poniedziałek, 11 maja 2015

Rozdział czterdziesty piąty

Jade's P.O.V





Uśmiecham się do niego głupio. 
- Co ci jest? - pyta, a ja kręcę głową.
- Nic, kompletnie nic. Ja...chyba chciałam ci podziękować - mówię cicho, cały czas patrząc w jego oczy. - Tak. Dziękuję ci.
- Za to, że tu z tobą siedziałem? - pyta, podnosząc brwi.
Kiwam energicznie głową, po czym dodaję cicho: ,,Za wszystko''. 
Nie wiem czemu się nie odsuwa. Idealnie skanuje wzrokiem moją twarz, centymetr po centymetrze. Chyba mi to nie przeszkadza, mogę bezczelnie pogapić się w jego oczy. Mają takie małe, śmieszne, brązowe plamki przy źrenicach.
Nagle z dołu dochodzi nas krzyk i głośne przekleństwo. Wychylam się zza Harry'ego, tak, że widzę teraz drzwi. Zastanawiam się, co mogło się stać. Szybko wstaję z miejsca, nie patrząc nawet, że staję na stopach chłopaka. Przechylam się do tylu, ale on łapie szybko moje barki i przywraca mi równowagę.
- Dziękuję, dupku - mówię i mijam go, udając się w stronę drzwi. 
- Czemu mnie tak nazywasz? - pyta, idąc za mną.
- Bo wyglądasz na dupka - dogryzam mu, schodząc już ze schodów.
- Poznałaś mnie już trochę, chyba wiesz, że tak nie jest.
Macham na niego niedbale ręką i każę mu siedzieć cicho. Nie mogę się z nim nawet podroczyć, bo zaczyna to roztrząsać. 
Na dole patrzę pytająco na Susan, która ogląda dokładnie palec Louis'a.
- Sparzyłem się - mówi zbolałym głosem Tomlinson.
- Zauważyłam - Patrze na niego ze zmarszczonymi brwiami. 
Myślę, że chwila ciszy, która nastaje, jest po prostu spowodowana skończeniem się tematu na temat nieszczęśliwego wypadku Lou. Potem jednak Susan zręcznie zaczyna wypominać mi, że nie dość, że spałam dzisiaj za długo w ciągu dnia, to jeszcze teraz uciekam na górę i w ogóle jej nie pomagam, w niczym. Przytakuję jej grzecznie, po czym odsuwam umierającego Louis'a na bok, a sama zaczynam mieszać w garnku. Nie wiem po co, nie wiem co w nim jest. Chce tylko ostentacyjnie oznajmić, że tak, umiem gotować i pomagać. 
W chwili milczenia odetchnęłam w duchu, że nikt nie wystąpił z chamskim komentarzem na temat mojej bezmyślności. 
Harry jest zdenerwowany. Widzę  to, bo kiedy Susan siedzi z Louis'em i zapewnia go, że nic mu się nie stanie i żaden bąbel mu nie wyskoczy, oraz zapewnia go, że i tak zrobił więcej niż wszyscy POZOSTALI - tu zerka w moją stronę z pretensją - Styles siada przy stole i zaczyna zgniatać sobie palce. Czuję na sobie jego wzrok, więc odwracam się do niego z półuśmiechem. Zaciska mocniej dłonie, na co ja rezygnuje z niewerbalnej próby pocieszenia go, z jakiegokolwiek powodu mu smutno. Czuję się znacznie lepiej, kiedy mu się wyżaliłam. Chyba czasami muszę obarczyć kogoś swoimi problemami. Bo przecież, dzięki Bogu, drugą osobę nie będzie to obchodzić tak bardzo jak mnie, a ja jakoś rozładowuję swoje emocje.
Kiedy stwierdzam, że okres mojej udawanej dobroci się skończył, odchodzę od garnka i pytam Susan, czy to coś jest już gotowe. 
- Nie wiem, ale musi być pyszne. Na tatę zawsze dobrze działa jedzenie, a musi mieć dobry humor wieczorem.
- Dlaczego? - pytam.
- Bo wezmę go w ogień pytań o jego nową dziewczynę. A oprócz tego, powiem mu, że lecę do Irlandii. Ty też powinnaś coś napomknąć swoim rodzicom - nakazuje mi, po czym podchodzi do garnka i zagląda do środka. - Nie, jeszcze nie gotowe. Podaj mi paprykę.


************


Nie wiem jakim cudem, ale podobno zepsułam całą ciężką pracę Susan. Tak, samym mieszaniem sprawiłam, że jej zupa, czy cokolwiek to jest, jest teraz, jej zdaniem, ohydna. Oprócz tego, pod sam wieczór, zostałam odprawiona z kuchni, kiedy powiedziałam, że danie jest za mało słone. Dowiedziałam się, że zupa jest dobra, ja się po prostu źle odżywiam, bo za dużo solę, co mnie nie specjalnie zainteresowało. Zgodziłam się z Su, z nadzieją, że się odczepi. Pokiwałam głową, że tak, oczywiście, będę jadła mniej soli.
Teraz siedzę na kanapie. Rodzice i Lena, która zdążyła się już trochę opanować, postanowili nas odwiedzić. Boli mnie to, bo kiedy którakolwiek z naszych rodzin robiła wspólną kolacje, zawsze był też Aron. Teraz jest Harry i Louis. Nie, żebym narzekała, przecież ich uwielbiam. Ale brakuję mi tego kretyna. 
Nie mam bladego pojęcia, czyj to było pomysł i kto zaprosił moich rodziców, ale ci są z tego powodu bardzo zadowoleni. Stoją w kuchni z Susan i zawzięcie o czymś rozmawiają. 
Nie wiem, czy sama córka Dana zdążyła się zorientować, że jej ojciec wyszedł ze szpitala, jak przypuszczam, na własne żądanie. Dzisiaj wieczorem mam zamiar wcielić mój szatański plan w życie i delikatnie skierować temat rozmowy na ten tor. Nie dam sobie wmówić, że lekarze wypuścili go po operacji po niespełna dobie. Susan jest chyba jeszcze zbyt przejęta faktem, że w ogóle do jej ojca ktokolwiek śmiał dopisać słowo ,,zawał"
Harry i biedny, poszkodowany Louis poszli gdzieś razem. Mówili coś, że potrzebują się trochę poruszać, bo inaczej zwariują.
Żałuję, że nie poszłam z nimi, ale wiem, że musiałabym się tłumaczyć Tomlinsonowi z mojego podejrzanego telefonu od Arona. Oczywiście, że w szpitalu uratował mnie, kiedy Susan chciała mnie z tego przesłuchać, ale to pewnie tylko dlatego, że sama Fox bardzo by się zdenerwowała, czego on by nie chciał. Sam jednak oczekuje ode mnie, że wyśpiewam mu wszystko.
Mam ochotę rzucić pilotem w telewizor, bo nic ciekawego akurat nie leci, a ja jestem strasznie znudzona. 
Obiecałam sobie, że nie będę się dzisiaj wieczorem zadręczać problemami. Nie mogę przecież myśleć o wszystkim cały czas. 
Skoro tak, to dlaczego mimo mojego usilnego starania, cały czas mam przed oczami scenę z sypialni Susan? Dlaczego to było tak strasznie dziwne, a brązowe plamki wokół źrenic nie dają mi spokoju?




Harry's P.O.V



- Nie wiem, Louis, co mam myśleć. Wiem jedno, że mi na niej zależy. Ale to chyba nijak nie określa sytuacji - mówię zrezygnowany. 
Siadamy na brzegu klifu w Skrzeczącej Przystani. 
- Ty wiesz co czujesz do Susan. ja nie mam pojęcia co jest między mną i Jade.
- Właśnie, że wiesz. Tylko nie przyznajesz tego przed samym sobą - mówi obojętnie mój przyjaciel. 
- Co masz na myśli? - pytam go i rzucam kamieniem przed siebie.
- Nie powiem ci. To przyjdzie z czasem.
- Jesteś ostatnio taki głęboki - Wywracam oczami.
- Staram się. Za to ty zrobiłeś się milszy - zauważa i mnie popycha, na co ja się uśmiecham. - Zmieniłeś się.
- Dla ciebie nie. Ciebie dalej nie lubię - dogryzam mu. 
Siedzimy chwilę w ciszy, którą przerywa tylko plusk kamieni, kiedy akurat zdecyduję rzucić jeden do wody, 
- Louis? - zaczynam niepewnie, kiedy coś sobie uświadamiam. - Co się stało z naszyjnikiem Susan? Dałeś go Aronowi? Stary? - Szturcham go, kiedy nie odpowiada. 
Spuszcza głowę i z krzywym uśmiechem cicho zaprzecza. 
- Wiesz co jest najgorsze? - pyta, a ja kręcę głową. - On ją kocha. Ja też. Po prostu...to za trudne. Znasz te wszystkie historie, o miłościach po wielu latach przyjaźni? Ja się boję, że ją stracę, bo nie zdziwiłbym się, gdyby to sprawdziło się w ich przypadku. Zakochaliby się w sobie i tyle - mówi. - Błagam, nie myśl, że jestem zaborczym chujem, który chce na siłę wpływać na jej życie...
- Nie oceniam cię - Wzruszam ramionami. - Nic mi do tego. Nie chcę trzymać niczyjej strony w tej sprawie. Nie wierzę, żeby Susan miała mu wybaczyć przez głupi naszyjnik. Chyba nie ma na świecie ludzi, którzy wierzą w takie pierdoły. Skończyłoby się na tym, że wybuchłaby wielka awantura, z której nic by nie wynikło. Przeczekaj jeszcze trochę, aż emocje opadną, wtedy daj naszyjnik Aronowi. To moim zdaniem najlepsze wyjście - oznajmiam i podnoszę się z miejsca. - Chodź, nie mam ochoty już robić za psychologa.
- Jesteś moim przyjacielem, zawsze będziesz moim psychologiem - Uśmiecha się, ale posłusznie wstaje za mną.
- Jesteś moim przyjacielem, więc powinieneś wiedzieć, że mam w dupie twoje sprawy - kpię i słyszę jak Tomlinson parska pod nosem.
- Skoro cię nie obchodzę, porozmawiajmy o tobie. Może opowiesz mi o tobie i Jade? Chyba nie jestem na bieżąco - dokucza mi i zapobiegliwie się odsuwa, gdybym chciał go uderzyć.
- Odwal się - burczę i zmierzam w stronę domu.
- Nie obrażaj się, ja was shippuję - stwierdza. 
Mam prawie niezachwianą pewność, że panu Louis'owi zaraz stanie się krzywda, jeśli nie skończy prawić tych swoich durnych komentarzy.
Idziemy po leśnej drodze, a ja już w ogóle nie zwracam uwagi na przyjaciela. Myślami jestem daleko. Wszystko w mojej głowie krąży w okół jednej myśli.
Co się ze mną dzieje?
- Lou, chyba zapomniałem ci o czymś powiedzieć - burczę, mając nadzieję, że nie usłyszy i nie będę miał wyrzutów sumienia, że nawet nie próbowałem mu tego powiedzieć.
- O czym? - Usłyszał. Cholera.
- Ja chyba chciałem ją pocałować.






Jade's P.O.V




- Muszę z tobą porozmawiać - Słyszę nad sobą. Podnoszę wzrok na Susan, która wyraźnie jest czymś przejęta.
- Co? Nie będę znowu próbowała twojej zupy - marudzę od razu i mocniej nakrywam się kocem. 
Ostatnio cały czas jest mi zimno i chce mi się spać. To nie wróży nic dobrego. 
- To alarm, sprawa stopnia dziesiątego. Zostań dzisiaj na noc ze mną - mówi cicho, a ja oczywiście się zgadzam.
Su kiwa głową, jakby chciała sobie potwierdzić, że zanotowała moją zgodę. Wychodzi z pokoju.
Najchętniej znowu położyłabym się spać. Problem w tym, że jest jeszcze jasno, a ja jestem tak kompletnie niezmęczona, że nie ma mowy o zmrużeniu oka. 
W końcu podnoszę się z miejsca i idę do kuchni, gdzie moi rodzice już przydzielają zadania. Cieszą się, że pan Dan wraca, więc wszystko musi być dopięte na ostatni guzik, cała kolacja ma być perfekcyjna. Nie wiem dlaczego, ale mnie nie dotyczy ten obłęd, który najwidoczniej opętał wszystkich i przysłania im zdrowy rozsądek. Oczywiście, cieszę się, że wszystko dobrze się skończyło, ale dalej nie dowierzam w to, że dzień po operacji Dan został odprawiony ze szpitala. 
Pomagam mamie nakrywać do stołu. Koło siedemnastej trzydzieści wracają chłopcy, którzy byli w bliżej nieokreślonym miejscu. Oboje mają trochę lepsze humory. To znaczy, Harry nie stara się połamać sobie palców, a Louis nie rzuca we mnie morderczymi spojrzeniami. Albo po prostu potrzebowali świeżego powietrza albo Pan Ciemności opowiedział o moich wyznaniach swojemu przyjacielowi. Jeżeli Lou wie o Aronie, co muszę jakoś zbadać, musi przysiąc mi, że nic nie powie Susan. Nie wiem czemu, ale nawet mnie nie dziwi, że między naszą czwórką nie panuje absolutnie żadna cenzura i wszyscy mówią wszystko wszystkim. Denerwowałoby mnie to, gdyby nie fakt, że wszystkim im ufam bezgranicznie. Tak jest zawsze, poza tą sprawą. O moim stałym kontakcie z Black'iem ma się nie dowiedzieć Su i koniec.  
Siadamy w końcu przy stole i wpatrujemy się w swoje puste talerze. Mimo moich usilnych prób nie udało mi się dowiedzieć, co będziemy jedli. Danie zostało nazwane ,,zupa" i to jedyna informacja o nim. Aha, no i jest za mało słone.  Podpieram głowę na ręce i wzdycham ostentacyjnie. 
- To nie moja wina, że jeszcze go nie ma - mówi Susan i patrzy na zegarek. - Spóźnia się. 
- Zrobię sobie kanapkę - oznajmiam zebranym i podnoszę się z miejsca. 
Wchodzę do spiżarni, która jest wyjątkowo mała, i zaczynam rozglądać się w poszukiwaniu czegokolwiek, do czego Susan nie mogłaby przyczepić etykiety ,,zupa".
Na górnej półce dostrzegam czekoladę, po którą usilnie staram się sięgnąć. 
- Przeklęte krótkie nogi - marudzę sama do siebie. 
W końcu udaję mi się chwycić dwoma palcami za skrawek foliowego opakowania. Uśmiecham się do siebie, kiedy zaczynam ją rozpakowywać. 
- To ta twoja kanapka, co? - mówi ktoś, a ja podskakuję w miejscu.
- Przestraszyłeś mnie - stwierdzam i po chwili biorę gryza z tabliczki. - Chcesz?
Louis odrywa kostkę i uśmiecha się w moją stronę. 
- Nie patrz tak na mnie, jestem chora, mogę jeść dużo cukru - fukam z udawanym oburzeniem. 
- Chciałem z tobą porozmawiać - mówi nagle, zupełnie poważnym tonem. 
Marszczę brwi. Tak bez ogródek przechodzi do tematu Arona? Tylko po to tu przyszedł? Harry mu nie powiedział?
- Jeżeli chodzi o ten telefon... - zaczynam, ale ten mi przerywa.
- Chodzi o Harry'ego - mówi w skrócie.
Dziwne. Tomlinson jest chyba ostatnią osobą, z którą myślałam, że będę o tym rozmawiać.
- Więc, coś się stało? - pytam, odgryzając kolejny kęs, a potem podpieram ręce na biodrach.
- Nie, właśnie nie. Jeszcze nie. Może przejdę do sedna. I, Boże, daj mi jakiś znak, jeżeli mam tego nie mówić - Patrzy na sufit, na co ja uderzam go w ramię, a on syczy z bólu. - Mam tu bliznę! 
- Przepraszam. Mów, nie ma żadnego znaku.
- Bo wiesz, jeżeli chodzi o was...
Urywa, bo słyszy dźwięk klaksonu. Klaksonu czarnego, pieprzonego Galanta. Otwieram usta w niedowierzaniu. Nie, nie, nie!
- Louis, błagam cię... - zaczynam, ale ten się odwraca.
- To znak! - mówi, wymachując rękami.
- To nie znak! Gadaj! - krzyczę za nim, ale ten już wybiega z kuchni. 
Cholera jasna. Co miał mi powiedzieć? Czy on naprawdę chce, żeby moja głowa wybuchła od nadmiaru myśli?


***********


Kolacja przebiega w miarę sprawnie. Susan i mój ojciec nie dają Danowi spokoju. Zwłaszcza tata, który ma niezły ubaw z nowej dziewczyny Dana.  Zresztą, dziewczyna to podobno tylko ,,koleżanka", ale tak się zawsze mówi.
Czuję się ignorowana, bo nikt nie słucha mnie, kiedy mówię o bardzo dogodnych warunkach w szpitalu i kochanej obsłudze, która zajmuję się chorymi, przynajmniej KILKA dni po operacji.
Dan posyła mi wrogie spojrzenie. Chyba zrozumiał co mam zamiar zrobić. Marszczę brwi, ale odpuszczam. Może ma rację, po co wzniecać kolejną awanturę?
Danie Su nie okazało się tak strasznie okropne. Kiedy kończę jeść, zajmuję się kopaniem Louis'a pod stołem. Ten chuj ma mi wszystko wyjaśnić!
Cała impreza kończy się zanim udaję mi się złamać jego piszczel. 
Do mamy dzwoni Sofia, więc ta udaje się w stronę domu, żeby móc spokojnie porozmawiać. Harry mówi, że jest zmęczony i idzie na górę. Odprowadzam go spojrzeniem i zastanawiam się, czy to będzie podejrzane, jeśli teraz za nim pobiegnę. Co będzie robił całą noc?
Zanim porządnie się nad tym zastanawiam, Susan stuka mnie w ramię, a ja wybudzam się z jakiegoś amoku. Otrząsam się i patrzę na nią zdziwiona.
- Słyszysz? Idziemy - mówi zaspanym głosem. 
Kiwam nieprzytomnie głową. Talerze jakimś cudem zniknęły sprzed mojego nosa. Boże, co się ostatnio ze mną dzieje? Mój mózg pracuje tak wolno, że mam wrażenie, że w ogóle go nie ma.
Louis uśmiecha się do mnie z drugiego końca pokoju, macha mi, po czym wbiega po schodach. Bezczelny! 
Ostatnio ja i Tomlinson grabimy sobie u siebie nawzajem i skończy się na tym, że kiedy którejś nocy będziemy się zamieniać pokojami, któreś z nas wypchnie drugie przez balkon. 
Podnoszę się z miejsca i uśmiecham do pana Dana. Chcę mu dać znać, że nie wydam go. Nie tym razem. 
Mój ojciec pomaga Susan znosić naczynia i cały czas wydziera się do swojego przyjaciela, każąc mu opowiadać coś o jego dziewczynie. 
Lena wygląda i funkcjonuje gorzej niż ja. Jest kompletnie nieprzytomna i o ile nie sprawdza czegoś w telefonie, gapi się ślepo w stół.
W końcu udaję nam się wyjść. Ja, tata, Su i Lena zapewniamy Dana, że przyjdziemy zobaczyć jak się czuje z samego rana. Sam zainteresowany obiecał, że gdyby coś się działo, uda się do chłopców, którzy są na górze i w razie czego służą pomocą.
Kiedy idziemy do domu jest już całkiem ciemno. Od furtki witają nas psy, które domagają się, żeby ktoś poszedł z nimi na spacer. Lena nieprzytomnym głosem oświadcza, że gdzieś je weźmie. Wpada do domu po smycze, a po chwili już jej nie ma. 
Od progu bucha na nas ciepłe powietrze, które w porównaniu z chłodem wieczoru jest tak przyjemne, że nie mogę tego opisać.
Ściągamy buty, po czym ja i Susan leniwie udajemy się na górę. Zastanawiam się, jakim cudem nikt nie zorientował się, że klamka w łazience jest ułamana. Stwierdzam, że powiem o tym rodzicom, kiedy któreś się tam zamknie. Tak, będą nas dzieliły drzwi, a wtedy nic nie będą mi w stanie zrobić.
Razem z Susan gramolimy się do łazienki na górze. Zostawiamy uchylone drzwi. Nasze piżamy leżą na pralce, jak zwykle zresztą. 
- Nikt nie zauważył twojej ręki? - pyta Susan, wskazując na mój opatrunek.
- Wszyscy zauważyli. Rodzicom wcisnęłam jakiś kit, który David powtórzył twojemu tacie - wyjaśniam. 
- Harry rano zaczął wymyślać jakąś historie dla twoich rodziców, że chciał zdjąć coś z górnej półki, ale to uderzyło go w twarz. No i stąd ten siniak - tłumaczy. 
Siadam na zamkniętej muszli klozetowej, tyłem do prysznica. Moja przyjaciółka odkręca wodę i już po chwili słyszę, że pierwsze krople zaczynają obijać się o jej ciało.
- Przypomina mi się, jak byłyśmy małe i zawsze do łazienki chodziłyśmy razem.
- Teraz ja jestem duża, ty dalej mała, a cały czas jesteśmy tu razem - śmieje się, na co pokazuję jej środkowy palec. Przynajmniej myślę, że jej, w sumie nie widzę gdzie za moimi plecami celuję.
Susan ma wyjątkowo ciężki wieczór dzisiaj. Jej uśmiech jest tak sztuczny, że boli mnie, kiedy na niego patrzę. Jest w stanie, w jakim ja byłam rano. Musi się komuś wygadać. A zostawianie ją chociażby na chwile samej, to najgłupsze co mogę zrobić. Dlatego właśnie siedzę z nią teraz w łazience.
Trochę czasu mija, zanim przemierzamy korytarz do mojego pokoju. Lena przed chwilą wróciła, a kiedy szła do pokoju, zdążyłam ją jeszcze raz upomnieć, żeby nie zamykała drzwi w łazience. Przerzucam mokre włosy na drugie ramię i przeciągam się leniwie.
- Chciałbyś porozmawiać? - pytam, kiedy zamykam za sobą drzwi do pokoju.
- Wiesz, że tak - mówi smutno, opadając na łóżko. - Chodź tu - jęczy, wyciągając ręce w moją stronę, a ja rozczulona opadam na materac i mocno ją przytulam. 
- Mów - Głaszczę ją po włosach i słyszę, że ta już pociąga nosem. - Czekaj, mam tu gdzieś chusteczki...
- Nie będę ryczeć! - warczy, znowu mnie do siebie przyciągając, bo ja podniosłam się w poszukiwaniu czegoś na wypadek płaczu. 
- Dobra. Po prostu mów.
- Ja się miotam w środku siebie - mówi nijakim tonem.
- Co? 
- Jestem tak strasznie roztrzęsiona - stwierdza cicho, nabiera powietrza i zaczyna: - To głupie, ale tęsknie za Jacki'iem. Jest mi przez niego strasznie przykro, ale z drugiej strony nienawidzę go tak bardzo, że to przyćmiewa wszystko. I to też mnie przeraża. Tak łatwo zmieniam uczucia do ludzi. Nie wiem co jest między mną a Louis'em - Robi pauzę i zagryza wargi. - A poza wszystkim, chciałaby, żeby przeszło mi już z Aronem. Nie chcę za nim tęsknić. Chcę o nim zapomnieć. No i jeszcze ty i Harry... - Łapie się za czoło.
- Co ,,Ja i Harry"? - pytam, podnosząc się na łokciu.
- No i tata. Cała ta sprawa mnie przerasta. Jego zawał...W ogóle nie powiedziałam mu o Irlandii, nie miałam siły zaczynać tego tematu - kończy, a ja się zastanawiam, czy w obliczu tych wyznań powinnam naciskać na temat, który mnie najbardziej zaniepokoił. Ona i Louis coś wiedzą. 
- Susan, kochanie, przepraszam, że ci przerwę. Co ,,Ja i Harry", do cholery jasnej? - pytam zdruzgotana, bo mnie to strasznie nurtuje. 
Su przewraca oczami i obraca się tak, że leży plecami do mnie.
- Nic ci nie powiem. Najpierw ty mi się zwierz. Proszę, to nasza zasada, zwierzenie za zwierzenie! - przypomina mi, a ja robię się zła.
- Dobra! - fukam.
Zaczynam jej opowiadać o Lenie, Liam'ie i Harry'm, czyli o dwóch tematach, o których mogę. Zręcznie omijam każdą wzmiankę o Aronie. Mam wrażenie, że Susan zasnęła w połowie, ale kiedy kończę opowiadać historię z supermarketu, ona natychmiast się podnosi i patrzy na mnie z politowaniem.
- No co? - Wyrzucam ręce w powietrze, bo nie mam pojęcia o co jej chodzi. Najpierw ona i Lou mnie strofują, a potem się z tego śmieją.
- Dalej nie wiesz? - pyta z politowaniem.
- Czego? 
- Czy to, że Harry tak się stara nic ci nie mówi? - Podpiera głowę na ręce. Podnoszę się do pozycji siedzącej i krzyżuję nogi przed sobą.
- Nie. Ale skoro tak chcesz się bawić, zgoda. Nic ci nie mówi to, że Louis przesiedział z tobą w szpitalu cały ten czas?
- Co masz na myśli? -  Teraz to ona zdaje się  być wybita z równowagi.
- Nic! Poczuj się teraz jak ja! - Wskazuję na nią palcem, ale ona zabiera go sobie sprzed oczu i patrzy na mnie groźnie. - Wiem coś, czego ty nie wiesz.
- Ja tak samo, więc nie zaczynaj ze mną, Marshall  - grozi mi, na co ja parskam śmiechem. - Mów!
- Zwierzenie za zwierzenie - mówię triumfalnie. Susan podnosi się i siada przede mną. Wyciąga dłoń, a ja chwytam jej mały palec swoim.
- Zgoda. Na  trzy - oznajmia, po czym bezgłośnie odlicza, a kiedy po jej wargach widzę, że mówi ,,trzy", mówimy w tym samym czasie:
- Jemu na tobie zależy. 
Puszczamy nasze ręce. Tak, wiem, spodziewałam się, że to usłyszę. Ale kiedy to się stało, to to uczucie jest co najmniej dziwne. 
- Rozwiń to - mówi Susan cicho, którą wyraźnie bardziej to ruszyło.
- Louis mi powiedział. On chyba trochę się w tobie zakochał - mówię cicho. 
Widzę, jak Susan patrzy na mnie ze strachem, który jest pomieszany ze szczęściem, którego dawno u niej nie widziałam. Po Jack'u, po kłótni z Aronem pierwszy raz widzę te iskierki szczęścia w jej oczach.  
Siedzi chwilę nieruchomo, po czym po prostu mnie do siebie przytula. Właściwie rzuca się na mnie i przyciąga mnie do siebie. 
- Harry ma trzy pozytywne cechy - mówi cicho w moje włosy, a ja uśmiecham się wesoło. Gładzę ją po plecach, ciesząc się, że: a) w końcu to z siebie wydusiłam i b) jest teraz szczęśliwa. - Mieszka z tak zajebistym chłopakiem jakim jest Louis.
- Rozumiem, że się cieszysz? - pytam.
- Tak. To znaczy, to nie tak, że ja go kocham. Ja się cieszę, że mu się podobam. Nie mogłabym teraz z nim być, ani nic...
- Su, nie wybiegaj w przyszłość. Oddychaj - śmieję się.
- Boże jestem przy nim taka beztroska i szczęśliwa - wyznaję, na co ja kiwam głową. Jej szczęście całkowicie przesłania moje problemy. Wiem, ostatnio dużo przeszła, zasługuję na to. 
- To wspaniale, kochanie. Myślę jednak, że powinnaś się położyć spać, bo się jeszcze posikasz i co będzie? - pytam ironicznie, a ona uderza otwartą dłonią w moje plecy.
Ciągnie mnie za sobą, tak, że obie opadamy na bok. Zaczynam chichotać, a ona gasi lampkę.
- Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i kocham cię najmocniej na świecie - mówi cicho.
- Ty moją też. I pamiętaj, Louis to nie Jack. Jest od niego lepszy. Gdyby kiedyś wam wyszło, pamiętaj, że masz mnie. Jestem mała, ale potrzebuję dużo twojej miłości. Więcej niż ten pedałek z sąsiedztwa - mówię, a ona kiwa tylko głową i mocniej się w mnie wtula. - Czy ty płaczesz?
- Zawszę płaczę, jak mówisz, że mnie kochasz - szepcze. 
- Jak ty będziesz płakać to ja też. Nie rycz! - nakazuję, a ona chichoczę. - Zmienimy temat, bo zaraz też się rozkleję. Mówiłaś, że Harry ma trzy pozytywne cechy. Jedna, chociaż nie wiem czy to cecha, to fakt, że mieszka z Louis'em. A te dwie?
- Zależy mu na tobie - mówi, a ja naglę czuję, jakby w moim żołądku było zdecydowanie za dużo kostek lodu. - Poza tym, prędzej czy później cię w sobie rozkocha. I to nie jest ta cecha. Trzecią cechą jest to, że jest chudy, więc gdyby w dalekiej przyszłości jakoś cię skrzywdził, ja i Lena mogłyśmy złamać mu kręgosłup. 
Teraz jej już nie słucham. Myślę o tym co powiedziała. Zależy mu na mnie i prędzej czy później mnie w sobie rozkocha?
Susan gdera coś jeszcze, że nie spodziewała się tego po Lenie, ale trzyma jej stronę, a ja mam w głowie już nawet nie mętlik. To czysty armagedon.




*******************

Kocham was i chętnie bym napisała coś więcej, ale nie mam teraz takiej możliwości, muszę uciekać. Do zobaczenia w następnym rozdziale, który pojawi się w niedziele/poniedziałek pysie! ;*


12 komentarzy:

  1. Wspaniały rozdział, z resztą jak każdy pozostały. Kocham to opowiadanie, kocham ciebie za to, że to piszesz i zawsze czekam na kolejne rozdzialy z niecierpliwością :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaa.. Dopiero skończyłam i jestem mocno wstrząśnięta. Booooskie. *U*
    Jade taka mało empatyczna! Jak?! JAK, ona mogła się nie domyślić?!
    Susan- uuuuu....coś się święci. <3
    Lena- taki smutas ;_;
    Harry to taki teraz słodki jak normalnie jakaś babeczka truskawkowa. (Lubię babeczki.xD) Ale, dobrze, dobrze. ;*
    Louis- tu napiszę, że po prostu dobrze, iż był. UWIELBIAM gościa! ♥
    Ogólnie takie wyznania tu padły. I pomyśleć, że będę musiała czekać CAŁY tydzień na rozdział. Aż mi się smutno robi. Ale rozumiem. Poczekam i będę się cieszyć jak głupia, gdy wstawisz rozdział. ^.^
    Kocham Cię i naprawdę dziękuję za tego bloga. Do nexta! ♥♥♥
    Pozdrawiam!

    //Jestemseczłekiem

    OdpowiedzUsuń
  3. Dużo się dzieje. Czekam z niecierpliwością na następny. Podoba mi się to, jak piszesz: bardzo lekko i przyjemnie. Życzę weny <3
    Przy okazji zapraszam na mojego bloga : http://mistakes-my-life.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Jade w końcu coś zrozumiała! XDDD W sumie to samo tyczy się Sus ale dobra tam ;) No Harry i Jade są po prostu uzależnieni od siebie ale się do tego nie przyznają ♥ Oki to chyba tle no już nie wiem co mam jeszcze powiedzieć.. dobra to czekam na nexta, weny i papa♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Naszyjnik, odda naszyjnik i w końcu się pogodzą! Chcę, aby Aron był z nimi. Ludzie, czy tylko ja tego chcę?! Brakuje mi Go i jego zrzędzenia, że Jade śpi w jego bluzie. Tak strasznie proszę Cię o to, aby w końcu Sue mu wybaczyła! :c
    Louis się najwidoczniej myli co do uczuć Sue, chociaż? Tak, musi się mylić! Oni będą chodzić na podwójne randki, hahah. W ogóle rozczuliło mnie to, gdy oni wyszli razem pogadać. Nie wiem, czy jak za starych, dobrych czasów, ale przynajmniej taką mam nadzieję.
    Pan Dan wrócił do domu?! W sumie to genialne, jak i dziwne. No bo, który lekarz wypuszcza pacjenta dzień po zawale? Znaczy, nie wiem, czy dokładnie dzień, ale w każdym razie w tak krótkim czasie! Chyba, że on się wypisał na własne życzenie, by nacieszyć się ostatnimi dniami? Nie, chwila, stop. Ania, nie dramatyzuj. On przeżyje! Musi! :c
    W ogóle co z Leną? Liam się odezwał? Jejciu, biedna. Nie ma szczęścia w miłości, a jest taka młoda. Kurcze, wrak człowieka! Niech oni się jak najszybciej pogodzą, proszę. A ta jej niby dziewczyna niech spada! Od początku jej nie lubiłam. :)))
    Hm,hm, co by tu jeszcze...
    A, właśnie! Co z Jack'iem? Z tego co pamiętam, to jest w więzieniu, złapali go. Szkoda mi go, cholernie. Może jakoś wyjdzie na wolność, co?
    No, właściwie to wszystko co miałam do napisania.
    Jednak nie. Teraz sprawa w ogóle nie związana z blogiem. A może jednak? Chodzi mi o to; słyszałaś o kłótni pomiędzy Lous'em i Zayn'em? Co o tym sądzisz? Warto wystawiać pięcioletnią przyjaźń dla obrony wytwórni? Jak dla mnie obydwoje przesadzają. No i jeszcze gdzieś przeczytałam, że wmieszany zostaje do tego Harry. Podobno ma odejść, jeśli nie przestaną się kłócić. Mam nadzieję, że chłopcy przejrzą na oczy i będzie spokojnie.
    No nic, ja lecę.
    Pozdrawiam, karmeeleq.

    OdpowiedzUsuń
  6. Oooohhhh jak moglas? Myslalam ze sie pocaluja a tu nic! Kocham to ff- roxi :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam całe to opowiadanie.... Rozdział jak zwykle boski 😍 mam nadzieje ze Harry i Jade będą w końcu razem 😍😍 tak samo Lou i Sue no i oczywiście Liam i Lena

    OdpowiedzUsuń
  8. No wreszcie coš konkretniejszeszgo sie dzieje z Harrym i Jade xd Super. Świetny pomysł na ff. Czekam na dalsze rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeżeli jeszcze raz ten zasrany telefon nie doda tych pierdolonych komentarzy, to się wkurwię jak nigdy, do chuja. Więc przepraszam, jeśli komentarzy nie ma, ale mój sprzęt jest wadliwy :')
    Jarry to życie, weź miej to na uwadze i ich swataj szybciej. Wszyscy doskonale wiemy, że on jej w sobie nie rozkocha, bo to już się dokonało. Może jedynie sprawić, żeby pokochała go jeszcze, a to mam nadzieję nastąpi w niedługiej przeszłości. Chcę doczekać momentu, kiedy on ją w końcu pocałuje, no błagaaam ;-;
    Co do Su i Lou (Boże, to się rymuje), to jakim cudem, przepraszam bardzo, ona tego nie zauważyła? Przecież to było tak oczywiste, że ja pierdolę. Dobra, Jade też się nie popisała domyślnością, ale ona to ona. Kocham ją, ale mimo wszystko i tak czasem mam wrażenie, że ona jest jakaś nie teges XDD Szczególnie przy niegdysiejszej akcji z włażeniem na balkon. I wiezieniu Leny na rowerze... Nie no, Jade jest cudowna XD
    Dzisiaj krótko, bo jest druga, a ja muszę dokończyć ostatni odcinek pierwszego sezonu Arrow. Jeśli mi zabiją Johna to się wkurwię. Także ten, czekam na następny ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mądrze, czekam na przeszłość, w której ona go pokocha jeszcze. Wybacz te błędy, chyba mój mózg przestał pracować gdzieś po drodze.
      W każdym razie *Może jedynie sprawić, żeby pokochała go jeszcze bardziej, a to, mam nadzieję, nastąpi w niedługiej przyszłości.
      Dziękuję, tyle chciałam dodać XD

      Usuń
  10. Eh...powoli powoli wlecze się czas.....powoli powoli zaczynają rozumieć...jak zwykle mam.nadzieje, że w następnym rozdziale juz wyznają sobie co czują, ale.i tak.nigdy się nie spełnia...wiec nic nie mowie...ale kiedy w końcu ten wyjazd do Irlandii?? Juz b się chciała dowiedzieć o co chodzi z tym Harrym....i jak.będą udawać przed Enzo ze są razem..hihi to będzie zabawne....Czekam nn i kocham ♥ kocham ♥ kocham ♥ ♥ ♥

    OdpowiedzUsuń
  11. aaaaa ZAJEBISTE JUŻ JEST PONIEDZIAŁEK CZEKAM NIECIERPLIWIE NIE MOGĘ ODERWAĆ SIĘ OD KOMPA

    OdpowiedzUsuń