czwartek, 27 listopada 2014

Rozdział dwudziesty drugi


Jade's P.O.V




- Co tu się wyrabia? Więc jednak mnie zdradzasz! - Ze snu wyrywa mnie czyjś rozgniewany  głos. - A ja chciałem zapytać, czy zrobić ci coś na śniadanie!
Powoli otwieram oczy i widzę stojącego w drzwiach Arona. 
- Czego chcesz, debilu? - pytam i chcę przewrócić się na drugi bok, ale coś krępuje moje ruchy. Raczej ktoś. Głowa Louisa spoczywa na moim brzuchu, a on sam nie robi sobie nic z jęków nowo przybyłego. Zaczynam się śmiać. - O Boże, przyłapałeś mnie, nie wiem jak ty to zniesiesz. 
- To jest zdrada! Dopuściłaś się najgorszego! Wywaliłaś mnie wczoraj żebyś mogła spać z NIM? - Wskazuje palcem na Lou, który powoli otwiera jedno oko i mruczy z niezadowolenia. - O! Jaśnie pan się obudził! Jesteś taki sam jak ona! - Zaplata ręce na piersi i tupie nogą. - Jade, zawiodłaś mnie. Możesz od tej pory iść się bujać na bambus. Zejdź mi z oczu! - krzyczy, wskazując na drzwi. - A ty... - zwraca się do Louisa - Jesteś przeklęty. Wiedziałem, że nie wolno ci ufać. A teraz drodzy państwo, idę naskarżyć na was Susan. Mam nadzieję, że chociaż ona jest w mniej jednoznacznej sytuacji! Zaraz skończy się ta orgia!
Odwraca się na pięcie i już ma wychodzić, kiedy uderza w coś, a raczej w kogoś.
- Mój nos! - jęczy Su. - Czemu się tak drzecie?
Louis chyba nie zwraca już kompletnie uwagi na zaistniałe obok wydarzenia, tylko mocniej wtula się w mój brzuch i całkiem odwraca do nich plecami.
- Przepraszam cię bardzo, ale patrz na nich! - drze się obrażony Aron. - Czuję się zdradzony!
- A ja czuję, że w moje urodziny dostanę krwotoku z nosa.
- Twoje urodziny... - marszczy brwi i po chwili uśmiecha się szeroko. - Wszystkiego najlepszego!
Porywa ją w objęcia i okręca kilka razy. Dziewczyna śmieje się i zarzuca mu ręce na szyje.
- Aron, nie masz koszulki, jak Jack nas zobaczy to będę miała problem!  - zauważa, ale chłopak nic sobie z tego nie robi. W końcu odstawia ją na ziemie i patrzy na nią uradowany.
- Zdrowia, szczęścia, żebyś w końcu zrozumiała, że Jack jest okropny... - zaczyna wymieniać na palcach, a kiedy dochodzi do punktu trzeciego, swojej długiej listy życzeń, Susan uderza go w głowę. - No co?
- Wcale nie jest okropny! - oburza się. - Jest najlepszym facetem na świecie.
- Przepraszam bardzo, - wtrąca się nagle zaspany Louis - ale to ja nim jestem.
Zrzucam go z siebie i wychodzę z łóżka.  Nie zważając na pretensje Arona: ,,Moja bluza! Znowu śpisz w mojej bluzie!" podchodzę do Susan i całuję ją w policzek.
- Oficjalnie jesteś już stara, moja gorąca dziewiętnastko. - uśmiecham się promiennie i zamykam ją w uścisku. Za każdym razem, kiedy ją przytulam, uświadamiam sobie jaka jest wysoka. Prawie o głowę wyższa niż ja. - Gdzie Jack?
- Jeszcze śpi. I pewnie będzie spał do 12:00. - wzrusza ramionami. - To takie typowe dla niego.
- Obudź go i zróbmy coś super! - Klaszczę z radością w dłonie. - Louis? Pojedziesz ze mną do sklepu. Kupimy coś pysznego!
- Mhm - mamrocze. - Daj mi dwadzieścia minut.
****
- Chyba żyjesz w innej strefie czasowej, bo według moich obliczeń to było pięć minut - burczy niezadowolony chłopak, kiedy prawie siłą wciskam go do samochodu. - Aron kazał ci przypomnieć o tabletkach.
- Pamiętam, brałam je. - Przewracam oczami i zapinam pas. - Wiesz może, gdzie w okolicy jest najbliższy sklep spożywczy? - przyglądam się prowizorycznej mapie, którą znajduję w schowku. Samochód wydaję się być dziwnie mały w porównaniu do galanta Su. Skoda chłopaków mnie przytłacza.
- Tak, dziesięć minut drogi stąd. Widziałem go, jak tu jechaliśmy.
- Dobra, kieruj mnie. - wzdycham i podaję mu mapę. 
- Myślisz, że na mapie jest zaznaczony.....O, tutaj jest. - Uśmiecha się i palcem wskazuję na znaczek sklepu.
- Pamiętasz co Susan kazała nam kupić? - pytam i wyjeżdżam na ulice. 
- Mleko, jajka, chleb, czekoladę... - zaczyna wyliczać na palcach.
- Wcale nie kazała kupić czekolady.
- Może i nie, ale ja ją chce. 
- Jaką? 
- Z nadzieniem truskawkowym.
- Nie ma takiej możliwości.
Pozostały czas jazdy spędziliśmy na wykłócaniu się o rodzaj czekolady. Kiedy w końcu weszliśmy do sklepu ustaliliśmy, że po prostu weźmiemy żelki. 
- O, weźmy to piwo! - Louis biegnie w stronę z stoiska z alkoholami. Dalej nie wiem, dlaczego to ja mam pchać wózek, ale przestałam dziwić się wszystkiemu już kilka minut temu. 
- Weź cztery, po jednym dla każdego. Na resztę wieczoru mamy coś mocniejszego. - odbieram od niego butelki i ładuję je do koszyka. 
- Przecież jest nas piątka. - marszczy brwi i patrzy na mnie przenikliwie. 
- Jack nie pije. Ma tylko jedną sprawną nerkę, nie może - tłumaczę i układam wszystko w koszyku tak, żeby nic się nie poprzewracało. 
- To nie jest tajemnica, że tak po prostu mi o tym mówisz?
- Nie, to nie tajemnica - uśmiecham się blado i ruszam w stronę kasy. - A jeżeli chodzi o tajemnice, to od wczoraj chodzi mi po głowie pytanie. 
- Jakie?
- Dlaczego właściwie powiedziałeś nam o Harrym? Przepraszam panią bardzo.- Uśmiecham się błagalnie do kobiety w podeszłym wieku, w którą właśnie wjechałam. - Dręczy mnie to, co powiedział, kiedy wychodził.
Gówno mnie obchodzi, dlaczego to zrobiłeś. Chociaż się domyślam. Wolę jednak nie mówić, że zrobiłeś to dla prawie obcej dziewczyny, wolę nie dopuszczać do siebie takiej myśli. Wiesz, prawie dwa lata przyjaźni poszłoby się jebać. - prycha. - A to by bolało. Więc przyjmuję, że gówno mnie to obchodzi.

  
Jade - wzdycha, wznosząc oczy do nieba. - To nie jest dobre miejsce na rozmowę o tym.  
Super, więc pogadamy w samochodzie. - Wzruszam ramionami i chwytam dwie torby z zakupami, które kasjerka zdążyła już policzyć. Podaję jej należną sumę i idę w stronę wyjścia. Lou podbiega do mnie i równa swoje tępo z moim. 
- Zimno się zrobiło - zauważam i poprawiam sweter zarzucony na moje ramiona. - Przecież jest lipiec. 
- Nie powinienem był zakładać krótkich spodenek - marudzi i ciągnie materiał czarnych szortów. 
- Wracając do wcześniejszego tematu - zaczynam i podaję mu torby, kiedy sama przeszukuję kieszenie jeansów. Chwytam w końcu między palce kluczyk i otwieram samochód. - Dlaczego? No i co Harry miał na myśli mówiąc, że: ,,zrobiłeś to dla prawie obcej dziewczyny"? - rysuję w powietrzu cudzysłów i naśladuję gburowaty ton Stylesa. Lou śmieje się pod nosem, po czym siada na miejscu pasażera. - Więc? - nie daję mu spokoju. Zatrzaskuję klapę bagażnika i siadam obok niego. Wyjeżdżam z parkingu, kiedy w końcu zaczyna mówić:
- Możliwe, że podoba mi się Susan. Możliwe, że mu o tym powiedziałem - patrzę na niego wielkimi oczami. - To nic wielkiego, po prostu jest ładna. A on dopowiedział sobie do tego wielką teorie, jak to niby wielki zdrajca Tomlinson wydał swojego przyjaciela dla swojej nowej dziewczyny. - Przewraca oczami.
- No dobrze, ale skoro tak, to dlaczego nam o tym powiedziałeś? - dociekam. Mam wrażemie, że w środku mojej głowy obija się jedna myśl ,,Harry miał racje! Zrobił to dla Susan, przecież tak zaczęła się ich znajomość!", ale szybko ją odrzucam. To byłoby głupie. No bo kto podrywa dziewczynę techniką,,Hej! Mój przyjaciel jest opętany! Chodźmy do mnie, przedstawię ci go a potem cię przelecę!"
Zaczynam kaszleć, żeby stłumić śmiech.
- Dobrze się czujesz? - pyta zaniepokojony.
- Tak, opowiadaj. - zaciskam wargi i staram się zachować spokojny ton głosu. 
- Powiedziałem wam, bo wydawałyście się być miłe. W noc, w którą naskoczyłaś na Harry'ego on....ciężko to zniósł. - nie wytrzymuję i wybucham śmiechem.
- Przepraszam, że uraziłam Pana Ciemności. 
- Pan Ciemności wkurzył się bardziej niż zazwyczaj. A to nie jest zbyt...dobre dla jego zdrowia. - Stara się tak ubrać w słowa myśl, żeby nie powiedzieć mi całej prawdy. Czuję to. Wymijam rowerzystę przed nami i dalej staram się wsłuchać w jego opowieść. - Nie mogłem pozwolić, żeby to się powtórzyło. Od kiedy wam o tym powiedziałem, czuję się lepiej sam ze sobą. W końcu KOMUKOLWIEK o tym powiedziałem - wzdycha. - No i już na niego tak nie naskakujesz. On się nie denerwuje i jest w miarę normalnie. W każdym razie było. 
Kiwam głową ze zrozumieniem.
- Co miałeś na myśli ,,nie jest zbyt dobre dla jego zdrowia"? 
- Wiesz, że ma te koszmary, a złość w ciągu dnia odkłada się i objawia się w jeszcze gorszym stresie w nocy. - Odchyla głowę do tyłu i opiera ją na oparciu. 
- Nie próbowaliście iść z tym do lekarza?
- Nie dałby się zaprowadzić do lekarza. - Uśmiecha się blado. - Ciekawe, co teraz robi.
- Nie mam pojęcia, ale teraz ty zanosisz torby do domu - mówię, kiedy parkuje samochód. - Na pewno jest bezpieczny. - Kładę dłoń na jego ramieniu i uśmiecham się pokrzepiająco. - Chodź, musimy im kazać coś nam ugotować. 
- Dobra. No i Jade? - łapię moją dłoń, kiedy już mam wysiadać. - Nie mów Susan o tym, co ci powiedziałem. Mogłaby to źle odebrać. Wiesz o czym! - denerwuje się, kiedy widzi moją pytającą minę.
- To są usta Jade Marshall. - Przykładam palec do mojej wargi. - Żaden sekret nigdy nie został przez nie wypowiedziany. - Szczerzę się do niego i idę w stronę domu. 

******

- Cześć - witam się z Aronem, który właśnie stara się odkorkować szampana. - Pomóc ci?
- Nie - burczy. - Muszę przeciwstawić się swojemu największemu lękowi. 
- Gdzie Jack i Susan? - pytam i rozglądam się po dużym pokoju. 
- Wyszli na spacer z psami. To znaczy, Jack zabrał ją gdzieś, żebym ja, biedny i samotny wyrzutek, mógł przygotować jej imprezę. 
- Przecież jest dopiero 15:30, impreza miała być jak się ściemni. - podnoszę jedną brew.
- To będzie bardzo długi spacer z psami. - Wzrusza ramionami i szczerzy się do mnie, w momencie, kiedy korek w końcu wylatuje w powietrze. - O Boże! - krzyczy i podskakuje ze strachu. 
- Jesteś idiotą - stwierdzam z rozbawieniem i przejmuję od niego butelkę. - Po co otwierasz to teraz? Lepiej byłoby to zrobić wieczorem. 
- Moja droga - zaplata ręce na piersi i patrzy na mnie z góry, - czy naprawdę myślałaś, że zaryzykowałbym, otwierając naszego drogiego, pysznego szampana? Nie. - kręci głową z przejęciem. - To jakieś ruskie badziewie, za grosze. Prawdziwego szampana otworzysz ty. - Wbija mi palce w brzuch i przejmuje butelkę . - A tego wypiję sam. 
- Picie przed 16:00 to alkoholizm. - przypominam i idę za nim do kuchni.
- W takim razie, jestem alkoholikiem! Bardzo szczęśliwym alkoholikiem! - nalewa sobie trochę i podnosi kieliszek w powietrze, jakby wznosił toast. - Twoje zdrowie, grubasie. - przechyla głowę i wlewa zawartość do ust. - Nie pozwoliłem ci brać mojego cudownego szampana! - karci mnie, kiedy chwytam butelkę i piję prosto z gwinta. 
- Nie pytałam o pozwolenie. - wzruszam ramionami. - Może zacznijmy przygotowywać...cokolwiek? - rozglądam się po pomieszczeniu. - Gdzie jest nasz prezent? 
- W moim pokoju. Susan nigdy nie zajrzy do paczki z moimi bokserkami, tam jest najbezpieczniejszy. - kiwa głową zadowolony ze swojego pomysłu. 
- Fuj. 
- No przecież włożyłem go do tych czystych. Nie przesadzaj. - przewraca oczami.
- Ludzie? Moglibyście mi pomóc? - krzyczy od progu Lou, który w końcu przytargał nasze zakupy do środka.
- Proszę cię, ja niosłam te torby bez problemu. - wzdycham.
- Ale ty jesteś Asterixem - tłumaczy Louis i kładzie torby na ziemi. 
- Raczej Obelixem. - Obrzucam śmiejącego się Arona morderczym spojrzeniem. - No co? Różnicie się tylko tym, że nie jesteś ruda.
- Zamknij się - uciszam go i zaczynam rozkładać zakupy na blacie.
Czasami mam go dosyć.




Susan's P.O.V




- Daj mi w końcu spokój z tym ,,zwiedzaniem" - śmieję się, kiedy Jack znowu ciągnie mnie za sobą. Bruno i Wall-E latają gdzieś po lesie, w którym aktualnie jesteśmy. - Jack, chodzimy tak już strasznie długo. 
- Nie marudź, jest fajnie. - przyciąga mnie do siebie i całuje w usta. - Skoro tak bardzo chcesz możemy iść do domu. - uśmiecha się do mnie, po czym patrzy na zegarek. - Ale to dopiero za dwie godziny. 
- Jack! - denerwuję się, ale jego nie ma już koło mnie, tylko idzie szybkim krokiem gdzieś przed siebie. - Ej! Ja wracam do domu! - krzyczę za nim.
- O nie, Bruno! Bruno się zgubił! - krzyczy przestraszony. - Musisz mi go pomóc szukać! O Boże! Bruuuuno! - zaczyna wołać przez ułożone w tubę ręce. Przewracam oczami.
- On tutaj jest. - wskazuję palcem na labradora, który akurat siada obok mojej nogi.
- W sensie Wall-E! Waaaall-Eee!! - biega w tę i z powrotem i drze się jak opętany. W końcu zrezygnowana idę za nim i razem nawołujemy zgubę. 
 Znajdujemy ją po pół godzinie, jak szczeka na jakieś ptaki w wysokiej trawie. Zapinam ją na smycz i wypuszczam głośno powietrze.
- Czy teraz możemy wrócić do domu? - pytam błagalnie.
- Nie? - podnosi jedną brew, jakby zniesmaczony moim głupim pytaniem. - Jeszcze półtorej godziny. 
- Jack, proszę cię, łazimy tu już dobrych kilka godzin! - wyrzucam ręce w powietrze.
- Dobra! Możemy wracać! - mówi zdenerwowany. - O nie! - wzdycha nagle, a ja patrze na niego zdziwiona. - Zapomniałem gdzie zaparkowałem! Chyba musimy najpierw znaleźć samochód. - robi smutną minę. - Nie martw się, dam głowę, że jest w tamtą stronę! - wskazuję palcem kierunek i podąża żwawym krokiem w stronę rzekomego miejsca pobytu samochodu.
Odchylam głowę do tyłu i wzdycham ciężko.
- Idziesz? - krzyczy za mną. Człapie powoli za nim i w końcu równam z nim tępo swojego kroku.

********

Samochodu nie było w tamtym miejscu. Był w zupełnie innej części lasu. I, o ironio, znaleźliśmy go dokładnie o czasie, kiedy to pierwotnie mieliśmy wracać do domu. Jack zorientował się, że godzina zero nadeszła, odwrócił się na pięcie i nagle przypomniał sobie, gdzie naprawdę zostawił samochód.
- Mam zamiar nie odzywać się do siebie cały dzień. - burczę obrażona, kiedy siedzę na już na miejscu dla pasażera.
- Misiu, nie denerwuj się. Już wracamy, tak jak chciałaś. - zapina pas i nachyla się do mnie, żeby pocałować mnie w policzek.
Psy zasypiają na tylnych siedzeniach, kiedy my jedziemy do domu. Na dworze robi się coraz zimniej i ciemniej.
- Rozchoruję się przez ciebie. - drżę i oplatam się ramionami. Jack przewraca oczami i kiedy staję na światłach, ściąga swoją bluzę i podaje mi ją. - Dzięki
- Nie ma sprawy. Jeżeli chcesz, to się zdrzemnij, będziemy na miejscu za kilkanaście minut.
- Nie ma mowy, znowu wywieziesz mnie do jakiegoś lasu. - kręcę oburzona głową, na co ten tylko wybucha śmiechem. - No co?
- Przesadzasz
Resztę drogi spędzamy na przekomarzaniu się i grę w sto pytań. W końcu Jack skręca w wąską uliczkę prowadzącą do naszego domku. Parkuje pod domem a ja wyskakuję na zewnątrz i otwieram tylne drzwi. Psy gramolą się na zewnątrz i biegną w stronę domu.  Przez drzwi frontowe wychyla się Jade i uśmiecha się na nasz widok.
- Tak wcześnie? JACK, dlaczego jesteście tak wcześnie? - jej uśmiech nie jest już promienny. Oczy są szeroko rozszerzone, a zaciśnięte zęby powodują dziwną obawę o jej zdrowie psychiczne. Wygląda co najmniej jak Joker.
- Spokojnie i tak chciałem coś jeszcze pokazać Su. - uspokaja ją mój chłopak i ciągnie mnie w stronę molo. - Będziemy za dwadzieścia minut!
- Dobra! - odpowiada i znika za drzwiami, wcześniej wpuszczając do środka psy.
- Gdzie znowu idziemy? - marudzę.
- Na molo! Musimy porozmawiać. - informuje i nie zważając na moje protesty, dalej żwawo idzie w stronę molo. - Muszę ci złożyć życzenia.
- To miłe, ale nie możesz tego zrobić w domu? - dziwię się.
- Nie
- Dlaczego? - pytam, ale zamiast odpowiedzi, Jack zatrzymuję się gwałtownie przy końcu pomostu i odwraca się do mnie.
- Wszystkiego najlepszego, kochanie. - uśmiecha się, po czym nachyla, żeby mnie pocałować. Czuję, jak się uśmiecha, kiedy przyciągam go do siebie i pogłębiam pocałunek.



Jade's P.O.V



- Louis, to wcale nie jest śmieszne! - próbuję zachować poważną minę, kiedy widzę, jak chłopcy nieudolnie pakują nasz prezent dla Susan. - Wszystko gotowe?
- Aron, bierz te paluchy, bo przykleję ci tę kokardę do czoła! - chichocz Tomlinson. - Mówiłaś coś, Jade?
- Pytałam, czy wszystko gotowe.
- Tak, teraz zostaję tylko poczekać, aż wrócą z molo. - odpowiada. Wzdycham i opadam na kanapę.
To zdecydowanie było najbardziej czasochłonne i męczące przygotowanie przyjęcia w moim życiu. Dociskam rękę do czoła i jeszcze raz przeglądam mentalną listę zadań do zrobienia. Wydaję mi się, że wszystkie punkty zostały odhaczone. Chyba.
- Co z szampanem? - pytam i zaciskam oczy, żeby przypomnieć sobie każdy, najdrobniejszy szczegół z dzisiaj.
- Otwierałaś go, czeka na stole. - informuje Aron i podnosi do góry zapakowany prezent. - Zrobione! - cieszy się i przybija piątkę z Louisem.
- Dobra, teraz pozostaje czekać na nich. Mają tu być.... - drzwi otwierają się a do środka wkracza Susan i Jack. - ....już.
- Wszystkiego najlepszego! - zaczynają drzeć się chłopcy i jeden przez drugiego rzucają się na zagubioną dziewczynę. Po chwili i ona zaczyna się śmiać.
- Jesteście tacy kochani. - uśmiecha się do nas i całuję każdego z nas w policzek.
- Mamy coś dla ciebie! - Aron wyciąga zza pleców tak mizernie zapakowaną niespodziankę. - Coś o co zawsze nas prosiłaś!
- No nie mów! - otwiera szerzej oczy i zaczyna rozpakowywać przejętą od chłopaka paczkę. - Boże, dziękuję! - krzyczy, kiedy wyciąga ze środka aparat Polaroid 600. - Zawsze go chciałam! - zakrywa usta dłonią.
- Serio? Nigdy nie wspominałaś. - dogryza jej Aron i pokazuje jej język. - Tak wiem, jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi na świecie. - przytula ją ze śmiechem.
- Jesteście. - uśmiecha się do nas wzruszona. Jack obejmuje ja w talii i kładzie głowę na jej ramieniu. - Zróbmy zdjęcie! - klaszczę w dłonie i zaczyna ustawiać nas pod ścianą. Kiedy wszyscy stoimy, tak jak sobie zażyczyła, ustawia aparat na szafce i bierze do ręki przycisk, którym planuję zrobić zdjęcie. Podbiega do nas i staje koło Louisa. Uśmiecham się, kiedy widzę jak zarzuca jej ramię na barki. Gdyby nie to, że Su ma Jack'a, kibicowałabym im najgoręcej jak mogę.
- Gotowi? - pyta jubilatka.
- Gotowi.
- W takim razie uśmiech! - wszyscy uśmiechamy się, a w momencie kiedy ma zrobić zdjęcie, Aron podnosi mnie do góry i bierze na ręce.
Boję się, jak będzie wyglądać to zdjęcie. Z moją okropną, przestraszoną miną i szatańskim uśmiechem chłopaka za mną. Szarpie się i kiedy w końcu stawia mnie na ziemi patrzę na niego wściekła.
- Jesteś zadowolony z siebie? - burczę zła.
- Jest dobre, Jade. - uśmiecha się Susan. - To zdjęcie idealnie oddaje wasze relację. - potrząsa kilka razy wysuniętym z aparatu zdjęciem i podaje je nam, żebyśmy również mogli zobaczyć.
Nie jest takie złe jak myślałam. Wszyscy są uśmiechnięci i widać, że są szczęśliwi. Brakuję tylko jednej osoby. Nagle mój dobry nastrój opuszcza mnie i podaję zdjęcie Aronowi, który cieszy się jak nienormalny, że tak pięknie wyszedł. Ciągnę Louisa za ramię nie zważając na jego protesty. Wypycham go na taras i patrzę na niego z dołu.
- Zadzwonię do Harry'ego i wszystko mu wyjaśnię. - informuję. - Zmuszę go, żeby wrócił.
- Dlaczego ci na tym zależy? - podnosi jedną brew do góry.
- Bo tobie zależy i cały dzisiejszy dzień się tym zadręczałeś. - uśmiecham się blado. To prawda, Lou cały dzień był nieswój, cały czas sprawdzał telefon, a kilka razy próbował nawet zadzwonić. Niestety, bezskutecznie. - Poza tym, nasza wesoła rodzinka bez Pana Ciemności to nie to samo. Wiem, że ode mnie odbierze. Chociażby po to, żeby mi popodgryzać. Na niego to zawsze działa.


16 komentarzy:

  1. Omg czekam na wiecej! ����

    OdpowiedzUsuń
  2. Super! Wspaniałe! Hmm... Co by tu jeszcze? Czekam na następny rozdział! I wiedz, że tęsknie za jakże inteligentnymi rozmowami Jade z Harrusiem! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Yezu kocham♥
    Przeczytałamto całe dzisiaj i uwielbiam to ♡
    Czekam na nexta ;)
    /MrsNat

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurde!!! No w takim momencie?! Jak mogłaś?! tak wgl "A teraz drodzy państwo, idę naskarżyć na was Susan. " - hahaha najlepszy cytat ever xd ja też tęsknię za Harrym :( ciekawe jaka będzie rozmowa pana ciemności i ksiezniczki haha chyba już sobie wyobrażam xd nie mogę się doczekać kiedy nastepny bo koniecznie muszę przeczytać ich rozmowę xd rozdział geniany jak zawsze ale nie musze ci mówić :D!!! życzę weny i kocham c: ^^ ��❤��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałaś na chyba na myśli jak przebiegnie rozmowa Pana Ciemności i Obelixa ��

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  5. Dobra dobra wszystko fajnie ,ale kiedy.się.spotkają z panem ciemności ? Będzie jakaś gruba akcji z nim w roli głównej? Albo czy Susan będzie może z Lu ,czy będzie w końcu z Aronem? Lub czy Aron będzie z Jade??? Aaa jak ti będzie jak to będzie =D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak zawsze świetny rozdział, nie mogę się doczekać następnego :)
    Nie wiem, czy pamiętasz, ale kiedyś mówiłam coś o powrocie do pisania ;)
    No to wróciłam i zapraszam xxx
    http://caillawasanormalgirl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Swietny : ))!
    Nie moge sie doczekac kiedy spotka sie z Harrym : )!

    OdpowiedzUsuń
  9. Gratulacje masz nowego czytelnika ;*!
    A co do rozdziału to ZAJEFAJNY! Tylko jedna uwaga : według mnie to akcja sie troche ciągnie ale tak troche i zapewne tylko ja tak sądze ;) pisz jak chcesz w końcu to twoje ff. I nie chce cie obrażać czy co xD to tylko moje przemyślenia nawet sie tym nie przejmuj ;)
    Kiedy nn?

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny rodział i cały blog! Znalazłam go dzisiaj i odrazu sie w nim zakochałam!! Czekam na next i weny ci życze ~xoxo~

    OdpowiedzUsuń
  11. Cały dzień siedzę i czytam i w końcu jestem na 22 rozdziale ! Szybko ! czekam na rozdział *---*
    KOBUCZNA ;3

    OdpowiedzUsuń
  12. Super rozdział. Kiedy next :D?

    OdpowiedzUsuń