Jade's P.O.V
- Po co miałabyś to odbierać? - pytam, jednocześnie odrzucając od siebie myśl, że Susan rzuci mi telefonem w twarz. - Dzwoni do mnie, a ja nie mam ochoty z nim rozmawiać. Ty zresztą też - wymyślam na poczekaniu.
Su patrzy to na mnie, to na telefon, a w końcu blokuje go i odkłada na bok. Uśmiecham się sztucznie, a w środku czuję się podle. To okropne tak ją okłamywać, ale co mam robić? Rozumiem, że jest wściekła na Arona, ale ja nie. Ja nie mogę bez niego żyć. Harry patrzy na mnie podejrzliwie, ale nie zwracam na niego uwagi. Czeka mnie przesłuchanie, ale nie martwię się nim. Moim większym problemem jest Su. Staram się wyglądać tak, jakby sytuacja w ogóle mnie nie ruszyła, ale toczę wewnętrzną walkę, żeby nie zwymiotować na myśl o tym, co takiego robię.
- Musimy iść. Pan Dan chyba nie ma ochoty nas oglądać - radzi Louis, a wszystkie spojrzenia przenoszą się na niego. Pociera zbolałe ramię. Po pożarze została mu tylko blizna, która, jak sam twierdzi, dodaje mu męstwa. Lou obrzuca mnie zrozumiałym spojrzeniem, wiedząc, że ratuje mnie z nieprzyjemnej sytuacji. Podnoszę się z łóżka i chwytam swoje rzeczy. Rzucam okiem na zegarek i myślę, że rodzice już się niepokoją.
- Idziemy? - pytam, kiedy stoję już w drzwiach.
Chłopcy bez słowa kiwają głowami, a Susan oznajmia:
- I tak idę zobaczyć się z tatą, niezależnie od tego, jak ma mnie dość. Powiem mu gdzie są kluczyki od samochodu.
Dodaje potem, że zobaczymy się w samochodzie, po czym przepycha się w stronę drzwi. Odprowadzam ją spojrzeniem, a kiedy znika z pola widzenia, odwracam się przodem do chłopców, którzy świdrują we dziury swoimi spojrzeniami. Uśmiecham się niewinnie. Cóż, muszę zdać się na mój instynkt i znowu im coś wcisnąć.
Dodaje potem, że zobaczymy się w samochodzie, po czym przepycha się w stronę drzwi. Odprowadzam ją spojrzeniem, a kiedy znika z pola widzenia, odwracam się przodem do chłopców, którzy świdrują we dziury swoimi spojrzeniami. Uśmiecham się niewinnie. Cóż, muszę zdać się na mój instynkt i znowu im coś wcisnąć.
- Idziemy? - pytam niewinnie, nie patrząc im w oczy.
- Co to było? - dziwi się Harry, a ja prycham i przewracam oczami.
- Porozmawiajmy o tym w samochodzie, dobrze?
- Dobrze - stwierdza oschle Louis, po czym mija mnie i wychodzi z pokoju.
Podążam za nim, informując pielęgniarkę, żeby miała oko na salę, bo jest otwarta, a pan Dan wróci dopiero za jakiś czas.
Dobiegam do chłopców i łapię Harry'ego za rękaw.
- Musicie iść tak szybko? - pytam zdegustowana.
Kiwa głową, na co przewracam oczami. Idziemy korytarzami, a kiedy mamy już wychodzić, zatrzymuję się gwałtownie i lekko otwieram usta. Chłopcy patrzą na mnie pytająco, a ja tylko kręcę głową i obracam się na pięcie.
- Co ty robisz? - woła któryś za mną, ale przez gwar na korytarzu i brak czasu nie rozpoznaję, który to był.
- Poczekajcie w samochodzie. Idę się zobaczyć z panem Danem - mówię głośno i przyspieszam kroku.
Po to tu jestem. Chcę się z nim zobaczyć i przy okazji w końcu dowiedzieć się czegoś od Susan. Musimy mieć trochę czasu dla siebie.
Bez problemu trafiam na stołówkę, przekonując się, że za dobrze znam szpital.
Wchodzę do jedynego pomieszczenia, które wydaje się być w jakimś stopniu przyjazne. Drewniane stoły, całkiem dobre jedzenie, głównie staruszkowie, siedzący gdzie bądź i rozmawiający ze sobą. Kobieta stojąca za ladą macha do mnie przyjaźnie, a ja uśmiecham się w jej stronę. Zna mnie, zresztą tak jak cały personel tutaj. Przeczesuję wzrokiem po twarzach zgromadzonych. Dostrzegam Susan, która wygląda na oburzoną. Patrzę na nią pytająco, a kiedy ta mnie dostrzega, wstaję od stołu przy którym siedzi i idzie w moją stronę.
- Co się stało? - pytam cicho, kiedy jest już przy mnie.
Patrzę jej przez ramię i otwieram szeroko usta.
Patrzę jej przez ramię i otwieram szeroko usta.
- Widzisz to? - warczy, wskazując palcem za swoje plecy. - Widzisz?
Kiwam niemrawo głową. Pan Dan siedzi z jakąś kobietą, która jest pewnie niewiele młodsza od niego. Rozmawiają, całkowicie zajęci sobą. Co chwile jedno z nich wybucha śmiechem.
- Kto to jest? - pytam, wskazując palcem na kobietę, która przeczesuje ręką swoje włosy i poprawia okulary na nosie.
- To jest Adrienne - wyjaśnia Su z oburzeniem w głosie i chwyta moją rękę, bo ta cały czas celuje w kobietę.
- Co? - Marszczę brwi, nic nie rozumiejąc.
- To dlatego mój tata nas wygonił. Umówił się z nią! A teraz powiedział, że mam dać im trochę czasu i jechać do domu! - fuka zdenerwowana i wypycha mnie ze stołówki. - Miłości mu się zachciało...
- To takie dziwne? - pytam, cały czas sunąć przed nią na podeszwach, bo ta ani myśli dać mi się zatrzymać.
- Tak! To mój tata i on...i on...nieważne - jęczy zdegustowana, ale w końcu mnie puszcza. Odwracam się do niej i patrzę na nią, unosząc brwi. - No co?
- Nie chcesz, żeby twój tata kogoś miał? - pytam
- Nie, nie chcę. On już dużo przeszedł przez ,,miłość", czy cokolwiek to było - stwierdza, po czym mija mnie i idzie przed siebie.
- Susan, tylko coś z nią jadł, to nic nie znaczy. Jest rano, a ty już tracisz panowanie nad sobą - mówię, prawie za nią biegnąc.
- Dziwisz mi się? - Zatrzymuje się, a ja prawie uderzam w jej plecy.
- Wiem, że twoi rodzice się rozwiedli, ale...
- Mama go zdradzała, a Kasper jest moim przyrodnim bratem - przerywa mi, a ja milknę. - Nawet poznałam jego tatusia. Ma po nim oczy, prawie czarne. Dalej mi się dziwisz? - dodaje, po czym znowu rusza przed siebie.
Stoję chwilę otępiała, po czym otrząsam się i ruszam za nią.
- Susan - mówię cicho. - Poczekaj chwilę. Stój - błagam, ale ona nie zwraca na mnie uwagi. - To nie musi się powtórzyć. Su! - Łapię jej rękaw, a kiedy ona odwraca się, widzę, że między jej brwiami pojawiły się już zmarszczki zdenerwowania.
- Jak ty to robisz? Po Dereku dalej wierzysz w miłość? - pyta, wyrywając swoją rękę z mojego uścisku, a ja uśmiecham się ironicznie.
- Nie, nie wierzę - stwierdzam z pełnym przekonaniem. - Ty pewnie też. Ale wierzę, że może to nie książkowa miłość, ale coś w drugim człowieku daje komuś szczęście. Wiesz to. Doskonale to wiesz, bo masz Louis'a - zauważam, a ona ucieka wzrokiem gdzieś w bok. - Doskonale wiesz, że się uszczęśliwiacie. Daj tej kobiecie szansę, skoro ona ma uszczęśliwić twojego tatę. Poza tym, wybiegamy do przodu. Pewnie dopiero się poznali.
Mam wrażenie, że nie powiedziałam nic nowego i odkrywczego, ale Susan zawsze szanuje moje zdanie. Nawet tego nie przyznając, wiem, że moje słowa coś dla niej znaczą.
Jeszcze raz spogląda w stronę stołówki, wzdycha i kiwa głową. Uśmiecham się do niej i całuję ją w policzek, łapiąc ją za kark, żeby obniżyć ją do swojego poziomu.
Przysięgam jej, że nikomu nie powiem o jej rodzicach. Dowiedziałam się prawdy po tylu latach i poczułam, że jedyna bariera między nami została złamana. Przytulam ją do siebie i czuję, że dzisiaj wieczorem będzie noc smutnych filmów, na których można się wypłakać. Nie chodzi o to, że głupie komedie romantyczne są szczególnie smutne. Są uzasadnieniem tego, że czasem obie musimy przepłakać całą noc, a usprawiedliwienie naszego absurdalnego zachowania komediami, wydaje się być jak najbardziej trafne.
Chwytam jej rękę i ciągnę ją w stronę wyjścia, gładząc jej dłoń kciukiem.
- Pogramy w ,,Ford Focus", chcesz? - pytam, kiedy idziemy już przez parking.
Kiwa głową. Myślę, że wiem, gdzie jest teraz myślami. W Polsce, przy Kasperze i swojej mamie. Skoro ja nie mogę jej teraz pomóc, to o ile Louis nie zrobi nic kretyńskiego, pozostanie w swoim melancholijnym nastroju jeszcze przez jakiś czas.
Rozglądam się po parkingu, starając się przypomnieć sobie, gdzie ostatnio widziałam nasz samochód. Południowe słońce razi niemiłosiernie, a ja w końcu dostrzegam naszą Skodę. Ciągnę Susan w tamtą stronę, cały czas powtarzając jej, żeby zachowywała się normalnie.
- Musimy porozmawiać - oznajmia w końcu, kiedy już mam otwierać drzwi. Patrzę na nią przez ramię i kiwam głową. Wpycham ją na miejsce z przodu, a sama siadam z tyłu z Louis'em. Chłopcy nic nie mówią, ale wiem, że czeka mnie przesłuchanie. Boli mnie brzuch na samą myśl o tym.
**********
- Jesteśmy! Mamy zakupy, Susan i Louis'a! - krzyczę od progu, a Wall-E rzuca się na Su, kiedy ta siada na ziemi.
Cały czas mam w głowie to, co powiedziała mi Susan. Teraz, kiedy emocje opadły, mogę w miarę spokojnie pomyśleć o wszystkim. Marzę, żeby dać sobie trochę czasu. Uśmiecham się w miarę naturalnie do taty, kiedy ten odbiera ode mnie zakupy.
Z pewnością nastąpiła pomyłka. To niemożliwe, że jednemu człowiekowi przydarza się tak dużo, podczas gdy nawet nie ma południa. Czuję na sobie wzrok Louis'a, który zapewne domaga się wyjaśnień odnośnie dziwnego telefonu Arona. Powinnam czuć się całkowicie bezpieczna w swoim domu, ale jego obecność skutecznie to psuje. Mam na głowię zdecydowanie za dużo.
- Pójdę do siebie - mówię, starając się nie brzmieć depresyjnie. Przynajmniej nie tak, żeby ktoś się mną zainteresował i za mną szedł.
Kiedy jestem na schodach, oglądam się za siebie. Wszyscy są zajęci wypytywaniem o wszystko Susan. No, poza Harry'm, którego aktualnie przesłuchuje tata. Uśmiechnięta idę na górę.
Człowiek czasem potrzebuję chwili, żeby posiedzieć i pogapić się w ścianę. Przynajmniej taki człowiek jak ja. Nie mam zamiaru dać się zwariować zaistniałem sytuacji. Wszechświat musi mnie zrozumieć, nie mam siły robić wszystkiego na raz. Nie marzę teraz o niczym innym, jak tylko o tym, żeby chwilę pomyśleć i w jakiś sposób oczyścić umysł ze zbędnych myśli. O ile byłoby to możliwe, odkaziłabym go czymś. Wlokę się na samą górę, powłócząc za sobą nogami. Plan jest taki, że kiedy zbiorę siły, zadzwonię do Arona, a potem wszystko samo się potoczy.
Ale znając życie, plan się nie uda.
Słyszę zza drzwi Leny stłumiony jęk i zastanawiam się, ile bym mu dała, gdybym chciała ocenić go w skali smutku od jednego do dziesięciu. Po kolejnym szlochu stwierdzam, że siedem, a taka ocena wymaga interwencji. Pukam do drzwi i nie czekając na odpowiedź, wchodzę do środka.
Mam chwilę, żeby ocenić sytuacje. Z głośników wierzy słychać przytłaczającą muzykę, Lena leży twarzą w dół, a rolety są zasunięte.
- Przyniosłam ci lody - mówię i siadam na łóżku.
- Nie chcę lodów - burczy.
- Wiem, nie mam ich. Chciałam jakoś zacząć rozmowę. Widzisz? Rozmawiamy - Uśmiecham się blado. - Czy to głupie, jeżeli zapytam, czy to wszystko przez Ewangelinę?
- Nie. To nie to. To znaczy też, ale....sama nie wiem - płacze w poduszkę, a ja przytulam się do jej pleców.
- Co się stało u Liam'a? - pytam. - Wolałabym, żebyście się pokłócili, bo mogłabym ci powiedzieć, że wszystko będzie dobrze.
- Ja też bym wolała - mówi, podnosząc się. Ma ogromne sińce pod oczami i przekrwione oczy. - Upiłam się u niego, było mi smutno przez Ewangelinę i się zgubiłam. Nie wiedziałam, czemu nie przeżywam zerwania tak jak powinnam - wyznaję, a ja czuję, że kolejne problemy mnie przygniatają. - Chciałam wyjść, ale byłam tak pijana....Niewiele pamiętam. A potem nagle leżałam z nim na kanapie i się całowaliśmy - szepcze, przykładając dłoń do czoła. - Tak po prostu.
Coś szarpie mną od środka i podnoszę na nią wzrok.
- Nie zrobiliście tego? - pytam, a jej oczy się rozszerzają.
- Co? Nie, Jade, Boże! Skończyło się na całowaniu!
- To w czym rzecz? - Nie bardzo rozumiem o co chodzi. Ludzie robią różne rzeczy po pijaku.
- On ma dziewczynę - tłumaczy. - Nic jej nie powie, a ja się czuję z tym okropnie.
- Kochanie, z jednej strony to jego sprawa, a z drugiej strony mi ciebie szkoda - mówię smutnym tonem i przyciągam ją do siebie. - Wiesz, oni mają dopiero dziewiętnaście lat. Jeżeli to nie będzie powód ich rozstania, to prawdopodobnie byłoby to coś innego. A może jakoś to przejdą? Będzie dobrze, nic się nie martw - Gładzę ją po plecach.
- Nie w tym rzecz - Kręci głową, wtulając się w moje ramię. - Ja nie wiem co czuję.
Odsuwam ją od siebie. To zdecydowanie za dużo. Czuję się tak, jakbym w żołądku miała pełno rtęci. Jestem teraz zdecydowanie otępiała.
Nie chcę o nic więcej pytać. Mocniej ją do siebie przyciskam. Najważniejsze jest to, że z nim nie spała. Zaciskam oczy i mówię spokojnie:
- Uspokój się. Jesteście przyjaciółmi, jeżeli coś ma między wami być, to będzie.
- Co mam robić?
- Pozwól temu być i się toczyć. Wszystko rozwiąże się samo - szepcze, a ona kiwa głową. - Zachowuj się tak, jakby nic się nie stało.
- Nie będziesz mi wypominać, że jeszcze wczoraj wojowałam o mój związek z dziewczyną i moje lesbijstwo?
- A czemu miałabym to robić? - pytam ze zdziwieniem. - Masz być szczęśliwa, dla mnie możesz być nawet z kotem - żartuję, a ona się uśmiecha.
Podnoszę się i wydaję jej serie poleceń, że ma tu posprzątać i przed rodzicami zachowywać się, jakby nic się nie stało. Oprócz tego, każę czekać, aż Liam pierwszy się odezwie. Otwieram okna i odsuwam rolety.
- Jako siostra mam obowiązek się tobą nie interesować. Wszystko co robię, jest wbrew prawu starszych sióstr - mówię, otrzepując ręce.
Mam już wychodzić, kiedy słyszę zza pleców, jak Lena mówi, że mnie kocha. Ogarnia mnie ciepło, odwracam się do niej z uśmiechem i odpowiadam jej tak samo.
Zamykam za sobą drzwi i udaję się do swojego pokoju, czując, że głowa ciąży mi teraz jeszcze bardziej. Czuję się fatalnie, kiedy nie mam czasu siąść i pomyśleć o czymkolwiek.
Niemal nieśmiało przyznaję przed sobą, że ostatnio się wykańczam, mimo tego, że są wakacje. Nie mogę się doczekać roku akademickiego, bo chociaż to wyrwie mnie na chwilę z domu. Siadam na łóżko i opadam plecami na materac. Mam dość na dzisiaj.
Aron's P.O.V
Leżę na łóżku, bo nie mogę się podnieść. Doszło do tego, że nie mam siły wstawać. Mam ochotę leżeć cały dzień i po prostu umrzeć. Wszystko jest nie tak. Wiem, że Lena przed chwilą wyszła, bo nie chciała spotkać Liam'a. Czuję się okropnie, bo nie mogłem zasnąć i doskonale wiem, co zaszło w nocy.
Po jakimś czasie bezczynnego gapienia się w sufit, w końcu się podnoszę. Nie wiem, czy w ogóle jest sens się kłaść, skoro i tak jestem jeszcze bardziej zmęczony niż wcześniej. Wciągam na siebie koszulkę od Susan i wychodzę z pokoju.
Nie wiedziałem, że brak kogoś może tak zniszczyć człowieka. Wychodzę z pokoju i patrzę z obrzydzeniem na kuchnię. Jak ktoś może zajmować się czymś takim przyziemnym jak jedzenie? Najchętniej chciałbym umrzeć. Tak, żeby nie mieć poczucia winy, że z własnej woli skazałem ciocię na samotność. Wychodzę z mieszkania i pieszo ruszam w stronę jej domu. Nie wiem za co mam się zabrać, do czego ręce włożyć. Wszystko wydaje się mi być tak strasznie bezwartościowe.
Po kilkunastu minutach pukam do drzwi, a Lucy szybko je otwiera. Uśmiecham się do kobiety, ale ona wcale nie wierzy w mój dobry humor.
- Co ja mam z tobą zrobić? - pyta, a ja wzruszam ramionami i mijam ją w drzwiach.
Wiem, że dołuję sobą wszystkich. Ściągam buty, a ciocia mówi do mnie:
- Wszystko przygotowałam. Pudła są w twoim pokoju. Potrzebujesz jeszcze czegoś?
Kręcę głową i ruszam wzdłuż znanego mi korytarza.
Wchodzę do swojej sypialni, a kobieta przypatruje mi się przez chwilę, po czym mówi:
- Stajesz się wrogiem samego siebie.
Nie odpowiadam, więc tylko wzdycha i zamyka za sobą drzwi. Patrzę na pudła i uśmiecham się. Tak naprawdę, zupełnie szczerze. Nie wiem jednak, czy może być coś gorszego od połączenia czułości, szczęścia, nostalgii i żalu. Siadam obok i wyciągam z kartonu stary album. To chyba jedna z tych rzeczy, które przywiozłem do Anglii. Są tu zdjęcia rodziców, moje, mojej siostry i małej Susan. Śmieję się z czasów, kiedy byłem od niej niższy. Mój dobry humor ulatuję wraz z kolejnymi zdjęciami. Na którymś z kolei pojawia się Jade, a potem jest już do końca.
To śmieszne, że mówi się, że przyjaźń nigdy się nie kończy. Nie mogę znieść siebie samego. Nie wytrzymam tu.
Chwytam telefon i wybieram numer. Po chwili jednak orientuję się, że Jade teraz nie odbierze. Jestem sam ze sobą. Do tego dochodzi jeszcze podłe poczucie winy, które jest moim głównym powodem, przez który tak o sobie myślę. To wszystko jest tak koszmarnie beznadziejne. Muszę jechać do pana Alberta, ale nie mam siły znosić tego, że między innymi z mojej winy zginęła rodzina. Ciocia nic o nim nie wie. Nie mogę jej tego powiedzieć, to by było dla niej za dużo. Wymyśliłem historie, że Jack uciekł z kraju i słuch o nim zaginął. I tak musi zostać.
Jade's P.O.V
Budzi mnie dzwonek telefonu. Nie wiem jakim cudem zasnęłam w ciągu dnia, zwłaszcza o tak wczesnej porze, ale nie mam czasu o tym myśleć. Szybko znajduję telefon i przeciągam palcem po wyświetlaczu.
- Halo? - odbieram, przecierając drugą ręką oczy.
- Zejdź na dół - mówi Susan po drugiej stronie.
- Musisz do mnie dzwonić, nie mogłaś przyjść? - pytam, przewracając oczami.
- Nie chciało mi się.
Cmokam i rozłączam się. Patrzę chwile na telefon i uderzam dłonią w czoło., bo coś mi się przypomina. Szybko wybieram numer Arona. Stukam chwilę palcami w kolano, aż w końcu słyszę, że odebrał.
- Aron? Nie mogłam rozmawiać, przepraszam. O co chodzi? - pytam, patrząc w stronę drzwi, żeby zorientować się, czy nikt nie idzie.
- Możemy się zobaczyć? Ostatnio nam nie wyszło.
- Oczywiście, kiedy tylko chcesz - mówię z uśmiechem, bo bałam się, że coś się stało.
- Jutro wieczorem, okej? W Skrzeczącej Przystani.
Odpowiadam, że dobrze. Zależy mi na tym spotkaniu tak samo jak jemu. Po chwili chłopak rozłącza się, bo mówi, że robi coś bardzo ważnego. Patrzę na zegarek w telefonie. Jest trzecia. Jakim cudem tyle spałam? Marszczę brwi, odganiając od siebie myśl, że ostatnio tylko to robię. Zbiegam na dół i pytam rodziców, których tam zastaję, gdzie się wszyscy podziali.
- Siedzą w domu Susan, stwierdzili, że nie będą cię budzić, Nie spałaś w nocy, że teraz się położyłaś? - pyta mama.
- Nie, nie wiem czemu zasnęłam. Idę zobaczyć co robią - oznajmiam.
Biorę ze sobą psy, które usilnie się tego domagają i przemierzam podwórko. Doskonale wiem, czemu zasnęłam. Nie umiem sobie sama poradzić z tymi problemami. Muszę się przed kimś otworzyć. Potrzebuję osoby, której mogę wszystko powiedzieć.
Mam taką osobę, ale pierwszy raz nie jest to Susan. Nie mogłabym jej przecież powiedzieć o Aronie.
Muszę znaleźć Harry'ego, myślę, wchodząc przez drzwi.
***********************
Susan i Louis zgodnie zajmują się czymś w kuchni. Dan, jak się okazało, wraca dzisiaj wieczorem. Chcąc mnie dodatkowo upokorzyć i zdenerwować, Louis bezczelnie napomina co chwilę o telekomunikacji. Przewracam oczami, kiedy słyszę, że w kuchni znowu mówi o fascynującej sprawie, jaką są telefony. Wiem, że chce się dowiedzieć po co Aron dzwonił. Ja natomiast, subtelnie ograniczam mu wszelkie możliwości zostanie ze mną sam na sam.
W końcu Harry kończy rozmawiać przez Skypa z Enzem, a ja cieszę się, jakby to było święto. Ciągnę go za sobą na górę, mówiąc Susan, że chłopak musi mi koniecznie w czymś pomóc, bo nie mogę dosięgnąć jakiejś książki. Tomlinson woła za nami, że będziemy w KONTAKCIE, ale ja tylko pokazuję mu na schodach środkowy palec.
- Jaka znowu książka? Nie możesz wejść na krzesło? - marudzi Harry, kiedy ciągnę go ze sobą na górę. Zamykam za nami drzwi do sypialni, ostatni raz wyglądając, czy nie idzie za nami Susan.
- Musisz ze mną porozmawiać - mówię błagalnie.
Jego znikomy entuzjazm znika całkiem. Jak zawsze. Przewracam oczami i siadam na łóżku.
- Czyli co, teraz jestem twoim kolegą od zwierzania się? - pyta.
- Mam mętlik w głowie - wzdycham i zamykam oczy.
A potem mówię mu wszystko. O Aronie, o Susan, o moich problemach, o Lenie. Zwierzam mu się dosłownie ze wszystkiego. Jestem wylewna jak nigdy. Nie wiem ile stoi przy drzwiach, ale kiedy ja w pewnym momencie zaczynam się śmiać ironicznie, że nie dam rady udźwignąć tego wszystkiego, on rusza się z miejsca i podchodzi do mnie z uśmiechem. Kuca przede mną i kładzie mi dłonie na kolanach.
- No więc...
- A wiesz, co jest najgorsze? - przerywam mu, bo myślę, że to odpowiedni moment. Zamyka usta i kręci głową. - Najgorsze jest to, że tak cholernie się od ciebie uzależniłam.
Patrzy na mnie przez chwilę, a po uśmiechu nie został żaden ślad. Podnosi się po dłuższej chwili bezruchu, po czym całuje mnie w policzek. Szepcze coś tam, że jestem silna i niezwykła. Nie wiem czemu, ale nie mogę go słuchać. Nie mogę się skupić.
- Poprawię ci humor - mówi, odsuwając się ode mnie. Dalej stoi przede mną, pochylony tak, że jego twarz jest centymetry od mojej. - Uzależniliśmy się od siebie nawzajem.
Uśmiecham się, na co on robi to samo. Całuje mój nos, a ja go marszczę. Nie wiem czemu jest teraz taki uroczy, ale to bezbłędnie działa na mój nastrój. Nie pamiętam, że byłam smutna i skołowana. Tak właściwie, nie pamiętam o niczym.
Po raz kolejny potwierdza się moja teoria, że nie ma nas, jako osobni ludzie. Jesteśmy teraz razem, czy tego chcemy czy nie. Przynajmniej tak postrzegają nas wszyscy naokoło. Cała krew odpływa z moich dłoni i twarzy, kiedy Harry rzuca dyskretne spojrzenie na moje usta. Orientuję się, że wcale się nie odsunął. dalej stoi tak jak stał, przede mną, pochylony tak, że jego twarz jest na równi z moją.
Dlaczego w tej sytuacji się o nic nie martwię?
---------------------
Miałam pobieranie krwi i boli mnie ręka :(
Nie mam czasu pisać notatki! Muszę robić milion innych rzeczy!
Kocham was tak samo jak zawsze!! <33333 Dziękuje za wszystko.
Rozdział w weekend/poniedziałek!
Ale dochodzimy teraz do momentu, od którego będzie mi się tak świetnie pisać, że ło :D
DO następnego misie <3
- Kto to jest? - pytam, wskazując palcem na kobietę, która przeczesuje ręką swoje włosy i poprawia okulary na nosie.
- To jest Adrienne - wyjaśnia Su z oburzeniem w głosie i chwyta moją rękę, bo ta cały czas celuje w kobietę.
- Co? - Marszczę brwi, nic nie rozumiejąc.
- To dlatego mój tata nas wygonił. Umówił się z nią! A teraz powiedział, że mam dać im trochę czasu i jechać do domu! - fuka zdenerwowana i wypycha mnie ze stołówki. - Miłości mu się zachciało...
- To takie dziwne? - pytam, cały czas sunąć przed nią na podeszwach, bo ta ani myśli dać mi się zatrzymać.
- Tak! To mój tata i on...i on...nieważne - jęczy zdegustowana, ale w końcu mnie puszcza. Odwracam się do niej i patrzę na nią, unosząc brwi. - No co?
- Nie chcesz, żeby twój tata kogoś miał? - pytam
- Nie, nie chcę. On już dużo przeszedł przez ,,miłość", czy cokolwiek to było - stwierdza, po czym mija mnie i idzie przed siebie.
- Susan, tylko coś z nią jadł, to nic nie znaczy. Jest rano, a ty już tracisz panowanie nad sobą - mówię, prawie za nią biegnąc.
- Dziwisz mi się? - Zatrzymuje się, a ja prawie uderzam w jej plecy.
- Wiem, że twoi rodzice się rozwiedli, ale...
- Mama go zdradzała, a Kasper jest moim przyrodnim bratem - przerywa mi, a ja milknę. - Nawet poznałam jego tatusia. Ma po nim oczy, prawie czarne. Dalej mi się dziwisz? - dodaje, po czym znowu rusza przed siebie.
Stoję chwilę otępiała, po czym otrząsam się i ruszam za nią.
- Susan - mówię cicho. - Poczekaj chwilę. Stój - błagam, ale ona nie zwraca na mnie uwagi. - To nie musi się powtórzyć. Su! - Łapię jej rękaw, a kiedy ona odwraca się, widzę, że między jej brwiami pojawiły się już zmarszczki zdenerwowania.
- Jak ty to robisz? Po Dereku dalej wierzysz w miłość? - pyta, wyrywając swoją rękę z mojego uścisku, a ja uśmiecham się ironicznie.
- Nie, nie wierzę - stwierdzam z pełnym przekonaniem. - Ty pewnie też. Ale wierzę, że może to nie książkowa miłość, ale coś w drugim człowieku daje komuś szczęście. Wiesz to. Doskonale to wiesz, bo masz Louis'a - zauważam, a ona ucieka wzrokiem gdzieś w bok. - Doskonale wiesz, że się uszczęśliwiacie. Daj tej kobiecie szansę, skoro ona ma uszczęśliwić twojego tatę. Poza tym, wybiegamy do przodu. Pewnie dopiero się poznali.
Mam wrażenie, że nie powiedziałam nic nowego i odkrywczego, ale Susan zawsze szanuje moje zdanie. Nawet tego nie przyznając, wiem, że moje słowa coś dla niej znaczą.
Jeszcze raz spogląda w stronę stołówki, wzdycha i kiwa głową. Uśmiecham się do niej i całuję ją w policzek, łapiąc ją za kark, żeby obniżyć ją do swojego poziomu.
Przysięgam jej, że nikomu nie powiem o jej rodzicach. Dowiedziałam się prawdy po tylu latach i poczułam, że jedyna bariera między nami została złamana. Przytulam ją do siebie i czuję, że dzisiaj wieczorem będzie noc smutnych filmów, na których można się wypłakać. Nie chodzi o to, że głupie komedie romantyczne są szczególnie smutne. Są uzasadnieniem tego, że czasem obie musimy przepłakać całą noc, a usprawiedliwienie naszego absurdalnego zachowania komediami, wydaje się być jak najbardziej trafne.
Chwytam jej rękę i ciągnę ją w stronę wyjścia, gładząc jej dłoń kciukiem.
- Pogramy w ,,Ford Focus", chcesz? - pytam, kiedy idziemy już przez parking.
Kiwa głową. Myślę, że wiem, gdzie jest teraz myślami. W Polsce, przy Kasperze i swojej mamie. Skoro ja nie mogę jej teraz pomóc, to o ile Louis nie zrobi nic kretyńskiego, pozostanie w swoim melancholijnym nastroju jeszcze przez jakiś czas.
Rozglądam się po parkingu, starając się przypomnieć sobie, gdzie ostatnio widziałam nasz samochód. Południowe słońce razi niemiłosiernie, a ja w końcu dostrzegam naszą Skodę. Ciągnę Susan w tamtą stronę, cały czas powtarzając jej, żeby zachowywała się normalnie.
- Musimy porozmawiać - oznajmia w końcu, kiedy już mam otwierać drzwi. Patrzę na nią przez ramię i kiwam głową. Wpycham ją na miejsce z przodu, a sama siadam z tyłu z Louis'em. Chłopcy nic nie mówią, ale wiem, że czeka mnie przesłuchanie. Boli mnie brzuch na samą myśl o tym.
**********
- Jesteśmy! Mamy zakupy, Susan i Louis'a! - krzyczę od progu, a Wall-E rzuca się na Su, kiedy ta siada na ziemi.
Cały czas mam w głowie to, co powiedziała mi Susan. Teraz, kiedy emocje opadły, mogę w miarę spokojnie pomyśleć o wszystkim. Marzę, żeby dać sobie trochę czasu. Uśmiecham się w miarę naturalnie do taty, kiedy ten odbiera ode mnie zakupy.
Z pewnością nastąpiła pomyłka. To niemożliwe, że jednemu człowiekowi przydarza się tak dużo, podczas gdy nawet nie ma południa. Czuję na sobie wzrok Louis'a, który zapewne domaga się wyjaśnień odnośnie dziwnego telefonu Arona. Powinnam czuć się całkowicie bezpieczna w swoim domu, ale jego obecność skutecznie to psuje. Mam na głowię zdecydowanie za dużo.
- Pójdę do siebie - mówię, starając się nie brzmieć depresyjnie. Przynajmniej nie tak, żeby ktoś się mną zainteresował i za mną szedł.
Kiedy jestem na schodach, oglądam się za siebie. Wszyscy są zajęci wypytywaniem o wszystko Susan. No, poza Harry'm, którego aktualnie przesłuchuje tata. Uśmiechnięta idę na górę.
Człowiek czasem potrzebuję chwili, żeby posiedzieć i pogapić się w ścianę. Przynajmniej taki człowiek jak ja. Nie mam zamiaru dać się zwariować zaistniałem sytuacji. Wszechświat musi mnie zrozumieć, nie mam siły robić wszystkiego na raz. Nie marzę teraz o niczym innym, jak tylko o tym, żeby chwilę pomyśleć i w jakiś sposób oczyścić umysł ze zbędnych myśli. O ile byłoby to możliwe, odkaziłabym go czymś. Wlokę się na samą górę, powłócząc za sobą nogami. Plan jest taki, że kiedy zbiorę siły, zadzwonię do Arona, a potem wszystko samo się potoczy.
Ale znając życie, plan się nie uda.
Słyszę zza drzwi Leny stłumiony jęk i zastanawiam się, ile bym mu dała, gdybym chciała ocenić go w skali smutku od jednego do dziesięciu. Po kolejnym szlochu stwierdzam, że siedem, a taka ocena wymaga interwencji. Pukam do drzwi i nie czekając na odpowiedź, wchodzę do środka.
Mam chwilę, żeby ocenić sytuacje. Z głośników wierzy słychać przytłaczającą muzykę, Lena leży twarzą w dół, a rolety są zasunięte.
- Przyniosłam ci lody - mówię i siadam na łóżku.
- Nie chcę lodów - burczy.
- Wiem, nie mam ich. Chciałam jakoś zacząć rozmowę. Widzisz? Rozmawiamy - Uśmiecham się blado. - Czy to głupie, jeżeli zapytam, czy to wszystko przez Ewangelinę?
- Nie. To nie to. To znaczy też, ale....sama nie wiem - płacze w poduszkę, a ja przytulam się do jej pleców.
- Co się stało u Liam'a? - pytam. - Wolałabym, żebyście się pokłócili, bo mogłabym ci powiedzieć, że wszystko będzie dobrze.
- Ja też bym wolała - mówi, podnosząc się. Ma ogromne sińce pod oczami i przekrwione oczy. - Upiłam się u niego, było mi smutno przez Ewangelinę i się zgubiłam. Nie wiedziałam, czemu nie przeżywam zerwania tak jak powinnam - wyznaję, a ja czuję, że kolejne problemy mnie przygniatają. - Chciałam wyjść, ale byłam tak pijana....Niewiele pamiętam. A potem nagle leżałam z nim na kanapie i się całowaliśmy - szepcze, przykładając dłoń do czoła. - Tak po prostu.
Coś szarpie mną od środka i podnoszę na nią wzrok.
- Nie zrobiliście tego? - pytam, a jej oczy się rozszerzają.
- Co? Nie, Jade, Boże! Skończyło się na całowaniu!
- To w czym rzecz? - Nie bardzo rozumiem o co chodzi. Ludzie robią różne rzeczy po pijaku.
- On ma dziewczynę - tłumaczy. - Nic jej nie powie, a ja się czuję z tym okropnie.
- Kochanie, z jednej strony to jego sprawa, a z drugiej strony mi ciebie szkoda - mówię smutnym tonem i przyciągam ją do siebie. - Wiesz, oni mają dopiero dziewiętnaście lat. Jeżeli to nie będzie powód ich rozstania, to prawdopodobnie byłoby to coś innego. A może jakoś to przejdą? Będzie dobrze, nic się nie martw - Gładzę ją po plecach.
- Nie w tym rzecz - Kręci głową, wtulając się w moje ramię. - Ja nie wiem co czuję.
Odsuwam ją od siebie. To zdecydowanie za dużo. Czuję się tak, jakbym w żołądku miała pełno rtęci. Jestem teraz zdecydowanie otępiała.
Nie chcę o nic więcej pytać. Mocniej ją do siebie przyciskam. Najważniejsze jest to, że z nim nie spała. Zaciskam oczy i mówię spokojnie:
- Uspokój się. Jesteście przyjaciółmi, jeżeli coś ma między wami być, to będzie.
- Co mam robić?
- Pozwól temu być i się toczyć. Wszystko rozwiąże się samo - szepcze, a ona kiwa głową. - Zachowuj się tak, jakby nic się nie stało.
- Nie będziesz mi wypominać, że jeszcze wczoraj wojowałam o mój związek z dziewczyną i moje lesbijstwo?
- A czemu miałabym to robić? - pytam ze zdziwieniem. - Masz być szczęśliwa, dla mnie możesz być nawet z kotem - żartuję, a ona się uśmiecha.
Podnoszę się i wydaję jej serie poleceń, że ma tu posprzątać i przed rodzicami zachowywać się, jakby nic się nie stało. Oprócz tego, każę czekać, aż Liam pierwszy się odezwie. Otwieram okna i odsuwam rolety.
- Jako siostra mam obowiązek się tobą nie interesować. Wszystko co robię, jest wbrew prawu starszych sióstr - mówię, otrzepując ręce.
Mam już wychodzić, kiedy słyszę zza pleców, jak Lena mówi, że mnie kocha. Ogarnia mnie ciepło, odwracam się do niej z uśmiechem i odpowiadam jej tak samo.
Zamykam za sobą drzwi i udaję się do swojego pokoju, czując, że głowa ciąży mi teraz jeszcze bardziej. Czuję się fatalnie, kiedy nie mam czasu siąść i pomyśleć o czymkolwiek.
Niemal nieśmiało przyznaję przed sobą, że ostatnio się wykańczam, mimo tego, że są wakacje. Nie mogę się doczekać roku akademickiego, bo chociaż to wyrwie mnie na chwilę z domu. Siadam na łóżko i opadam plecami na materac. Mam dość na dzisiaj.
Aron's P.O.V
Leżę na łóżku, bo nie mogę się podnieść. Doszło do tego, że nie mam siły wstawać. Mam ochotę leżeć cały dzień i po prostu umrzeć. Wszystko jest nie tak. Wiem, że Lena przed chwilą wyszła, bo nie chciała spotkać Liam'a. Czuję się okropnie, bo nie mogłem zasnąć i doskonale wiem, co zaszło w nocy.
Po jakimś czasie bezczynnego gapienia się w sufit, w końcu się podnoszę. Nie wiem, czy w ogóle jest sens się kłaść, skoro i tak jestem jeszcze bardziej zmęczony niż wcześniej. Wciągam na siebie koszulkę od Susan i wychodzę z pokoju.
Nie wiedziałem, że brak kogoś może tak zniszczyć człowieka. Wychodzę z pokoju i patrzę z obrzydzeniem na kuchnię. Jak ktoś może zajmować się czymś takim przyziemnym jak jedzenie? Najchętniej chciałbym umrzeć. Tak, żeby nie mieć poczucia winy, że z własnej woli skazałem ciocię na samotność. Wychodzę z mieszkania i pieszo ruszam w stronę jej domu. Nie wiem za co mam się zabrać, do czego ręce włożyć. Wszystko wydaje się mi być tak strasznie bezwartościowe.
Po kilkunastu minutach pukam do drzwi, a Lucy szybko je otwiera. Uśmiecham się do kobiety, ale ona wcale nie wierzy w mój dobry humor.
- Co ja mam z tobą zrobić? - pyta, a ja wzruszam ramionami i mijam ją w drzwiach.
Wiem, że dołuję sobą wszystkich. Ściągam buty, a ciocia mówi do mnie:
- Wszystko przygotowałam. Pudła są w twoim pokoju. Potrzebujesz jeszcze czegoś?
Kręcę głową i ruszam wzdłuż znanego mi korytarza.
Wchodzę do swojej sypialni, a kobieta przypatruje mi się przez chwilę, po czym mówi:
- Stajesz się wrogiem samego siebie.
Mała Susan |
To śmieszne, że mówi się, że przyjaźń nigdy się nie kończy. Nie mogę znieść siebie samego. Nie wytrzymam tu.
Chwytam telefon i wybieram numer. Po chwili jednak orientuję się, że Jade teraz nie odbierze. Jestem sam ze sobą. Do tego dochodzi jeszcze podłe poczucie winy, które jest moim głównym powodem, przez który tak o sobie myślę. To wszystko jest tak koszmarnie beznadziejne. Muszę jechać do pana Alberta, ale nie mam siły znosić tego, że między innymi z mojej winy zginęła rodzina. Ciocia nic o nim nie wie. Nie mogę jej tego powiedzieć, to by było dla niej za dużo. Wymyśliłem historie, że Jack uciekł z kraju i słuch o nim zaginął. I tak musi zostać.
Jade's P.O.V
Budzi mnie dzwonek telefonu. Nie wiem jakim cudem zasnęłam w ciągu dnia, zwłaszcza o tak wczesnej porze, ale nie mam czasu o tym myśleć. Szybko znajduję telefon i przeciągam palcem po wyświetlaczu.
- Halo? - odbieram, przecierając drugą ręką oczy.
- Zejdź na dół - mówi Susan po drugiej stronie.
- Musisz do mnie dzwonić, nie mogłaś przyjść? - pytam, przewracając oczami.
- Nie chciało mi się.
Cmokam i rozłączam się. Patrzę chwile na telefon i uderzam dłonią w czoło., bo coś mi się przypomina. Szybko wybieram numer Arona. Stukam chwilę palcami w kolano, aż w końcu słyszę, że odebrał.
- Aron? Nie mogłam rozmawiać, przepraszam. O co chodzi? - pytam, patrząc w stronę drzwi, żeby zorientować się, czy nikt nie idzie.
- Możemy się zobaczyć? Ostatnio nam nie wyszło.
- Oczywiście, kiedy tylko chcesz - mówię z uśmiechem, bo bałam się, że coś się stało.
- Jutro wieczorem, okej? W Skrzeczącej Przystani.
Odpowiadam, że dobrze. Zależy mi na tym spotkaniu tak samo jak jemu. Po chwili chłopak rozłącza się, bo mówi, że robi coś bardzo ważnego. Patrzę na zegarek w telefonie. Jest trzecia. Jakim cudem tyle spałam? Marszczę brwi, odganiając od siebie myśl, że ostatnio tylko to robię. Zbiegam na dół i pytam rodziców, których tam zastaję, gdzie się wszyscy podziali.
- Siedzą w domu Susan, stwierdzili, że nie będą cię budzić, Nie spałaś w nocy, że teraz się położyłaś? - pyta mama.
- Nie, nie wiem czemu zasnęłam. Idę zobaczyć co robią - oznajmiam.
Biorę ze sobą psy, które usilnie się tego domagają i przemierzam podwórko. Doskonale wiem, czemu zasnęłam. Nie umiem sobie sama poradzić z tymi problemami. Muszę się przed kimś otworzyć. Potrzebuję osoby, której mogę wszystko powiedzieć.
Mam taką osobę, ale pierwszy raz nie jest to Susan. Nie mogłabym jej przecież powiedzieć o Aronie.
Muszę znaleźć Harry'ego, myślę, wchodząc przez drzwi.
***********************
Susan i Louis zgodnie zajmują się czymś w kuchni. Dan, jak się okazało, wraca dzisiaj wieczorem. Chcąc mnie dodatkowo upokorzyć i zdenerwować, Louis bezczelnie napomina co chwilę o telekomunikacji. Przewracam oczami, kiedy słyszę, że w kuchni znowu mówi o fascynującej sprawie, jaką są telefony. Wiem, że chce się dowiedzieć po co Aron dzwonił. Ja natomiast, subtelnie ograniczam mu wszelkie możliwości zostanie ze mną sam na sam.
W końcu Harry kończy rozmawiać przez Skypa z Enzem, a ja cieszę się, jakby to było święto. Ciągnę go za sobą na górę, mówiąc Susan, że chłopak musi mi koniecznie w czymś pomóc, bo nie mogę dosięgnąć jakiejś książki. Tomlinson woła za nami, że będziemy w KONTAKCIE, ale ja tylko pokazuję mu na schodach środkowy palec.
- Jaka znowu książka? Nie możesz wejść na krzesło? - marudzi Harry, kiedy ciągnę go ze sobą na górę. Zamykam za nami drzwi do sypialni, ostatni raz wyglądając, czy nie idzie za nami Susan.
- Musisz ze mną porozmawiać - mówię błagalnie.
Jego znikomy entuzjazm znika całkiem. Jak zawsze. Przewracam oczami i siadam na łóżku.
- Czyli co, teraz jestem twoim kolegą od zwierzania się? - pyta.
- Mam mętlik w głowie - wzdycham i zamykam oczy.
A potem mówię mu wszystko. O Aronie, o Susan, o moich problemach, o Lenie. Zwierzam mu się dosłownie ze wszystkiego. Jestem wylewna jak nigdy. Nie wiem ile stoi przy drzwiach, ale kiedy ja w pewnym momencie zaczynam się śmiać ironicznie, że nie dam rady udźwignąć tego wszystkiego, on rusza się z miejsca i podchodzi do mnie z uśmiechem. Kuca przede mną i kładzie mi dłonie na kolanach.
- No więc...
- A wiesz, co jest najgorsze? - przerywam mu, bo myślę, że to odpowiedni moment. Zamyka usta i kręci głową. - Najgorsze jest to, że tak cholernie się od ciebie uzależniłam.
Patrzy na mnie przez chwilę, a po uśmiechu nie został żaden ślad. Podnosi się po dłuższej chwili bezruchu, po czym całuje mnie w policzek. Szepcze coś tam, że jestem silna i niezwykła. Nie wiem czemu, ale nie mogę go słuchać. Nie mogę się skupić.
- Poprawię ci humor - mówi, odsuwając się ode mnie. Dalej stoi przede mną, pochylony tak, że jego twarz jest centymetry od mojej. - Uzależniliśmy się od siebie nawzajem.
Uśmiecham się, na co on robi to samo. Całuje mój nos, a ja go marszczę. Nie wiem czemu jest teraz taki uroczy, ale to bezbłędnie działa na mój nastrój. Nie pamiętam, że byłam smutna i skołowana. Tak właściwie, nie pamiętam o niczym.
Po raz kolejny potwierdza się moja teoria, że nie ma nas, jako osobni ludzie. Jesteśmy teraz razem, czy tego chcemy czy nie. Przynajmniej tak postrzegają nas wszyscy naokoło. Cała krew odpływa z moich dłoni i twarzy, kiedy Harry rzuca dyskretne spojrzenie na moje usta. Orientuję się, że wcale się nie odsunął. dalej stoi tak jak stał, przede mną, pochylony tak, że jego twarz jest na równi z moją.
Dlaczego w tej sytuacji się o nic nie martwię?
---------------------
Miałam pobieranie krwi i boli mnie ręka :(
Nie mam czasu pisać notatki! Muszę robić milion innych rzeczy!
Kocham was tak samo jak zawsze!! <33333 Dziękuje za wszystko.
Rozdział w weekend/poniedziałek!
Ale dochodzimy teraz do momentu, od którego będzie mi się tak świetnie pisać, że ło :D
DO następnego misie <3
Boże, kocham Ciebie i to opowiadanie <3 Nie moge doczekać się kolejnego rozdziału, może Harry i Jade w końcu będą razem <333 Harry pocałuj ją :D
OdpowiedzUsuńOmg, omg, omg, fangirl na całej linii xD a podobno niedawno skończyłam te 19 i jestem dorosła :D
OdpowiedzUsuńA tak na poważnie, to powiem tak... To opowiadanie jest zdecydowanie jednym z lepszych, jakie czytałam. Znalazłam je w spisie, na stronie o Harrym, a że ostatnio czytam wszystkie ff ze spisu po kolei, żeby nie pominąć żadnego, to musiałam w końcu trafić na twój. Na początku się wciągnęłam się w fabułę, zainteresował mnie początek, ale w końcu zaczęłam przerzucać kolejne rozdziały z miną: "Wtf, gdzie ten Harry?! To jest w ogóle o nim?" i potem BUM! Mamy Harolda. I kolejne wow... Szczęka na podłodze, oczy wyleciały z orbit, telefon podłączony do ładowania, bo bateria padła... A ja czytam, a wręcz połykam kolejne rozdziały, nie mogę się oderwać od świecącego ekranu, książki rzucam w kąt, bo przecież kolokwium nie jest ważniejsze niż dalszy ciąg tego opowiadania...
Gratuluję pomysłu, fabuły, stylu pisania i ogólnie tej historii :) jestem naprawdę zadowolona, że ją znalazłam. Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział i pozdrawiam ;*** <3
PS: jeżeli jest ktoś chętny, to zapraszam do siebie:
http://onedirection1d-pain-and-payne.blogspot.com/
http://would-you-know-my-name-1d.blogspot.com/
❤
OdpowiedzUsuńOmg! Coś czuje, że będzie kiss 😱❤ już się nie umiem doczekać kolejnego 😂
OdpowiedzUsuńJesteś cudowna ❤❤ co ile dodajesz rozdziały?��
OdpowiedzUsuńMam nadzieje że szybko dodasz następny. Zwariować można
OdpowiedzUsuńJak słodko! *-* Prosto w nosek, uu! <333
OdpowiedzUsuńDlaczego Su tak się wścieka? Nie może mu przebaczyć? No ludzie. Przecież to Aron, ich najlepszy przyjaciel. Ja chcę, aby znowu byli wszędzie we trzech. No okej, teraz w pięciu. Może być jeszcze Liam, Lena i ewentualnie Zayn, jak musi. Ale kurczeee.
W ogóle, kiedy Louis da ten naszyjnik Aronowi, żeby ten dał go Sue? Da go? Musi!
No nic, czekam na poniedziałek! <3
Uuuu..Rzygam tęczą! *U* Jak słodko! Naprawdę świetny rozdział. Biedna Lena. Żal mi tej istotki, rzuciła ją dziewczyna, całowała się z najlepszym przyjacielem...;-; Aron taki bez życia. Argh..kończę, bo się zaraz poryczę, a zaczęłam tak pięknie. Aha, jeszcze jedno. Su nie rozpacza, ani nic po Jacku. Trochę dziwne, nie powiem. Ale nic. Ogólnie to świetnie, zaczepiście i inne. :*
OdpowiedzUsuń//Jestemseczłekiem
Cudny rozdział no i w końcu jest Jarry...*_* Marzenia się spełniają! Myślę też że Lena powinna być z Liamem ale to już tylko moje fantazję ;> No i Jade teraz musi się całować z Hazzą no nie ma wyjścia no ;) Weny i dodaj rozdział szybko bo czekam i już się niecierpliwię! ♥♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńojeny jak słodko! <3
OdpowiedzUsuńczekam na następny:)
Nareszcie nareszcie nareszcie!!!! Wiesz ile my na to czekaliśmy???? Chyba wieczność....ale nareszcie...jest ten cudowny moment...obyś tego.nie zepsuła, ale znając ciebie zaraz coś się stanie bo chcesz nas potrzymac w niepewności....ale.i rąk cie kocham szczególnie za ten piękny moment....me serce się raduje...♥ kocham ♥ kocham ♥
OdpowiedzUsuńWielkie podziękowania dla tego wspaniałego człowieka o imieniu Dr. Agbazara, wielki rzucający, który przywraca radość z pomocy w przywróceniu mojego kochanka, który oderwał się ode mnie cztery miesiące temu, ale teraz, z pomocą dr. Agbazara, wielka miłość, rzuca zaklęcia. Dzięki mu. Możesz również poprosić go o pomoc, gdy będziesz go potrzebować w trudnych czasach: ( agbazara@gmail.com ) lub WhatsApp ( +2348104102662 )
OdpowiedzUsuń