niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział dwudziesty siódmy



Jade's P.O.V




- No i po co to robisz, kretynko? - pytam sama siebie, kiedy ze złością trzaskam drzwiami mojego pokoju i kieruję się w stronę sypialni Harry'ego, z której dobiega krzyk. - To żałosne
Biegiem pokonuję dzielący nas dystans. Z każdym krokiem głos jest wyraźniejszy, a kiedy mogę wyłapać już pojedyncze: ,,Nie!" i ,,Błagam, zostaw ją!" wiem, że jestem u celu. Chwytam klamkę drzwi przede mną i otwieram je z impetem. Wślizguję się do pokoju i szybko zatrzaskuję je za sobą. Skoro Enzo nie wie nic o koszmarach Harry'ego, niech tak pozostanie. Mrużę oczy w ciemności i pod oknem dachowym dostrzegam migoczącą co chwile kołdrę. Jej jasna barwa jest ledwo, ale jednak, widoczna w świetle księżyca. Zaciskam usta w wąską linie i wolnym krokiem zaczynam iść w stronę rzucającego się na łóżku chłopaka.
- Harry? To ja - mówię. - Jade. Słyszysz mnie? Harry?
Ciemność nadaje całej sytuacji grozy. Zaczynam się bać. Krzyki rozdzierające ciszę i skutecznie powodują dzwonienie w moich uszach. Kiedy jestem już na skraju wytrzymałości, po omacku wyłapuję barki Harry'ego, ale ten zaraz zręcznie mi się wyślizguje i wrzeszczy, żebym go nie dotykała, że już za późno. Zdesperowana prostuję się i dopiero teraz zauważam zarys lampki stojącej na szafce obok łóżka. Włączam ją i całe powietrze wylatuje z moich płuc, kiedy widzę, jaka scena odgrywa się przede mną.
Harry miota się po łóżku, z szeroko otwartymi oczami, pokrwawionymi od gryzienia wargami i poszarpaną przez siebie koszulką na piersi. Kołdra zostaje przez niego zrzucona na ziemie, a on sam wydaje z siebie jeszcze jeden wrzask. Potrząsam przecząco głową, jakbym chciała zaprzeczyć temu, co widzę.
- Harry, słońce, proszę cię, obudź się. - interweniuję. Chwytam mocno jego ręce i umieszczam po obu stronach jego głowy, siadając na nim okrakiem. Wiem, że moje szanse unieruchomienia go są nikłe, ale zawsze warto spróbować. Dopiero teraz, kiedy jestem bliżej zauważam, że w jego oczach nie ma już cienia jego tęczówek. Widać same białka.
Moje serce przyspiesza jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe. Jeszcze raz, bezskutecznie stara mi się wyrwać, ale zmęczony walka ze samym sobą, jedynie szarpie raz czy dwa rękami. Ciężko oddycha, a ja podnoszę się bardziej na kolanach, żeby jego klatka piersiowa mogła się swobodnie unosić.
Wiem, co znaczą jego puste oczy. Miał sen. Widział czyjąś śmierć.
Nie zauważam, że płaczę, do czasu, kiedy słone łzy zaczynają mi napływać do ust, które jeszcze bezskutecznie wykrzykują jego imię.
Jego wrzask ustaje, a sam zaczyna się trząść. Chce się podnieść i zamknąć okno dachowe nad nami, kiedy zauważam coś, co zatrzymuje mnie w pół ruchu.
Na szybie pojawia się pęknięcie. Zaraz za nim kolejne i kolejne. W końcu największe jak błyskawica przecina je w pół. Słyszę trzask, który byłby ostatnim dźwiękiem, jaki zabrałabym ze sobą pod ziemie, gdyby osoba leżąca pode mną nie chwyciła mnie za nadgarstki i nie zrzuciła na ziemię.
Harry upada na mnie i przygniata mnie do ziemi, starając się jak najszczelniej osłonić mnie przed spadającym szkłem, które uderza o łóżko i roztrzaskuje się na ostre kawałki. Huk który następuje wydziera ze mnie wszelkie pozostałości po mocy kontrolowania swoich emocji. Trzęsę się cała, a od płaczu obraz rozmywa mi się przed oczami. Co prawda jedyne co teraz widzę, to nogi szafy i dłoń Harry'ego, opierającą się o ziemie, tuż przy mojej twarzy. No i jeszcze nadlatujące zza nas kawałki szkła.
- Jade - słyszę jego roztrzęsiony głos. - Śniłaś mi się. Śniłaś mi się i to było tak kurewsko prawdziwe. Widziałem twoją śmierć. Jezu, tak się bałem.
Nie chce, żeby ze mnie schodził. Chce mieć go przy sobie, bo jako jedyny jest tym, co jest w stanie mi udowodnić, że żyję i trzyma mnie rzeczywistości. Nawet, jeżeli ta pozycja uniemożliwia mi swobodne oddychanie. Obie ręce drżą mi i wątpię, że jestem w stanie cokolwiek w nie chwycić. Gula w gardle systematycznie rośnie i teraz ona również ogranicza mój proces oddychania.
- Już jest dobrze. Wszystko jest dobrze. To nie nastąpi. Boli cię coś?
- Nie, chyba nie.
Powoli podnosi się i siada obok mnie. Unoszę głowę i widzę, jak obserwuję to, co się stało. Kawałki szyby rozsiane są po całym pokoju.
- Myślisz, że słyszeli? - pytam.
- Enzo i Filip? Są w innym skrzydle, nie ma takiej możliwości. - Kręci głową. - Nic ci nie jest?
- Nie, nic. Już ci mówiłam.
Zauważam, że jego ciało zareagowało podobnie jak moje. Roztrzęsioną dłonią dotyka rozkrwawionej wargi i kiedy widzi czerwoną ciecz na palcu, odsuwa go jak najdalej od siebie.
- Poczekaj - mówię, po czym podciągam się do pozycji siedzącej i chwytam paczkę chusteczek, leżącą obok lampki. Przychodzi mi to z trudem, gdyż w dakszym ciągu nie kontroluję swoich rąk. Staram się jednak zachować zimną krew i nie dać tego po sobie poznać. Wyciągam jedną i przykładam ją do wargi chłopaka, który wzdryga się pod moim dotykiem. - Spokojnie, to nic takiego. - Przyciskam ją mocniej do krwawiącego miejsca, na co ten krzywi się i syczy z bólu. - Nie marudź, jesteś duży. - Uśmiecham się blado, na co ten wywraca oczami, po czym zaraz wraca spojrzeniem na moją twarz. - No co? - pytam, odsuwając dłoń.
- Nawet sobie nie wyobrażasz, jakie to było straszne.
- Mówisz o swoim śnie?
- Tego nie można nazwać snem. To dużo gorsze. 
- Co dokładnie widziałeś? - pytam, chociaż sama nie wiem, czy chce to słyszeć.
- Widziałem, że leżysz na łóżku, a ja stałem w drzwiach. Chciałem do ciebie podejść, a kiedy to zrobiłem, poczułem zapach krwi i zobaczyłem czerwoną plamę, która rozlewa się wokół twojej twarzy. Ktoś siedział obok ciebie i zauważyłem go dopiero, kiedy było już za późno. Drzwi za mną się zatrzasnęły, a to....coś, zaczęło kawałkiem szkła przecinać twoją nogę. Zaczęłaś strasznie krzyczeć, a potem ucichłaś. To było takie.....O Boże, Jade.... - wyjękuje, a jego wzrok zbacza gdzieś za mnie.
- Co? - pytam, obłędnym wzrokiem błądząc po jego twarzy.
- Twoja noga - szepcze, po czym robi się blady i odwraca wzrok.
Z pustymi ze stresu płucami patrzę we wskazanym przez niego i otwieram oczy jeszcze szerzej nich dotychczas, kiedy zauważam jak plama krwi wokół mojej nogi ciemnieje. 
- Harry - mówię cicho. - Co się tutaj dzieje?
- Nie mam pojęcia. Muszę stąd wyjść. - Z tymi słowami zrywa się na równe nogi i szybkim krokiem udaję się na balkon, co chwilę powtarzając: ,,to tylko sen, tylko sen...". Odprowadzam go wzrokiem i zauważam, że słońce powoli zaczyna wschodzić. Chwytam jeszcze jedną chusteczkę i z płaczem przyciskam ją do krwawiącej nogi, nie zważając na coraz silniejsze zawroty głowy i ciemniejsze plamy przed oczami.
Nie możesz teraz zemdleć. Nie poddawaj się chorobie. Nie teraz. Nie możesz.









Susan's P.O.V


- Zwariuję. Zadzwonić na policję? - pytam tatę, którego męczę telefonami od pół godziny. 
- Ile ich nie ma?
- Już kilka godzin. Od wczoraj, biorąc pod uwagę to, że jest druga w nocy. Do Louisa też nie da się dodzwonić. Boże, tato. - Siadam na kanapie i zakrywam twarz wolną dłonią. 
- Słońce, martwię się tak samo jak ty. Jeżeli rano nie wrócą zadzwonisz na policję, a ja do ciebie przyjadę. Dobrze?
- Dobrze - zgadzam się, ale w głębi serca wiem, że tak czy siak zadzwonię, jeżeli nie pojawią się w przeciągu dwudziestu minut. - Lepiej idź już spać. Poradzę sobie.
- Gdyby tylko coś się działo, dzwoń kochanie.
- Dobranoc, tato
- Dobranoc - mówi, po czym rozłącza się.
Dopijam resztkę kawy z ostatniego kubka i mam już pewność, że po czwartej filiżance nie zasnę do końca nocy.
Znowu zaczynam krążyć po salonie, zupełnie bez celu. Paznokcie obgryzłam już do krwi i gdyby nie to, że jest środek nocy, na pewno zadzwoniłabym do Jade. Może teraz też powinnam to zrobić? W końcu jest moją przyjaciółką, potem będzie miała pretensje, że tego nie zrobiłam.
Drżącą ręką wybieram jej numer i kiedy już mam nacisnąć zieloną słuchawkę, słyszę skrzypnięcie drzwi.
- Su? Jesteśmy - Do pomieszczenia wdziera się zapach letniego powietrza, a razem z nim, do środka wkracza najpierw Jack, a potem cała reszta. - Przepra...
- Nie kończ - przerywam mu, zrywając się z miejsca. - Nie było was ponad dwanaście godzin, a ty masz mi do powiedzenia jedno, pierdolone ,przepraszam"? Nienawidzę cię. Ciebie też. - mówię do stojącego obok Arona. - A ty? Czemu nie odbierałeś? - pytam Louisa.
- Nie miałem zasięgu. Daj nam to wyjaśnić.
- CZY WY WIECIE, JAK JA SIĘ MARTWIŁAM?! - wybucham, a cała trójka odskakuje do tyłu. - Umierałam, umierałam tu kurwa ze strachu, a wy wchodzicie tu, z jednym PRZEPRASZAM?
- Daj nam to wyjaśnić...
- Nie chcę tego słuchać. Nienawidzę was. - syczę, a mój głos łamie się. - Tak się cieszę, że nic wam nie jest.  - No tak, moje rozchwianie emocjonalne bierze nade mną góre.
- Kochanie... - Jack podchodzi do mnie i zamyka mnie w szczelnym uścisku.
- Puść mnie, nie dotykaj mnie. - mówię coraz ciszej, ale w końcu zaciskam dłonie na jego koszulce i pozwalam mu się gładzić po plecach. - Tak się bałam...
- Wiem, kochanie, wiem - Opiera swoją głowę na mojej i wtula się we mnie mocniej. - Dasz nam to wyjaśnić?
- Tak, ale obiecaj mi coś.
- Cokolwiek zechcesz.
- Nie pokłócimy się więcej. A jeśli nawet, to ty już nigdy nie wyjdziesz i nie zostawisz mnie samej. - Z tymi słowami podnoszę wzrok i obserwuję jego reakcję.
- Dobrze - odpowiada z uśmiechem.
- Teraz możecie opowiedzieć mi wszystko. - Wyplątuję się z jego uścisku i siadam na kanapie. Cały czas trzymam jednak jego dłoń. To głupie, ale przez to mam pewność, że nie wyjdzie znowu. A jeśli wyjdzie, to ja za nim.
- Razem z Aronem zboczyliśmy ze ścieżki. Zorientowaliśmy się dopiero, kiedy wyszliśmy na ulicę. W mieście obok. - Uśmiecha się lekko, ale kiedy napotyka dziwne spojrzenie wyżej wspomnianego, od razu poważnieje i kontynuuję: - Zaczynało się robić ciemno, więc poprosiliśmy kogoś o podwózkę. Łapałem stopa, rozumiesz to? Ohyda. Znalazł się jakiś dobroczyńca, który podwiózł nas na brzeg lasu. Tam spotkaliśmy Louisa, który stwierdził, że zna skrót.
- Nie wypominaj mi tego!
- Oj będę, do końca życia. Tym cudownym skrótem zaprowadził nas znowu na te samą ulicę, do tego samego miasta i podwieźć nas musiał ten sam koleś.
Uderzam dłonią w czoło i kręcę z niedowierzaniem głową.
- Jesteście kompletnie spierdoleni. Kompletnie
- Jestem zmęczony, a nie spierdolony. Idę się położyć. Dobranoc wszystkim. - mówi martwym głosem Aron i kieruje się na górę.
- Kochanie? - Szturcham Jack'a w ramię, kiedy odprowadzam przyjaciela wzrokiem. - Coś się stało między wami?
- Między mną a Aronem? Nie, wszystko jest w porządku. - zapewnia mnie i całuje włosy. Coś mi jednak mówi, że kłamie, ale nie chce teraz zaczynać kolejnej kłótni. - Właśnie! Wiesz, że gdyby nie twoja pomoc, bylibyśmy tu sześć godzin temu? - Wskazuję palcem na chłopaka stojącego przy blacie i otwierającego sok pomarańczowy.
- Odwal się - burczy Louis.
- Nie zorientowaliście się, że znowu zboczyliście z trasy?
- Zorientowaliśmy się od razu, ale było ciemno. - Jack wzrusza ramionami.
- To za dużo stresu jak na jeden raz. Chce wracać. Bez Jade to i tak nie to samo. Te wakacje przynoszą coraz więcej złego.
- Dobrze, zadzwonię do mamy, że domek zwolnimy nie 28, ale 26. Pasuje ci to?
- Pasuje. W sumie, to tylko dwa dni.
Chociaż sprawa paranoi Jack'a na punkcie telefonu nie daje mi spokoju, postanawiam odpuścić. W końcu, każdy ma swoje dziwactwa.



Jade's P.O.V





- Harry, musimy wracać. To, co się tutaj dzieje, to paranoja. Nie zostajemy. Wracamy najbliższym samolotem.
- Najbliższy samolot jest wtedy, kiedy tego chce. No wiesz, Ezno ma jeden za domem. Myślę, że zgodzi się nas podrzucić.
- A więc, lecimy z samego rana.
- Już jest rano, księżniczko.
Staję obok niego i opieram się o barierkę balkonu. Noga już przestaje krwawić, ale ja czuję się coraz gorzej. Strasznie mi zimno i drżę co chwile. Sam chłopak chyba się uspokoił, przynajmniej wrócił do swojego stałego wyrazu twarzy i tępego gapienia się przed siebie.
- Lepiej się czujesz? - pytam Harry'ego.
- Tak,  o to samo mogę zapytać ciebie.  Co z nogą?
- Jest po prostu rozcięta, przestaje krwawić, nic mi nie będzie.
- To dobrze
- Kim była ta postać, którą widziałeś w śnie? - zbaczam nagle z tematu.
- Nie wiem, zawsze ją widzę, kiedy TO mi się śni. To w pewnym sensie może być obraz śmierci, sam nie wiem. Na pewno dobrze się czujesz? - pyta, kiedy zamykam oczy i oddycham ciężko.
- Nie - przyznaję.
- Gdzie jest twoja walizka?
- W moim pokoju
- Poczekaj tu chwilę - nakazuje, po czym znika za drzwiami. Oddycha mi się coraz trudniej. Gdyby nie szkło, pewnie położyłabym się na łóżku i przykryła kołdrą.  Odchylam głowę do tyłu, kiedy czuję, jak czyjeś palce oplatają się wokół mojego ramienia, po czym następuje ukłucie.
- Wiesz jak to robić? - pytam przez zaciśnięte zęby.
- Tak moja...mama miała...ma hipoglikemie. Zawsze wyglądała jak ty teraz, kiedy cukier jej spadał. Zgaduję, że to pomoże.
Nic nie odpowiadam, po prostu zaczynam rozcierać bolące miejsce i odwracam się w stronę chłopaka.
- Po 15 minutach...
- Wiem - przerywam mu z uśmiechem. - Poczuję się lepiej.
- Dokładnie. Która godzina?
- Chyba 5 rano
- Możemy iść się już rozejrzeć za Enzem. Powiemy mu, co stało się z jego oknem.
- Wstaje tak wcześnie?
- Tak, dlatego jest taki bogaty. - mówi i cień uśmiechu przebiega przez jego twarz.
Ostrożnie przechodzimy między szczątkami rozbitego szkła. Na dywanie widnieją jeszcze plamy naszej krwi, na co wzdrygam się ze zgrozą.
- Filipie? Enzo? - Zaczyna krzyczeć Harry, po kilku minutach wędrówki.
- Tu jestem, panie. - odpowiada mu lokaj, który jeszcze w nocnej koszuli, wychodzi z jakiegoś pokoju. Powstrzymuję wybuch śmiechu, kiedy dostrzegam majaczące spod materiału, jego chude, blade kostki.
- Okno dachowe w moim pokoju wypadło. Uderzyło w łóżko i w całym pomieszczeniu jest szkło.
- Paniczu, nic się panu nie stało? Gdzie pan był? - Tym pytaniem Filip zaskakuje nas zupełnie. Rzucamy sobie ukradkowe spojrzenia, po czym Harry odpowiada, jakby od niechcenia:
- U Jade. Spałem dziś u Jade.
- Ah tak, oczywiście. - Kiwa głową kamerdyner i uśmiecha się zakłopotany. Takie tematy najwyraźniej nie przystają osobą w jego wieku. - Pójdę tam zaraz, zobaczę z czego mogło to wynikać.
- Jest trochę krwi na podłodze. Wywróciłam się, kiedy tam byliśmy i skaleczyłam. - dopowiadam i zadowolona ze swojej inwencji twórczej, wskazuję na zraniona nogę.
- Jest pani pewna, że nie trzeba tego zaszyć? - pyta Filip i nachyla się, żeby zobaczyć ranę.
- Nie, to nic takiego. - zapewnia go Harry. - Czy Enzo wstał?
- Tak, jest w swoim gabinecie. Ma podobno jakieś ważne sprawy, na którymś z lotnisk coś idzie nie tak. 
- Dobrze, więc idziemy do niego. Dziękujemy, Filipie.
Lokaj kłania się nisko i wraca do swojego pokoju, żeby wyswobodzić się ze swojej koszuli. Szybkim krokiem ruszamy do środkowego skrzydła, a kiedy jesteśmy już w bezpiecznej odległości, mówię Harry'emu:
- ,,Spałem u Jade''? Ty debilu
- Co twoim zdaniem powinienem był powiedzieć? - odpyskowuje od razu.
,,Wyszedłem do łazienki".
Działałem pod presją.
Wywracam oczami i podbiegam do niego, gdyż ten odszedł kawałek do przodu. Niestety, moja boląca łydka daje o sobie od razu znać. Syczę z bólu, a chłopak ogląda się przez ramię.
- Uważaj - burczy.
- Dzięki za pomoc, nie domyśliłabym się.
- Wiem
Otwieram usta, bo już chce mu odpyskować, jednak ten odchodzi, nie zważając już na mnie. Rzucam mu wściekłe spojrzenie i powoli człapie za nim.
Kiedy w końcu korytarze wydają mi się być znajome wiem, że jesteśmy u celu. Harry zatrzymuję się przed drzwiami i puka w nie kilka razy. Swoją drogą, nie mam pojęcia, jak on pamięta rozmieszczenie wszystkich pomieszczeń w budynku. Kręcę głową z niedowierzaniem, kiedy rozlega się stłumione ,,proszę" i wchodzimy do środka.
Stały tutaj zapach kawy wypełnia moje nozdrza.
- Witajcie, czy coś się stało, że już nie śpicie?
- Tak, okno w moim pokoju wypadło. Wiesz, to dachowe.
- Boże, chłopcze, nic ci nie jest? - Enzo podnosi się z miejsca i przypatruje Harry'emu zza biurka.
- Nie, spałem dzisiaj u Jade, na szczęście. - odpowiada, rzucając mi spojrzenie: ,,trzymajmy-się-tej-wersji-wydarzeń”
Mówiliście, że nie jesteście razem. Czy coś się zmieniło?
- Tak. Zrozumieliśmy, że nam za sobie zależy. - Pod jego sztucznym uśmiechem, który teraz wymusza, widać, jak bardzo niedobrze mu się zrobiło, mówiąc to.
- Czyli coś dobrego z tej nocy jednak wynikło! Więc, cieszmy się tym wspaniałym dniem, oknem zajmę się później, to drugorzędna sprawa. - Enzo klaszcze w dłonie i obchodzi swoje biurko dookoła. - To wspaniała wiadomość!
- Właściwie, jest jeszcze jedna sprawa. - zaczynam, kiedy nagle dzieję się coś dziwnego. Cały gabinet zamazuje się na chwilę, ale zaraz wraca do swojego pierwotnego kształtu. Postanawiam, że nie będę na to wracać uwagi.
- Chcielibyśmy wracać do domu. Przepraszamy, że tak szybko, ale Jade chce przedstawić mnie rodzicom. - wyjaśnia za mnie chłopak i kaszle, tłumiąc ironiczne parsknięcie śmiechem.
- Oczywiście, nie ma problemu. Zadzwonię po dwójkę pilotów, którzy mają dzisiaj wolne. Albo Filip z wami poleci!
- Filip umie latać samolotem? - pytam i zaraz żałuję, że w ogóle otworzyłam usta, bo nie dość, że kosztowało mnie to za dużo energii, od razu robi mi się niedobrze.
- Kochana, czego ten człowiek nie potrafi. Porozmawiam z nim i myślę, że wylecicie...
Nie dowiaduję się o której wylecimy. Nie dowiaduję się już niczego, bo zanim zdążę skupić w sobie jakąkolwiek moc oporu, gabinet rozpływa się doszczętnie przed oczami i znika.
Może to dobrze, że zemdlałam. Przynajmniej łydka już mnie nie boli. No i chyba ktoś zdążył mnie złapać, bo mimo iż czekałam, na ból spowodowany zetknięciem z podłogą, ten nie nastąpił. Nie wiem, czy to ręce Enza, czy Harry'ego, oplecione są wokół moich barków, ale nie obchodzi mnie to. Czuję się teraz dobrze.


---------------------------------------


Hej misiaczki!
Ale mnie wzięło na pisanie :O Już mam w głowie cały kolejny rozdział :D
Dziękuję, że jesteście <3
Mam nadzieję, że wam się spodoba!
Btw. perspektywę Jade miałam skończyć już po pierwszym fragmencie. 
Ale nie zrobiłam wam tego! Znajcie moją dobroć :D 
Prawie 20 000 wyświetleń! Co :OOOO
Kocham was <3

26 komentarzy:

  1. No no no :3 Coraz wiecej akcji i to mi sie podoba ! Jest cudowny! Prosze wiecej wiecej wiecej :*

    OdpowiedzUsuń
  2. No i masz szczęście, że było więcej Harry'ego i Jade... Ale ci jej się mogło stać?? I co to było u Hazzy w pokoju?? Normalnie nie mogłam się skupić, tak byłam przejęta...ale tak trochę było to mega romantyczne (i straszne)
    Jak zobqczylam, że dodalas Rozdział to prawie umarłam ze szczęścia...wiec..kiedy next?? Skoro masz wene to może..będzie trochę szybciej?? Bo nie wytrzymam napięcia i sama sobie wymyślę, co będzie dalej..
    Kocham i pozdrawiam..;* ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S. Tak sobie myślę i myślę, że fajnie by było zrobić z twojego opowiadania film..i może jak filip ich ma "zawieźć " to ich gdzieś zamknie??? Nie no dobra on nie jest zły (chyba)... No to ten teraz już serio kocham i pozdrawiam...;*

      Usuń
    2. Kocham <3 Tak, jak zrobią z tego opowiadania film, to ja gram Filipa :D

      Usuń
  3. Fajnie fajnie, ja już chce nexta! =D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu, Jezu, Jezu, tyle emocji :o Czuję się mentalnie wypompowana, to znaczy domyślałam się, że w końcu przewidzi, że Jade umrze, ale myślałam, że będzie to gdzieś na końcu opowiadania i w ogóle, taki dramat z tego zrobisz XD W sumie, dobrze, że teraz, a nie później. O ile jakoś ozdrowieje, w samolocie, czy też poza nim, nieważne, tylko kurde, niech przeżyje ;-; A tak btw, to Louis mi się nagle z taką ciotą skojarzył, Boże haha XD Coś w stylu "Nie zwalaj na mnie, nie moja wina, że nie wiem, co to orientacja w terenie" :'D Ale nie no, i tak go uwielbiam, rany. No i w sumie, chyba tyle. Pozostaje mi tylko powiedzieć, że mam nadzieję, że jak najszybciej wstawisz kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Bardzo dobrze, że raz w życiu was zaskoczyłam xD <3 Wstawię niedługo ;*

      Usuń
  5. Świetne!!! Kocham to opowiadanie!! Mam nadzieje, ze Jade przezyje (musi przeżyc!!) to co sie stało w pokoju Harrego jest takie hdbndurn!! Mam nadzieje, ze ta noga jej sie wygoi :)!! Co do zagubionych to śmiałam sie z reakcji Susan jak chłopaki wrócili!!(nawet nie wiem czego) czekam na nastepny rozdział jestem ciekawa tego lotu samolotemm!! Czekam na next i weny życze ~xoxo~

    OdpowiedzUsuń
  6. No no...relacja Jadę i Harry'ego powoli idzie w dobrym kierunku ( ludzie nie przesadzajcie z tą miłością). I tak się zastanawiam...dziewczyny, co wy macie do tego Filipa..? Weird. OMJ i jeszcze ta akcja w pokoju Harry'ego. BRAK TCHU.
    Czekam niecierpliwie na kolejne rozdziały. Życzę samych ciekawych pomysłów, które potem, mam nadzieję znajdą się na tym blogu jak najszybciej się da ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie też nie wiem, gdzie oni tu miłość widzą :D DZIĘKUJĘ, OBROŃCO FILIPA! :*

      Usuń
  7. Kurde ha chce juz next!! Czemu ty tak dobrze piszesz?? Jejku nie wytrzymam...

    OdpowiedzUsuń
  8. Super rozdział. Właśnie skończyłam czytać twojego bloga i czekan na następny rozdział..nie mogłam się po prostu oderwac od historii jade, harryego, susan, jakea, aarona i louisa...czy mi się wydaje, czy między harrym i jade4 coś się zaczyna dziać?? Nwm ..♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łooo, dziękuję <3 Chyba się już nie nienawidzą :P

      Usuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. O wow!! Genialny! Co tam w ogóle się dzieje xd? I tłumaczenie Harrego cxemu spał z Jade hahaha xd bezcenne!! Trochę się obawiam tego snu nie powiem ze nie bo to dość dziwne i przerażające haha :) nie mogę się doczekać nastepnego!!! Kocham i życzę weny ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, po raz kolejny! :D Zawsze jak dodam rozdział, czekam na komentarze od konkretnych ludzi i ty jesteś jednym z nich :D Dzisiaj dodam rozdział, przepraszam za zwłokę :(

      Usuń
  11. Kiedy nowy rozdział ? ❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń