nią, jest nienormalna - Słyszę jak Harry mówi do mojego kuzyna, po czym podnosi się z miejsca. 
W swoim wesołym stanie spędzam jeszcze kilkanaście sekund, aż zaczyna brakować mi tchu. Wtedy powoli dochodzę do siebie, a w tym samym czasie, Harry stawia na stoliku trzy talerze, z porcjami czegoś, co jak sam stwierdził, będzie najlepsze na świecie. Zapiec wszystko z ryżem i przykryć serem - oto przepis na kolacje Pana Ciemności.
Zajadamy się, a ja niechętnie przyznaję, że, bądź co bądź, danie jest dobre, a nawet pyszne. Najedzeni, a nawet obżarci, rozkładamy kanapę i zgodnie stwierdzamy, że będziemy leżeć tutaj, aż nie zjawi się mama Brian'a, czyli za jakieś cztery godziny. Oglądamy po kolei wszystko, co jest możliwe, od wiadomości, do programów przyrodniczych. Mojemu kuzynowi już wszystko jedno, bo zasypia prawie od razu. Na Harry'm, który nie jest z tego powodu szczególnie zadowolony.
- Jade, muszę siku - skarży się niespokojnym głosem.
- Poczekaj jeszcze chwilę, niech mocniej zaśnie - mówię szeptem, ale widząc jego minę, zgadzam się, żeby położył go obok siebie. Harry biegnie na palcach do łazienki, a ja przysuwam się do Brian'a i sama zaczynam czuć ogarniające mnie zmęczenie. Jezu, jest dopiero dwudziesta!
- Jade?
- Hm?
- Śpisz?
- Mhm - mruczę, a kiedy czuję uginający się materac, a potem perfumy chłopaka, uśmiecham się do siebie. - Umyłeś ręce?
- Nie, miałem zamiar wytrzeć je o twoją twarz - oznajmia oburzony, a ja chichoczę i odwracam się w jego stronę. Wtulam się w jego tors, a jego ramiona od razu ciasno mnie oplatają. Przewraca mnie tak, że leżę na nim, z nosem tuż przy jego szyi. Przeciągam się i mówię coś bardziej do siebie, niż do niego, na co on potakuje, ale nie sądzę, żeby w ogóle zrozumiał.
Nie wyobrażam sobie nocy bez Harry'ego. Nie wyobrażam sobie, że mógłby mnie nie przytulać, że nie musiałabym go budzić. Po prostu jest częścią mojego życia, tak samo jak Susan, Aron, czy Louis. 
Tylko, że jego kocham. Najbardziej, najmocniej, najprawdziwiej. Kocham go. Mocniej się w niego wtulam i upojona spokojnymi myślami, zasypiam.





P.O.V





Wrzesień, a raczej jego połowa. Na jedno z Londyńskich osiedli wjeżdża czarny, bardzo zadbany samochód. Nikt z mieszkańców nie zwraca na niego uwagi, co ich to obchodzi. Samochód zatrzymuję się po jednym z domów, a wychodzący z niego mężczyzna, mówi kierowcy, że ma się nigdzie nie ruszać. Jego zdecydowanie za drogie buty uderzają o kostkę, kiedy kieruję się do drzwi. Przeskakuje stopnie i dzwoni dzwonkiem, a następnie czeka. Kiedy zaczyna go to drażnić, słyszy skrzyp drzwi, a zaraz potem widzi postać. Mężczyznę, siwego, niebieskookiego. Uśmiecha się do niego, na co ten odpowiada jedynie zdziwieniem.
- Co ty tu robisz...
- Irydionie. To bardziej profesjonalne, Dan. 
- Co robisz w Anglii? - Dan Fox marszczy brwi i otwiera szerzej drzwi, wpuszczając mężczyznę do środka. 
- Nie mogę już odwiedzić starego przyjaciela? - Irydion uśmiecha się sztucznie, po czym kieruje się do salonu, gdzie zajmuje miejsce na kanapie.
- Pomogłeś mi przenieść się z Polski do Londynu, ale od tego czasu nie mieliśmy kontaktu! Mówiłem ci, że nie  chcę ci więcej pomagać z twoją mafią. Jestem za stary na takie...
- Ah Dan, przestań marudzić! Ja nie w tej sprawie - Przewraca oczami, na co starszy mężczyzna siada ze zdziwieniem na kanapie. 
- To o co chodzi?
- Wiesz, doszły mnie słuchy, że masz moją zabaweczkę - Irydion zaplata ręce na kolanie i mierzy wzrokiem w Fox'a. - Moja cenna zabaweczka, a teraz ty się nią bawisz.
- Wydaję mi się, że nie rozumiem?
- Pamiętasz, mówiłem ci o chłopcu, którego rodzice mają wielką firmę, więc ja ją chcę? Moja mała zabaweczka została od nich odcięta, żeby nie było komu jej przekazać, a wtedy, rzecz jasna, kupiłbym ją. Wiesz, rodzinny interes i inne pierdoły, sentymenty, bzdety - wzdycha, w ogóle nie wzruszony tym, że coraz bardziej kołuje pana Dana. - Jednak coś pokrzyżowało mi plany. Chłopca nie można po prostu odciąć. Chłopiec musi umrzeć. Chłopiec, a właściwie mężczyzna! - Oczy Irydiona są zimne, kiedy mówi o chęci mordu. Prawie czarne tęczówki nie przejawiają żadnych emocji. 
- O kim ty do cholery mówisz? - denerwuje się jego rozmówca.
- Harry Edward Styles, mówi ci to coś? Nastąpiły pewne komplikacje, o których nie muszę ci mówić. Więc w skrócie - ma nie żyć. A ty jesteś mi winien przysługę. 
Dan osuwa się na oparcie i zaczyna ciężko oddychać. Harry? On nie mógł być niczemu winien. Żadne ,,komplikacje" nie są w stanie zmusić Dan'a, do pomocy w zabójstwie tego człowieka! 
- Irydion! Jakie komplikacje? Nie możesz go zabić! - Podnosi się z miejsca z krzykiem. - Nie jego, musisz to załatwić inaczej! Albo znajdź inną firmę! 
- Nie chodzi tylko o pieprzoną firmę! Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć! - Irydion na chwilę traci panowanie nad sobą, ale zaraz poprawia marynarkę, oddycha spokojnie i wygląda profesjonalnie, jak zawsze. - Chłopak ma nie żyć. Musisz mi pomóc upozorować wypadek, bo masz z nim kontakt, którego żaden z moich ludzi nie osiągnie! Gdyby nie to, że pieprzony Terrence jest w więzieniu, nie musiałbyś tego robić.
- Nic nie muszę. Nie zrobię tego. Nie jemu. Nie pozwolę, żeby coś mu się stało. Wybacz mi, ale jeżeli cokolwiek mu zrobisz, powiem wszystko policji. Nie ma już między nami żadnego układu, Irydionie - mówi martwym głosem Dan, po czym patrzy przez okno. - A teraz wyjdź.
Irydion, który nie wiadomo kiedy wstał, patrzy na swojego przyjaciela oburzony, zdenerwowany i zdruzgotany. Ale potem, zupełnie inne myśli napływają do jego głowy.
- Masz rację. Nie mogę zabić niewinnego człowieka! To próżność mnie zabija! - Opada skruszony na fotel i zasłania twarz dłońmi. - Dan, gdyby nie ty, nie wiem co bym zrobił. Zawsze odwodzisz mnie od głupich pomysłów!
- Od tego ma się przyjaciół - Fox odwraca się do niego z bladym uśmiechem i podchodzi, żeby poklepać go po plecach. 
- Wypijmy! Za przyjaźń, najdroższy! - Irydion podnosi się z miejsca i udaje się do kuchni.- Jestem z kierowcą, więc co mi tam. Siadaj, zaraz naleję, chyba pamiętam, gdzie trzymasz Whisky!
Zadowolony z takiego obrotu spraw, Dan siada na fotelu i czeka, aż jego przyjaciel przyniesie dwie szklanki. Irydion zajmuje miejsce obok i stawia przed nim whisky. Z uśmiechem pije pierwszy łyk, drugi, jednocześnie patrząc wyczekująco na towarzysza. W końcu i Fox się łamie i ciągnie ze szklanki.
- A wiesz - Irydion obraca naczynie w dłoniach i uśmiecha się do siebie. - Nigdy nie lubiłem chemii, a dopiero mój pracownik, uświadomił mi, że może się przydać. Na przykład jest jakiś tam związek, nie pamiętam jak się nazywał. Przyspiesza akcje serca, wiesz? Powinieneś go unikać jako zawałowiec. Tak samo ciekawe jest, jak ludzie przewidują pewne rzeczy. Na przykład to, że coś może pójść nie tak. Hmm, no może to, że twój stary przyjaciel zagrozi ci policją. Ahh, ludzie - wzdycha, patrząc jak Dan łapie się jedną dłonią za klatkę piersiową. - Tak samo przeźroczyste rękawiczki, żeby nie zostawić odcisków palców. Również przydatne, polecam - Naciąga materiał, który pokrywa jego dłoń. - A wiesz co jest najciekawsze? Że nawet jak tu zdechniesz, nikt nie pomyśli, że to mogła byś czyjaś sprawa, bo jesteś starym, schorowanym śmieciem, który nie wie, gdzie jego miejsce - Dan upada na podłogę, a Irydion chwyta jego i swoją szklankę. - Pozwolisz, że to wezmę. Dowody, no sam rozumiesz, już mam dość tych niebieskich psów, czy policji, nazywaj ich jak chcesz. Może masz coś do przekazania Harry'emu, zanim go zabiję? Bo zrobię to z myślą o tym, jak dzielnie go broniłeś. Albo coś dla swojej córeczki? Nie? Szkoda - Mężczyzna cmoka i pochyla się nad swoim przyjacielem. - A teraz gnij tutaj i ucz się, że nie odmawia się przywódcy największej mafii, jakiej sama królowa nie widziała. Dobranoc, przyjacielu. Zapewniam cię, nie podniesiesz się, umrzesz tutaj spokojnie za jakiś czas. Żegnam cię, mój miły! A! I nie ufaj więcej nikomu, kto proponuje ci coś do picia! Ale chyba nie będziesz miał więcej okazji, żeby zastosować moją radę!
Z uśmiechem na twarzy wychodzi z domu i nogą zatrzaskuje drzwi. Podąża w stronę samochodu, gdzie jego kierowca czeka na polecenia. Ostatni raz patrzy na dom, w którym za cztery godziny pojawi się córka zmarłego już wtedy, Dan'a Fox'a.



KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ


---------------------------------------------------------


Dan Fox (*) :(

Chciałabym wam bardzo podziękować za 110 041 wejść!
Za kolejnego bloga miesiąca, za wszystkie głosy, za to, że tyle musicie czekać na rozdział i to robicie (Przepraszam, poprawię się: ()
Kocham was mocno moje misie <3 
To zakończenie pierwszej części. Kolejne dwie, tak samo jak wielki epilog pojawią się na tej stronie! 
Pierwszy rozdział części drugie, tak jak i zwiastun, pojawią się do przyszłej środy :)
Jeszcze raz, bardzo was kocham , mam nadzieję, że zostaniecie ze mnę do końca tej historii <3
Komentujcie albo nie, jak tam chcecie, snujcie spekulacje, powodzenia w rozgryzieniu tego wszystkiego :D

14 komentarzy:

  1. Jak ja uwielbiam jak piszesz! Nie spodziewałam się takiej akcji w tym opowiadaniu, jest cudowne! Nie myślałaś czasem, aby je wydać w wersji papierowej? Jestem pewna, że dużo osób chciałoby mieć swój egzemplarz...
    Pozdrawiam i życzę dużo weny, bo nie codziennie znajduje się takie opowiadania :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lena i Liam, aww! Jak słodko. *-* Uwielbiam ich, to jest jedna, z moich ulubionych par. Nie wiem, co by było, gdyby ich nie było. Tak, wiem, fajnie ułożone zdanie, nie ma co! :D
    Dan [*]
    Nie wierzę, że jakiś koleś chce zabić Harry'ego. Ciekawa jestem, czemu on zawinił. Tak w ogóle to mam nadzieję, że przewidzi jakieś próby zabójstwa. O tak, nie może umrzeć, nie. I tak się męczy przez sen, a co dopiero kiedy ktoś.. Nie, nie mogę o tym myśleć!;/
    Dobrze, że między nimi się układa. Suz się pogodziła z Aronem, Louis też jest z nimi. Są w swoim akademiku, o tak, żyć, nie umierać..
    Ale słodki Brian, omg *-* Będzie więcej tego małego szkraba? :3
    U Ciebie też tak gorąco? :/
    Pozdrawiam, karmeeleq.

    OdpowiedzUsuń
  3. O bosz jakie emocje! Zaraz nie wztrzymam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział!!! Uwielbiam to opowiadanie!! Życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa zajebisteeeeee kocham to opowiadanie a w sumie już mała książkę czekam na kolejne :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobra, kurde o matko.
    Czytam do połowy wszystko pięknie, ładnie.
    Czytam drugą połowę i mam ochotę płakać i krzyczeć.
    Biedny Dan ����
    Po drugie jeśli zabijesz Harrego albo kogoś z wielkiej piątki (����) to pograze się w depresji i wyplacze cala wodę z organizmu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej Pisarko!
    Znalazłam Twojego bloga dokladnie dwa dni temu i wlasnie teraz skończyłam go czytać. Hm, jakby to wszystko teraz ładnie i zgrabnie ująć? Chyba już wiem! Jesteś fenomenalną młodą pisarką, która ma przed sobą wszystko! Twoja historia wciągnęła mnie tak bardzo, że z każdym kolejnym rozdziałem wyłączyłam się z normalnego świata coraz bardziej i bardziej. Twoje opowiadanie jest inne od pozostałych, a czytałam ich mnóstwo, inne, ale o niebo lepsze od większości. Postacie, które przedstawiłaś w tej historii są niesamowite. Dziewczyny, które poznają chłopaków w tak zwyczajny sposób, a później łączą się ze sobą nawet nie mając o tym pojęcia, uh... nawet nie wiem jak dobrze to ująć. Przede wszystkim chciałabym Ci pogratulować Harry'ego. Oh, sama się w nim zakochałam. Jest takim czarującym dupkiem, że jakbym miała takiego nigdy bym go nie wypuściła z domu, ze swoich objęć.
    Dobrze, już się nie rozpisuję, tylko na koniec chciałabym jeszcze dodać, że przy czytaniu tych wszystkich rozdziałów przeszly przez moje serduszko wszystkie możliwe emocje.
    Dziękuję Ci bardzo za taką cudowną lekturę w te wakacje. Czekam na dalszą część!
    Życzę jak najwięcej weny twórczej i pomysłów na ciąg dalszy.
    Twoja następna, jak widzę, wierna fanka.
    Natalie. xxx

    OdpowiedzUsuń
  8. Tylko jednym słowem mogę opisać ten rozdział (oraz wszystkie inne) a mianowicie-Z A J E B I S T Y ! ! ! (Kocham <3)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kocham ten blog, ale dlaczego rozdziały są tak rzadko? :(
    Rozdział cudo.

    OdpowiedzUsuń
  10. O matko! Pan Dan?! Ale to wymyśliłaś no i mój Harry co będzie z nim? Ekstra!

    OdpowiedzUsuń
  11. Boże kocham Cię i tego bloga !!! To jest mój narkotyk ! Jaram się 2 częścią opowiadania jak Sid mleczykiem ♥
    Weny, weny i jeszcze raz weny :*
    http://i-lived-and-died-for-you.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Przeczytałam ten rozdział kilka dni temu, ale nie miałam możliwości skomentowania. Myślę, że się nie obrazisz.. c;
    Rozdział zaczął się tak niewinnie i słodko, że cieszyłam się razem z bohaterami. Bo jak można było nie uśmiechać się do ekranu, czytając o Liamie i Lenie? W każdym razie, szczerzyłam się jak głupia.
    A później momenty Jade i Harry'ego, które tak kocham, a które sprawiają, iż nieraz wybucham śmiechem. Chciałabym takich więciej! ;>
    Czytając jednak końcówkę, moja mina i nastawienie diametralnie się zmieniło. Siedziałam, wgapiając się w telefon z poważną miną i, szczerze, ani drgnęłam. Na początku nie miałam pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. Kiedy jednak czytałam każdy fragment po kolei i uświadamiałam sobie powagę tego wszystkiego, nie wiedziałam co mam zrobić.
    Myślałam trochę o tym i wiem, iż oni będą wiedzieli, że to było morderstwo. Bo Harreh nie przewidział śmierci.

    Cóż, wypisałam moje refleksje, itp.
    Mam nadzieję, że po tym wszystkim będzie happy end. ^^

    Love you x

    OdpowiedzUsuń
  13. Kochanie dodawaj szybciutko następną cześć! Liam i Lena są tacy słodcy...*.* a jade niech w końcu powie harryemu, że go.kocha i.niech w końcu.się pocałują!!! Ale ma.to.być prawdziwy pocałunek...no.i.co.z Danem? Przecież Sus się zalamie!!! i nie tylko Sus....Harry musi uważać...kocham kocham ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥

    OdpowiedzUsuń