poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Rozdział czterdziesty drugi

17.08.2014 



Lena's P.O.V




- Odbierz, Liam, odbieraj to - mamroczę sama do siebie, kiedy po raz kolejny wybieram numer przyjaciela. Wywracam oczami i stwierdzam, że zbiję go, jak tylko go zobaczę. Wrzucam telefon do torebki i postanawiam, że pójdę do niego tak czy siak. Wzdycham ciężko, kiedy zdaję sobie sprawę, że z biura rodziców jest do mieszkania chłopaków dalej niż sądziłam.
Kiedy tracę wszelkie nadzieje na chociażby znikome zainteresowanie mną mojego przyjaciela, z głębi torebki dochodzi mnie sygnał dzwonka. Zdjęcie Liam'a informuje mnie, że w końcu raczył spojrzeć na swój pieprzony telefon.
- Gdzie byłeś? - pytam, kiedy tylko przesuwam palcem po ekranie. - Dzwonię do ciebie non stop!
- Przepraszam, byłem z Patty. Musiałem udawać, że Zayn do mnie dzwoni, bo nie wie gdzie jest makaron, a jest głodny! - mówi oburzony, a ja zaczynam się śmiać. - Teraz muszę iść do sklepu, gdyby potem Pat chciała zobaczyć, czy nie kłamałem i czy rzeczywiście kupiłem makaron. Nie masz pojęcia jaka jest zazdrosna - wdrzwiycha, a ja prawie słyszę jak wywraca oczami. 
- Ty to jednak biedny jesteś. Właśnie do ciebie idę - oznajmiam.
- Wspaniale. Wejdź do Tesco po drodze, szukam tu jebanego makaronu - Słyszę trzaski po drugiej stronie, kiedy Liam najprawdopodobniej mocuje się z koszykiem. 
- Jestem ci potrzebna w wybieraniu makaronu?
- Po prostu tu przyjdź! - fuka zły.


*********

- Nie mogę cię znaleźć. Jest tu może punkt ,,Zgubiłem mamę"? - żartuję z chłopaka, kiedy po kilkunastu minutach bezcelowo przemierzam kolejne alejki. Nie mogę go nigdzie znaleźć i pewnie irytowałoby mnie to, gdybym nie miała okazji trochę go podenerwować. - Powinieneś mieś przywiązany do ręki taki balonik, żeby cię było widać.
- Jestem bardzo wysoki i bardzo dobrze mnie widać! - oburza się w końcu. 
- Ja cię nie widzę.
- To ty jesteś za mała!
- Po prostu spotkamy się przy kasie - mówię zrezygnowanym tonem. Rozłączam się i, ciągle się uśmiechając, idę w stronę kas. 
Kiedy jestem u celu, rozglądam się zdezorientowana. Nigdzie nie widzę mojego przyjaciela. Zaciskam usta i mrużę oczy. Przebiegam wzrokiem po twarzach zgromadzonych.
- Przepraszam panią bardzo! - Słyszę za sobą, więc szybko się odwracam, rozpoznając ten obrażony ton. - Byłem tutaj wcześniej. To mój makaron, to mój sok, więc to moje miejsce w kolejce! - Oburzony Liam wskazuję na produkty na czarnej taśmie i patrzy z góry na jakąś kobietę. Odrzucam głowę do tyłu i zaczynam myśleć o tym, dlaczego właściwie zadaję się ze zdziadziałą babą.
- Nie ustąpisz kobiecie?
- Nie.
Parskam śmiechem i podchodzę do nich. Przeciskam się przez ciasno zbitą kolejkę, a kiedy jestem już obok, mówię:
- Proszę wybaczyć mojemu bratu, jest bardzo chory. Gdzie mi uciekłeś, Florian? - Patrzę na niego z udawanym wyrzutem, a on otwiera szerzej oczy?
- FLORIAN?! - wybucha w końcu.
- Oczywiście, że jest pani przed nami. Proszę - Ustępuję kobiecie miejsca z uśmiechem przyklejonym do twarzy.
Ona nie okazuje się być zbyt miła. Burczy coś bardziej do siebie niż do nas, po czym przepycha się ze swoimi zakupami do przodu.
Patrzę znacząco na Liam'a, kiedy ten jeszcze raz ma zamiar się sprzeciwiać. Stoi więc obrażony, aż gruba kasjerka nie skasuje naszych zakupów. Kiedy wychodzimy z marketu, on pcha przed sobą wyładowany wózek i idzie zły do swojego samochodu.
- Florian, przestań - Trącam go w ramię, kiedy ten z nosem w górze zaczyna wkładać rzeczy do bagażnika. - Następnym razem, kiedy jakaś baba będzie chciała się przed ciebie wepchać, zbiję ją. Przysięgam - Kładę rękę na sercu i patrzę na niego z poważną miną.
Przewraca tylko oczami, ale widzę, że walczy z tym, żeby się nie roześmiać.
- Co cię tu przywiało? - pyta w końcu, a ja otwieram usta, żeby wszystko mu wytłumaczyć, ale dochodzi do mnie, co właśnie mam zamiar powiedzieć. Zamieram w miejscu, a Liam, który do tej pory stał do mnie tyłem, odwraca się. - Lena?
- Ewangelina ze mną zerwała - mówię cicho i zasłaniam usta dłonią.



***********



Patrzę tępo przed siebie, kiedy Payne wymija któryś z kolei samochód. Opowiedziałam mu już dokładnie co się stało i uderzyło mnie to jak otwarta dłoń. Boże, moi rodzice o wszystkim wiedzą! Wyłączam radio, które cicho gra w tle, ale i tak doprowadza mnie do szału.
- Spokojnie - Liam chwyta moją dłoń. Aż za dobrze wie, że w takich sytuacjach nie ma co ze mną roztrząsać takich spraw, bo to i tak niewiele zmieni. 
Opieram się o zagłówek za mną i wypuszczam powietrze. Chłopak puszcza moją dłoń, a ja zaplatam ją razem z drugą na kolanach.
- Pojedziemy do mnie i spokojnie o wszystkim porozmawiamy, poznasz Zayn'a, a potem zadzwonisz do rodziców...
- Nie będę do nich dzwonić! Nie teraz! - wybucham nagle, a on patrzy na mnie zdziwiony.
- To co zamierzasz zrobić?
- Zamieszkać u ciebie - burczę i widzę, że ten się uśmiecha. 
- Potrzebujesz zaproszenia?
- Nie - warczę, nie wiedząc, co jest powodem jego pieprzonego szczęścia. - Przestań się gapić, jestem w rozterce, a twoja twarz wcale nie pomaga mi myśleć. 
- Też się cieszę, że zostajesz na lunch. Wyobraź sobie, że kupiłem makaron, żeby moja zazdrosna dziewczyna miała dowód na to, że szybko musiałem jechać do sklepu. A wiesz co naprawdę się stało? Ratowałem moją przyjaciółkę - streszcza, odbiegając od tematu.
- Przestań, to nie działa - Wpatruję się w szybę. Naprawdę nie mam ochoty na żarty. Myślami jestem z rodzicami. Co teraz o mnie sądzą?
- Zaśpiewać ci piosenkę? 
- Liam, cholera, nie! - Odwracam się gwałtownie, ale ten już wpycha do odtwarzacza płytę. 
Myślę, czy zdołam wyskoczyć z samochodu, kiedy on zaczyna swoją balladę o przyjaźni. Patrzę na niego spod byka, ale nie mogę się powstrzymać od uśmiechu. Ten idiota stara się poprawić mi humor w najgorszy możliwy sposób, ale, o dziwo, wychodzi mu to. Payne zauważa, że ze mną coraz lepiej, więc śpiewa coraz głośniej. Mam już zacząć zapewniać go, że wszystko jest dobrze i może się już zamknąć, ale jak na zawołanie wjeżdżamy na parking jakiegoś wielkiego budynku. Patrzę przez przednią szybą i zastanawiam się, czy chłopak nie pomylił adresów.
- Tu są jakieś sklepy - mówię mu, a on kiwa uradowany głową.
- Mieszkania zaczynają się na drugim piętrze. Mamy pod sobą sklep muzyczny! - oznajmia wesoło, po czym wyjmuje kluczyki ze stacyjki.

Wlekę się za nim po schodach, asekurując go, bo zakupy bardzo mu ciążą, a ja nie chcę, żeby się wywalił. Dochodzimy na drugie piętro, a chłopak rzuca siatki na ziemię.
Stoimy pod drewnianymi drzwiami, a Liam zaczyna się do nich dobijać. Uderza kilka razy pięścią w drewnianą powłokę, a kiedy te nie ustępują, jego dłoń zaczyna rytmicznie domaga się o otworzenie. 
- Zayn! - krzyczy. - Dobrze wiem, że tam jesteś, nie udawaj! Jestem z koleżanką, kupiłem rzeczy na lunch, wpuszczaj mnie! Nic ci nie ugotuję! - wygraża się. Jego argumenty najwyraźniej działają, bo po chwili słyszę stłumione kroki.
- Ugotujesz - burczy ktoś po cichu, po czym słyszymy szczęk zamka. 
Widzę w drzwiach wysokiego, ciemnookiego bruneta, który nie jest zadowolony, że ktoś wrócił do domu. 
Nie wiem czy powinnam się przywitać, ale skoro on tego nie zrobił, nie wyciągnę do niego pierwsza ręki. Liam odpycha go ruchem ręki i wchodzi do środka. Człapie za nim, czując się jak kaczka, która idzie za swoją mamą. Łażę tak za nim cały czas, ale chyba mi to nie przeszkadza. Zayn decyduje się tylko oblecieć mnie wzrokiem, kiedy zamyka za nami drzwi. Zaczyna mnie powoli irytować jego arogancki stosunek do całego świata. Nie znam go, a już mam go dość. 
- Lena, miło mi - mówię w końcu zła, odwracając się do niego, kiedy jego spojrzenie na mnie zaczyna doprowadzać mnie do szału.
- I co ja mam z taką informacją zrobić? - pyta ironicznie, a Liam wychyla głowę z kuchni, żeby zobaczyć co robimy. Jestem tu, żeby się odstresować, a nie rozmawiać z jego debilnym współlokatorem. 
- Wsadzić sobie w dupę - odpyskowuję cicho i stwierdzam, że nie będę marnować na niego więcej mojego czasu. Odwracam się i idę do Liam'a.  
- Twoja koleżanka jest nie miła. Nie mieli takich w pełnym rozmiarze? - pyta bezczelnie, napominając mi mój niski wzrost. 
Payne ma już coś powiedzieć, ale przejmuję pałeczkę:
- Wow, Zayn, musiałeś nad tym tekstem myśleć kilka minut. Bardzo dobrze ci wyszedł, lepiej go sobie gdzieś zapisz. 
Mój przyjaciel parska śmiechem, a Malik mamrocząc coś do siebie, idzie w bliżej nieokreśloną stronę. Siadam przy stole i podpieram głowę ręką.
- Co ja mam zrobić? - pytam go zdegustowana życiem. - Jest mi przykro przez Ewangelinę i przez rodziców.  
- Rodzice to rodzice, zawsze się z nimi pogodzisz. A z tą całą laską i tak się pewnie dogadacie, jak zawsze.
Opadam bezwładnie twarzą na blat, myśląc o wszystkim. Ukrywałam się z moją inną orientacją tyle, żeby potem jedna osoba mi to zrujnowała? Skąd mam wiedzieć, że nie będę teraz przeżywać piekła jak Jade?
Ogarnia mnie poczucie bezwładności. Nie mogę kontrolować wszystkiego, ani wszystkich. A tym bardziej nie Ewangeliny, która jest cudownie niezależna. Moja kochana dziewczyna, która mnie uszczęśliwia.
- Nie moja dziewczyna - mówię cicho, a rozpacz, która od dawno nade mną wisiała, teraz spada i przygniata mnie to ziemi.  - Muszę się zdrzemnąć - oznajmiam cicho i zrywam się z miejsca. 
- Tam stoi kanapa. Nie zaproponuję ci mojego łóżka, bo w moim pokoju siedzi Zayn, więc wątpię, żebyś chciała spędzać z nim czas - tłumaczy Liam, więc bezwiednie rzucam się na kanapę. Leżę twarzą w dół.
Wcale nie chcę mi się spać. Nie wiem gdzie mam się teraz podziać, bo do domu na pewno nie wrócę, Jade nie ma mieszkania, a nie mogę siedzieć cały czas na głowie chłopaków. Może powinnam zadzwonić do Ewangeliny? Przeprosić ją za wszystko, za to, że za nią nie pobiegłam? Podnoszę się i wyciągam ze spodni mój telefon. Odgarniam włosy z twarzy i wpatruję się w nasze wspólne zdjęcie. Uśmiecham się smutno i zaciskam mocno usta. Naciskam zieloną słuchawkę. Przykładam telefon do ucha i po kilku sygnałach słyszę, że połączenie zostało odrzucone. Próbuję jeszcze kilka razy,  czując się coraz gorzej. Kiedy kolejna próba kończy się niepowodzeniem, rzucam telefon na podłogę i znowu opadam na kanapę. 







18.08.2014



Harry's P.O.V



- Jedź, kurwa mać! - krzyczę zły. 

Stoję w korku, który ciągnie się tak bardzo, że nie widzę jego końca. Miotam się po samochodzie, wyklinając na wszystko. Wydzwaniam do Leny, która nie raczy odebrać telefonu. Wczoraj oznajmiła, że zostaje na noc i mam po nią przyjechać rano. Jest rano, jadę po nią, chociaż nawet nie wiem, gdzie jest ten pieprzony blok!
Rozglądam się zdenerwowany. Nie mam zamiaru jeździć po całym Londynie. Najwyżej powiem państwu Marshall, że znalazłem ich córkę w martwą i w rowie. Stukam palcami w kierownicę. Piszę do Leny sms'a, że ma pięć minut na wysłanie mi nazwy ulicy i numeru bloku, albo wraca do domu na piechotę. Ford przede mną powoli posuwa się do przodu, akurat w momencie, w którym zyskuję odpowiedź. Jestem tylko kilka przecznic od miejsca, gdzie ponoć znajduję się młodsza siostra Jade. Zmieniam pas i skręcam gwałtownie, wywołując tym salwę odgłosów klaksonów oburzonych kierowców. Odpłacam im tym samym, z całej siły uderzając środek kierownicy. Gnoje. 

Od kiedy ja jestem szoferem wszystkich dookoła? 
Zatrzymuję się pod wysokim blokiem i zastanawiam się, czy otrąbienie go jakoś przyspieszy wyjście Leny. Zanim jednak udaję mi się wcielić mój diabelski plan w życie, brunetka wychodzi, właściwie wybiega na zewnątrz. Mrużę oczy i lustruję ją wzrokiem od góry do dołu. Co się jej stało? 
Lena nawet na mnie nie patrząc, wciska się do samochodu. 
- Cześć? - witam się niepewnie, starając się jej przyjrzeć dokładniej. - Coś się stało? - pytam ironicznie, bo przecież widzę, że tak. - Czy ty w ogóle spałaś? Myślałam, że chcesz odpocząć. Robiliście imprezę? 
- Całowałam się z Liam'em - mówi po chwili ciszy, a ja otwieram szeroko oczy.


********


Louis definitywnie odmawia zabierania ich ze szpitala, bo Susan nie jest w stanie zostawić swojego taty. Poza tym, wrócą sami koło południa.  Lena siedzi cicho, wpatrzona przed siebie. Mimo moich usilnych starań, nie chce mi powiedzieć niczego więcej. Totalnie mnie zbywa, kiedy tylko zaczynam ten temat. Denerwuje mnie to, ale chyba jestem w stanie to zrozumieć. A przynajmniej się staram. Jeszcze raz rzucam na nią ukradkowe spojrzenie, zanim ta wypada z samochodu, trzaskając po tym drzwiami. Jestem już pod domem państwa Marshall. Patrzę jak Lena szybko idzie do drzwi. Mam nadzieję, że chociaż słuchała mnie, kiedy kazałem jej powiedzieć rodzicom, że właśnie wesoło sobie biegała. Wysiadam z samochodu i idę za nią zdegustowany. Dlaczego w ogóle zaczęła mówić o swoim pocałunku z Liam'em, skoro potem nie chciała tego dokończyć? Co to w ogóle ma znaczyć?
Jestem bardziej wkurwiony niż zainteresowany jej wyznaniem. Idę za nią, chociaż teraz w ogóle jej nie widzę i sądząc po tempie jej działania, kiedy jest zła, pewnie zdążyła już wbiec na górę. Od progu uderza mnie zapach naleśników, który witam z bladym uśmiechem. Zamykam za sobą drzwi i wchodzę dalej. Pani Marshall uśmiecha się do mnie, kiedy tylko mnie widzi. Oznajmia mi, że Jade siedzi gdzieś w kuchni, bo postanowiła towarzyszyć tacie przy robieniu śniadania. Zmierzam w dobrze znaną mi stronę, a kiedy jestem wystarczająco blisko, słyszę:
- Chcesz mi wmówić, że spałaś na dole bo się bałaś ciemności, a dwie kołdry miałaś dlatego, bo było ci zimno?
- Jezu, tato, tak. Mówiłam ci, właśnie tak było.
- Żaden chłopak nie miał z tym nic wspólnego? - pyta David.
- Niby jaki chłopak mógłby mieć z tym coś wspólnego? - oburza się Jade i prawię słyszę, jak wyrzuca ręce w powietrze.
- Harry?
- On jest obleśny, poza tym, nie rozmawiajmy o tym. Rób dalej te swoje naleśniki.
Stwierdzam, że miarka się przebrała. Wchodzę ostentacyjnie do kuchni, specjalnie nie patrząc na Jade. Mówię ,,Dzień dobry", po czym siadam przy blacie.
- Jesteś! Miałem do ciebie dzwonić, żebyś wszedł do sklepu po drodze. Cholera, skończyło nam się mleko. Czy to będzie wykorzystywanie, jeżeli poproszę cie, abyś jechał gdzieś jeszcze raz? - pyta David, a ja wzruszam obojętnie ramionami. 
- Chyba nie - rzucam obojętnie.
- Też jadę. Zaczyna mi się okres, muszę kupić...nie ważne - urywa Jade, kiedy widzi nasze miny. Wchodzi na górę, wzdychając tak, żebyśmy usłyszeli.



Jade's P.O.V



Po porannym przesłuchaniu mnie przez mojego tatę, stwierdzam, że jestem już wystarczająco zdenerwowana. Zła idę na górę, wciągam na siebie spodnie z wysokim stanem i białą koszulę. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów nie jestem w dresach. Przybijam sobie w myślach piątkę za bycie jeszcze w jednym procencie dziewczyną. Zostawiam rozpuszczone włosy i zbiegam na dół. Widzę, że Harry zajął się udzielaniem rad mojemu tacie na temat tajemnej teorii smażenia naleśników. Odchrząkuję, a kiedy na mnie patrzy, pyta poważnie:

- Jadłaś coś dzisiaj?
Przewracam oczami. Jest jak moja mama. Zapewniam go, że tak i pytam, czy możemy już jechać, bo nie mam całego dnia na siedzenie w sklepie.
- Kupcie mleko, jajka, możecie jakiś sok - zaczyna wyliczać na palcach tata. - Nie wiem, czy Lena czegoś nie potrzebuje, ale ona poszła pod prysznic, więc i tak się niczego nie dowiemy.
Uderzam się otwartą dłonią w czoło. Jeżeli Lena weszła do łazienki, już z niej nie wyjdzie, bo po wewnętrznej stronie nie ma klamki. Każę Harry'emu iść do samochodu, a sama wbiegam na górę. Leny wcale nie ma w łazience. Siedzi w swoim pokoju, a kiedy wchodzę do środka, patrzy na mnie zbolałym spojrzeniem.
- Cokolwiek się stało, chcesz o tym pogadać? - pytam, widząc jej minę. Kiwa niemrawo głową. - Będę w domu za dwadzieścia minut. Obiecuję, porozmawiamy o wszystkim. Czekaj tu na mnie i nie wchodź do łazienki.
Wychodzę z pokoju, słysząc za sobą: ,,Czekaj, co?". Zbiegam na dół i wymijając biegające po dole psy, udaję się do przedsionka. Zakładam buty i krzyknąwszy szybko, że będę wkrótce, udaję się do samochodu Harry'ego.
- Nie jestem zbyt obleśny, żeby ze mną jechać? - pyta obrażony, a ja uderzam go w ramię. Przypatruje mi się chwilę, po czym mówi: - Ładnie wyglądasz.
- Dzięki? - odpowiadam niepewnie.  Od kiedy zebrało mu się na komplementy? 
Jedziemy w ciszy, a ja nawet nie próbuję podjąć rozmowy z nim. To nie jest ten rodzaj ciszy, który jest niezręczny. Jest nam ze sobą dobrze, kiedy nic nie mówimy, chociaż to chyba nie jest cecha najlepszej przyjaźni. Zresztą, kto powiedział, że się przyjaźnimy?
- Lena... - zaczyna Harry, a ja patrzę na niego pytająco. - Zresztą, nie ważne - wycofuje się, a ja mam ochotę rzucić mu puszką w twarz. 
Najgorsze jest to, że jeżeli sam mi czegoś nie powie, nie będę w stanie tego z niego wyciągnąć. Poza tym, gdyby to było coś ważnego, powiedziałby mi. Prawda?
Uzasadniam sobie jego dziwną reakcję na wiele sposobów, aż w końcu parkujemy pod jakimś supermarketem. 
Kilka minut później Harry przewieszony przez rączkę wózka sunie między alejkami, co chwile wjeżdżając w mój tyłek.
- Czy mam ci przywalić? - Odwracam się wściekła, a on udaje, że ogląda bardzo ciekawy karton płatków śniadaniowych. - Idź lepiej przynieś podpaski, w końcu się do czegoś przydasz.
 Pudełko wypada z jego rąk i patrzy na mnie przerażony.
- Ja mam pampersy kupować? - Wskazuje na siebie palcem z niedowierzaniem. Widząc moje spojrzenie, pokornie wycofuje się do tyłu, burcząc coś pod nosem. Odprowadzam go wzrokiem, cały czas mając nadzieję, że wjedzie w coś tym swoim wózkiem i będzie musiał to zbierać. Harry wchodzi bokiem w kolejny zakręt i znika z mojego pola widzenia. Kręcę z niedowierzaniem głową i patrzę na listę w telefonie. Udaję się w stronę lodówek, bo widzę, że brakuje mi jeszcze mleka.
- Jade, kochanie! - Słyszę za sobą, więc szybko się odwracam. Uśmiecham się, kiedy widzę panią Fiscjonon, która jest dyrektorem szkoły muzycznej, którą w tym roku skończyłam.
- Dzień dobry! - witam się przyjaźnie i podchodzę do niej, trzymając w ręce złapany przed chwilą karton mleka.
- Udało ci się? Papiery pomogły? - pyta od razu, a ja zatrzymuję się w pół kroku.
- Co? - Marszczę brwi ze zdziwienia.
- Wiem, że nie było cię w kraju i miałam pewne wątpliwości, czy mogę je dać komuś obcemu, ale ten młodzieniec był taki przekonujący. Dostałaś się? - Patrzy na mnie przejęta, a ja otwieram usta wytrącona z rozumu. - Na medycynę. Ten chłopak chciał twoje dyplomy, żebyś mogła pokazać komisji coś o swoich zainteresowaniach. Myślę, że twoje nagrody za pierwsze miejsca w konkursie świątecznym coś dały, prawda? 
- Zaraz, co? - pytam, kompletnie nic nie rozumiejąc. - Dostałam się na medycynę, ale...
- To świetnie! - wykrzykuje, po czym mnie przytula. - Wiedziałam, że ten chłopak coś zdziała! Prosił o twoje dyplomy chyba pół godziny! Jak on się nazywał...Hardin? Henry? 
- Harry - mówię cicho, a przez jej ramię widzę, jak Styles po raz kolejny wjeżdża w zakręt na swoim sportowym wózku, a kiedy mnie widzi, macha mi.
-  Dokładnie!  Cieszę się, że mogłam jakoś pomóc. Mam nadzieję, że dostał też rekomendacje od dyrektora twojego Colleg'u. Wspaniały chłopak, bardzo uroczy...
- Tak, uroczy - mówię tępo, patrząc jak Pan Ciemności wrzuca do wózka wszystkie paczki podpasek. - Bardzo...
- Właśnie! Kochanie, muszę już lecieć. Mój mąż na mnie czeka. Mam nadzieję, że pojawisz się na naszym koncercie dla absolwentów?
- Tak, pojawię...
- Cudnie! - ćwierka, po czym odchodzi w inną stronę. - No i trzymaj się tego Hardina! Kochany chłopak! Miło było cię zobaczyć! - Macha mi, po czym odchodzi w inną stronę.
- Tak, kochany - powtarzam, patrząc jak Harry jedzie w moją stronę.
- Nie wiedziałem które wybrać, więc wziąłem wszystkie - oznajmia, wskazując na wózek po brzegi wypchany podpaskami. - Coś nie tak? - Marszczy brwi, kiedy spogląda na moją twarz.



--------------------------------------------------

Musiałam podzielić rozdział, bo wyszedłby za długi, więc ucięłam perspektywę Leny w najgorszym momencie ;) Haha!
Ale są dobre wieści! Mam teraz tydzień wolnego, więc dodam coś na pewno.
Koniec części informacyjnej :P
Chciałabym bardzo podziękować za komentarze pod poprzednim postem i wszystkie życzenia <3 Myszki wy moje! 
Oprócz tego, dziękuję za 60 000 wyświetleń, bo to dla mnie totalny kosmos ;O Kocham was ptysie, a z tej miłości dodam wam drugą część rozdziału do środy <3 Spodoba się wam :D
Co myślicie o tym? Ja sama nie wiem, jest taki jakiś bez życia :P Poprawię się! Będzie lepiej! 
Jeszcze raz dziękuję za wszystko, widzimy się w środę! (Chyba :D)
Dobranoc kochania <3

13 komentarzy:

  1. Supi rozdiał <3 *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu *_* zaczęłam czytac twojego ff, jakiś tydzień temu i zarwałam dla niego 2 noce (tak, ze miałam ze 3 godziny snu ;-;) jednak zupełnie tego nie żałuje. Twój styl pisania jest po prostu cudny, a opowiadanie toczy sie w perferfekcyjnym tępie :3 podobało mi sie, ze od razu nie wyskoczyłaś ze wszystkimi chłopakami z 1D, jak to jest przyjęte w ff. W każdym razie, dziekuje, ze piszesz, robisz to swietnie, życzę weny i nie moge sie doczekać kolejnych rozdziałów *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. O tyyyyy.... Znowu to zrobiłaś... Ugh! Co z Leną, co z Liamem, Co z Harrym i Jade? Kurde... Wstawiaj szybko następna część, bo ja tu umre! KOCHAM CIE ZA TO ZARĄBISTE FF!!!!! <3 Dobra, rozdział ZARĄBISTY! Jeden z lepszych. Pozdrawiam. Weny. Zapraszam do siebie directioner0202.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Od kilku tygodni moja miłość do chłopaków z One Direction odrodziła się ponownie, bo trochę o nich zapomniałam, przez naukę. Serfuję po internecie, szukam jakichś ciekawych fan fiction, aż w końcu trafiam na twój blog. I naprawdę się cieszę!
    Choć jestem jeszcze totalnie nieogarnięta, mam zamiar czytać od pierwszego rozdziału. :)
    Również coś tam piszę, ale to nie może się równać z tym, co robisz ty!
    Haha, makaron w Tesco! ;) Zaskoczył mnie fakt, że ktoś w końcu pisze o innej orientacji, bo też ją lekko wprowadzam w swój własny ff, a wcześniej się z nią nie spotkałam. :)
    Haha, wyobraziłam sobie Harry'ego w supermarkecie z wózkiem pełnym podpasek, haha! :) Pewnie spojrzenia ludzi - bezcenne ;)
    Mm.. ale mi ochoty na naleśniki narobiłaś! :)
    I jeszcze skończyłaś w takim momencie z Leną, wstydź się! ;)
    Hehe, "pampersy" :D
    Ciekawa sprawa z tą medycyną, Harry'm etc. Już nie mogę się doczekać ich dalszych losów. Next please! <3
    Oj, Harry nie jest znowu aż tak obleśny! ;) haha :)
    Henry Styles, bezcenne.♥ Haha.
    No już gadam zupełnie bez sensu, ale jestem totalnie oszołomiona tym, jak genialnie piszesz! :)
    Pozdrawiam, czekam na next i w wolnej chwili zapraszam też do mnie: http://my-story-of-jb.blogspot.com/
    PS. Adres jest mylny, opowiadanie jest o 1D :)
    O.♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetna część, jak i całe opowiadanie *.*
    My też mamy bloga z imaginami i opowiadaniami o 1D, LM, 5H i kilku innych zespołach.
    Z góry przepraszam za reklamę, ale jesteśmy nowi i chcielibyśmy się wybić.
    Jeśli moglibyście tylko wejść, poczytać trochę i po komentować, bylibyśmy bardzo wdzięczni.
    http://imaginy1dlm.blogspot.com/
    Z góry dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurwa mac. Chciałam sobie spokojnie jechać dalej, ale nie. Nie ma następnego rozdziału. No szlak mnie trafi zaraz!
    Jestem z Tobą od niedawna, ale wiem, że zostanę na długo. Uwielbiam Twoją historię. ♡
    Harry mnie przeraża. Znaczy jego sny. Pomyśleć, że ja mam iść teraz spać. Brr.
    Lena chyba jednak nie jest lesbijką. I dobrze. Znaczy, jestem tolerancyjna i w ogóle, ale sądzę, iż z Liam'em byliby uroczą parą.
    Tak strasznie szkoda mi Arona. Właśnie! Louis dal mu już ten naszyjnik?! Oni maja się znów pogodzić i być super paczką, kurde no!
    Ugh. Wybacz, że tak krótko, ale jest 2:40 i ja nie myślę. Znaczy, ja nigdy nie myślę, ale teraz mój mózg przechodzi wszelkie granice. Pisze bez ładu i składu. Nawet nie wiem, czy zorientujesz się, o czym jest ten komentarz. XD
    No nic.
    Dobranoc! ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Jade się wkurzyła...i to.na maksa..ale i tak wybaczy mojemu Hazzie...bo on kochany jej podpaski kupuje...hahahhahhahaha...Lena, Lena zdecyduj się czy jesteś less, hetero czy bi....chociaż mogłabyś być z Liamem, bo on chociaż na ciebie zasługuje a nie to co ta ewangesrelina....kocha, cudowny, niesamowity, zajeżysty, po prostu Twój ♥ ♥ kocham ♥ ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Boski <3 Czekam na next ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Przeczytałam twojego bloga całego. Może nie komentuje, ale czytam i zostanę tu do końca :-) pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Boski rozdział! <3
    Z niecierpliwością czekam na kolejny!

    Zapraszam do siebie - http://wind-onedirection-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń