20.08.2014
Jade's P.O.V
Jade's P.O.V
Wraz z rankiem, kiedy tylko zauważyłam, że robi się jasno, zbiegam na dół. Nie chodzi o to, że nie mogłam spać przez to, co powiedziała Susan. Nie, ja tak po prostu, bez żadnej przyczyny, przeleżałam dzisiaj pół nocy i obserwowałam wszystko co dzieje się za oknem. Nie wiem która może być godzina, ale sądzę, że jest koło piątej. Nie mam pomysłu, co mogę robić, żeby nikogo nie obudzić. Telewizja w ogóle nie wchodzi w grę. Stoję na korytarzu i rozglądam się za czymś, co mogłoby być moją potencjalną rozrywką. W końcu chwytam książkę, którą dostrzegam na półce i postanawiam, że dokończę ją w końcu, bo borykam się z nią od niepamiętnych czasów. Przewracam kartki w poszukiwaniu odpowiedniej strony, a przynajmniej rozdziału, na którym skończyłam. Muszę szybko dać się pochłonąć fabule i skupić na niej całą uwagę.
Nie wiem, czy uciekanie od własnych myśli jest słuszne, ale póki co nie mam zamiaru robić nic innego. A już na pewno nie o bladym świcie.
Okazuję się, że pamiętam z książki znacznie więcej niż mi się wydawało. Jestem już sporo za połową. Wchodzę do salonu, z nadzieją, że kanapa okaże się dogodnym miejscem do czytania. Wzdycham z rezygnacją, kiedy już w połowie drogi słyszę chrapanie Bruna. Znowu zajął moje miejsce. Macham na niego ręką i stwierdzam, że moją ostatnią nadzieją jest altanka. Moja stara, kochana, czarna altanka, do której nie ma absolutnie nikt prawa wchodzić. Chwytam jeszcze zostawione na blacie płatki kukurydziane i wychodzę. Jest już całkiem ciepło, a mimo to przechodzi mnie dreszcz. Pogoda jest tak cudowna, że nie mogę się nie uśmiechać. Z książką pod pachą przemierzam ogródek. Nikt i nic nie jest mi w stanie zepsuć teraz nastroju. Coś dobrego stało się z Londynem, dawno nie widziałam tu tyle słońca.
Mam zamiar, w miarę możliwości, doprowadzić swój umysł do spokojnego stanu. Kiedy, pokonawszy już schodki do altanki, siadam, otwierając książkę. Mam zamiar spędzić w tym błogim stanie jak najdłuższy czas.
Teoretycznie, mogłabym iść teraz do Harry'ego. Wiem, że nie śpi, to oczywiste. Mam jednak jakiś opór przed tym i chyba trochę się boję. Co jeśli Susan ma rację?
Co jeżeli to wszystko nie było przypadkiem? Co jeżeli to, że mi tak na nim zależy, nie wynika tylko z powodu naszej cholernej przyjaźni?
Dlaczego pojechałam za nim do Irlandii?
Dlaczego znowu bym to zrobiła?
Z trzaskiem zamykam książkę i odkładam ją na bok. Opieram głowę na rękach i zaczynam intensywnie myśleć. Czy ja wierzę w przeznaczenie? Boże, jeżeli to wszystko prawda, jeżeli ja i Harry Styles naprawdę mamy szansę się uszczęśliwiać nawzajem, daj mi jakiś znak. Jeśli tak ma być, pomogę temu się spełnić. Potrzebuje jednego znaku, tylko jednego. Chcę mieć dowód na to, że nie zwariowałam. Podnoszę głowę i rozglądam się dookoła. Nic.
- Och, no proszę cię! Jeden znak! - mówię zdenerwowana, podnosząc się z miejsca.
Siadam znowu, tym razem na schodkach. Może ja po prostu potrzebuję sama siebie przekonać, że coś do niego czuję? Chcę, żeby ktoś mi to powiedział. Ktoś, coś, nieważne. Muszę to poczuć.
- Jeden znak - jęczę zrezygnowana.
- Jaki znak? - pyta ktoś nade mną.
Moje ciało reaguje szybciej niż umysł. Przez kilka sekund nie mogę pojąć, kim jest właściciel głosu? Chociaż uginają się pode mną kolana, zrywam się na równe nogi.
- Dlaczego nie śpisz? - pytam, a właściwie chrypię.
- To pytanie retoryczne? - Harry patrzy na mnie z uśmiechem, pomieszanym z dezaprobatą na moją głupią wypowiedzieć.
Ni stąd, ni zowąd, poczułam się lekko. To jest znak. To jest cholerny znak.
- Wiesz, że ruszasz ustami i nic nie mówisz? - Styles zaplata ręce na piersi, a ja kiwam tępo głową.
Nie wiem, czy uciekanie od własnych myśli jest słuszne, ale póki co nie mam zamiaru robić nic innego. A już na pewno nie o bladym świcie.
Okazuję się, że pamiętam z książki znacznie więcej niż mi się wydawało. Jestem już sporo za połową. Wchodzę do salonu, z nadzieją, że kanapa okaże się dogodnym miejscem do czytania. Wzdycham z rezygnacją, kiedy już w połowie drogi słyszę chrapanie Bruna. Znowu zajął moje miejsce. Macham na niego ręką i stwierdzam, że moją ostatnią nadzieją jest altanka. Moja stara, kochana, czarna altanka, do której nie ma absolutnie nikt prawa wchodzić. Chwytam jeszcze zostawione na blacie płatki kukurydziane i wychodzę. Jest już całkiem ciepło, a mimo to przechodzi mnie dreszcz. Pogoda jest tak cudowna, że nie mogę się nie uśmiechać. Z książką pod pachą przemierzam ogródek. Nikt i nic nie jest mi w stanie zepsuć teraz nastroju. Coś dobrego stało się z Londynem, dawno nie widziałam tu tyle słońca.
Mam zamiar, w miarę możliwości, doprowadzić swój umysł do spokojnego stanu. Kiedy, pokonawszy już schodki do altanki, siadam, otwierając książkę. Mam zamiar spędzić w tym błogim stanie jak najdłuższy czas.
Teoretycznie, mogłabym iść teraz do Harry'ego. Wiem, że nie śpi, to oczywiste. Mam jednak jakiś opór przed tym i chyba trochę się boję. Co jeśli Susan ma rację?
Co jeżeli to wszystko nie było przypadkiem? Co jeżeli to, że mi tak na nim zależy, nie wynika tylko z powodu naszej cholernej przyjaźni?
Dlaczego pojechałam za nim do Irlandii?
Dlaczego znowu bym to zrobiła?
Z trzaskiem zamykam książkę i odkładam ją na bok. Opieram głowę na rękach i zaczynam intensywnie myśleć. Czy ja wierzę w przeznaczenie? Boże, jeżeli to wszystko prawda, jeżeli ja i Harry Styles naprawdę mamy szansę się uszczęśliwiać nawzajem, daj mi jakiś znak. Jeśli tak ma być, pomogę temu się spełnić. Potrzebuje jednego znaku, tylko jednego. Chcę mieć dowód na to, że nie zwariowałam. Podnoszę głowę i rozglądam się dookoła. Nic.
- Och, no proszę cię! Jeden znak! - mówię zdenerwowana, podnosząc się z miejsca.
Siadam znowu, tym razem na schodkach. Może ja po prostu potrzebuję sama siebie przekonać, że coś do niego czuję? Chcę, żeby ktoś mi to powiedział. Ktoś, coś, nieważne. Muszę to poczuć.
- Jeden znak - jęczę zrezygnowana.
- Jaki znak? - pyta ktoś nade mną.
Moje ciało reaguje szybciej niż umysł. Przez kilka sekund nie mogę pojąć, kim jest właściciel głosu? Chociaż uginają się pode mną kolana, zrywam się na równe nogi.
- Dlaczego nie śpisz? - pytam, a właściwie chrypię.
- To pytanie retoryczne? - Harry patrzy na mnie z uśmiechem, pomieszanym z dezaprobatą na moją głupią wypowiedzieć.
Ni stąd, ni zowąd, poczułam się lekko. To jest znak. To jest cholerny znak.
- Wiesz, że ruszasz ustami i nic nie mówisz? - Styles zaplata ręce na piersi, a ja kiwam tępo głową.
,, Poza tym, prędzej czy później cię w sobie rozkocha. "
- Jesteś pewna, że wszystko okej? - Nachyla się do mnie. - Najpierw drzesz się coś o jakimś znaku, a teraz wyglądasz tak, jakby ktoś cię uderzył.
- Wszystko jest super - zapewniam go, łapiąc się za czoło. Uśmiecham się jak głupia. To niewiarygodne. - Masz ochotę na coś do jedzenia?
- Tak, ale wiesz, jest piąta rano. Albo będziemy się tłukli w którejś kuchni, albo znajdziemy piekarnie, którą prowadzą nienormalni zakonnicy, wstający o bladym świcie.
- Byłabym za zakonnikami, gdyby nie to, że jestem w piżamie - informuję go, starając się brzmieć normalnie, a przy okazji się trochę uspokoić.
Harry sprawia wrażenie, jakby w ogóle go to nie obchodziło. Każe mi iść po moje tabletki, a sam biegnie po kluczyki. Odprowadzam go spojrzeniem, dopiero teraz zauważając, że jest w dresie, niebieskim podkoszulku, a co najdziwniejsze, na boso.
Mam wrażenie, że nie kontroluję swojego ciała, bo nagle spostrzegam, że znajduję się na schodach.
To jest szalone.
********
- Masz zamiar jechać do jakiejś piekarni w piżamie? - pytam go, wsiadając do Skody.
- Ja nie spałem, więc to co mam na sobie nie może być piżamą - filozofuje, wyjeżdżając z podjazdu Susan.
- Jakie to było głębokie. Uważaj, żebym ja nie wymyśliła takiej teorii, odnośnie twojego siniaka. Kiedy ktoś o niego zapytam, powiem, że siniak nie może być siniakiem, bo nikt ci go nie nabił - Śmieję się, a on patrzy na mnie obrażony.
- To głupie - fuka.
- W sumie racja, nabiła ci go ściana.
Mój entuzjazm powoduje, że jego humor trochę się poprawia, chociaż i tak nie był najgorszy.
Dlaczego, dopiero po tak długim czasie, przez który zdążyło się tyle wydarzyć, zaczynam doceniać, że chłopak jest po prostu uroczy? No bo czy Derek wyciągnąłby mnie na śniadanie w samej piżamie?
Nie, nie mogę go porównywać do Dereka, nie mogę go traktować jak chłopaka. Ja z nim nie jestem.
To był znak!
Co z tego? Póki co, to nic nie zmienia.
Zmienia!
Zamknij się!
- Jesteś pewna, że wzięłaś dobre leki? Zacinasz się, jakbyś się naćpała.
- Nie dogryzaj mi - Pokazuję mu język. - Gdzie jedziemy?
- Przeszła mi przez myśl taka mała, swojska piekarnia. Jest jakoś piętnaście minut drogi stąd. Nie masz specjalnego wyboru, więc nie pytam cie o zdanie - Wzrusza ramionami i zakłada na nos okulary przeciwsłoneczne Louis'a, które chwilę temu znalazł w schowku.
- Dlaczego nie mam nic do gadania? - oburzam się.
- Bo, o ile się nie mylę, to ja prowadzę.
Podnoszę brwi i patrzę na niego z niedowierzaniem.
- Nabiję ci drugiego siniaka - oznajmiam, po czym unoszę wysoko podbródek.
Staram się do niego nie odzywać. W mojej głowie dalej panuje wojna, którą czasem przerywają jego protesty, że jak się zaraz nie odezwę, zatrzyma się i wyrzuci mnie z wozu.
- Jesteśmy, Księżniczko - oznajmia obrażony, parkując pod jakimś ceglanym budynkiem. Zielone stoliki na zewnątrz wydają mi się najbardziej uroczym miejscem na śniadanie.
- Zjemy tam! - krzyczę, wskazując palcem na stolik przy samej ścianie. Stoi bezpośrednio przy wielkim krzewie, o którym wiem tylko tyle, że rosną na nim niebieskie kwiaty. Chociaż, patrząc na moje zdolności, które ograniczone są do rozpoznawania co jest kwiatkiem, a co drzewem, uważam, że całkiem dobrze go scharakteryzowałam.
- O, odezwałaś się. Uroczo - burczy, a ja ciągnę go za rękę.
Pod wejściem puszczam go i mówię, żeby poszedł kupić nam coś do jedzenia. Najlepiej bardzo kaloryczne ciastka.
Harry zrzędzi, ale posłusznie wchodzi do budynku. Jak to możliwe, że ludzie wstają do pracy o czwartej trzydzieści? - myślę, patrząc na wywieszkę z godzinami otwarcia.
Idę do wybranego stolika. Co z tego, że jest blady świt? Jest tak cudownie. Siadam na krześle i oczekuję przybycia Harry'ego. W końcu wychodzi, niosąc coś, co jest zawinięte w papier.
- Powiedzieli mi, że dawno nie był tu nikt tak wcześnie. A to coś dopiero wyciągnęli z pieca - oznajmia, siadając naprzeciwko mnie.
Zabieram się do jedzenia. Londyńskie ulice są prawie puste, nikt pewnie nawet nie myśli o tym, żeby w wakacje tak wcześnie gdzieś wychodzić.
- Smakuje ci? - pyta chłopak, zapychając sobie usta, jak się okazało, rogalikiem.
- Przepyszne - mówię z zapałem.
Kiedy kończymy jeść, wychodzi do nas jedna z pracownic, z pytaniem, czy weźmiemy coś jeszcze. Z racji tego, że to najpyszniejsze co w życiu jedliśmy, zaopatrujemy się w cały asortyment rogali, bułek i ciastek. Wszystko jest świeże, pachnące i gorące. Po drobnej kłótni z Panem Ciemności, który, kiedy chcę zapłacić, wytrąca mi pieniądze z rąk i sam podaje pracownicy kwotę, ładujemy się do samochodu.
- Jedziemy jeszcze po kawę i wracamy - mówi mi, kiedy zapina pas na miejscu, oczywiście, kierowcy.
Trzymam torbę na kolanach i kiwam głową, mówiąc, że to dobry pomysł.
Dlaczego jest tak uroczo?
*********
- Wsadź to sobie w dupę - mówię obrażona, kiedy Harry podaje mi kubek z kawą, za który musiał zapłacić. - Albo weź ode mnie pieniądze.
- Wolę pierwszą opcje - Szczerzy się do mnie, a ja w odpowiedzi przewracam oczami. Przejmuję od niego kawę, niechętnie co prawda, ale bardzo chce mi się pić.
- Ford Focus - Harry wskazuje palcem na przejeżdżający obok samochód.
- Daj spokój z tą głupią grą! - warczę zła.
- Nie jest głupia - oburza się Styles, ale posłusznie ładuje swój ziemniaczany tyłek do auta.
Przez całą drogę właściwie nic się nie dzieje. Jedynym, co można by uznać za coś niezwykłego, jest to, że Harry kilka razy przejeżdża przez skrzyżowanie na czerwonym, na co uderzam go w udo.
Pod domem chwytam torbę i wparowuję do środka. Nikt, oprócz psów, które wybiegają od razu na dwór, jeszcze nie wstał. Rzucam wypieki na blat, a sama siadam na stołku barowym i zaczynam się kręcić. Harry wchodzi do środka i pyta:
- Co robimy? Już mi się nudzi.
- Idź obudzić Louis'a, ja się świetnie bawię - mówię z uśmiechem, na co Styles patrzy na mnie podejrzliwie.
- To głupie - stwierdza.
- ,,Głupie" to twoje ulubione słowo dzisiaj - odgryzam mu się, po czym zaczynam kręcić się jeszcze szybciej.
Harry unosi ręce zrezygnowany, po czym oznajmia, że skoro tak, to on wraca do Lou. Wychodzi z kuchni i po chwili słyszę trzask drzwi.
Razem z tym zatrzymuję się nagle, po czym wpatruję się w miejsce, gdzie przed chwilą stał.
Próbowałam dzisiaj mieć do niego inne podejście. Patrzeć na niego inaczej. Nie jak na mojego durnego sąsiada, którym jeszcze niedawno był, ale jak na normalnego chłopaka, którego poznałam w innych okolicznościach, a teraz zaczęłam się z nim spotykać.
Gdybym poznała Harry'ego Styles'a w przeciętnych warunkach, a on sam były zupełnie normalny, wiem, że już byłabym w nim zakochana.
Ale to nie jest rzeczywistość. Co czuję teraz?
20.08.2014
Aron's P.O.V
- Halo? - odbieram, przecierając dłonią oczy.
- Kto dzwoni? - słyszę głos pana Alberta.
- Nikt, dziadku - mówię, zasłaniając telefon dłonią. - Zaraz do ciebie przyjdę. Co? - fukam, tym razem do telefonu.
- Stary, znowu siedzisz w tym domu starców? - pyta Liam.
- Czego chcesz? - warczę. Jestem niewyspany, a on będzie mi prawił, że prędzej czy później taki tryb życia mnie zabije.
- Co chcesz na obiad? - pyta.
- Nie wracam dzisiaj do domu, spotykam się z Jade - oznajmiam. - Przepraszam, muszę już kończyć.
- Możesz jej zapytać co z Leną? Nie odzywa się - prosi zbolałym głosem Payne.
- Tak, tak mogę. Przepraszam, że na ciebie naskoczyłem, nie chciałem...
- Nie przepraszaj mnie - przerywa mi, a ja się uśmiecham. - Wiem jak jest. Baw się dzisiaj dobrze, może Jade trochę poprawi ci humor.
- Ona zawsze poprawia mi humor - mówię z pełnym przekonaniem.
Żegnamy się, a ja odwracam się do Alberta.
Jest z nim coraz gorzej. Choroba postępuje, a ja niestety jestem tego świadom. Odkąd go tu przyprowadziłem, przychodzę do niego codziennie o trzeciej. Nie zdarzyło mi się jeszcze, żebym gdzieś spotkał Kivę. Chyba jednak nie żałuję.
- Dobrze, dziadku, możemy grać dalej - mówię z uśmiechem, a on patrzy na mnie zdziwiony.
- W co grać? - pyta.
- W karty...nie ważne - stwierdzam zrezygnowany.
- Gdzie Judy?
- Zaraz przyjdzie.
Co z tego, że czuję się jak ścierwo, kiedy tak go okłamuję? Nawet gdybym powiedział wprost, że Judy nie żyje, nic by to nie zmieniło. Zapomniałby o tym. Nie wiem nawet, po co bawię się w szopkę, że jestem jego wnuczkiem. Jedyną rzeczą, jaką on pamięta, jest to, że owa Judy to jego żona.
- Aron, mogę cię prosić? - Odwracam się, słysząc swoje imię. Pielęgniarka uśmiecha się do mnie w drzwiach. Kiwam głową i podnoszę się, wychodząc z pokoju.
- Gdzie Judy? - pyta Albert.
- Zaraz tu będzie - wzdycham.
Kiedy wychodzimy z pomieszczenia, patrzę na nią z góry, starając się przybrać jak najbardziej neutralny wyraz twarzy.
- Jak dalej będziesz tak robił, to niedługo zamkną cie w wariatkowie - oznajmia kobieta, a ja cmokam zniecierpliwiony. - Martwię się o ciebie.
- Wiem, wiem. Będę się zdrowo odżywiał, więcej spał i pójdę do psychologa, obiecuję - wyklepuję.
- Aron, mówisz to codziennie. Jednak nie o tym chciałam z tobą porozmawiać.
- To o czym? - Mrugam, zbity z tropu.
- Chciałam ci to dać - oznajmia, wyciągając zza pleców paczkę.
- Co to jest? - pytam, oglądając zawiniątko.
- Wszystkiego najlepszego - Uśmiecha się do mnie, po czym po prostu odchodzi.
Chwilę zajmuje mi zrozumienie o co chodzi. Patrzę w stronę, gdzie odeszła. Potem opuszczam spojrzenie na coś, co chyba jest prezentem.
No tak. Ja mam dzisiaj urodziny. Ale skąd ona o tym wie? Odwijam papier i widzę zawieszkę z napisem; ,,Strong". Wyciągam ją na dłoń i oglądam z każdej strony. Skąd ona wiedziała?
- Gdzie jest Judy? - słyszę krzyk, który przywraca mnie do rzeczywistości.
- W łazience - odpowiadam z uśmiechem.
Nie wiem skąd wiedziała. I chyba nie chcę wiedzieć.
********
- Jade? - mówię od razu, kiedy słyszę, że odebrała. Siadam na kanapie w mieszkaniu i jedną ręką zaczynam ściągać bluzę.
- Właśnie się nudzę, o której się zobaczymy? - pyta od razu.
- Jak najszybciej.
Jade's P.O.V
- Może o ósmej? - proponuję, szczypiąc Harry'ego, który siedzi obok mnie i stara się podsłuchiwać.
- Może być - godzi się. - Skrzecząca Przystań!
- Skrzecząca Przystań! - potwierdzam wesoło.
Aron rozłącza się. Nigdy nie ma w zwyczaju się żegnać, zwłaszcza, jeżeli mamy się zobaczyć.
- Z kim chcesz się spotkać? - pyta Styles, a ja przewracam oczami.
- Z Aronem. Musisz zawsze wszystko wiedzieć?
- Tak.
Harry przylazł do mnie, kiedy Louis oznajmił, że zabiera gdzieś Susan. Poszedł mi na rękę, bo mogę wyjść. A Su nie była taka podekscytowana od czasu pierwszej randki z Jack'iem. Natomiast Harry jest teraz samotny i smutny, w związku z czym oglądam z nim bajki od kilku godzin.
- Najpierw oni wychodzą, teraz ty. Wszyscy mnie zostawcie, pewnie - fuka zły i obraca się na drugi bok. - Nie dość, że jestem samotny, to jeszcze masz za krótkie łóżko - wytyka mi, wskazując na swoje stopy, które wystają za materac.
- Wiem, do czego dążysz - mówię zrezygnowana. - Chcesz iść ze mną?
- No nie wiem - fuka. - Może.
- Ubieraj się, za pół godziny mamy tam być - Przewracam oczami i podnoszę się z łóżka. - Nie chcę się spóźnić.
- Jednak spotykasz się z Aronem? - pyta, wstając i przeciągając się.
- Tak. Niczego nie będę żałować. Który jest dzisiaj? - pytam, ściągając bluzę. Chcę założyć jakąś ładną koszulę, nie mogę całe życie wyglądać jak obojnak.
- Dwudziesty - odpowiada, spoglądając w kalendarz.
Odwracam się, wybałuszając oczy.
- Kurwa, urodziny Arona! - Wyrzucam ręce w powietrze.
- Ale jesteś zorganizowana - prycha Harry, a ja zaczynam biegać po pokoju. - Co robisz?
- Ja mam prezent, mam dla niego pieprzony prezent! Cholera! Pomóż mi szukać! Jest w takim małym, niebieskim pudełku, w którejś szuflad!
Miotam się po pokoju. Zaczynam wyrzucać na ziemię zawartość jednej szuflady za drugą, ale w żadnej nie ma pudełka! Coś klepie mnie w ramię. To Harry znalazł paczkę.
- Dzięki - burczę, zdejmując wieczko.
- Co to jest?
- Nasze pierwsze i ostatnie zdjęcie we trójkę. Boże, znalazłeś to - oddycham z ulgą, kładąc rękę na serce.
- Dlaczego ostatnie? - pyta Harry.
- Bo...nie zapowiada się, żebyśmy chcieli zrobić kolejne - mówię smutno, po czym odkładam pudełko na szafkę. - Ja...Przebieraj się, jest mało czasu - zmieniam temat. Odwracam się, ale on łapie moją rękę i przyciąga mnie do siebie.
- Wcale nie jest ostatnie. Ja zrobię kolejne, zgoda? - pyta, a ja ze śmiechem kiwam głową. - Nie przejmuj się. Wszystko się ułoży.
- Zawsze się tak mówi - fukam w trochę lepszym humorze.
- Nie przejmuj się - prosi mnie, a ja odklejam się od niego i idę założyć koszulę, bo zaczyna mi się robić zimno. Obciągam podkoszulek, bo zdążył mi się już podwinąć.
- Ja się nie przebieram - oznajmia nagle Harry.
- Bardzo się cieszę, że jesteś idealny w każdej sytuacji - dogryzam mu.
Burczy coś w odpowiedzi, bardziej sam do siebie niż do mnie.
W końcu, zostawiając kartkę dla rodziców, że wychodzę, opuszczamy w pośpiechu dom. Powoli zaczyna robić się ciemno, ale pogoda całkiem mi się podoba. Wszystko tego wieczoru dzieje się bardzo sporadycznie. Nie wiem jak Aron zareaguje na Harry'ego, ale przecież nie mogłam go zostawić samego. Patrzę na niego z dołu i uśmiecham się głupio. Nie wiem, czy Susan ma rację. W końcu pewnie sama się o tym przekonam. Póki co, mam jeszcze dużo czasu. Spokojnie wszystko przemyślę.
W ciszy przerywanej odgłosem naszych kroków, rozbrzmiewa nagle dźwięk telefonu Harry'ego. Chłopak wzdycha i wyciąga go z kieszeni.
- Cześć Enzo! - mówi wesoło. To chyba jeden z niewielu ludzi, których Harry kocha. Zdążyłam się zorientować, że Enzo jest jednocześnie jego ojcem, jak i najlepszym przyjacielem. - Tak, jest ze mną. Dobra, poczekaj.
- O co chodzi? - pytam, kiedy Harry się rozłącza.
- Chcę porozmawiać na Skypie - odpowiada, włączając aplikacje. Po chwili klika na kontakt mężczyzny. - Witaj znowu! - mówi wesoło, kiedy Enzo pojawia się na ekranie.
- Cześć - wtóruję mu. Harry wyciąga rękę, tak, że przednia kamera obejmuje nas oboje. Enzo uśmiecha się do nas i krzyczy:
- Co robicie?!
- Idziemy na spacer - oznajmia Styles, cały czas się uśmiechając. To urocze, że tak kocha Walker'a. - Nie musisz tak krzyczeć.
- Czy ja wam przeszkadzam?! - drze się znowu, a ja opuszczam głowę, żeby nie widział, że się śmieję.
- Tylko trochę. Oddzwonię do ciebie, kiedy będę w domu, dobrze?
- Okej! Chciałem tylko powiedzieć, że wyślę po was samolot za siedem dni, co ty na to?! - wrzeszczy.
- Może być, będziemy z wami dłużej - mówi Harry, który teraz już nie powstrzymuje śmiechu. Nie wiem, czemu Enzo tak krzyczy, kiedy rozmawia przez internet, ale sprawia wrażenie, jakby chciał, żeby jego głos doleciał do nas bezpośrednio z Irlandii. - Powiemy Louis'owi i Susan! - Teraz i Styles krzyczy.
- Dobra! Mam nadzieję, że spodoba wam się pokój, który dla was mam! Ty i Jade macie najwygodniejsze łóżko!
Prawie zapomniałam, że Enzo ma nas za parę. Tyle czasu minęło od ostatniego spotkania. W sumie, prawie codziennie śpimy z Harry'm w jednym łóżku i to jakoś nie wpływa na mój stosunek do niego. Spokojnie, Jade. Masz dużo czasu, żeby wszystko sobie przemyśleć. Przez jeden ,,znak" całkiem zwariowałaś.
- Będzie idealnie - stwierdza Harry, który jak widać w ogóle nie przejął się faktem, że będziemy dzielić jedną sypialnie.
Enzo uśmiecha się promiennie, po czym oznajmia:
- Nie będę wam więcej przeszkadzał! Dajcie sobie buzi, specjalnie dla mnie i macie mnie z głowy! - krzyczy.
Kiedyś spadłam ze schodów. Uderzyłam plecami o ziemie, przez co nie mogłam złapać oddechu. Jedyne o czym wtedy myślałam, było to, żeby nie panikować, bo to pogorszy sprawę. Bezdech w moich płucach jest teraz taki sam.
Harry otwiera usta w zdziwieniu, po czym patrzy na mnie. Enzo coś tam krzyczy, że ma być chłop, a nie baba.
Czuję, że Styles łapie mnie za rękę, ale przecież Enzo tego nie widzi. Potem uśmiecha się do mnie blado i nachyla nade mną, cały czas trzymając przed nami telefon.
Walczę ze sobą. To tylko pocałunek, głupi buziak. Postanawiam oddać wszystko w jego ręce. Zamykam oczy i staram się uśmiechnąć delikatnie. Chciałabym go przytulić, powiedzieć mu, że może, że jest okej. To tylko głupi teatrzyk dla Enza. Nie ma się czym przejmować. Nawet nie zauważam, że przesuwam się do przodu. Otwieram oczy i patrzę na niego ufnie. Dalej stoi otępiały. Nie wiem ile to trwało, może kilkanaście sekund, może jedną, ale to uczucie niepewności było nie do zniesienia.
- No! - krzyczy Enzo, a ja decyduję się wziąć sprawy w swoje ręce. W końcu to tylko buziak.
To jedyna myśl, która obija mi się po głowie, kiedy przylegam do jego ust swoimi. Po chwili czuję, że Harry się uśmiecha, ale kiedy Enzo się rozłącza, on nie przerywa naszego pocałunku.
Wiedziałam, że teraz nie mam absolutnie żadnych szans, żeby teraz trzeźwo o nim myśleć. Już niedługo, przyrzekam sobie, coś wymyślę. Dojdę do słusznego wniosku, co mnie trzyma przy Harry'm i na czym opiera się nasza relacja. Teraz jedyne o czym myślę to to, że on nie przerywa tego piekielnego pocałunku.
-----------------
Panie i panowie.
46 rozdział.
Jarry time.
75 tysięcy wyświetleń.
W końcu się pocałowali.
Brawo dla mnie.
Wzruszyłam się ;')
Kocham was.
Nie, nie mogę go porównywać do Dereka, nie mogę go traktować jak chłopaka. Ja z nim nie jestem.
To był znak!
Co z tego? Póki co, to nic nie zmienia.
Zmienia!
Zamknij się!
- Jesteś pewna, że wzięłaś dobre leki? Zacinasz się, jakbyś się naćpała.
- Nie dogryzaj mi - Pokazuję mu język. - Gdzie jedziemy?
- Przeszła mi przez myśl taka mała, swojska piekarnia. Jest jakoś piętnaście minut drogi stąd. Nie masz specjalnego wyboru, więc nie pytam cie o zdanie - Wzrusza ramionami i zakłada na nos okulary przeciwsłoneczne Louis'a, które chwilę temu znalazł w schowku.
- Dlaczego nie mam nic do gadania? - oburzam się.
- Bo, o ile się nie mylę, to ja prowadzę.
Podnoszę brwi i patrzę na niego z niedowierzaniem.
- Nabiję ci drugiego siniaka - oznajmiam, po czym unoszę wysoko podbródek.
Staram się do niego nie odzywać. W mojej głowie dalej panuje wojna, którą czasem przerywają jego protesty, że jak się zaraz nie odezwę, zatrzyma się i wyrzuci mnie z wozu.
- Jesteśmy, Księżniczko - oznajmia obrażony, parkując pod jakimś ceglanym budynkiem. Zielone stoliki na zewnątrz wydają mi się najbardziej uroczym miejscem na śniadanie.
- Zjemy tam! - krzyczę, wskazując palcem na stolik przy samej ścianie. Stoi bezpośrednio przy wielkim krzewie, o którym wiem tylko tyle, że rosną na nim niebieskie kwiaty. Chociaż, patrząc na moje zdolności, które ograniczone są do rozpoznawania co jest kwiatkiem, a co drzewem, uważam, że całkiem dobrze go scharakteryzowałam.
- O, odezwałaś się. Uroczo - burczy, a ja ciągnę go za rękę.
Pod wejściem puszczam go i mówię, żeby poszedł kupić nam coś do jedzenia. Najlepiej bardzo kaloryczne ciastka.
Harry zrzędzi, ale posłusznie wchodzi do budynku. Jak to możliwe, że ludzie wstają do pracy o czwartej trzydzieści? - myślę, patrząc na wywieszkę z godzinami otwarcia.
Idę do wybranego stolika. Co z tego, że jest blady świt? Jest tak cudownie. Siadam na krześle i oczekuję przybycia Harry'ego. W końcu wychodzi, niosąc coś, co jest zawinięte w papier.
- Powiedzieli mi, że dawno nie był tu nikt tak wcześnie. A to coś dopiero wyciągnęli z pieca - oznajmia, siadając naprzeciwko mnie.
Zabieram się do jedzenia. Londyńskie ulice są prawie puste, nikt pewnie nawet nie myśli o tym, żeby w wakacje tak wcześnie gdzieś wychodzić.
- Smakuje ci? - pyta chłopak, zapychając sobie usta, jak się okazało, rogalikiem.
- Przepyszne - mówię z zapałem.
Kiedy kończymy jeść, wychodzi do nas jedna z pracownic, z pytaniem, czy weźmiemy coś jeszcze. Z racji tego, że to najpyszniejsze co w życiu jedliśmy, zaopatrujemy się w cały asortyment rogali, bułek i ciastek. Wszystko jest świeże, pachnące i gorące. Po drobnej kłótni z Panem Ciemności, który, kiedy chcę zapłacić, wytrąca mi pieniądze z rąk i sam podaje pracownicy kwotę, ładujemy się do samochodu.
- Jedziemy jeszcze po kawę i wracamy - mówi mi, kiedy zapina pas na miejscu, oczywiście, kierowcy.
Trzymam torbę na kolanach i kiwam głową, mówiąc, że to dobry pomysł.
Dlaczego jest tak uroczo?
*********
- Wsadź to sobie w dupę - mówię obrażona, kiedy Harry podaje mi kubek z kawą, za który musiał zapłacić. - Albo weź ode mnie pieniądze.
- Wolę pierwszą opcje - Szczerzy się do mnie, a ja w odpowiedzi przewracam oczami. Przejmuję od niego kawę, niechętnie co prawda, ale bardzo chce mi się pić.
- Ford Focus - Harry wskazuje palcem na przejeżdżający obok samochód.
- Daj spokój z tą głupią grą! - warczę zła.
- Nie jest głupia - oburza się Styles, ale posłusznie ładuje swój ziemniaczany tyłek do auta.
Przez całą drogę właściwie nic się nie dzieje. Jedynym, co można by uznać za coś niezwykłego, jest to, że Harry kilka razy przejeżdża przez skrzyżowanie na czerwonym, na co uderzam go w udo.
Pod domem chwytam torbę i wparowuję do środka. Nikt, oprócz psów, które wybiegają od razu na dwór, jeszcze nie wstał. Rzucam wypieki na blat, a sama siadam na stołku barowym i zaczynam się kręcić. Harry wchodzi do środka i pyta:
- Co robimy? Już mi się nudzi.
- Idź obudzić Louis'a, ja się świetnie bawię - mówię z uśmiechem, na co Styles patrzy na mnie podejrzliwie.
- To głupie - stwierdza.
- ,,Głupie" to twoje ulubione słowo dzisiaj - odgryzam mu się, po czym zaczynam kręcić się jeszcze szybciej.
Harry unosi ręce zrezygnowany, po czym oznajmia, że skoro tak, to on wraca do Lou. Wychodzi z kuchni i po chwili słyszę trzask drzwi.
Razem z tym zatrzymuję się nagle, po czym wpatruję się w miejsce, gdzie przed chwilą stał.
Próbowałam dzisiaj mieć do niego inne podejście. Patrzeć na niego inaczej. Nie jak na mojego durnego sąsiada, którym jeszcze niedawno był, ale jak na normalnego chłopaka, którego poznałam w innych okolicznościach, a teraz zaczęłam się z nim spotykać.
Gdybym poznała Harry'ego Styles'a w przeciętnych warunkach, a on sam były zupełnie normalny, wiem, że już byłabym w nim zakochana.
Ale to nie jest rzeczywistość. Co czuję teraz?
20.08.2014
Aron's P.O.V
- Halo? - odbieram, przecierając dłonią oczy.
- Kto dzwoni? - słyszę głos pana Alberta.
- Nikt, dziadku - mówię, zasłaniając telefon dłonią. - Zaraz do ciebie przyjdę. Co? - fukam, tym razem do telefonu.
- Stary, znowu siedzisz w tym domu starców? - pyta Liam.
- Czego chcesz? - warczę. Jestem niewyspany, a on będzie mi prawił, że prędzej czy później taki tryb życia mnie zabije.
- Co chcesz na obiad? - pyta.
- Nie wracam dzisiaj do domu, spotykam się z Jade - oznajmiam. - Przepraszam, muszę już kończyć.
- Możesz jej zapytać co z Leną? Nie odzywa się - prosi zbolałym głosem Payne.
- Tak, tak mogę. Przepraszam, że na ciebie naskoczyłem, nie chciałem...
- Nie przepraszaj mnie - przerywa mi, a ja się uśmiecham. - Wiem jak jest. Baw się dzisiaj dobrze, może Jade trochę poprawi ci humor.
- Ona zawsze poprawia mi humor - mówię z pełnym przekonaniem.
Żegnamy się, a ja odwracam się do Alberta.
Jest z nim coraz gorzej. Choroba postępuje, a ja niestety jestem tego świadom. Odkąd go tu przyprowadziłem, przychodzę do niego codziennie o trzeciej. Nie zdarzyło mi się jeszcze, żebym gdzieś spotkał Kivę. Chyba jednak nie żałuję.
- Dobrze, dziadku, możemy grać dalej - mówię z uśmiechem, a on patrzy na mnie zdziwiony.
- W co grać? - pyta.
- W karty...nie ważne - stwierdzam zrezygnowany.
- Gdzie Judy?
- Zaraz przyjdzie.
Co z tego, że czuję się jak ścierwo, kiedy tak go okłamuję? Nawet gdybym powiedział wprost, że Judy nie żyje, nic by to nie zmieniło. Zapomniałby o tym. Nie wiem nawet, po co bawię się w szopkę, że jestem jego wnuczkiem. Jedyną rzeczą, jaką on pamięta, jest to, że owa Judy to jego żona.
- Aron, mogę cię prosić? - Odwracam się, słysząc swoje imię. Pielęgniarka uśmiecha się do mnie w drzwiach. Kiwam głową i podnoszę się, wychodząc z pokoju.
- Gdzie Judy? - pyta Albert.
- Zaraz tu będzie - wzdycham.
Kiedy wychodzimy z pomieszczenia, patrzę na nią z góry, starając się przybrać jak najbardziej neutralny wyraz twarzy.
- Jak dalej będziesz tak robił, to niedługo zamkną cie w wariatkowie - oznajmia kobieta, a ja cmokam zniecierpliwiony. - Martwię się o ciebie.
- Wiem, wiem. Będę się zdrowo odżywiał, więcej spał i pójdę do psychologa, obiecuję - wyklepuję.
- Aron, mówisz to codziennie. Jednak nie o tym chciałam z tobą porozmawiać.
- To o czym? - Mrugam, zbity z tropu.
- Chciałam ci to dać - oznajmia, wyciągając zza pleców paczkę.
- Co to jest? - pytam, oglądając zawiniątko.
- Wszystkiego najlepszego - Uśmiecha się do mnie, po czym po prostu odchodzi.
Chwilę zajmuje mi zrozumienie o co chodzi. Patrzę w stronę, gdzie odeszła. Potem opuszczam spojrzenie na coś, co chyba jest prezentem.
No tak. Ja mam dzisiaj urodziny. Ale skąd ona o tym wie? Odwijam papier i widzę zawieszkę z napisem; ,,Strong". Wyciągam ją na dłoń i oglądam z każdej strony. Skąd ona wiedziała?
- Gdzie jest Judy? - słyszę krzyk, który przywraca mnie do rzeczywistości.
- W łazience - odpowiadam z uśmiechem.
Nie wiem skąd wiedziała. I chyba nie chcę wiedzieć.
********
- Jade? - mówię od razu, kiedy słyszę, że odebrała. Siadam na kanapie w mieszkaniu i jedną ręką zaczynam ściągać bluzę.
- Właśnie się nudzę, o której się zobaczymy? - pyta od razu.
- Jak najszybciej.
Jade's P.O.V
- Może o ósmej? - proponuję, szczypiąc Harry'ego, który siedzi obok mnie i stara się podsłuchiwać.
- Może być - godzi się. - Skrzecząca Przystań!
- Skrzecząca Przystań! - potwierdzam wesoło.
Aron rozłącza się. Nigdy nie ma w zwyczaju się żegnać, zwłaszcza, jeżeli mamy się zobaczyć.
- Z kim chcesz się spotkać? - pyta Styles, a ja przewracam oczami.
- Z Aronem. Musisz zawsze wszystko wiedzieć?
- Tak.
Harry przylazł do mnie, kiedy Louis oznajmił, że zabiera gdzieś Susan. Poszedł mi na rękę, bo mogę wyjść. A Su nie była taka podekscytowana od czasu pierwszej randki z Jack'iem. Natomiast Harry jest teraz samotny i smutny, w związku z czym oglądam z nim bajki od kilku godzin.
- Najpierw oni wychodzą, teraz ty. Wszyscy mnie zostawcie, pewnie - fuka zły i obraca się na drugi bok. - Nie dość, że jestem samotny, to jeszcze masz za krótkie łóżko - wytyka mi, wskazując na swoje stopy, które wystają za materac.
- Wiem, do czego dążysz - mówię zrezygnowana. - Chcesz iść ze mną?
- No nie wiem - fuka. - Może.
- Ubieraj się, za pół godziny mamy tam być - Przewracam oczami i podnoszę się z łóżka. - Nie chcę się spóźnić.
- Jednak spotykasz się z Aronem? - pyta, wstając i przeciągając się.
- Tak. Niczego nie będę żałować. Który jest dzisiaj? - pytam, ściągając bluzę. Chcę założyć jakąś ładną koszulę, nie mogę całe życie wyglądać jak obojnak.
- Dwudziesty - odpowiada, spoglądając w kalendarz.
Odwracam się, wybałuszając oczy.
- Kurwa, urodziny Arona! - Wyrzucam ręce w powietrze.
- Ale jesteś zorganizowana - prycha Harry, a ja zaczynam biegać po pokoju. - Co robisz?
- Ja mam prezent, mam dla niego pieprzony prezent! Cholera! Pomóż mi szukać! Jest w takim małym, niebieskim pudełku, w którejś szuflad!
Miotam się po pokoju. Zaczynam wyrzucać na ziemię zawartość jednej szuflady za drugą, ale w żadnej nie ma pudełka! Coś klepie mnie w ramię. To Harry znalazł paczkę.
- Dzięki - burczę, zdejmując wieczko.
- Co to jest?
- Nasze pierwsze i ostatnie zdjęcie we trójkę. Boże, znalazłeś to - oddycham z ulgą, kładąc rękę na serce.
- Dlaczego ostatnie? - pyta Harry.
- Bo...nie zapowiada się, żebyśmy chcieli zrobić kolejne - mówię smutno, po czym odkładam pudełko na szafkę. - Ja...Przebieraj się, jest mało czasu - zmieniam temat. Odwracam się, ale on łapie moją rękę i przyciąga mnie do siebie.
- Wcale nie jest ostatnie. Ja zrobię kolejne, zgoda? - pyta, a ja ze śmiechem kiwam głową. - Nie przejmuj się. Wszystko się ułoży.
- Zawsze się tak mówi - fukam w trochę lepszym humorze.
- Nie przejmuj się - prosi mnie, a ja odklejam się od niego i idę założyć koszulę, bo zaczyna mi się robić zimno. Obciągam podkoszulek, bo zdążył mi się już podwinąć.
- Ja się nie przebieram - oznajmia nagle Harry.
- Bardzo się cieszę, że jesteś idealny w każdej sytuacji - dogryzam mu.
Burczy coś w odpowiedzi, bardziej sam do siebie niż do mnie.
W końcu, zostawiając kartkę dla rodziców, że wychodzę, opuszczamy w pośpiechu dom. Powoli zaczyna robić się ciemno, ale pogoda całkiem mi się podoba. Wszystko tego wieczoru dzieje się bardzo sporadycznie. Nie wiem jak Aron zareaguje na Harry'ego, ale przecież nie mogłam go zostawić samego. Patrzę na niego z dołu i uśmiecham się głupio. Nie wiem, czy Susan ma rację. W końcu pewnie sama się o tym przekonam. Póki co, mam jeszcze dużo czasu. Spokojnie wszystko przemyślę.
W ciszy przerywanej odgłosem naszych kroków, rozbrzmiewa nagle dźwięk telefonu Harry'ego. Chłopak wzdycha i wyciąga go z kieszeni.
- Cześć Enzo! - mówi wesoło. To chyba jeden z niewielu ludzi, których Harry kocha. Zdążyłam się zorientować, że Enzo jest jednocześnie jego ojcem, jak i najlepszym przyjacielem. - Tak, jest ze mną. Dobra, poczekaj.
- O co chodzi? - pytam, kiedy Harry się rozłącza.
- Chcę porozmawiać na Skypie - odpowiada, włączając aplikacje. Po chwili klika na kontakt mężczyzny. - Witaj znowu! - mówi wesoło, kiedy Enzo pojawia się na ekranie.
- Cześć - wtóruję mu. Harry wyciąga rękę, tak, że przednia kamera obejmuje nas oboje. Enzo uśmiecha się do nas i krzyczy:
- Co robicie?!
- Idziemy na spacer - oznajmia Styles, cały czas się uśmiechając. To urocze, że tak kocha Walker'a. - Nie musisz tak krzyczeć.
- Czy ja wam przeszkadzam?! - drze się znowu, a ja opuszczam głowę, żeby nie widział, że się śmieję.
- Tylko trochę. Oddzwonię do ciebie, kiedy będę w domu, dobrze?
- Okej! Chciałem tylko powiedzieć, że wyślę po was samolot za siedem dni, co ty na to?! - wrzeszczy.
- Może być, będziemy z wami dłużej - mówi Harry, który teraz już nie powstrzymuje śmiechu. Nie wiem, czemu Enzo tak krzyczy, kiedy rozmawia przez internet, ale sprawia wrażenie, jakby chciał, żeby jego głos doleciał do nas bezpośrednio z Irlandii. - Powiemy Louis'owi i Susan! - Teraz i Styles krzyczy.
- Dobra! Mam nadzieję, że spodoba wam się pokój, który dla was mam! Ty i Jade macie najwygodniejsze łóżko!
Prawie zapomniałam, że Enzo ma nas za parę. Tyle czasu minęło od ostatniego spotkania. W sumie, prawie codziennie śpimy z Harry'm w jednym łóżku i to jakoś nie wpływa na mój stosunek do niego. Spokojnie, Jade. Masz dużo czasu, żeby wszystko sobie przemyśleć. Przez jeden ,,znak" całkiem zwariowałaś.
- Będzie idealnie - stwierdza Harry, który jak widać w ogóle nie przejął się faktem, że będziemy dzielić jedną sypialnie.
Enzo uśmiecha się promiennie, po czym oznajmia:
- Nie będę wam więcej przeszkadzał! Dajcie sobie buzi, specjalnie dla mnie i macie mnie z głowy! - krzyczy.
Kiedyś spadłam ze schodów. Uderzyłam plecami o ziemie, przez co nie mogłam złapać oddechu. Jedyne o czym wtedy myślałam, było to, żeby nie panikować, bo to pogorszy sprawę. Bezdech w moich płucach jest teraz taki sam.
Harry otwiera usta w zdziwieniu, po czym patrzy na mnie. Enzo coś tam krzyczy, że ma być chłop, a nie baba.
Czuję, że Styles łapie mnie za rękę, ale przecież Enzo tego nie widzi. Potem uśmiecha się do mnie blado i nachyla nade mną, cały czas trzymając przed nami telefon.
Walczę ze sobą. To tylko pocałunek, głupi buziak. Postanawiam oddać wszystko w jego ręce. Zamykam oczy i staram się uśmiechnąć delikatnie. Chciałabym go przytulić, powiedzieć mu, że może, że jest okej. To tylko głupi teatrzyk dla Enza. Nie ma się czym przejmować. Nawet nie zauważam, że przesuwam się do przodu. Otwieram oczy i patrzę na niego ufnie. Dalej stoi otępiały. Nie wiem ile to trwało, może kilkanaście sekund, może jedną, ale to uczucie niepewności było nie do zniesienia.
- No! - krzyczy Enzo, a ja decyduję się wziąć sprawy w swoje ręce. W końcu to tylko buziak.
,,Poza tym, prędzej czy później cię w sobie rozkocha. "
To jedyna myśl, która obija mi się po głowie, kiedy przylegam do jego ust swoimi. Po chwili czuję, że Harry się uśmiecha, ale kiedy Enzo się rozłącza, on nie przerywa naszego pocałunku.
Wiedziałam, że teraz nie mam absolutnie żadnych szans, żeby teraz trzeźwo o nim myśleć. Już niedługo, przyrzekam sobie, coś wymyślę. Dojdę do słusznego wniosku, co mnie trzyma przy Harry'm i na czym opiera się nasza relacja. Teraz jedyne o czym myślę to to, że on nie przerywa tego piekielnego pocałunku.
-----------------
Panie i panowie.
46 rozdział.
Jarry time.
75 tysięcy wyświetleń.
W końcu się pocałowali.
Brawo dla mnie.
Wzruszyłam się ;')
Kocham was.
Jak wróciłam ze szkoły to co 5 minut sprawdzałam czy dodałaś rozdział. No i dodałaś! :D Akurat na dobranoc dla mnie :) Takkkk w końcu ta dwójka się pocałowała <3 Ciesze sie niezmiernie i czekam aż posuną się dalej ;)
OdpowiedzUsuńPosuną się XDD
UsuńBosh, a myślisz, że dlaczego Harry cały czas rozprawia o tym łóżku?
UsuńUrzekła mnie ta historia. *-* Jeej. ♥ Jarry time. Tak słodko. Zakochałam się w tym rozdziale, a końcówka, to po prostu wisienka na torcie. Wreszcie, tak długo czekałam na ten moment. Sweet. ^.^
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę. :)
P.S. Next zostanie dodany za tydzień? ;3
Pozdrawiam,
//Jestemseczłekiem
Uwielbiam!!! ♥ i czekam na next ^ ^
OdpowiedzUsuńO w dupe ��
OdpowiedzUsuńEnzo ty łobuzie :* jesteś geniuszem (krzyczącym do skajpaja, ale jednak)!
OdpowiedzUsuńNo wreszcie. Czekałam tyle na to. Teraz muszę znowu czekać na dalszy rozdział. Dzięki :)
OdpowiedzUsuńZaczęłam czytać twojego bloga wczoraj. Nadrobilam wszystko w jedną noc xd Jak zobaczyłam, że to ostatni rozdział, jaki na razie jest, to się załamałam. Musisz mi dodać następny. Szybko!! �� (Niestety zapomniałam hasła do konta, wiec z anonima) ~ Dolly
OdpowiedzUsuńKocham ♥ kocham...to.jest normalnie tak.uzależniające jak jakiś najlepszy serial świata...dałabym ci za to Oscara jeśli by można było a nawet nobla!! Tyle czekałam....i moje marzenie się spełniło...jeszcze teraz tydzień czekać żeby zobaczyć jak oboje zareagują....Jade dostała drugi znak...jeszcze Aaron im pogratiluje i będzie love forever...♥ ♥ ♥
OdpowiedzUsuńKurwa mać, teraz mi komputer nie publikuje komentarzy, zajebiście.
OdpowiedzUsuńNo i się rozpisałam na temat tego wszystkiego i co? I gówno, elektronika mnie nienawidzi, kurde. Zacznę więc po raz kolejny...
ENZO, TY CUDOWNY, CUDOWNY CZŁOWIEKU! Boże, kocham go, naprawdę. W końcu, po czterdziestu pięciu rozdziałach się doczekałam! Serio, nie wiesz nawet, jak się cieszę. Pewnie do końca wieczoru będę w euforii XD Czytam aktualnie przeszło 100 fanfików, a to jest jeden z jakichś... Pięciu, w które się wczuwam jak cholera. Teraz tylko czekać, aż w pozostałych główni bohaterowie wezmą przykład z Jarry ;-;
W każdym razie, ja pierdolę. Ale miałam ciary, jak Enzo powiedział, żeby się pocałowali, o ja nie mogę XD Serio, gęsia skórka na całych nogach, hahaha. A teraz przysięgam, jeśli ona walnie jakimś tekstem, który w moim przekonaniu będzie nie na miejscu, jeśli się odsunie, ucieknie, NABIJE MU KOLEJNEGO SINIAKA, to włażę z butami do tego opowiadania i jej nakopię do dupy tak, że się od razu ogarnie. Naprawdę, kuźwa. Ewentualnie, jeżeli do takiej sytuacji dojdzie, to liczę na Harry'ego i jego nieustępliwość w niektórych kwestiach.
Jade, tak, to oczywiste, że już cię w sobie rozkochał.
I w ogóle, Lou i Su gdzieś se poszli, o tak, im też kibicuję. Dwa goale za jednym zamachem... Tylko skoro jest Jarry, to to jest co? Suis? XD
Na kolejny liczę przedterminowo, bo, cholera, nigdy jeszcze nie czekałam na nic aż tak niecierpliwie. Ja muszę znać jej reakcję. A teraz, fizyka wzywa! Do następnego xx
w końcu się pocałowali <3 kckc, nie mogę się doczekać następnego :3
OdpowiedzUsuńEnzo... Już go uwielbiam xdd No w końcu sie pocałowali ❤ czekałam na to zniecierpliwiona.... Ogółem rozdział świetny, jesteś genialna i zazdroszczę ci tego... Zastanawia mnie Aaron... Ciekawe jak przebiegnie och spotkanie... Liam martwi sie o Lene awww ❤ no i jeszcze Louis zabrał gdzieś Sue normalnie kosmos... Nie mogę się doczekać nexta ☺ weny życzę xdd
OdpowiedzUsuńcudo
OdpowiedzUsuńzapraszam na bloga mojej przyjaciółki gdzie opisuje filmy
http://mylittlecrazypassion.blogspot.com/
Świetny! Nareszcie się pocałowali!<3
OdpowiedzUsuńKiedy następny?❤
Cudo w bardzo krótkim czasie przeczytałam całe i niemogę doczekać sie dalszej części ♥♥
OdpowiedzUsuńJa juz czekam kochana...<3
OdpowiedzUsuń